Abp Jeremiasz: Jesteśmy jednym Kościołem

Paweł Bieliński (KAI)

publikacja 29.12.2007 20:17

Świadomość, że ostatecznie jesteśmy jednym Kościołem, stanowi wielkie osiągnięcie dotychczasowego dialogu katolicko-prawosławnego - uważa prawosławny arcybiskup wrocławsko-szczeciński Jeremiasz.

W wywiadzie dla KAI prezes Polskiej Rady Ekumenicznej deklaruje, że w roli "pierwszego biskupa" zjednoczonego Kościoła "prawosławni chętnie widzą" Biskupa Rzymu, o ile jego prymat nie będzie miał charakteru jurysdykcyjnego.

Abp Jeremiasz omawia także najnowszy roboczy dokument Międzynarodowej Komisji Mieszanej ds. Dialogu Teologicznego między Kościołem Katolickim i Kościołem Prawosławnym, wypracowany na jej posiedzeniu w Rawennie w dniach 8-14 października 2007 r.

A oto tekst rozmowy KAI z prawosławnym arcybiskupem wrocławsko-szczecińskim Jeremiaszem, prezesem Polskiej Rady Ekumenicznej:

KAI: Media w dość sensacyjnym tonie komentowały roboczy dokument Międzynarodowej Komisji Mieszanej ds. Dialogu Teologicznego między Kościołem Katolickim i Kościołem Prawosławnym, wypracowany na jej posiedzeniu w Rawennie w dniach 8-14 października 2007 roku. Ogłosiły nawet, że w dokumencie "Eklezjologiczne i kanoniczne konsekwencje sakramentalnej natury Kościoła" prawosławni uznali prymat papieża...

Abp Jeremiasz: Świadczy to tylko o bardzo dobrej atmosferze spotkania w Rawennie i o tym, że osiągnięto pewien postęp, choć moim zdaniem jest on dosyć skromny. Wyraża się on w tym, że strona katolicka zaaprobowała treść tzw. kanonu apostolskiego 34. Stanowi on, że biskupi każdego regionu (zespołu diecezji), powinni wybrać spośród siebie pierwszego i nie czynić niczego, co dotyczy całego regionu, bez jego wiedzy; on zaś nie powinien czynić niczego, co dotyczy całego regionu, bez wiedzy pozostałych biskupów. Na płaszczyźnie lokalnej obowiązuje więc z jednej strony zasada prymatu, a z drugiej - zasada soborowości.

W dokumencie podkreślono też podstawową zasadę eklezjologiczną, wywodzącą się z eklezjologii eucharystycznej, że Kościołem świętym, apostolskim i powszechnym jest każde zgromadzenie eucharystyczne pod przewodnictwem biskupa, czyli diecezja. To dowartościowanie roli biskupa, także w Kościele katolickim, jest niezwykle istotne.

Szumu w massmediach narobił kolejny element dokumentu, który nie został dobrze zrozumiany. Skoro obowiązuje zasada pierwszeństwa jednego z biskupów, jako pierwszego pośród równych, na płaszczyźnie lokalnej, a później regionalnej (co tłumaczy powstanie patriarchatów), to znaczy, że również pośród patriarchów może być pierwszy. Dotykamy tu problemu pierwszeństwa jednego z biskupów w całym świecie. Prawosławni chętnie widzą w tej roli Biskupa Rzymu. Oczywiście otwartą pozostaje kwestia, jak możemy pojmować ten prymat.

Komisja postanowiła działać bardzo ostrożnie. Przez najbliższe dwa lata będzie trwała praca przygotowawcza do dyskusji nad roboczym dokumentem nt. prymatu Biskupa Rzymu w pierwszym tysiącleciu. Następne dwa lata zostaną poświęcone przygotowaniu dokumentu nt. pojmowania prymatu w drugim tysiącleciu. Dopiero po tych czterech latach nastąpi dyskusja nt. kształtu prymatu w dzisiejszym Kościele.

Niektórzy teologowie dosyć pospiesznie wypowiadają opinie, że szybko się w tej kwestii zgodzimy. Ja nie przypuszczam, że tak się stanie, ponieważ istnieją istotne różnice w pojmowaniu roli Biskupa Rzymu w pierwszym tysiącleciu.

KAI: Na czym one polegają?

Abp Jeremiasz: Teologowie rzymskokatoliccy skłonni są przyjmować, że już w pierwszym tysiącleciu prymat papieża był praktykowany mniej więcej w takiej formie, jak obecnie. Prawosławni natomiast odpowiadają, że tak nie było, ponieważ pierwszeństwem w Kościele na całym świecie cieszyły się różne katedry. Jeszcze w okresie nowotestamentowym niewątpliwie należało ono do Jerozolimy. Następnie przez krótki czas Antiochia stanowiła centrum, z którego wyruszały misje - nie tylko w czasach apostolskich, ale również nieco później, o czym trochę zapomniano. Później był długi okres, kiedy do Kościołów cieszących się szczególnym szacunkiem należały Kościoły zarówno w Rzymie, jak też w Aleksandrii i w Salonikach.

Poza tym na Zachodzie istniały duże starożytne patriarchaty, np. akwilejski i portugalski. Pamięć o soborowej koncepcji Kościoła, w duchu 34. kanonu apostolskiego, zachowała się na Zachodzie w świadomości ogromnej liczby biskupów aż do XV wieku. Wyrazem tego są sobory w Konstancji i Bazylei, który obradował mimo rozwiązania go przez papieża Eugeniusza IV. Dopiero znajdujący się w tragicznej sytuacji polityczno-militarnej Bizantyjczycy przechylili szalę zwycięstwa w tym sporze, we Florencji w 1439 roku, na korzyść strony "rzymskiej".

Trzeba też wspomnieć o ważnym Kościele północnoafrykańskim w Kartaginie. Jego spory z Kościołem rzymskim brały się także ze swoistej konkurencji między nimi.

Nie zapominajmy również, że na decyzje pierwszych siedmiu soborów powszechnych, które wspólnie uznajemy, biskupi Rzymu nie mieli wielkiego wpływu. Papież nie był nawet obecny na żadnym z nich! Przysyłał swoich legatów, których rola była różna. Czasami byli to ludzie o mocnym charakterze i władczym usposobieniu, w związku z czym wpływali bardzo istotnie na obrady, ale na takiej samej zasadzie, jak każdy z biskupów obecnych na soborze.

Bywało, że głos decydujący mieli biskupi, którzy akurat nie zajmowali katedr szczególnie ważnych. Na pierwszym soborze powszechnym wiodącą postacią był Ozeasz z Kordoby. Na drugim soborze taką osobą był początkowo św. Grzegorz Teolog. Przebieg soborów powszechnych jest dla eklezjologii rzeczą istotną, podobnie jak to, że zdarzały się przypadki potępienia biskupów Rzymu jako heretyków, np. papieża Honoriusza I przez VI Sobór Powszechny (pierwszy kanon tego soboru). Trzeba to wszystko widzieć i uwzględniać.

Kwestia prymatu w żadnym wypadku jednak nie może przesłonić podstawowego elementu eklezjologicznego, jakim jest soborowość. Mamy więc do czynienia z całym kompleksem problemów, które są niewątpliwie trudne i w których istnieją różnice, chociaż wydaje się, że jest duża szansa na osiągnięcie porozumienia.

KAI: Kiedy więc prawosławny patriarcha Bartłomiej I z Konstantynopola mówi, że byłby gotów uznać prymat Biskupa Rzymu, o ile byłby on rozumiany tak, jak w pierwszym tysiącleciu, to na pewno nie ma na myśli katolickiego rozumienia prymatu?

Abp Jeremiasz Tak. Na pewno nie chodzi o prymat jurysdykcyjny.

KAI: Jak się ta koncepcja pierwszeństwa w Kościele ma do rezygnacji przez Benedykta XVI z tytułu Patriarchy Zachodu?

Abp Jeremiasz: Tego nie wiemy. Strona prawosławna pytała o to stronę katolicką, ale nie doczekała się odpowiedzi. Była tylko pewna wypowiedź, która pozwala zrozumieć tę decyzję. Jeden z dyskutantów ze strony katolickiej powiedział, że pojęcie Patriarchatu Zachodu w odniesieniu do obecnego kształtu Kościoła katolickiego, a więc Kościoła pozostającego w jurysdykcji papieża, jest dziś tak szerokie, że właściwie nie można tej nazwy zachować dla tak rozległego terytorium, obejmującego obie Ameryki, Australię, itd. Trzeba więc zmodyfikować to pojęcie, dostosowując je do aktualnej sytuacji eklezjalnej. Kiedyś był to tytuł zrozumiały.

Ale rzeczywiście granice tradycyjnych patriarchatów powinny być określone na nowo. Również w Kościele prawosławnym doświadczamy tego, że ich obecna forma nie odpowiada rzeczywistemu stanowi Kościoła. Powstał szereg potężnych Kościołów, które nie istniały w pierwszym tysiącleciu, choćby Kościół katolicki w Polsce, Rosyjski Kościół Prawosławny czy Rumuński Kościół Prawosławny. Myśl kanoniczna nie nadążyła tutaj za historycznym rozwojem.

KAI: Jakie prerogatywy można by, zdaniem Księdza Arcybiskupa, przyznać temu, kto sprawowałby prymat w zjednoczonym Kościele?

Abp Jeremiasz: Na pewno prawo i obowiązek zwoływania soborów oraz przewodniczenie jakiemuś stałemu Synodowi Biskupów. Zgodnie ze starym zwyczajem patriarchalnym w każdym Kościele istnieje Synod Biskupów. Prawosławni chcą, by taki Synod powstał też w jednym Kościele chrześcijańskim. Byłoby to gremium dość pokaźne.

W myśl starej zasady kanonicznej, pierwszy ma również obowiązek zadbania o obsadę diecezji po śmierci ordynariusza poprzez zainicjowanie powołania jego następcy. Odpowiada za to biskup sprawujący prymat regionalny, ale gdyby zaistniały jakieś konflikty, dobrze jest mieć kogoś, kto posiada prerogatywy rozstrzygania trudnych spraw.

W kompetencji prymatu byłaby sprawa kontaktów ze światem zewnętrznym, jak również koordynacja życia kościelnego na różnych odcinkach, jest bowiem cały szereg problemów ogólnokościelnych. Nie chodzi jednak o centralistyczne zarządzanie Kościołem, tak jak się zarządza np. państwem.

KAI: Czy "pierwszemu biskupowi" przysługiwałyby także jakieś elementy jurysdykcji?

Abp Jeremiasz: Na pewno nie. Mówienie o kompetencjach jurysdykcyjnych w stosunku do jakiegokolwiek Kościoła lokalnego, jakim jest diecezja, narusza podstawy eklezjologii eucharystycznej, której zręby zostały wspólnie uznane przez Kościół prawosławny i katolicki. Stanowi ona bazę, na której budujemy. Eklezjologia ta, sformułowana przez wybitnych teologów prawosławnych XX w., takich jak o. Nikołaj Afanasjew i Nikos Nissiotis, doszła mocno do głosu w Kościele katolickim na Soborze Watykańskim II. Wybitnym przedstawicielem tego typu myślenia jest współprzewodniczący Komisji ze strony prawosławnej metropolita Jan z Pergamonu (Ioannis Zizioulas). Prymatowi przysługiwałoby to, co prawosławni nazywają pierwszeństwem honorowym, które jednak jest więcej niż honorowe, ponieważ łączy się z pewnymi prerogatywami.

KAI: Jaka jest ranga dokumentów wypracowywanych przez Komisję? Czy są to tylko pewne propozycje grona teologów, czy też za zawartymi w nich sformułowaniami stoi autorytet Kościołów?

Abp Jeremiasz: Zależy to od tego, czy Kościoły je zaakceptują. W przypadku dokumentu nt. sakramentalnej struktury Kościoła na takim etapie jeszcze nie jesteśmy, bo nie wypracowaliśmy tekstu, który byłby formalnie zatwierdzony jako obowiązujący.

Do tej pory Międzynarodowa Komisja Mieszana ds. Dialogu Teologicznego opracowała dwa dokumenty, które zostały - czy to formalnie, czy też faktycznie w toku procesu recepcji - uznane. Pierwszy, który dotyczył Trójcy Świętej, mówił m.in. o pochodzeniu Ducha Świętego. Został on zaakceptowany przez wszystkie Kościoły prawosławne, a Jan Paweł II ogłosił z okazji 1600. rocznicy II Soboru Powszechnego słynny list, z którego wynikało, że symbol wiary powinien być używany bez dodatku Filioque. Drugi dokument, dotyczący kapłaństwa, również został przyjęty.

Powiedziałbym, że podstawowy zrąb eklezjologiczny dokumentu z Rawenny został już zaakceptowany przez prawosławnych, ponieważ odzwierciedla on opinię Kościoła prawosławnego. Zobowiązuje to prawosławnych do określonej postawy w stosunku do Kościoła katolickiego. Ma to o tyle praktyczne znaczenie, że wręcz nakazuje prawosławnym dostrzegać w Kościele katolickim - mocniej niż przedtem - Kościół siostrzany.

Moim zdaniem nie trzeba tu oczekiwać aktów formalnych. Dokonało się prawdziwe zbliżenie w życiu i w świadomości Kościołów, co jest o wiele ważniejsze niż jakieś formalne akty uznania. Świadomość, że ostatecznie jesteśmy jednym Kościołem, stanowi wielkie osiągnięcie dotychczasowego dialogu.

KAI: Czy nie zaćmi tego osiągnięcia fakt, że Rosyjski Kościół Prawosławny wyłączył się z prac Komisji z powodu sporu z Patriarchatem Konstantynopola o kanoniczną podległość Kościoła prawosławnego w Estonii?

Abp Jeremiasz: Ale praca Komisji nie przebiega w oderwaniu od Kościoła rosyjskiego. Nadal ma on prawo się wypowiedzieć w taki czy inny sposób. Problem dla dialogu powstałby dopiero wtedy, gdyby któryś z Kościołów wystąpił z oficjalnym stanowiskiem, podważającym podstawowe tezy przyjętego dokumentu. W momencie, gdy nie ma takiego stanowiska, praca Komisji trwa bez przeszkód. W dialogu prawosławno-katolickim istnieje tak ogromna wola porozumienia po obu stronach, iż co do jego przyszłości można być optymistą.

Da Bóg, że wewnątrzprawosławne problemy zostaną rozwiązane. Konflikty mogą niepokoić, denerwować, rodzić wiele pytań, ale można też na nie spojrzeć jak na wydarzenia radosne, bo pokazują, że Kościół prawosławny żyje pełnią życia. Trzeba także dostrzegać, że niektóre decyzje Patriarchy Konstantynopola niezupełnie idą po linii myślenia teologiczno-kanonicznego, którą reprezentuje dokument z Rawenny.

Wschód był miejscem wielkich debat teologicznych. Przebiegały one nieraz z udziałem struktur państwowych, co wiązało się ze stosowaniem przemocy, której później wszyscy się wstydzili. Np. spory ikonoklastyczne były elementem polityki państwa, które chciało zniszczyć kult ikon; polityki podbudowanej jakąś teologią, która okazała się fałszywą, nieprawosławną.

Spróbujmy popatrzeć na rozłamy w Kościele również od strony dostrzegania ich pozytywnych skutków. Można to stwierdzić z ubolewaniem, ale to dzięki nim Kościół uniknął odejścia od nauczania Chrystusa. Jeśli centralistyczny model Kościoła, zbudowany na zasadzie piramidy, zostałby powszechnie przyjęty, oznaczałoby to właściwie koniec chrześcijaństwa. Rozłam w XI wieku, później Reformacja, a przedtem jeszcze wiele rozłamów w łonie Kościoła Wschodniego były - jak rana, jak choroba - przejawem tego, że w życiu Kościoła działo się coś niewłaściwego. Pokazały, że trzeba wracać do zdrowia. Trzeba również od tej strony popatrzeć na bolesny fakt podziałów.

KAI: Czy zdążymy zabliźnić tę ranę przed końcem świata?

Abp Jeremiasz: Można przypuszczać, że tak się stanie, jeśli taka będzie wola Boża, jeśli Duch Święty tak poprowadzi.

Rozmawiał Paweł Bieliński

grudzień 2007