Wschód jest bliski

Jacek Dziedzina

publikacja 16.06.2010 13:04

Po co Papież jedzie na prawosławny Cypr? – zastanawiano się przed pielgrzymką. Dziś mocniej brzmi inne pytanie: jak to możliwe, że wcześniej nie był tam żaden Następca św. Piotra?

Wschód jest bliski Jakub Szymczku/Agencja GN

Maronickie hymny spod libańskich cedrów, patriarchowie Jerozolimy i starożytnej Antiochii przy jednym ołtarzu, pielgrzymi z Syrii i Libanu, szczęśliwe twarze cypryjskich katolików, taniec wikariusza łacińskiego ojca Umberto Barato z imigrantami z Ghany pod kościołem Krzyża Świętego, wreszcie serdeczny uścisk Benedykta XVI i Chryzostoma II, prawosławnego patriarchy Cypru. Nawet tylko dla tych obrazków warto było zorganizować całe to przedsięwzięcie. Benedykt XVIjako pierwszy papież w historii odwiedził wyspę, określaną jako „brama chrześcijańskiej Europy”. Nie był tu nawet taki globtroter jak Jan Paweł II. To tutaj ochrzczono pierwszego Europejczyka, tutaj Ewangelię głosili święci Paweł, Barnaba i Marek. To było jednak coś więcej niż pielgrzymka do wielonarodowego Kościoła. Na Cyprze spotkał się cały chrześcijański Bliski Wschód. 

Nie ma już Greka 
Czwartek, dzień przed pielgrzymką. Dojeżdżam do Limassol na południowym wybrzeżu. Nie rozumiem dziwacznego ograniczenia prędkości do 100 km na godzinę na autostradzie, więc kończy się standardowo: – Dokumenty proszę – policjant ogląda moje prawo jazdy. – Jest pan stałym rezydentem na Cyprze? – Nie, przyjechałem na pielgrzymkę papieską. – Aaa, na Papieża, to już jutro… A dokąd pan teraz tak pędzi? – Do Limassol, do kościoła św. Katarzyny. – To na pierwszym rondzie proszę skręcić w kierunku portu i potem prosto… – policjant oddaje mi dokumenty i rzuca na pożegnanie: – Tylko proszę trochę zwolnić. W Limassol nie ma chorągiewek z barwami Watykanu, które tego samego dnia widziałem w Nikozji, stolicy Cypru. Ale po wieczornej Mszy św. ostatni chętni odbierają karty wstępu na spotkania z papieżem. Większość tutejszych katolików to imigranci z Filipin, Indii, Sri Lanki, Ghany.

Są też Brytyjczycy, Austriacy i Polacy. Na Cyprze, jak nigdzie, mocno brzmią słowa św. Pawła: „Nie ma już Żyda czy Greka…”. – Jadę tylko do Pafos na spotkanie ekumeniczne, ale jestem szczęśliwa – mówi Eva z Austrii. – A ja wybieram się na wszystkie spotkania z papieżem – rzuca wiekowa już Angielka. Rodowitych Cypryjczyków (czy, jak kto woli, Greków cypryjskich) jest niewielu wśród katolików. Większość bowiem to prawosławni. Katolicy to około 13-tysięczna społeczność – zarówno rzymscy, jak i maroniccy. Ci ostatni dominują. Maronici to jedno ze wschodnich wyznań chrześcijańskich, które od wieków pozostają w jedności z Rzymem. Ich ojczyzną jest Liban, a patronem św. Maron, którego 1600-lecie śmierci wierni obchodzą właśnie w tym roku. Na Cyprze mają własną strukturę kościelną. Rzymscy katolicy cypryjscy formalnie należą do patriarchatu jerozolimskiego.

Papieżu, wracaj do domu 
– Chciałbym, żeby w każdym kraju prawosławnym katolicy cieszyli się taką swobodą jak na Cyprze – mówi nam o. Umberto Barato, wikariusz łaciński patriarchy jerozolimskiego w Nikozji. Spotykamy się w kościele Krzyża Świętego. – Media nagłośniły protesty prawosławnych przeciwko wizycie papieża, a to tylko trzech biskupów. Ja ich nie rozumiem: wcześniej podpisali się pod zaproszeniem, a nagle zaczęli mówić, że nie zgadzają się na to, by papież tu przyjechał – mówi franciszkanin.

Nieliczna grupa przeciwników protestowała już pierwszego dnia w Pafos. Potem widziałem ich tylko ostatniego dnia. Stali z ikonami i transparentami z napisem: „Papieżu, wracaj do domu”. Nie zakłóciło to jednak w żaden sposób radości ani katolików, ani prawosławnych. Spotkanie ekumeniczne w Agia Kyriakki w Pafos, miejscu, gdzie Ewangelię głosił św. Paweł, było jednym wielkim świętem. – Jestem szczęśliwa, to tak, jakby sam Jezus do mnie przyjechał – mówi mieszkająca na Cyprze Australijka. Wspólnie z imigrantem z Ghany trzyma wielki transparent grup neokatechumenalnych. Peter z Austrii jeździ za papieżem po całym świecie. – Byłem na Malcie, w Portugalii, teraz tutaj, i dalej będę jeździł. To moje życie – mówi krótko.

Polityka i ekumenizm 
W Pafos obok mnie stoi dwóch duchownych prawosławnych. – Dlaczego mielibyśmy być niechętni tej wizycie – dziwią się. – Nie ma między nami żadnych napięć, katolicy korzystają u nas ze swobody. A poza tym my się z tej pielgrzymki cieszymy, bo papież ma wpływ na katolików, a w Parlamencie Europejskim są w większości katolicy, więc mamy nadzieję, że jego głos wpłynie na stanowczość Unii Europejskiej wobec Turcji – dodają. W podobnym tonie zabrzmiało powitanie papieża przez prawosławnego patriarchę Cypru, Chryzostoma II. Przypomniał o trwającej okupacji i kolonizacji ziem północnych przez Turków, zniszczonych kościołach i klasztorach. – W tej walce, którą prowadzą Cypryjczycy, będziemy wdzięczni za aktywne wsparcie Waszej Świątobliwości – powiedział wprost Chryzostom. I niektóre media nie ukrywały rozczarowania dość dyplomatyczną początkowo odpowiedzią papieża. Mówił o potrzebie pojednania, przebaczenia. Mało tego, dzień później, na spotkaniu z katolikami maronickimi mówił też o potrzebie dialogu chrześcijan z niewierzącymi.

O tej ostrożności papieża rozmawiałem z rzecznikiem prasowym Watykanu, księdzem Federico Lombardim. – To zrozumiałe, że patriarcha Cypru w taki jednoznaczny sposób formułuje swoje oczekiwania wobec tej wizyty. On jest stąd i żyje tutejszymi problemami. Ale tak samo zrozumiałe jest, że papież mówi o tych sprawach w sposób bardziej dyplomatyczny, bo jest głową Kościoła powszechnego i musi niejako wznieść się ponad tutejsze podziały – mówił „Gościowi” watykański rzecznik. Jednak papież nie udawał, że nie dostrzega problemu. Już pod koniec wizyty powiedział na lotnisku: – Spędzając ostatnie noce w nuncjaturze apostolskiej, która znajduje się w strefie buforowej ONZ, sam mogłem obserwować smutny podział wyspy, a także dowiedzieć się o utracie znaczącej części kulturowego dziedzictwa, które należy do całej ludzkości. Wysłuchałem także Cypryjczyków z północy, którzy pragną w pokoju powrócić do swych domów i miejsc kultu, a ja byłem głęboko wzruszony ich słowami – mówił papież.

Jednak to nie polityka była najważniejsza dla Benedykta w czasie tej pielgrzymki. Ekumeniczne akcenty nie były tylko zwykłą kurtuazją. Papież mówił o Kościele prawosławnym na Cyprze, który trwa w wierze apostolskiej, a więc łączy go też komunia z innymi Kościołami. – Jest to komunia realna, choć niedoskonała, która już nas łączy i która skłania do przezwyciężenia naszych podziałów i dążenia do przywrócenia owej pełnej widzialnej jedności, której pragnie Pan dla wszystkich, którzy za Nim idą – przekonywał papież w Pafos. Dla Chrisa i Valentiny z Nikozji takie słowa są tylko potwierdzeniem ich codzienności. Widzę się z nimi podczas spotkania wspólnoty maronickiej z papieżem. Chris jest prawosławny, Valentina to katoliczka. Ich syn wychowywany jest w duchu prawosławnym, ale uczęszcza do szkoły katolickiej, prowadzonej przez maronitów.

Święto naszych korzeni 
Najważniejszym punktem pielgrzymki była Msza św. w centrum sportowym w Nikozji, w niedzielę. Na płycie i na trybunach z papieżem oraz z patriarchami i biskupami wschodnich Kościołów, pozostających w jedności z Rzymem, świętowało ok. 6 tysięcy osób. Trybunę, na której siedziałem, wypełnili niemal w całości imigranci z Filipin. Po lewej widziałem co chwila flagi Libanu i Sri Lanki, na przemian z cypryjskimi i unijnymi. Chór zaintonował jakiś starożytny hymn maronicki, powstały w cieniu libańskich cedrów, potem płynnie przeszedł do gregoriańskiej Missa de Angelis. Wokół ołtarza zgromadził się cały chrześcijański Bliski Wschód w osobach patriarchów i arcybiskupów. Zanim otrzymali z rąk papieża instrukcje robocze na zbliżający się Synod Biskupów Bliskiego Wschodu, usłyszeli wraz z wiernymi, między innymi, takie słowa Benedykta XVI: – Bliski Wschód zajmuje szczególne miejsce w sercach wszystkich chrześcijan, ponieważ właśnie tam Bóg pierwszy dał się poznać naszym ojcom w wierze (…).