Nie mogliśmy milczeć

Andrzej Grajewski

GN 31/2022 |

publikacja 04.08.2022 00:00

Litwa zakazała patriarsze Cyrylowi wjazdu na swoje terytorium. Jednocześnie z Litewskiego Kościoła Prawosławnego usunięto grupę kapłanów protestujących przeciwko Cyrylowi. Wywołało to dyskusję o lojalności prawosławia uznającego kanoniczną zwierzchność Patriarchatu Moskiewskiego.

Procesja w centrum Wilna 30 kwietnia br. w intencji zachowania jedności Kościoła i przeciwko „raskolnikom”. W trzecim rzędzie w mitrach od lewej: biskup Ambroży i metropolita Innocenty. PETRAS MALUKAS /AFP/east news Procesja w centrum Wilna 30 kwietnia br. w intencji zachowania jedności Kościoła i przeciwko „raskolnikom”. W trzecim rzędzie w mitrach od lewej: biskup Ambroży i metropolita Innocenty.

W przeszłości litewskie prawosławie było częścią metropolii kijowskiej, podporządkowanej Patriarchatowi Konstantynopolitańskiemu. Ten zmienił się pod koniec XVIII w., kiedy zwierzchnictwo nad tymi terenami przejęła Moskwa. Dzisiaj metropolia wileńska (55 parafii i 2 klasztory) ma status diecezji Patriarchatu Moskiewskiego. Od 2010 r. kieruje nią metropolita Innocenty (Wasiliew), Rosjanin wyznaczony na to stanowisko przez Cyryla. Prawosławna wspólnota na Litwie (licząca ok. 125 tys. osób) skupia wiernych wywodzących się z mniejszości narodowych – rosyjskiej, białoruskiej i ukraińskiej. W ostatnim czasie na Litwę przybyła jednak wielka fala uchodźców, najpierw z Białorusi, a obecnie z Ukrainy. Jest i niemała grupa Rosjan, kontestujących reżim Putina. Język rosyjski w Wilnie słyszy się wszędzie, co powoduje, że rośnie także ranga prawosławia.

– Jak zaczęła się wojna w Ukrainie – wspomina protojerej ks. Witalij Mockus, z którym spotkałem się w Wilnie – ustaliłem z metropolitą Innocentym, że będę publicznie prezentował następujące stanowisko wobec tego konfliktu: jesteśmy przeciwko wojnie, potępiamy Rosję i mamy nadzieję, że szybko nastanie pokój.

Ksiądz Mockus wychował się w rodzinie katolickiej, ale niepraktykującej. Jako nastolatek wraz z całą rodziną dokonał konwersji na prawosławie. Przez ostatnie lata był kanclerzem kurii wileńskiej oraz jedną z twarzy tego Kościoła w przestrzeni publicznej. Przetłumaczył na litewski księgi liturgiczne, wprowadził ten język do kazań w wileńskiej cerkwi św. Paraskiewy (Piatnickiej), zbudowanej jeszcze w XIV w. Przez wiele lat prowadził audycje na temat prawosławia w katolickim Radiu Maryja. Jego wystąpienia po 24 lutego były cytowane przez litewskie media jako głos miejscowego prawosławia.

Won!

– Kiedy w kolejnych dniach patriarcha Cyryl usprawiedliwiał tę wojnę, zwróciłem uwagę metropolicie, że należy się odciąć od jego słów, gdyż one kompromitują także nas – opowiadał mi ks. Mockus. – Ustaliliśmy, że publicznie oświadczę, iż prawosławni na Litwie nie popierają stanowiska patriarchy Cyryla. Sytuacja z każdym dniem wojny stawała się coraz bardziej napięta i opinia publiczna oczekiwała od nas wyraźnego zajęcia stanowiska. Nie mogliśmy milczeć. Takie było przekonanie części wiernych i duchowieństwa. Głos zaś powinien zabrać biskup, a nie tylko kanclerz, który jest jedynie urzędnikiem. W połowie marca metropolita zdecydował się napisać odezwę do wiernych w tej sprawie. Dokument był obszerny i mało konkretny. Zaproponowałem krótki tekst, który metropolita z niewielkimi zmianami zaakceptował. Było tam jasno napisane, że metropolita i prawosławni Litwini nie zgadzają się ze stanowiskiem patriarchy Cyryla w sprawie wojny na Ukrainie.

Jednak zanim ten dokument metropolita podpisał, 17 marca zwołał zebranie całego duchowieństwa Litwy. Postawił wtedy pytanie, czy należy wymieniać imię patriarchy w liturgii. Zdecydowana większość wypowiedziała się za tym, aby tak było. Niewielka grupa, w tym ja, była przeciwko temu. Nasze stanowisko spotkało się z ostrą krytyką innych kapłanów. Krzyczeli do mikrofonu: „A kim wy jesteście, aby występować z takimi postulatami? Won z naszej Cerkwi, idźcie modlić się do litewskich kościołów”. Po dyskusji metropolita powiedział, że chce opublikować przygotowany wcześniej tekst i go odczytał. Jednocześnie dodał: „Wiecie, drodzy bracia, jesteśmy pod presją władzy i opinii publicznej. Dokument ma charakter zewnętrzny i trzeba go opublikować, aby dali nam spokój”.

Na tym się jednak nie skończyło. 14 kwietnia metropolita zwolnił ks. Mockusa z funkcji proboszcza katedry i dziekana wileńskiego. Podobny los spotkał jeszcze dwóch duchownych, którzy przestali wymieniać w liturgii imię patriarchy Cyryla i publicznie ostro krytykowali Patriarchat Moskiewski za wspieranie agresji na Ukrainie. Wtedy dziennikarze zaczęli się pytać, dlaczego represje spadają na kapłanów potępiających Cyryla. W odpowiedzi na to ukazał się komunikat metropolity, który w ostrych słowach potępiał księży: Witalija Mockusa, Władimira Sielawkę, Georgija Ananjewa, Witalija Dauparasa, Gintarasa Sungajłę oraz diakonów Wiktora Miniotasa i Georgija Cyburewkina. W kolejnych dokumentach nazywano ich „raskolnikami”, którzy rzekomo od lat przygotowywali rozłam w litewskim Kościele prawosławnym. W Wielką Sobotę, kiedy dużo ludzi przychodzi do kościołów, zebrano 7 tys. podpisów przeciwko kapłanom, którzy rzekomo popełnili „ciężkie przestępstwa kanoniczne”, i w obronie „jedności Kościoła prawosławnego na Litwie”. – Część wiernych i duchowieństwa nas wspierała – wspomina tamte wydarzenia ks. Mockus – ale ze smutkiem muszę stwierdzić, że większość popiera działania władz Rosji i patriarchy Cyryla.

W tym czasie w Moskwie powstała Komisja Patriarchatu Moskiewskiego ds. zarządu diecezjami bliskiej zagranicy, na której czele stanął metropolita Paweł (Ponomariow), były metropolita miński. Decyzje wobec pięciu niepokornych kapłanów i dwóch diakonów zapewne były z nią konsultowane. Najpierw zawieszono ich w wykonywaniu obowiązków, a 29 czerwca, wyrokiem sądu kościelnego, usunięto ze stanu kapłańskiego.

Nie możemy się z tym pogodzić

Osoby, z którymi rozmawiałem w Wilnie na temat tego konfliktu, są przekonane, że jego skutki dla litewskiego prawosławia są fatalne. Zniszczono wszystko, co dobrego wydarzyło się w ciągu ostatnich 30 lat w relacjach Litewskiego Kościoła Prawosławnego z państwem, opinią publiczną, mediami, Kościołem katolickim. Część parafian przestała chodzić do cerkwi. Nikt z ukraińskich uchodźców, którzy licznie tutaj przyjechali, nie pójdzie do świątyni, w której modlą się za Cyryla. 13 mniejszości narodowych żyjących na Litwie napisało do patriarchy konstantynopolitańskiego prośbę o utworzenie w Wilnie podległej mu jurydycznie parafii. Jednak najboleśniej sankcje wobec ks. Mockusa odczuli ci, którzy z nim przez lata współpracowali. Nie tylko Litwini. – Usunięcie ks. Witalija i pozostałych ze stanu kapłańskiego to decyzja niesprawiedliwa i duży błąd – mówią mi Karina i Andriej Czerniakowie. To Rosjanie ukształtowani religijnie w Moskwie, w środowisku ks. Aleksandra Mienia, od kilku lat mieszkający w Wilnie. – Nie możemy się z tym zgodzić i podobnie myśli wielu innych parafian. Przecież ci usunięci kapłani, a przede wszystkim ks. Mockus, tworzyli przez lata litewskojęzyczne prawosławie. Ksiądz Witalij przekładał na język litewski księgi liturgiczne, zainicjował powstanie wspólnoty modlącej się w języku litewskim, potrafił gromadzić wokół siebie ludzi różnych przekonań i narodowości. Teraz, bez podania jakichkolwiek przyczyn, gdyż oskarżenia o „przestępstwa kanoniczne” trudno traktować poważnie, znalazł się poza Kościołem. To działanie okrutne i niechrześcijańskie. Pomimo tego praktycznie cała nasza grupa spotyka się w każdą niedzielę po domach na modlitwach i rozważaniu Pisma Świętego, są z nami także usunięci kapłani. Razem tworzymy braterską wspólnotę, której represje nie zdołały zniszczyć. Ta sytuacja pozwoliła nam także lepiej zrozumieć, że jako chrześcijanie nie jesteśmy związani z jakimś konkretnym, narodowym Kościołem. Tego jako Rosjanie doświadczyliśmy w ostatnich latach w Wilnie, uczestnicząc w życiu wspólnoty, którą stworzył ks. Mockus.

Konsekwencja kryzysu politycznego

– Do tej pory Kościół prawosławny na Litwie raczej trzymał się z daleka od polityki – przekonuje prof. Vytautas Ališauskas, pierwszy ambasador Litwy przy Stolicy Apostolskiej i znawca kwestii wyznaniowych. – Nie występował, przynajmniej publicznie, z żadną propagandą ruskiego miru. Zresztą prawosławnymi u nas są nie tylko Rosjanie, ale także Białorusini, Ukraińcy i wiele innych grup narodowych. Utrzymywał dobre stosunki z Kościołem katolickim i władzami państwowymi. Także biskup wileński Innocenty sprawiał wrażenie umiarkowanego i skoncentrowanego na kwestiach życia religijnego. To, co się dzisiaj dzieje w tym Kościele – usunięcie grupy kapłanów sprzeciwiających się wojnie i potępiających patriarchę Cyryla – jest konsekwencją kryzysu politycznego wywołanego rosyjską agresją na Ukrainę. Wiemy, że Kościół prawosławny w Rosji jest faktycznie częścią aparatu państwowego i ma to konsekwencje dla jego struktur działających w innych krajach. Myślę, że decyzja usunięcia kilku znaczących duchownych była błędem i prawdę mówiąc, nie wiem, dlaczego metropolita Innocenty to zrobił. Początkowo wyglądało, że konflikt zakończy się upomnieniem, ale później zastosowano najostrzejsze sankcje. Mam wrażenie, że decyzje w tej sprawie były podejmowane nie tylko w Wilnie. Ci usunięci kapłani i diakoni, dopiero gdy spadły na nich kary kościelne, zaczęli szukać swojego nowego statusu kościelnego i zwrócili się z prośbą o inkardynowanie do Patriarchatu Konstantynopolitańskiego. Wsparło ich także państwo litewskie. List premier Ingridy Šimonytė do patriarchy Konstantynopola (wręczył go ambasador Litwy w Turcji 18 maja) był krokiem na rzecz poszanowania wolności religijnej na Litwie – wyjaśnia prof. Ališauskas.

Pani premier wyraziła w nim poparcie rządu litewskiego dla aspiracji „niektórych prawosławnych” odłączenia się od Moskwy. Potwierdziła także gotowość do przedyskutowania ewentualnej roli rządu w przywróceniu kanonicznej zwierzchności Patriarchatu Konstantynopola na terytorium Litwy. – To nie była prośba o interwencję w sprawy Kościoła prawosławnego na Litwie – dodaje profesor – lecz wstawienie się za duchownymi, którzy z tego Kościoła zostali usunięci. Na Litwie prawosławie ma status tradycyjnej religii, lecz to nie jest status przyznany Patriarchatowi Moskiewskiemu, lecz wszystkim wyznawcom prawosławia – zaznacza. – Państwu jest obojętne, jaką formę organizacyjną ono przyjmie – Patriarchatu Moskiewskiego czy Patriarchatu Konstantynopolitańskiego. Obie struktury mogą też funkcjonować równolegle. Litwa nigdy nie była kanonicznym terytorium Patriarchatu Moskiewskiego, jak kiedyś próbowano nam to wmawiać. Miejmy nadzieję, że wreszcie zrozumiano, że to zupełnie błędna droga. W tych sprawach trzeba szukać kompromisu. Jeśli Patriarchat Moskiewski wyznaczy jakiegoś nowego biskupa Wilna, który z jakichś względów nie będzie akceptowany przez władze państwowe, to oczywiście może on formalnie pełnić tę funkcję, ale będzie ignorowany. Jeśli zaś chodzi o budynek kościelny, który mógłby być wykorzystywany przez kapłanów prawosławnych nienależących do Patriarchatu Moskiewskiego, to w dyspozycji państwa jest dawna prawosławna kaplica przy byłym więzieniu na Łukiszkach. Po odpowiedniej adaptacji mogłaby służyć celom liturgicznym. Żadne decyzje w tej sprawie jeszcze nie zapadły, ale z pewnością, jeśli pojawią się w Wilnie księża z Patriarchatu Konstantynopolitańskiego, obiekt sakralny się znajdzie.

Pod Bartłomieja zamiast Cyryla

Decyzję o wyrzuceniu duchownych formalnie podjął metropolita Innocenty, ale publicznie uzasadnia je biskup pomocniczy Ambroży (Fiedukowicz). Jego ranga ostatnio wzrosła, m.in. jeździł do Moskwy w sprawie zmiany statusu Kościoła prawosławnego na Litwie. W odróżnieniu od Innocentego ma litewskie obywatelstwo i świetnie zna język. Został niedawno ściągnięty z Rosji jako potencjalny następca metropolity, który wkrótce osiągnie wiek emerytalny. Ambroży w mediach przekonuje, że duchownych spotkała kara nie za protesty przeciwko wojnie i patriarsze Cyrylowi, ale za knucie z władzami państwowymi w celu dokonania rozłamu (raskoła) w tutejszym prawosławiu.

Ksiądz Mockus zdecydowanie temu zaprzecza. Kwestia przejścia do Patriarchatu Konstantynopolitańskiego pojawiła się dopiero po ich zawieszeniu, a później usunięciu ze stanu kapłańskiego. – Napisaliśmy apelację od tego wyroku do patriarchy Bartłomieja, jako zwierzchnika całego Kościoła prawosławnego. Nie można się było odwołać do patriarchy Cyryla, gdyż istotą sporu jest jego osoba – przekonuje ks. Mockus. – W kolejnym zaś piśmie poprosiliśmy o inkardynowanie nas do Patriarchatu Konstantynopolitańskiego – dodaje. – Chcemy wrócić do sytuacji sprzed 1686 r., kiedy prawosławni z terenów Wielkiego Księstwa Litewskiego byli częścią metropolii kijowskiej, uznającej jurysdykcję Patriarchatu Konstantynopolitańskiego.

Na razie patriarcha Bartłomiej powołał komisję, która rozpatrywać będzie apelację. Werdykt może mieć konsekwencje nie tylko dla Litwy. Ruski mir, którego duchowym fundamentem poza Rosją jest Patriarchat Moskiewski, w warunkach agresji na Ukrainę stał się częścią machiny propagandowej państwa agresora. Dlatego przyjęcie niepokornych kapłanów do Patriarchatu Konstantynopolitańskiego może spowodować, że znajdą się ich naśladowcy – nie tylko na Litwie, ale być może na Łotwie, w Estonii, w Mołdawii, a kiedyś i na Białorusi. To zaś będzie miało znaczenie nie tylko dla życia religijnego na tym obszarze.•

Dostępna jest część treści. Chcesz więcej? Zaloguj się i rozpocznij subskrypcję.
Kup wydanie papierowe lub najnowsze e-wydanie.