Powrót do Babilonu

Jacek Dziedzina; GN 35/2019

publikacja 02.10.2019 06:00

Czy umęczony wojnami i terrorem Irak jest gotowy na przyjęcie papieża? Z pewnością nie. Tym bardziej potrzebuje wizyty Franciszka.

Pierwsza Msza św. w chrześcijańskim kościele w wyzwolonej z rąk  Państwa Islamskiego  części Mosulu. AMMAR SALIH /epa/pap Pierwsza Msza św. w chrześcijańskim kościele w wyzwolonej z rąk Państwa Islamskiego części Mosulu.

Ta wiadomość wzbudziła dużo emocji: „Papież Franciszek przyjedzie do Iraku najprawdopodobniej wiosną 2020 roku” – taką deklarację złożył w jednym z wywiadów kard. Louis Raphaël Sako, chaldejski patriarcha Babilonu, czyli dzisiejszego Bagdadu. Według informacji, które przekazał, pielgrzymka papieska może obejmować nie tylko stolicę Iraku, ale także Nadżaf, Ur oraz Irbil w irackim Kurdystanie. Kardynał Sako, w sposób charakterystyczny dla bliskowschodnich biskupów, nie wahał się użyć mocnych biblijnych porównań, mówiąc, że papież przyjedzie do Iraku jak „nowy Ezechiel, aby otworzyć drzwi do pokojowej przyszłości”. Ponieważ Ezechiel był prorokiem żyjącym w Babilonie, przemawiającym do Żydów wygnanych ze swej ziemi, kardynał użył tego porównania, by podkreślić, jak ważna może być taka wizyta dla uchodźców, jakimi dzisiaj są iraccy chrześcijanie. „Mam nadzieję na odrodzenie Iraku i Irakijczyków, modlę się o nowe życie” – dodał chaldejski patriarcha. Dobrze wie, że jeśli do pielgrzymki dojdzie (nie została jeszcze oficjalnie potwierdzona), ani papież, ani lokalne władze, ani tym bardziej chrześcijańscy liderzy nie będą mieli łatwego zadania.

Jako tako

Nie ma jednej prostej odpowiedzi na pytanie, w jakim stanie jest dzisiaj Irak i czy papież ma w ogóle do kogo tam jechać. – Irak nadal jest krajem słabych instytucji i infrastruktury. Sytuacja jest jednak znacznie lepsza niż w okresie działania Państwa Islamskiego czy tzw. wojny domowej w latach 2005–2006, gdy trwała wymiana zamachów bombowych między szyitami i sunnitami – mówi mi proszący o anonimowość dyplomata pracujący m.in. w Iraku. – Tereny niedotknięte wpływem Państwa Islamskiego, czyli szyickie południe i centrum kraju, są wprawdzie zaniedbane i skorumpowane, ale nie doszło tam do rozpadu instytucji państwa. Na terenach po Państwie Islamskim sytuacja bardziej przypomina wewnętrzną okupację, ale i tam poziom bezpieczeństwa znacząco się podniósł – dodaje. Zdaniem mojego rozmówcy na tym tle wyjątkowo dobrze przedstawia się sytuacja w irackim Kurdystanie, który nie odbiega poziomem bezpieczeństwa od większości stabilnych państw regionu. – Negatywnymi wyjątkami są wysokogórskie rejony Kurdystanu, gdzie trwa wojna Turcji z Partią Pracujących Kurdystanu, masyw Sindżaru, formalnie kontrolowany przez Bagdad i zasiedlony przez jezydów, oraz pojedyncze rejony w prowincji Niniwy, czyli Mosulu, a także okolice Tikritu – wylicza dyplomata. Mimo uspokajających słów o Kurdystanie, gdzie również ma pojawić się papież, rozmówca GN podaje przykłady, które i tam burzą jednolity obraz małej stabilizacji. – W Irbilu w lipcu tego roku doszło do zabójstwa tureckiego dyplomaty, co było pewnym szokiem dla wszystkich, nawet jeśli wiadomo, że Turcja gra tam wyjątkowo ostro. Paradoksalnie jednak nie wszyscy Kurdowie są wrogami Turcji, a ci rządzący w Irbilu mają świetne relacje z Ankarą. To dość skomplikowany i delikatny układ – przyznaje.

Obcy u siebie

Iracki Kurdystan z Irbilem na czele jest o tyle ważny, że właśnie tam przed terrorem Państwa Islamskiego uciekło najwięcej chrześcijan (najwięcej z tych, którym nie udało się przedostać za granicę). Według danych organizacji Kirche in Not (Pomoc Kościołowi w Potrzebie) tylko w ciągu czterech lat od amerykańskiej inwazji (z udziałem, dodajmy ze wstydem, także polskich wojsk), a więc w okresie największego exodusu chrześcijan, swoje mieszkania musiało opuścić setki tysięcy osób. Część chrześcijan schroniła się w kilku sanktuariach w północnej części Iraku, inni uciekli do sąsiedniej Syrii, jeszcze inni przedostali się do Europy.

Parę lat temu ks. Bashar Warda, rektor seminarium w Kurdystanie, w rozmowie z nami mówił m.in.: – Do domów chrześcijan wpadają oprawcy i żądają od nich albo przejścia na islam, albo opuszczenia mieszkania. Często cała akcja kończy się morderstwem. Najgorsze jest to, że napastnikami nie są tylko zwykli przestępcy, ale nawet policja szyicka i sunnicka. Eskalacja nienawiści jest wynikiem postawy niektórych grup społecznych, uznających, że chrześcijanie kolaborują z wojskami koalicji, z którymi podzielają swoją chrześcijańską wiarę.

W Ankawie, na przedmieściach Irbilu, który ma odwiedzić papież, inny Irakijczyk, ks. Douglas Bazi, zbudował Centrum Mar Elias – wielki obóz dla uchodźców. – W Mosulu były cztery diecezje i w ciągu jednego dnia zniknęły całkowicie, to znaczy ludzie musieli uciekać. Odebrano nam prawo do mieszkania na naszej ziemi, a my należymy do tego kraju, przecież jesteśmy chrześcijanami od początku, od św. Tomasza, który przybył do północnej części dzisiejszego Iraku głosić Ewangelię. Jesteśmy dumni i z naszej wiary, i z tego, że jesteśmy Irakijczykami – mówił mi ks. Bazi.

Między Bushem a Saddamem

Większość chrześcijan wyraża przekonanie, że za Saddama Husajna chrześcijanom żyło się całkiem dobrze. Dlaczego? – Bo byli uczciwi, nie sprawiali problemów – przekonywał mnie ks. Bazi. – Dlaczego członkowie rządu kupowali tylko jedzenie zrobione przez chrześcijan? Bo nam ufali. Co nie znaczy, że nie było przepisów prawnych wymierzonych także w nas. Obowiązywał na przykład zakaz nazywania dzieci imionami chrześcijańskimi albo zagranicznymi. Pomimo że chrześcijanie są najlepiej wykształconą częścią społeczeństwa, nawet za Saddama nie mogli pełnić funkcji kierowniczych w różnych instytucjach i firmach państwowych. Ale po kilku miesiącach od inwazji amerykańskiej zaczęły się prawdziwe problemy. Przyjeżdżali jacyś dziwni ludzie z Iranu. To ci, którzy walczyli w czasie wojny z Irakiem, a teraz przyjechali się zemścić. Mieli listy z nazwiskami. Zaczęli zabijać profesorów, dziennikarzy, samych wykształconych ludzi. A kto jest wykształcony w Iraku? Chrześcijanie. Chrześcijanie znaleźli się między dwiema stronami ognia. Wzrastał też opór przeciwko Amerykanom. W 2005 roku zaczęła się wojna religijna między szyitami i sunnitami, a my znowu byliśmy między nimi. Obie strony nas prześladowały. Szyici uważali, że jesteśmy blisko sunnitów, bo Saddam był sunnitą. Z kolei sunnici uważali, że jesteśmy bliscy szyitom, bo nie walczymy przeciwko Amerykanom – mówił ks. Bazi.

Zmiana klimatu

Czy dziś można mówić, że sytuacja chrześcijan się poprawiła? Czy ci, którzy uciekli za granicę, wracają do Iraku? – Jak wszędzie na Bliskim Wschodzie liczby są elementem walki propagandowej i nikt nie wie, ilu chrześcijan wyjechało, a ilu zostało – „mój” dyplomata z Bliskiego Wschodu jest sceptyczny, jeśli chodzi o próbę ustalenia skali ewentualnych powrotów. – Wiadomo, że wyjechało wielu chrześcijan – część jednak tylko do irackiego Kurdystanu, gdzie stanowią dziś widoczną i aktywną grupę. To głównie syryjscy prawosławni i chaldejscy katolicy. Cała dzielnica Irbilu Ankawa jest zdominowana przez chrześcijan. W pozostałych częściach Iraku ich liczba zdecydowanie spadła, ale np. na tzw. Równinach Niniwy, na wschód od Mosulu, odnotowuje się ich stopniowy, choć bardzo powolny powrót – dodaje. Jego zdaniem obecnie dla Iraku główną groźbą jest widmo stania się terenem proxy war, czyli tzw. wojny zastępczej, gdy strony konfliktu toczą wojnę ze sobą nie na swoich terytoriach, ale na terenie państwa trzeciego. W tym wypadku chodzi o oczywiście o możliwość takiej wojny między Iranem i USA. – W tym kontekście Irakijczycy bardzo starają się demonstrować jedność społeczeństwa i wyciszać wszelkie tarcia międzyreligijne czy międzywyznaniowe. Mam poczucie, że zarówno dla władz centralnych, jak i regionalnych kurdyjskich ewentualna wizyta papieża jest pożądana jako rodzaj tarczy ochronnej przed interwencją sił zewnętrznych, jako pewien rodzaj legitymacji integralności kraju – podkreśla mój rozmówca.

Pokój Irakowi

Jego zdaniem wiele się zmieniło wśród muzułmanów po okresie tzw. arabskiej wiosny i po tym, w co się ona przerodziła (Państwo Islamskie). – Uważam, że te wydarzenia poważnie skompromitowały islam, a przynajmniej islam polityczny, w oczach wielu muzułmanów – mówi dyplomata. – Może to mieć dalekosiężne skutki. Znam takich, którzy twierdzą, że znacząco rośnie liczba konwertytów na chrześcijaństwo, choć ja akurat dostrzegam raczej ateizację wśród muzułmanów. Wyraźnie osłabła też narracja przedstawiająca chrześcijan i papieża jako „krzyżowców” i reprezentantów interesów Ameryki. Obecny premier Iraku uchodzi za człowieka ugodowego i wykazującego zrozumienie wobec mniejszości. Słyszałem tę opinię i od Kurdów, i od chrześcijan. Również największy autorytet szyitow, ajatollah Al-Sistani, przed obecnymi wyborami kilka razy wypowiedział się pozytywnie o mniejszościach. Powiedział nawet, że ważniejsze jest, by funkcję publiczną pełnił człowiek nieskorumpowany niż koniecznie muzułmanin. Ważne jest też to, że sami chrześcijanie różnych wyznań zaczęli ze sobą współpracować. To może ciekawostka, ale symboliczna: skryptorium dla wiernych Kościoła chaldejskiego (pozostającego w jedności z Rzymem) w Irbilu buduje firma syryjskich prawosławnych – dodaje bliskowschodni dyplomata. Zapowiadana pielgrzymka papieża – wszyscy w Iraku mają nadzieję, że do niej dojdzie – będzie z pewnością jedną z ważniejszych misji Franciszka. Irak, w tym tamtejsi chrześcijanie, w bólach leczy jeszcze rany wojen i lat terroru. A w powietrzu wisi niestety groźba kolejnej zawieruchy.