Baliwat wystawiony

ks. Tomasz Gierasimczyk

publikacja 01.09.2010 06:35

Joannici narodzili się w Jerozolimie, ale swe ślady zostawili także u nas. Dziś te ślady zachwycają albo, niestety straszą.

Baliwat wystawiony ks. Tomasz Gierasimczyk/gn Strój domowy joannity

Pierwszymi rycerzami za­konnymi na dzisiejszej ziemi lubuskiej byli tem­plariusze. W XIII wieku otrzymali tu swoje posiadłości. Ale gdy ten potężny i tajemniczy zakon w 1312 roku rozwiązano, jego dobra w rejonie przejął Su­werenny Rycerski Zakon Szpitalników św. Jana z Jerozolimy, czyli właśnie joannci.

Ów zakon założyli oko­ło 1070 roku w Jerozolimie kupcy z Amalii. Zakon­nicy prowadzili szpital i hospicjum dla wier­nych oraz pielgrzymów przybywających do Zie­mi Świętej. Z czasem zgromadzenie nabrało cech rycerskich. Do za­konnych obowiązków doszła zatem obrona Królestwa Jerozolim­skiego przed muzuł­manami. Po upadku Jerozolimy rycerze-zakonnicy przenie­śli się na Cypr, a na­stępnie na wyspę Rodos (1530 r.). Swą działalność rozwinęli też na kontynencie. Już około roku 1160 joannici trafili do Marchii Brandenburskiej. Na terenach dzisiejszych powiatów sulęcińskiego, słubickiego i świebodzińskiego joannici władali tzw. baliwatem brandenburskim. Jego stolicą był najpierw Łagów Lubuski (niem. Lagow), gdzie do dziś stoi XIV-wieczny zamek, jedna  z  najlepiej zachowanych siedzib komturów joannickich. Komturia w Łagowie prze­jęła także - po targach z margra­biami brandenburskimi - dobra templariuszy w Sulęcinie, budując tam swój dom.          

Baliwat wystawiony   ks. Tomasz Gierasimczyk/gn Gwiaździste sklepienie kościoła w Słońsku W połowie XV wieku baliwat przeniósł swą stolicę z Łagowa do Słońska (niem. Sonnenburg).Tu  wybudowano w 1508 roku kościół i warownię, którą przebudowano w latach 1662-67. Powstał tu pałac w niespotykanym na tych ziemiach stylu niderlandzkiego baroku. Ale dla tutejszych joannitów były to już zupełnie inne czasy.

Baliwat brandenburski od XIV wieku cieszył się autonomią w stosunku do całego zakonu. To sprawiło, że w 1539 roku brandenburscy joannici przyjęli reformację i oddzieli­li się od katolickie­go zakonu, który notabene istnieje do dziś. Po podziale Brandenburczycy zachowali jednak zakon­ną strukturę, co było ewenemen­tem u ewangelików. Ta struktura przetrwała do 1810 roku, kiedy to Prusy zsekularyzowały wszelkie zakony, szukając pieniędzy na zapłacenie kontrybucji Napoleonowi.

Baliwat wystawiony   ks. Tomasz Gierasimczyk/gn Odnowiony i przebudowany w ramach programu Interreg dom joannitów w Sulęcinie to dziś Centrum Współpracy Polsko-Niemieckiej Ewangelickich joannitów powołał na nowo król pruski Fryderyk Wilhelm IV w 1852 roku. Bali­wat Brandenburski Zakonu Rycerzy Jerozolim­skiego Szpitala św. Jana Chrzciciela (tak brzmi oficjalna nazwa) stał się instytucją charytatywną, skupiają­cą pruską arystokrację i okoliczną szlachtę. Zakon zajmował się głów­nie budową szpitali i domów sierot.

Na naszym terenie były to fundacje m. in. w Słońsku i Sulęcinie, ale także w Skwierzynie i Rokitnie (dzisiejszy DPS). Słońsk, mimo wydanego przez Hitlera zakazu pu­blicznej działalności zakonu, pozosta­wał centrum ewangelicko-joannickiego życia aż do 1945 roku... Muzeum w Międzyrzeczu przygotowało niedawno niewielką wy­stawę poświęconą dziedzictwu branden­burskich joannitów na ziemi lubuskiej. Ekspo­naty pochodzą z muzeum w Furstenwalde, ze Słońska i z Sulęcina oraz ze zbiorów własnych. Możemy tu zobaczyć m. in. model ła­gowskiego zamku. Oryginał jest dziś jedną z największych atrakcji turystycznych regionu i świadkiem corocznego Jarmarku Joannitów. Ale są tu także zdjęcia pokazujące stopniową dewastację joannickiego zamku w Słońsku.

– Paradoksalnie Słońsk przetrwał Armię Czerwoną w stanie nienaruszonym, bo walki toczyły się o Kostrzyn – mówi An­drzej Kirmiel, dyrektor Muzeum w Międzyrzeczu. – Ale zakusy wo­bec pozostałości po joannitach były już zaraz po wojnie. Rada Miejska Słońska w 1947 roku postulowała rozebranie pałacu, bo kojarzył się z pruskim Drang nach Osten. Było wiele niezrozumienia, jeżeli chodzi o rolę zakonu w tamtych czasach. No a potem, jesienią 1975 roku, zamek spłonął. Jest tajemnicą poliszynela, że został podpalony, aby ukryć pewne matactwa związane z niedoborami w urządzonym tam magazynie. Nie chciano go ratować, jako obiekt narodowościowo obcy. A szkoda, bo to był zabytek klasy zero. Jeden z nielicznych przykładów baroku niderlandzkiego w tej części Europy - dodaje. Dziś w historycznym sercu Słońska stoją śmiercionośne ruiny. Może zatem lepiej je rozburzyć. - Nikt pewnie takiej decyzji nie będzie chciał podjąć, ale te mury prędzej czy później się zawalą. Owszem, można by było je odbudo­wać, ale to są potworne pieniądze, których nie mamy - mówi An­drzej Kirmiel.

Stojącą nieopodal świątynię spotkał lepszy los. Dziś jest to kościół parafii pw. MB Częstochow­skiej. Od 1990 roku joannici z Niemiec po­magają go odnawiać i organizują tu roz­maite spotkania oraz ekumeniczne nabożeństwa. - Dbamy tak o własną historię i wspólne dziedzic­two z Polakami - mówił Wilhelm Graf von Schwerin, delegat wielkiego komtura zakonu dwa lata temu na uroczystościach związanych z 500. rocznicą poświę­cenia kościoła.

W międzyrzeckim muzeum zobaczyć można zdjęcia imponującego sklepienia tej świą­tyni oraz gipsowe odlewy znajdują­cych się w nim zworników kamiennych. Ale najcenniejszymi eksponatami są tablice herbowe joannitów z XVII–XIX w. Przed 1945 r. było ich w słońskim kościele i zamku około 1300. Po wojnie zbiór trafił do War­szawy. – W 1988 roku ówczesny minister kultury prof. Kraw­czuk, za zgodą zresz­tą innego znanego naukowca, mediewisty prof. Gieysztora, sprzedał te tablice na Zachód za śmiesz­ną sumę 35 tysięcy dolarów. Pieniądze poszły na naprawę klimatyzacji w Zamku Królewskim w Warszawie – mówi Andrzej Kirmiel.

– Ten zbiór znajduje się dziś w Szwecji. W Polsce zostały tylko destrukty, czyli egzempla­rze niezdatne do ekspozycji. Parę lat później w innych realiach poli­tycznych Władysław Chrostowski, ówczesny konserwator zabytków z Gorzowa, wysupłał pieniądze, by to, co zostało, zrekonstruować. Dzie­więć tablic jest w naszym depozycie, dwie u konserwatorów w Toruniu, a jeszcze dwie są w domu joannitów w Sulęcinie – dodaje dyrektor mu­zeum, zapowiadając, że gdy tylko kościół w Słońsku zostanie całkowi­cie wyremontowany i znajdą się tam systemy alarmowe, tablice wrócą do kościoła.

Sesja o joannitach

Wystawę o joannitach można oglądać w muzeum w międzyrzeczu do końca roku. Natomiast 3 września odbędzie się tu sesja popularnonaukowa na temat obecności joannitów na ziemi lubuskiej i projektów turystycznych z nimi związanych. Początek: godz. 10.00.