Krzyż Korony

Jacek Dziedzina

GN 39/2022 |

publikacja 29.09.2022 00:00

Jedno z najbardziej obojętnych religijnie społeczeństw żyje w państwie częściowo wyznaniowym. Czy sekularyzacja Wielkiej Brytanii jest również skutkiem licznych powiązań państwa z Kościołem?

Premier Liz Truss czyta Ewangelię wg św. Jana podczas liturgii pogrzebowej Elżbiety II. Gareth Cattermole /pa/pap Premier Liz Truss czyta Ewangelię wg św. Jana podczas liturgii pogrzebowej Elżbiety II.

Widzowie na całym świecie przecierali oczy ze zdumienia, gdy w czasie transmisji liturgii pogrzebowej królowej Elżbiety II z opactwa westminsterskiego mogli zobaczyć niecodzienną scenę: jedno z czytań liturgicznych czytała z ambony nowa premier Wielkiej Brytanii Liz Truss. Parę dni wcześniej premier uczestniczyła w swoistej „procesji wejścia” na uroczystość proklamacji (nie mylić z koronacją) Karola III jako nowego króla – na przodzie szedł ministrant z krzyżem, za nim arcybiskup Canterbury i następnie pani premier. Przez ponad tydzień cały świat przyglądał się państwowo-religijnym ceremoniałom związanym z pożegnaniem zmarłej i powitaniem nowego króla, w których elementy religijne, chrześcijańskie, zdecydowanie przekraczały średnią europejską. Niektórzy stawiali pytanie, czy to naprawdę jeden z najbardziej zlaicyzowanych krajów w Europie. A my próbujemy odpowiedzieć na pytanie, czy całą tę religijną otoczkę można nazwać wyłącznie „zwykłą” fasadą i teatrem, który jeszcze bardziej zniechęca do Kościoła, czy może jest w tym wszystkim – mimo zgrzytu ze stylem życia większości Brytyjczyków – jakiś potencjał, który pozostawia uchylone drzwi…

Biskup premiera

Nigdzie hasło o „sojuszu tronu z ołtarzem” nie brzmi tak dosłownie jak w Anglii. Tak, nie w całym Zjednoczonym Królestwie Wielkiej Brytanii i Irlandii Północnej, tylko właśnie w samej Anglii. Warto więc na wstępie wyjaśnić jedną rzecz, która trochę umykała w ostatnich tygodniach, gdy Korona brytyjska była jednym z głównych tematów w światowych mediach: brytyjski monarcha jest głową całego Zjednoczonego Królestwa (i kilkunastu innych państw z tzw. Wspólnoty Narodów – Common- wealth) i równocześnie głową tylko Kościoła Anglii (Church of England). W mediach natomiast pojawiało się czasem błędne określenie monarchy jako „głowy Kościoła anglikańskiego”. Tymczasem wspólnota anglikańska – bo tak należałoby raczej mówić – składa się z wielu Kościołów narodowych, które nierzadko różnią się mocno między sobą, ale też nie podlegają razem władzy brytyjskiej królowej czy króla. Ta władza monarchy obejmuje tylko Kościół Anglii. To jednak, w połączeniu z panowaniem nad całym Zjednoczonym Królestwem, generuje szereg unikatowych rozwiązań prawnych. Okazuje się bowiem, że prawo kościelne jest tam częścią prawa państwowego. Biskupi są powoływani przez monarchę na wniosek premiera. Nawet udzielanie święceń kapłańskich kobietom wymagało zgody parlamentu brytyjskiego. A w Izbie Lordów w parlamencie swoje miejsca mają zagwarantowane również anglikańscy biskupi. Jak to możliwe, że jedno z najbardziej zlaicyzowanych społeczeństw nadal utrzymuje ten niezwykły w dzisiejszych czasach ustrój? I czy w praktyce jest on bardziej katalizatorem sekularyzacji, czy raczej pomaga tworzyć przestrzeń, o której nikt by już nie pamiętał, gdyby nie „sojusz tronu z ołtarzem”?

Prawo kanoniczne państwowe

O ile jesteśmy raczej oswojeni z brytyjskim ceremoniałem, w którym Korona i Kościół tworzą niemal jedną całość, o tyle dla wielu może być zaskoczeniem właśnie ta informacja, że prawo Kościoła Anglii jest integralną częścią systemu prawa Anglii. Nawet jeśli na samych Wyspach Brytyjskich powstają jakieś kontrowersje wokół tego, to ostatecznie zarówno orzecznictwo sądów krajowych, jak i Europejskiego Trybunału Praw Człowieka w Strasburgu parę razy już potwierdzało, że próba kwestionowania tej zależności jest sprzeczna z angielskim porządkiem prawnym. Angielskim właśnie, a nie całego Zjednoczonego Królestwa. To wynika z tego, co powiedzieliśmy wyżej – monarcha brytyjski jest najwyższym zwierzchnikiem tylko Kościoła Anglii, więc wszelkie powiązania prawa kościelnego z prawem państwowym dotyczą wyłącznie Anglii. To rodzi wiele zawiłości, bo prawodawstwo Kościoła Anglii jest akceptowane w parlamencie brytyjskim, który przecież ustanawia prawo dla całego Zjednoczonego Królestwa. Prawodawstwo dotyczące Kościoła Anglii obejmuje zarówno zwykłe ustawy państwowe dotyczące kompetencji najważniejszych kościelnych ciał, jak i akty prawne – tworzone najpierw przez Synod Generalny, a później przez parlament, i zatwierdzane przez monarchę. Tak przyjęte akty prawne dla Kościoła Anglii stają się automatycznie częścią prawa państwowego. Jak na ironię taki porządek próbował kiedyś zaskarżyć… jeden z duchownych anglikańskich. Wszystkie sądy angielskie odrzucały jego skargę, a gdy sprawa doszła do Strasburga – tamtejsi sędziowie odwołali się do wydanych już wyroków angielskich.

Kościół „nieistniejący”

Tu warto podkreślić jedną ciekawą rzecz: do roku 1534, czyli do zerwania przez króla Henryka VIII jedności z Rzymem i obwołania się głową Kościoła Anglii (określenie „najwyższy zwierzchnik” pojawiło się później), prawo kościelne – wówczas jeszcze rzymskokatolickie – nie było częścią prawa państwowego Anglii. Krótko mówiąc: Anglia stała się państwem wyznaniowym dopiero po zerwaniu z Rzymem. Zwraca na to uwagę dr hab. Michał Rynkowski, specjalizujący się w stosunkach państwo–Kościół. W „Studiach z Prawa Wyznaniowego” (rocznik wydawany na KUL-u) z 2015 roku pisze m.in. o tym, że „Kościół Anglii istnieje, ale nigdy nie nadano mu osobowości prawnej”. Brzmi zaskakująco, ale rzeczywiście tak jest od pięciu stuleci: Church of England nie jest zarejestrowany, bo w Zjednoczonym Królestwie nie ma do dziś rejestru związków wyznaniowych. „Choć więc Kościół [Anglii – J. Dz.] ma charakter established, tzn. jest Kościołem państwowym, istnieją akty prawa angielskiego go dotyczące, to jednak nie istnieje żaden państwowy akt prawny, który by Kościół ten powołał do życia, uznał lub w jakiś inny formalny sposób zalegalizował” – pisze Rynkowski. Krytycy takiego podejścia mówią, że przecież istnieje akt supremacji z 1534 roku, w którym parlament angielski ogłosił króla głową Kościoła i stwierdził, że duchowni angielscy są niezależni od papieża. Jednak zarówno prof. Norman Doe, jeden z największych znawców prawa kościelnego na Wyspach, jak i wielu innych autorów podkreślają, że Kościół Anglii do dziś nie ma podmiotowości prawnej i pozostaje… „ciałem amorficznym”, a równocześnie jest jednak Kościołem państwowym.

Świecka koronacja?

Ten stan rzeczy wielu wydaje się jedną ze spraw, które muszą ulec zmianie. Gdy w 2015 roku ukazał się raport Komisji ds. Religii i Wyznań, pokazujący, jak bardzo Wielka Brytania w ciągu pół wieku stała się krajem postchrześcijańskim, w komentarzach podkreślano, że powinno to znaleźć swoje odzwierciedlenie również w instytucjach państwowych, które muszą zerwać z tym związkiem z Kościołem, bo sytuacja prawna jest sprzeczna z rzeczywistością. Komisja wezwała m.in. do pozbawienia religijnego charakteru wszelkich wydarzeń publicznych, w tym również koronacji. W czerwcu przyszłego roku Karol III otrzyma koronę z rąk arcybiskupa Canterbury i będzie ślubował wierność Kościołowi Anglii jako „Obrońca Wiary” (ten tytuł zresztą przyznał papież Henrykowi VIII, zanim ten zerwał z Rzymem – ale tytuł do dziś noszą monarchowie brytyjscy).

Krytycznie do podtrzymywania tego zwyczaju podchodzą również ci, którzy przekonują, że utrzymywanie związku państwa i Kościoła przyczyniło się do laicyzacji społeczeństwa. Nie ma na to jednak żadnych dowodów. Przyczyn sekularyzacji można by szukać, owszem, w samym Kościele Anglii i szerzej, w całej wspólnocie anglikańskiej, która od lat targana jest różnymi eksperymentami, łącznie ze zrywaniem z tradycyjnym nauczaniem Kościoła w sprawach podstawowych. Akurat w Kościele Anglii nadal silny pozostaje nurt bardziej konserwatywny (choć i ten okazuje się zbyt liberalny dla wielu duchownych, którzy decydują się na przejście do Kościoła katolickiego); bardzo silny również jest nurt nastawiony na ewangelizację. To właśnie w anglikańskiej parafii Holy Trinity Brompton w Londynie narodziły się kursy Alpha, które na tyle mocno wpisały się w brytyjski krajobraz, że nawet gazeta „Daily Mail” ogłosiła parę lat temu „powtórne nawrócenie Anglii” za sprawą Alpha.

Pogrzeb ewangelizacyjny

Zapewne same rytuały, celebracje kościelno-państwowe nie są w stanie przyciągnąć do Kościoła tych, którzy reagują alergicznie na tego rodzaju powiązania. A jednak podczas pogrzebu Elżbiety II było coś niezwykłego w tym, jak jeden z najbardziej zsekularyzowanych krajów na oczach milionów widzów na całym świecie prowadził… prawdziwą ewangelizację. Transmisję z liturgii pogrzebowej oglądało ok. 4 mld ludzi na całym świecie. A w czasie liturgii czytane były te fragmenty Nowego Testamentu, które wprost mówią o odkupieniu, jakie dokonuje się tylko przez Jezusa Chrystusa. Paradoksalnie miliony ludzi na świecie i reprezentujący ich w katedrze westminsterskiej przywódcy mogli to wszystko usłyszeć właśnie w kraju, który – patrząc na statystyki – już dawno pożegnał się z chrześcijaństwem. Paradoks jest tym większy, że całą tę transmitowaną na świat ewangelizację widzowie zawdzięczają faktowi, iż Zjednoczone Królestwo, poprzez Koronę brytyjską i jej związek z Kościołem Anglii, pozostaje w pewnym stopniu państwem wyznaniowym. Nie, to nie oznacza, że to jest model, za którym należałoby teraz podążać w krajach z ugruntowaną republikańską tradycją, ale to właśnie ta specyfika Wielkiej Brytanii pozwoliła całemu światu usłyszeć najczystsze chrześcijańskie przesłanie. Może więc lekarstwem na sekularyzację nie jest – w przypadku tego państwa – odcinanie akurat tej gałęzi, jaką jest ten specyficzny „sojusz tronu i ołtarza”? •

Dostępna jest część treści. Chcesz więcej? Zaloguj się i rozpocznij subskrypcję.
Kup wydanie papierowe lub najnowsze e-wydanie.

TAGI: