Kręgosłup czy pancerz? Czy katolik może modlić się z przedstawicielami innych wyznań?

Franciszek Kucharczak

GN 44/2022 |

publikacja 03.11.2022 00:00

Jak to w końcu jest – katolikowi wolno modlić się z przedstawicielami innych wyznań czy jednak nie?

Ekumeniczne obchody Święta Stworzenia w Płocku. ks. Włodzimierz Piętka /Foto Gość Ekumeniczne obchody Święta Stworzenia w Płocku.

Niedawno na zaproszenie papieża Franciszka spotkali się w Watykanie liderzy środowisk ewangelizacyjnych z Polski. Oprócz katolików świeckich i duchownych była także grupa pastorów. Ojciec Święty mówił między innymi o ekumenizmie jako rodzaju sakramentu braterstwa chrześcijan. W serdecznej atmosferze odpowiadał na pytania i modlił się razem z zebranymi.

Relacje medialne z tego wydarzenia wywołały sporo reakcji, często nieprzychylnych. W sieci pojawiły się zarzuty o zacieranie doktryny katolickiej, o stwarzanie duchowego zagrożenia i niszczenie wiary. Komentowano, że katolicy, modląc się z „heretykami”, sami stają się heretykami. Powoływano się na dawne dokumenty Kościoła, w tym na encyklikę Piusa XI Mortalium animos z 1928 roku, w której papież przypominał, że „Stolica Apostolska swym wiernym nigdy nie pozwalała, by brali udział w zjazdach niekatolickich”.

– Owszem, ale sytuacja zmieniła się już po 21 latach, gdy w 1949 roku, za pontyfikatu Piusa XII, Święte Oficjum wydało dokument De motione oecumenica. Po raz pierwszy uznano w nim, że ruch ekumeniczny jest znakiem działania Ducha Świętego. Wezwano biskupów, żeby mądrze nad tą kwestią czuwali, i podano kilka kryteriów, kiedy można uczestniczyć w takich zebraniach. Na wydarzenia lokalne dawali zgodę ordynariusze, a Stolica Apostolska – na wydarzenia ponaddiecezjalne czy międzynarodowe – wyjaśnia ks. dr hab. Sławomir Pawłowski, ekumenista z KUL. Wskazuje, że w 1952 roku, a więc dziesięć lat przed Soborem Watykańskim II, za zgodą Watykanu miały miejsce pierwsze kontakty ze Światową Radą Kościołów, która powstała w 1948 roku.

– Przełomem była publikacja soborowego dekretu o ekumenizmie, który oficjalnie naucza, że kontakty z innymi chrześcijanami nie tylko są dozwolone, ale wręcz pożądane – podkreśla kapłan. Czytamy tam, że „w pewnych specjalnych okolicznościach, takich jak zapowiedziane modły »o jedność«, oraz na zebraniach ekumenicznych dopuszczalne jest, a nawet pożądane zespolenie katolików z braćmi odłączonymi w modlitwie”.

– Dekret ten został opublikowany w 1964 roku. Zauważmy więc, że minęło już prawie 60 lat od czasu, gdy katolickie nauczanie wyraźnie zezwala na tego typu modlitwy – wskazuje duchowny.

Kwestia uformowania

Niejeden katolik może wpaść w konsternację, widząc, że Kościół najpierw czegoś zabrania, a potem na to zezwala, a nawet do tego zachęca. Jak to rozumieć?

– Trzeba zdawać sobie sprawę z istnienia pewnych kategorii nauczania kościelnego. Na pierwszym miejscu są dogmaty. Te są niezmienialne. Na drugim znajdują się doktryny czy ocena faktów związana z tymi dogmatami, też niezmienialna. Na trzecim miejscu jest doktryna katolicka niezdogmatyzowana – obowiązująca, ale dopuszczająca zmiany – wyjaśnia ks. Sławomir Pawłowski. Przyznaje, że jeśli chodzi o stosunek do ruchu ekumenicznego, to rzeczywiście nastąpiły w tej sprawie zmiany. – Nie dotyczą jednak istoty tego, czym jest Kościół, ale obejmują sprawy dyscyplinarne, ocenę zjawisk, które dzieją się we współczesności. Trzeba przyjąć, że tak jest, i po prostu się na to zgodzić – tłumaczy.

Przyjęcie takiej zmiany nie jest łatwe. Wśród katolików rodzą się obawy, że relacje z protestantami mogą stanowić duchowe zagrożenie dla tożsamości religijnej.

– Jest takie powiedzenie, że stworzenia bez kręgosłupa mają najtwardszą skorupę. Odwracając to zdanie, można powiedzieć, że kto ma kręgosłup, ten nie potrzebuje skorupy. Jeśli ktoś ma kręgosłup tożsamościowy związany z byciem katolikiem, jeżeli zna nauczanie swojego Kościoła, wie, że inni chrześcijanie wyznają wiele prawd, które my także wyznajemy, a jednocześnie zna granicę, której nie możemy przekroczyć. Jest to więc wezwanie do formacji chrześcijan. Jeśli są dobrze informowani, nie ma takiego lęku – uspokaja ekumenista. Podkreśla, że sobór, mówiąc o angażowaniu się w ruch ekumeniczny, przypomina o wymogu dobrego uformowania. W dekrecie o ekumenizmie wzywa wiernych do „powstrzymania się od wszelkiej lekkomyślności i nierozważnej gorliwości, które by mogły zaszkodzić prawdziwemu postępowi ku jedności”. Działalność ekumeniczna katolików bowiem „nie może być inna jak tylko w pełni i szczerze katolicka”. Dokument zaleca też biskupom, żeby wzrastający udział katolików w ruchu ekumenicznym „popierali i roztropnie nim kierowali”. Przypomina jednocześnie, że nie można zamykać oczu na to, co Duch Święty sprawia w chrześcijanach innych wyznań.

„Duch Chrystusa nie wzbrania się przecież posługiwać nimi jako środkami zbawienia” – piszą ojcowie soboru. Jest to więc jasne stwierdzenie, że w innych wspólnotach chrześcijańskich może działać rzeczywiste życie łaski, które otwiera dostęp do społeczności zbawionych.

– Jan Paweł II poszedł jeszcze dalej. Stwierdził, że dialog ekumeniczny jest nie tylko wymianą myśli, lecz także wymianą darów. Z kolei papież Franciszek jeszcze bardziej to skonkretyzował, mówiąc, że mogą być takie rzeczy, które Duch Święty dał innym Kościołom i wspólnotom, a które są przeznaczone również dla nas. Trzeba na to otworzyć oczy, bo gdy patrzymy na niektóre inicjatywy ewangelizacyjne we wspólnotach ewangelikalnych, powinniśmy też dostrzec ich żywiołowość, ich dynamizm i z tego czerpać – podkreśla duchowny.

Pełnia dana i zadana

Podczas spotkania z papieżem w Watykanie padło pytanie o problemy, jakie mogą pojawić się przy katolicko-protestanckiej ewangelizacji, gdy osoby ewangelizowane wybiorą Kościół niekatolicki.

– Wtedy papież powiedział, że jeśli chodzi o człowieka, który właśnie przyjął Chrystusa, to lepiej, że jest wierzącym jednego lub drugiego Kościoła, niż gdyby miał pozostać ateistą lub być przestępcą – mówi ks. Sławomir Pawłowski, który uczestniczył we wspomnianym wydarzeniu. Prostuje błędy powielane w niektórych mediach na ten temat. – Według relacji Frondy papież miał stwierdzić, że nieważne, do jakiego należysz wyznania, i że nie musisz należeć do Kościoła. Takie słowa z ust papieża nie padły. To skrzywienie treści jego wypowiedzi – zauważa kapłan. Zaznacza, że w wypowiedzi tej nie było mowy o rezygnacji z katolickiego nauczania „o pełni łaski i prawdy” powierzonej Kościołowi katolickiemu.

– W dekrecie o ekumenizmie pojawia się natomiast kilka zastrzeżeń, które powinny być dla katolików zimnym prysznicem. Jednym z nich jest stwierdzenie, że katolicy nie zawsze żyją pełnią gorliwości, bazując na tym, co im zostało dane w ich własnym Kościele. Drugą kwestią jest fakt, że podział między chrześcijanami utrudnia Kościołowi katolickiemu realizację „pełni katolickości”. Oczywiście w naszym przekonaniu wiele jest niekatolickich wspólnot kościelnych, które podlegają brakom, zwróćmy jednak też uwagę na nasze niedostatki. Dlatego owa pełnia jest nam „dana”, a jednocześnie „zadana” – akcentuje duchowny.

Opory tu i tam

W kontekście spotkania u papieża pojawiały się też zarzuty, że katolicy zaangażowani we współpracę z protestantami podlizują się im, podczas gdy tamci w znacznej mierze takiej współpracy nie oczekują. Przeciwnie, Kościół katolicki często jest dla nich „Babilonem” i „wielką nierządnicą”.

– Właśnie sam fakt obecności pastorów na spotkaniu z papieżem świadczy o tym, że przynajmniej im zależy na współpracy z katolikami. Jeśli jakiś katolicki krytyk nazywa takie spotkania protestantyzacją katolicyzmu, to ja pytam, czy ci pastorzy dobrze zrobili, że byli u papieża? A może to oni „katolicyzują protestantyzm”? Jeśli oni postąpili dobrze, to dlaczego my, uczestnicząc w tym spotkaniu, zrobiliśmy źle? Przecież było to jedno wydarzenie, oni nie pojechaliby bez nas – zauważa ekumenista.

Znaczące, że pastorzy obecni na wspomnianym wydarzeniu spotkali się z krytyką w swoim własnym środowisku. – Fakt ten tym bardziej pokazuje, że to było coś dobrego i ważnego. Nie możemy okopywać się we własnych Kościołach i obrzucać się argumentami, wykradać sobie wiernych, podczas gdy świat będzie się stawał coraz bardziej pogański – wskazuje kapłan. W dekrecie o ekumenizmie czytamy, że podziały, jakie zaistniały w historii chrześcijaństwa, nie nastąpiły bez winy ludzi z jednej i drugiej strony.

– Sobór nie mówi, że racja jest podzielona, lecz że podzielona wina jest. Nie Kościoły są winne, tylko ludzie tych Kościołów. Fakt ten może też dotyczyć czasów współczesnych – przekonuje duchowny. Przywołuje lutowe ekumeniczne spotkanie w Łodzi „Już czas”.

– Pochyliliśmy się nad tym, co stało się we wspólnotach, które przed laty odłączyły się bądź zostały uznane za oddzielone od Kościoła, i stwierdziliśmy, że w tym przypadku wina także leży po obu stronach. Chcieliśmy się za to po prostu przeprosić – mówi duchowny. I dodaje: – To było, podobnie jak wizyta u papieża, przede wszystkim wydarzenie modlitewne. Nie chodziło o jakieś strukturalne zjednoczenie, ale o braterskie i duchowe spotkanie. •

Dostępna jest część treści. Chcesz więcej? Zaloguj się i rozpocznij subskrypcję.
Kup wydanie papierowe lub najnowsze e-wydanie.