Kościół fascynuje, bo nic w nim nie ulega zmianom

KAI |

publikacja 04.09.2018 06:49

Wykorzystywanie Kościoła prawosławnego dla własnych interesów jest jednym z priorytetów rosyjskich polityków, najwyższych szczebli nie wyłączając – mówi ks. prof. Georgij Mitrofanow, prawosławny kapłan, kierownik katedry historii Kościoła w Sankt-Petersburskiej Akademii Duchownej.

Kościół fascynuje, bo nic w nim nie ulega zmianom Roman Koszowski /Foto Gość "Dziś od kapłanów bardzo mało słyszymy o Chrystusie czy o niezbędności przemiany duchowej, bądź o własnej niedoskonałości. Słyszymy zaś o konieczności odrodzenia wielkiego kraju, zdemaskowaniu knowań niezliczonych wrogów, zarówno zewnętrznych jak i wewnętrznych"

Wywiad ukazał się na rosyjskim portalu „Symbol Wiary”, publikujemy jego obszerne fragmenty.

„Symbol Wiary”: Jak Ksiądz Profesor przyjął fakt, że Giennadij Ziuganow (przewodniczący Komunistycznej Partii Federacji Rosyjskiej), oświadczył wprost patriarsze Cyrylowi II, że komuniści zrobili wiele dobrego dla Rosyjskiego Kościoła Prawosławnego?

O. Georgij Mitrofanow: Ziuganow wielokrotnie zwracał się do Kościoła, mając nadzieję otrzymać od niego poparcie dla swojej działalności. Nie ma w tym niczego nowego. On pozostał wierny swojemu idolowi Stalinowi. Kiedy w roku 1943, Stalin zaczął, w swoich interesach posługiwać się Kościołem, zniszczonym przez niego samego, trwało to sześć lat. W roku 1949 wznowił on prześladowania Kościoła. Postępował tak, jak zawsze działali komuniści – przywłaszczyć cudze, aby posługiwać się tym dla własnej korzyści.

Obecnie sytuacja jest inna niż w roku 1943. Nasz Kościół nie znajduje się na granicy fizycznego zniszczenia, jak to było wówczas i posiada pewne wpływy. Natomiast wykorzystywanie Kościoła prawosławnego dla własnych interesów jest jednym z priorytetów rosyjskich polityków, najwyższych szczebli nie wyłączając.

W Kościele prawosławnym pojawiło się wielu ludzi, którzy przez całe swoje życie byli świadomie, albo i nie, bezbożnikami – antychrześcijanami. Teraz oni ze zdumiewającą łatwością zaczęli chodzić na nabożeństwa, przeważnie paschalne i bożonarodzeniowe, żegnać się, a nawet pościć, nie zastanawiając się poważnie nad Chrystusem, nie próbując nadać nowego sensu swojemu życiu, przemienić się wewnętrznie.

W konsekwencji w naszym życiu kościelnym zaczęli dominować ludzie, którzy w istocie nie doświadczają Chrystusa, duchowej przemiany. Kościół ich fascynuje dlatego, że w nim – w odróżnieniu od zmieniającego się świata – nic nie ulega zmianom. W Cerkwii - zgodnie z ich rozumieniem – nie trzeba brać odpowiedzialności na swoje barki, analogicznie jak w totalitarnym społeczeństwie sowieckim. Nie trzeba realizować własnej wolności, a wystarczy podążać zwartymi szeregami ku jakiemuś słusznemu, dalekiemu celowi.

Interesuje ich droga, gdzie można, tak jak poprzednio, szukać wrogów, obecnie już wprawdzie nie pod postacią agentów imperializmu, tylko heretyków, nowych modernistów, gejów i wszelkiego rodzaju liberastów (wysoce pogardliwa nazwa nadawana w Rosji liberałom, nawiązująca do pederastów - KAI). Z takiej perspektywy łatwo im mówić o nikczemności Zachodu i o własnej wielkości.

Zamiast głosić, że żyjemy w niepowtarzalnym kraju – Związku Radzieckim – budującym socjalizm, twierdzą, że żyją na świętej Rusi, która rzeczywiście, według nich, jest bardziej uduchowiona i dokonuje słuszniejszych wyborów, niż inne kraje „pozbawione duchowości”. Założenia ideologiczne pozostały bez zmian, a tylko zewnętrznie zostały przyprawione „atrybutyką” prawosławną.

Dziś od kapłanów bardzo mało słyszymy o Chrystusie czy o niezbędności przemiany duchowej, bądź o własnej niedoskonałości. Słyszymy zaś o konieczności odrodzenia wielkiego kraju, zdemaskowaniu knowań niezliczonych wrogów, zarówno zewnętrznych jak i wewnętrznych. Jest to nieustanne powtarzanie bredni, że dotychczas biedna i dlatego uduchowiona Rosja stanowi przeciwwagę dla pozbawianego duchowości Zachodu.

Najstraszniejsze jest to, że Kościół Prawosławny przestaje już być Kościołem Chrystusowym, a staje się ogólnorosyjską organizacją agitacyjno-rytualną. Łączy on w sobie cechy punktu agitacyjnego z kombinatem usług rytualnych, w coś praktycznego, absolutnie nie służące duszy ludzkiej. Konstatujemy, że wśród zwolenników partii komunistycznej są ludzie, którzy jednocześnie uważają się za prawosławnych chrześcijan. Jest to wielkie bluźnierstwo w stosunku do męczenników XX wieku, których zupełnie niedawno wynieśliśmy na ołtarze.

Będąc profesorem Petersburskiej Akademii Duchownej w swoich pracach dydaktycznych, publicystycznych i misyjnych, za jedno z zadań uważam wywołanie w naszych kapłanach poczucia winy i wstydu za to, czym był nasz kraj przez lat siedemdziesiąt, pod władzą komunistów. Będąc członkiem Komisji Synodalnej ds. Kanonizacji, która przygotowała kanonizację Chóru Męczenników i Wyznawców Rosyjskich, zawsze traktowałem tę kanonizację za nieprzezwyciężoną przegrodę wobec jednoczenia komunizmu z chrześcijaństwem.

Jako kapłan prawosławny, konstatuję ten smutny fakt tym, że naród rosyjski, w odróżnieniu od innych narodów, okazał się słabiej przygotowany duchowo na to aby nie poddać się pokusie komunistycznej utopii. Widocznie moi poprzednicy, prawosławni kapłani, wychowując przez tysiąclecie lud, nie zdołali ukształtować w nim takiego światopoglądu chrześcijańskiego, który umożliwiłby dostrzec w komunizmie duchową pokusę.

SW: Tysiąc lat chrystianizacji Rusi poszło na marne?

- Nie. Jeśli nie byłoby tysiącletniej chrześcijańskiej historii Rusi, to Rosji nie byłoby w ogóle.

SW: Patrząc na relacje Kościoła i władz rosyjskich, mamy wrażenie, że stanowią one jedną całość. Ale obecnie, kiedy wpływ władzy na Kościół jest zauważalny, nie odczuwamy wpływu Kościoła na władze. Dlaczego?

- Jest dowód na to, że Kościół i państwo nie zlały się jeszcze.

SW: A jak mają się do tego wszelkie publiczne całowania się hierarchów z najwyższymi państwowymi urzędnikami, dawanie im prezentów na święta kościelne?

- Cechą charakterystyczną obecnej władzy jest jej głęboka bezideowość. Co jakiś czas nasi przywódcy uświadamiają sobie, że trzeba dać elektoratowi jakąś ideologię. Powstaje pokusa wykorzystania prawosławia.

Jestem pewien, że większość naszych urzędników państwowych, to ludzie głęboko niekościelni, chociaż i chodzący do świątyń. Jeśli oni byliby rzeczywiście chrześcijanami, to nie byłoby takiej korupcji i nadużywania stanowisk, ani wielu innych patologii życia państwowego. Wiara bez uczynków martwą jest!

SW: Dlaczego niektóre wypowiedzi kapłanów przypominają głębokie średniowiecze?

- „Ruś została ochrzczona, ale nie oświecona”. Te słowa Mikołaja Leskowa są aktualne również dla naszych czasów. Znaczna część chrześcijan, nawet tych chodzących do cerkwi nie posiada światopoglądu chrześcijańskiego. Widzimy zwyczajne atrybuty tej samej rytualnej, nawykowej, ludowej pobożności, która była obecna przez wieki na Rusi.

W historii Rosji mieliśmy znamienite przykłady nielicznych świętych i leżące w swej istocie w pogaństwie życie większości chrześcijan prawosławnych. Wyszło to na powierzchnię w roku 1917 i wychodzi teraz.

Podróże do miejsc świętych, pielgrzymki na Athos, ofiary na świątynie - nie przeszkadzają naszym czynownikom w braniu łapówek i rozkradaniu kraju. Oni wypełniają swoje obowiązki wobec Boga, tak jak je rozumieją: przyjęli chrzest, odwiedzili komfortowym środkiem lokomocji Jerozolimę. Pamięta pan, jak mówiono o nomenklaturze partyjnej: „Naród i partia to jedność, podzielone są tylko sklepy?”. To samo mają oni dziś, tylko na poziomie życia kościelnego: VIP-pielgrzymki, itd. Nieprzypadkowa była również VIP-kolejka do świętego Pasa Matki Bożej. Świadczy to o tym, że nie mają oni najmniejszego pojęcia o autentycznym chrześcijaństwie.

Od czasów Rusi Kijowskiej można mówić o „dwuwierze” naszego ludu, potrafiącego łączyć w swoim życiu religijnym zewnętrzne elementy życia kościelnego z głębokimi przeżyciami o charakterze pogańskim. Po co poganin zwraca się do swojego boga? Po to, aby on pomagał jemu urządzić mieszkanie. Natomiast chrześcijanin zwraca się do Chrystusa dlatego, że chce przemienić siebie samego. Nie jest on zadowolony z siebie a jest natchniony wielkością Chrystusa. Właśnie dlatego, spośród tych, którzy od początku chodzili za Chrystusem, krzycząc „Daj, daj nam cud!”, a potem „Ukrzyżuj Jego!” - autentycznych uczniów nie było wielu.

Jeśli w Rosji życie stanie się bardziej szczęśliwe, jeśli zaczną normalnie funkcjonować systemy ochrony zdrowia, zabezpieczeń socjalnych i organy ochrony prawa, to nasze świątynie opustoszeją.

SW: Tak jak w Europie?

- Tak, dlatego, że większość ludzi – jest to prawo natury ludzkiej – zwraca się do Boga, aby otrzymać coś od niego, aby On uczynił lepszym ich życie na ziemi. Jeśli czegoś z tego udaje się dokonać dzięki ludzkiemu wysiłkowi, to dla wielu Bóg staje się niepotrzebny.

SW: Jaki jest poziom wykształcenia kapłanów?

- Do dziś połowa duchowieństwa nie posiada wykształcenia teologicznego.

SW: A czy oni sprawują służbę Bożą?

- Tak. Przy udzielaniu święceń bardzo wielu biskupów nie żąda ani dyplomu ukończenia seminarium, ani akademii.

SW: Wychodzi na to, że kapłan może być analfabetą?

- W zasadzie, tak... A dlaczego Pan się dziwi? Jeśli przypomnieć historię, to system kształcenia duchowieństwa pojawił się w Rosji dopiero w początkach wieku XVIII. Do tego czasu można było spotkać kapłanów nie umiejących czytać. Oni po prostu od dzieciństwa wykuwali na pamięć wszystkie teksty liturgiczne, które musi odmawiać kapłan.

W latach dziewięćdziesiątych sytuacja ukształtowała się w taki sposób, że trzeba było otwierać więcej świątyń i ktoś musiał je obsługiwać. Co dotyczy szkół duchownych, mieliśmy wtedy trzy seminaria i dwie akademie, później zaczęto otwierać nowe. Stało się to przyczyną poważnego problemu. Dziś, z czterdziestu działających seminariów, na miano prawdziwych zasługuje nie więcej niż dziesięć. Pozostałe to niepełnowartościowe, prowincjonalne szkoły, które przygotowują niedokształconych kapłanów.

SW: A co będzie dalej?

- Staramy się choć trochę ten stan zmienić. Ale w sytuacji, kiedy nasz kraj znajduje się w głębokiej zapaści demograficznej, do naszej akademii zgłasza się bardzo niewielu abiturientów. Prestiż szkoły duchownej, tak jak i prestiż Kościoła, jest dziś znacznie niższy, niż w początkach lat dziewięćdziesiątych. Dzieci z przyzwoitych rodzin rzadko wybierają szkoły duchowne.

SW: Wchodząc do cerkwi, człowiek w pierwszej kolejności spotyka tzw. babulki, które zaczynają doradzać, w jakiej postawie stać, żegnać się, dokąd i po co. Słyszałem, że wśród nich znajduje się wiele pracownic aparatu partyjnego, a nawet KGB. Na ile ta opinia jest zgodna z prawdą?

- Teoretycznie nawrócić się może i pracownik aparatu partyjnego i funkcjonariusz KGB, ale zdarza się to bardzo rzadko. Ważne jest coś innego. Kim są dzisiejsze babulki w cerkwiach? Są to komsomołki lat sześćdziesiątych i siedemdziesiątych. Epoka patriarchalnie-cerkiewnych staruszek, dawno już minęła. Spotykamy w cerkwiach ludzi mających mentalność sowiecką. Przyszły one do cerkwi z powodu własnej samotności, trudnego położenia. Same niczego nie wiedzą, ale są gotowe uczyć wszystkich. Nie są natomiast gotowe do okazywania tolerancji i życzliwości.

SW: Budzi niepokój bezrefleksyjność w ich zachowaniu...

- Bezrefleksyjność, bezwolność w powtarzaniu sloganów, to permanentny stan człowieka sowieckiego, któremu było bardzo dobrze wtedy, kiedy nie musiał myśleć. Dawniej myślała za niego partia, teraz – hierarchia kościelna.

SW: Jak Ksiądz Profesor uważa, na ile ważna dla Rosyjskiego Kościoła Prawosławnego jest sprawa budowy w Paryżu soboru i Centrum Kultury za 50 mln euro, które obiecał Putin. Czy potrzebne jest propagowanie prawosławia na Zachodzie?

- W Paryżu znajduje się sobór katedralny pw. św. Aleksandra Newskiego i nie ma żadnej potrzeby takich kosztownych inwestycji. Jeżeli by takie środki zostały przeznaczone na edukację, działalność misyjną i inne projekty kościelne, byłoby to niezmiernie ważniejsze. Muszę powiedzieć także to, że oprócz części stołecznych kapłanów żyjących w wywołującym zgorszenie dobrobycie, są u nas wiejscy kapłani, którzy żyją w nędzy. Niektóre z naszych szkół duchownych ledwie ciągną swoje żałosne istnienie. Właśnie tu należałoby włożyć te środki.

SW: Jeszcze prezydent Miedwiediew obiecał patriarsze 3 mld rubli na odbudowę Monasteru Nowojeruzalimskiego. Takiej sumy wystarczyłoby na Fundusz Emerytalny średniej rosyjskiej guberni. Dlaczego Kościół z łatwością przyjmuje tak szczodre podarunki od władz?

- Rosyjski Kościół Prawosławny doznał kolosalnych strat w czasach radzieckich. Kto inny, jak nie państwo, które burzyło świątynie, powinno je odbudowywać? Inną kwestią jest to, czy potrzeba przywracać do życia wszystko to, co zostało zburzone? Słusznie się mówi, że Kościół opiera się nie na belkach, a na żebrach, czyli na ludziach. Poszliśmy drogą odbudowy wszystkich starych cerkwi, nie zastanawiając się nad tym, czy są one potrzebne? Przecież w okolicach wiejskich wiele z odremontowanych świątyń stoi puste dlatego, że okoliczne wsie wymierają.

Niezbędna jest rozumna polityka, Nie potrzeba odbudowywać wszystkiego, co zostało zburzone. Nie da się tego zrobić na dawnym poziomie, wyjdzie kopia budząca wątpliwości, a środki będą wkładane w ściany i kamienie...

SW: Rodzi to też korumpowanie czynowników państwowych przez duchownych?

- Kościół, tak postępując, jeszcze bardziej będzie wplątywać się w wątpliwe moralnie współczesne życie ekonomiczne. Doprowadzi to do duchowego rozkładu duchowieństwa i wiernych.

SW: A dlaczego Kościół do tej pory sam nie przeprosił i nie ogłosił pokuty za swą kolaborację z ateistycznym reżimem?

- Przypadki pokuty zdarzały się. Na przykład dziś już emerytowany metropolita wileński i litewski Chryzostom (Martyszkin). Ale takich przypadków mamy rzeczywiście niewiele.

Pewien niemłody kapłan, dobrze znający specyfikę rzeczywistości radzieckiej, powiedział mi kiedyś: „Niech ksiądz zwróci uwagę na starych kapłanów. Szczególnie na tych, co dużo krzyczą o patriotyzmie i wielkiej Rosji. Oni na pewno byli donosicielami”. „Dlaczego?” - zapytałem. „Dlatego, że u takiego rodzi się konieczność rekompensaty psychicznej. On nie może przyznać się do przejawienia słabości wobec współpracowników bezpieki i władz, wobec tego chce usprawiedliwić ją tym, że służył nie im, a Ojczyźnie, która zawsze była wielką, świętą Rusią. W istocie jest to podstępna chytrość. Grzech powinien być określony jako grzech. W interesie samego grzesznika.

SW: Niedawno patriarcha przyjechał na konsekrację cerkwi przy Akademii FSB (Federalnej Służby Bezpieczeństwa)

- Obecna FSB nie prowadzi prześladowań Kościoła.

SW: Ale w gabinetach jej funkcjonariuszy do dziś można spotkać portrety Feliksa Dzierżyńskiego.

- Dlatego, jak mi się wydaje, byłoby rozsądnie postawić jako warunek otwarcia świątyni przy ich akademii, usunięcie z niej portretów, przypuśćmy Dzierżyńskiego. Ponadto sądzę, że „epoka” resortowych świątyń już minęła. Przed rewolucją każdy urzędnik państwowy musiał raz w roku przystąpić do Komunii św. i dostarczyć zaświadczenie o tym swojemu kierownictwu.

Dzisiaj rzeczywistość jest następująca: praktykujących chrześcijan wśród urzędników państwowych i wojskowych jest niezwykle mało, nikt od nich nie żąda wyznawania wiary prawosławnej. Nie widzę wiec potrzeby istnienia resortowych świątyń prawosławnych. Nie mogę pojąć, dlaczego została zbudowana cerkiew przy Akademii FSB, nie ma w niej przecież wystarczającej ilości praktykujących chrześcijan.

SW: Czy Ksiądz Profesor ufa tym publikacjom, które ujawniają „kagiebowski” pseudonim patriarchy Cyryla, jako jej współpracownika?

- Poważnych publikacji jest mało. W końcu roku 1991 przy aktywnym uczestnictwie grupy deputowanych do Rady Najwyższej Rosji, w skład której wchodził były kapłan Gleb Jakunin, zostały opublikowane pseudonimy agentów. Później już żadnych poważnych publikacji nie było.

SW: To znaczy, że Ksiądz Profesor nie wierzy?

- Będąc historykiem w takich kwestiach powinienem kierować się nie swoją wiarą, albo niewiarą, a konkretnymi dowodami. Spotkawszy się z materiałami GPU, NKWD i nawet KGB, wiem, że tam również były falsyfikaty. W czasach radzieckich, praktycznie z całym duchowieństwem bezpieka prowadziła „dyskusje”.

A później, kiedy seminarzyści stawali się kapłanami, specsłużby starały się wprowadzić ich w swoje działania na podstawie podpisu o współpracy wraz z nadaniem pseudonimu. Możemy jedynie przypuszczać ilu było takich „współpracujących”. Myślę, że ok. 50% duchowieństwa. Motywy mogły być różne. Jedni, w taki sposób chcieli zrobić karierę, inni aby służyć Kościołowi w takich warunkach jakie istniały. W każdym jednak wypadku, podobny krok staje się krokiem, który w konsekwencji skłania człowieka do skruchy. Mogę tylko przypuszczać, że niemało kapłanów, którzy rozpoczęli swoją służbę Bogu w latach sześćdziesiątych-osiemdziesiątych, miało swoje pseudonimy.

Proszę zrozumieć, obrzydliwość czasów sowieckich wyrażała się w tym, że stawiały one ludzi w takich warunkach, że trzeba było stać się albo bohaterem, albo podlcem. Człowiek, który chciał realizować swój talent, był zmuszony wstąpić do partii. Ludzie szli na kompromis – zarówno w Kościele, jak i w świecie.

Doskonale zdaję sobie sprawę, przez co musieli przechodzić kapłani czasów radzieckich. Człowiek był w stanie trzymać się pięć, dziesięć lat, a potem poddawał się. Ale posiadanie agenturalnego pseudonimu nie musiało oznaczać, że dany człowiek zdradził Chrystusa. Każdy przypadek należy sprawdzić oddzielnie.

W swoim czasie metropolita Sergiusz (Stragorodzki) poszedł na ustępstwa wobec władzy radzieckiej. Zgodził się na mianowanie biskupów dopiero po uzgodnieniu z GPU (Główny Zarząd Polityczny przy Ludowym Komisariacie Spraw Wewnętrznych, jedna z kolejnych nazw sowieckiej bezpieki, stosowana w latach 1922-34). Po wojnie ani jeden biskup nie mógł wyświęcić kapłana bez uprzedniego uzgodnienia z pełnomocnikiem Rady ds. Rosyjskiego Kościoła Prawosławnego, czyli oficerem organów bezpieczeństwa. Nad całością kadr w Kościele rozciągnięto bezwzględną kontrolę. Ale nawet taka sytuacja nie przeszkodziła niektórym kapłanom pozostać niezależnymi. Byli tacy, którzy w sposób wolny wypełniali swoją misję. Należy przypomnieć postać o. Aleksandra Mienia.

SW: Obecnie pojawiła się moda na duchowników. Mówią, że ojca duchownego ma nawet Putin i inni ludzie znajdujący się u władzy. Czy zdaniem Ojca Profesora są on w stanie w jakiś sposób wpływać na swoich podopiecznych?

- Archimandrytę Tichona Szewkunowa znam osobiście, ale on mi wprost powiedział, że nie jest duchownikiem Putina. Myślę, że dla naszego prezydenta głównym duchownikiem jest on sam.

Kim jest duchownik? W istocie nie jest to ojciec duchowny, który określa wolę penitenta. Takie relacje rzadko powstają, nawet w warunkach klasztornych. Wielu prawosławnych nie posiada stałych spowiedników, spowiedź dokonuje się w przepełnionych cerkwiach, niczym na taśmie produkcyjnej.

SW: Dlaczego, zdaniem Księdza Profesora, zarówno działacze Kościelni, jak i urzędnicy państwowi, są skłonni widzieć w Zachodzie wroga Rosji? Dlaczego oni wszyscy negatywnie wypowiadają się i o liberalnej demokracji, prawodawstwie dla nieletnich i europejskich wartościach kulturowych?

- Wydaje mi się że ciągle eksploatuje się u nas stereotypy, które odziedziczyliśmy po sowieckiej przeszłości. Własną wielkość można zaprotokołować jedynie metodą poniżania innych. Wychodzi w rezultacie, że jesteśmy dobrzy nie dlatego, że u nas jest coś pozytywnego, a dlatego, że u nich, naszych bliźnich, jest jeszcze gorzej.

Na Zachodzie również są problemy, ale aby je zrozumieć należy się przysłuchiwać temu, co o nich mówi Kościół rzymskokatolicki. On jest dostatecznie niezależny od państwa i społeczeństwa. Zgadzam się z tym, że występują skrajności w prawodawstwie dla nieletnich, chociaż nie powinniśmy się jego obawiać, wiedząc w jak opłakanym stanie znajduje się nasza rodzina. Zgadzam, że niedopuszczalne są jednopłciowe związki małżeńskie i ich państwowa rejestracja. Ale z mojego punktu widzenia, wychodzące na Zachodzie magazyny „Playboy” i „Maxim” deprawują młodzież mniej, niż życie w rosyjskich akademikach, hotelach robotniczych czy komunalnych mieszkaniach.

Mówimy, że na Zachodzie istnieje społeczeństwo konsumentów. Ale pożądanie pieniędzy i pragnienie korzyści materialnych, w takim stopniu jak w naszym społeczeństwie tam nie występuje. Jest to zrozumiałe, bo my mamy społeczeństwo zawistnych biedaków.

SW: Czy zdaniem Księdza Profesora Rosyjski Kościół prawosławny ma przed sobą przyszłość, jeśli nie będzie dlań wsparcia ze strony państwa?

- Oczywiście, że ma, dlatego, że jest Kościołem Chrystusowym, a bramy piekielne nie zwyciężą go.

***

Ks. Mitrat Prof. dr Georgij Nikołajewicz Mitrofanow, kapłan Rosyjskiego Kościoła Prawosławnego, mitroforny protojerej (mitrat), profesor i kierownik katedry Historii Kościoła w Sankt-Petersburskiej Akademii Duchownej od roku 2005, historyk Kościoła, publicysta i krytyk filmowy.

Kandydat (doktor) Nauk Historycznych od roku 2008 i doktor habilitowany teologi od r. 2013. Członek Synodalnej Komisji ds. Kanonizacji Świętych. Temat jego pracy habilitacyjnej brzmiał: „Duchowno-historyczny fenomen komunizmu, jako przedmiot badań krytycznych w rosyjskiej myśli filozoficzno-religijnej pierwszej połowy XX wieku”. Autor szeregu książek z historii Rosji i rosyjskiej Cerkwi.