Kafir w niewoli

publikacja 19.06.2019 06:00

O pobycie w niewoli u dżihadystów, wierności Chrystusowi i o tym, dlaczego chrześcijanie nie chcą wracać do Iraku, opowiada bp Saad Sirop Hanna.

Kafir w niewoli Tomasz Gołąb /Foto Gość

Jakub Jałowiczor: Czy po uwolnieniu spotkał Ksiądz Biskup swoich porywaczy?

bp Saad Sirop Hanna: Miesiąc po uwolnieniu wyjechałem z kraju. Spędziłem trzy lata we Włoszech. Potem wróciłem do Bagdadu, ale nigdy nie spotkałem ludzi, którzy mnie porwali.

Czy wiadomo, co się z nimi stało?

Mam nadzieję, że ich to nie spotkało, ale wielu takich ludzi zginęło w walkach i bombardowaniach. Sytuacja pogorszyła się w ciągu trzech lat mojej nieobecności.

W takim razie nie wie Ksiądz Biskup także, co się stało z Abu Hamidem, który Księdzu pomagał w czasie pobytu w niewoli?

Nie, nie wiem. Niekiedy myślę, że nie chcę wiedzieć, kim był. Czasem – że gdybym wiedział, wysłałbym mu list. Jednak będąc daleko od tego człowieka, chciałbym mu z serca podziękować za to, co robił.

Dlaczego właściwie został Ksiądz Biskup porwany?

Mogę domniemywać, że istniało wiele powodów. Byłem jedynym księdzem, który został w okolicy.

Po rozpoczęciu amerykańskiej interwencji?

Nie, po interwencji z 2003 r. wróciłem do Iraku ze studiów we Włoszech. I zostałem na miejscu po rozpoczęciu wojny domowej między szyitami a sunnitami. W mojej okolicy w Bagdadzie istniały cztery wspólnoty, ale w żadnej nie było proboszcza. Wszyscy wyjechali, więc byłem ostatnim księdzem w ostatniej parafii. Należało do niej wiele osób i może tego obawiali się porywacze. Może chcieli uderzyć w serce wspólnoty chrześcijańskiej. Może też działali dla pieniędzy. Nie wiem, jaki był prawdziwy motyw. Kiedy z nimi rozmawiałem, kłamali, że chodzi o wymianę więźniów, że chcą pieniędzy od Kościoła albo że liczą na wymianę jeńców z Amerykanami. Urodziłem się w Bagdadzie i potrafię odróżnić szyitów od sunnitów po sposobie mówienia, cytowania Koranu, dziękowania Bogu. Z tego, jak porywacze się wyrażali, wynikało, że należeli do fanatycznej grupy sunnickiej.

Ksiądz Biskup opisuje w książce, jak uprowadzono go z samochodu zaraz po Mszy św. Czego właściwie chcieli napastnicy?

Zasłonili mi oczy, skuli ręce, umieścili w jakimś domu. I tak zostawili na 4 lub 5 dni. Potem, kiedy sprawy się skomplikowały – może coś poszło nie tak w negocjacjach – zaczęli mnie straszyć, bić i wiele razy domagali się ode mnie zmiany religii. Czemu nie zostaniesz muzułmaninem, to religia prawdziwa! – mówili. Jesteś kafir, niewierny, nie wierzysz w prawdziwego Boga – przekonywali.

Co by się stało, gdyby Ksiądz Biskup zaparł się swojej wiary?

Byliby bardzo zadowoleni. A ja byłbym bardzo zawiedziony. Zawsze mam kontakt z Chrystusem. W momencie porwania czułem się przywiązany do chrześcijaństwa jak do ostatniej nici łączącej mnie z życiem. Czułem, że jeśli zaprę się swojej wiary, wyprę się całego mojego życia i całej mojej historii. Tego nie chciałem. Jestem wierzący, ale nie wypieram się Chrystusa – to była moja odpowiedź.

Nie myślał Ksiądz nigdy: powiem „tak”, dadzą mi spokój?

Absolutnie nie. Może dlatego, że jestem człowiekiem zbyt poważnym. Nie umiem pogrywać sam ze sobą i żartować z rzeczy egzystencjalnych, takich jak te. Kiedy naciskali, żebym przeszedł na islam, odpowiedziałem: „W waszej księdze jest napisane, żeby nie zmuszać nikogo, by został muzułmaninem. Jak będziesz mógł uwierzyć w moje świadectwo? Zrobiłbym to z powodu groźby. Zatem mój wybór waszej wiary nie byłby prawdziwy”.

I co odpowiedzieli?

Że nawet jeśli mnie wypuszczą, nie zostanę muzułmaninem. Ja na to: nie możesz mnie do tego zmusić. Ja nie wyprę się mojej wiary. Wtedy jeden z nich uderzył mnie w tył głowy. Tylko raz. Sądzę, że nie chcieli mnie wtedy zabijać.

A gdyby Ksiądz wyparł się Chrystusa, wypuściliby Księdza?

Pewnego razu przywieźli do mnie imama. Damy ci dom, kobietę, nauczysz się naszych zasad – obiecywał. Wiedzieli, że jestem wykształcony. Chcieli więc, żebym został nauczycielem. Odpowiedziałem, że nie mogę. Mam wiarę, wspólnotę, która na mnie czeka, rodzinę. Porwaliście mnie wbrew mojej woli. Nie mogę, będąc tu, podjąć decyzji o zostaniu muzułmaninem.

Czyli grupa miała kontakt z imamem.

Oczywiście. Dwa razy słyszałem, jak rozmawiali z islamskim duchownym. Kiedy ja z nim mówiłem, miałem zasłonięte oczy i nie wiedziałem, kim jest. Jednak z tego, w jaki sposób wypytywał mnie o wiarę, Trójcę Świętą, celibat, Kościół, orientowałem się, że to ktoś inny niż reszta.

Jak udało się Księdzu Biskupowi wytrzymać cztery tygodnie w niewoli?

Schudłem 20 kilogramów. Gdy wyszedłem na wolność, zawieziono mnie do szpitala. Miałem infekcję, a z powodu ciosów, które dostałem, byłem bardzo obolały. Do dziś czasem odruchowo chowam za siebie ręce, jak do skucia kajdankami. Karmili mnie rano i wieczorem. Dostawałem kawałek chleba, jakiś jogurt.

Pomimo głodu i przemęczenia próbował Ksiądz któregoś dnia uciec…

W pewnym momencie porywacze zaczęli się zachowywać inaczej niż wcześniej. Torturowali mnie, bili, pakowali do bagażnika samochodu i zostawiali tam na parę godzin. Słyszałem, jak mówili, że mnie wykończą. Powiedziałem sobie, że muszę podjąć wysiłek, bo mnie zabiją. Okazja do ucieczki się zdarzyła, kiedy jeden ze strażników trochę się oddalił. Zacząłem biec. Zobaczyłem rzekę i przedostałem się na drugi brzeg, ale nie byłem w stanie zbytnio się oddalić.

Szukali Księdza nie tylko ludzie z grupy terrorystycznej, ale i zwykli mieszkańcy okolicy.

Jedna grupa mnie porwała, inna przetrzymywała, przewoziła itp., ale to wszystko byli sąsiedzi. Prawdopodobnie z jednego plemienia. Żyli na dwóch brzegach rzeki i dobrze je znali. Dlatego kiedy mnie znaleźli, odwieźli mnie małą łódką z powrotem do porywaczy.

Modlił się Ksiądz za swoich porywaczy?

Modliłem się o uwolnienie. Czułem przy sobie rękę Boga. Czasem byłem bardzo zmęczony, zdesperowany, samotny. Czułem się zapomniany przez innych. Modlitwa bardzo mi pomagała. Przede wszystkim psalmy, niektóre fragmenty Ewangelii, słowa Jezusa podtrzymywały na duchu. Modliłem się również za tych ludzi, zwłaszcza za jednego, z którym rozmawiałem. Pytałem go, czemu to robi, skoro jest młody, może iść na studia, znaleźć pracę, założyć rodzinę. Odpowiadał, że nie może, bo jeśli inni zorientują się, że jest sunnitą, to go zabiją. Czułem, że nie ma w tym człowieku zła.

W końcu porywacze Księdza wypuścili.

Podczas ostatniej rozmowy ich szef powiedział, że moja rodzina zapłaciła i że pozwolą mi odejść. Odparłem, że nie wierzę, bo już kilka razy mówili, że mnie wypuszczają, a nie robili tego. Przyszli następnego dnia. Znowu wsadzili mnie do samochodu. Towarzyszyły nam też motocykle. Gdzieś mnie wywieźli, wypuścili z auta, kazali iść przed siebie i nie odwracać się, bo jak to zrobię, to mnie zastrzelą. Zacząłem biec. Myślałem, że tam zginę. Nie zabili mnie. Wiem, że było w tej sytuacji działanie Pana Boga.

Dlaczego Bóg na to wszystko pozwolił?

Bardzo trudne pytanie. Ja tego nie wiem.

Wszystko to zdarzyło się w 2006 r. Czy teraz sytuacja w Iraku się uspokoiła?

Z punktu widzenia bezpieczeństwa jest lepiej, od około 2010–2012 r. W 2014 r. pojawiło się Państwo Islamskie, ale teraz jest trochę spokojniej.

Wielu chrześcijan uciekło z Iraku. Mogą wrócić?

Oni nie chcą wracać. W Europie są bezpieczniejsi. Mieszkają w wolnych, chrześcijańskich krajach. Mogą pracować w spokoju.

W Iraku są traktowani jak ci, którzy współpracowali z Amerykanami?

Muzułmanie oskarżają chrześcijan o kolaborację, ale teraz jest tego resentymentu mniej. Widzą, że nie zyskaliśmy nic na obecności Amerykanów. Przeciwnie, chrześcijanie byli prześladowani, zabijani, porywani.

Co jest lepsze dla chrześcijan z Iraku? Kiedy Zachód interweniuje czy kiedy tego nie robi?

Sytuacja, która obecnie panuje w Iraku, została stworzona przez obce państwa i musi być w części przez nie rozwiązana. Nikt sobie z nią nie poradzi, jeśli nie zrobią tego mocarstwa, takie jak USA, Rosja, także Unia Europejska. Być może bardziej racjonalna aktywność przyniosłaby trochę uspokojenia w różnych częściach Bliskiego Wschodu.

bp Saad Sirop Hanna - ur. w 1972 r., duchowny obrządku chaldejskiego; od 2014 r. biskup tytularny irackiej Hirty, od 2016 r. wizytator apostolski Chaldejczyków mieszkających w Europie. W 2006 r. został porwany przez terrorystów, spędził w niewoli cztery tygodnie. Swoje losy opisał w książce pt. „Porwany w Iraku”, która właśnie ukazała się w Polsce.