Heretycy czy bracia? Czy uczestniczący w ruchu ekumenicznym muszą rezygnować ze swych przekonań?

Marcin Jakimowicz

GN 42/2023 |

publikacja 19.10.2023 00:00

„Byłem nieufny. Bałem się, że ten protestant będzie chciał mnie okraść”. Przeszli długą drogę od widzenia w innych heretyków do ujrzenia w nich braci. Czy uczestniczący w ruchu ekumenicznym muszą rezygnować ze swych przekonań?

Ekumeniczna modlitwa w Watykanie w przededniu synodu. VATICAN MEDIA/epa/pap Ekumeniczna modlitwa w Watykanie w przededniu synodu.

Stanęli razem. W skąpanym w jesiennym słońcu Wiecznym Mieście. Przy bazylice zbudowanej na grobie rybaka. Zgodnie wołali o Ducha Świętego i szeptali „Ojcze nasz”. Stały przedstawiciel Wspólnoty Anglikańskiej w Rzymie abp Ian Ernest tak podsumował czuwanie rozpoczynające synod: „Inicjatywa papieża zaproszenia wszystkich chrześcijan do bycia razem na placu św. Piotra w przeddzień synodu Kościoła rzymskokatolickiego jest czymś, co daje nadzieję światu. Wynika ona ze wspólnej podróży, w której uznano drugiego za brata i siostrę w Chrystusie. To świadectwo dawane światu”.

Rozmywanie?

„To rozmywanie chrześcijaństwa” – oburzali się niektórzy. „Katolicy, którzy wstydzą się swego katolicyzmu!” Dziwnym trafem środowiska te nie przytaczały słów Benedykta XVI, na którego tak chętnie się powołują: „Ekumenizm wymaga cierpliwości, pokory, poddania się woli Pana i dynamizmu nawrócenia”.

Tak, ekumenizm wymaga nawrócenia. – Spotykając się z drugim człowiekiem, zawsze ryzykujesz. W ekumenizmie nie chodzi o szukanie miłej atmosfery, w której będziemy poklepywali się po plecach. To trudna droga, w której możesz być raniony. Jak w rodzinie. Przebaczenie kosztuje – opowiada ks. dr Adam Strojny, posługujący na co dzień we wspólnocie Chemin Neuf.

– Nieustannie w dyskusjach na temat ekumenizmu pojawia się argument, że uczestniczący w ruchu na rzecz jedności muszą rezygnować ze swych przekonań, ukryć katolicką tożsamość – przerywam mu. – To często powtarzane kłamstwo! – odpowiada. – Nie mogę udawać kogoś, kim nie jestem. Jedność możemy budować jedynie na prawdzie. Ważne jest sformułowanie soborowe o hierarchii prawd. Spotykamy się w tym, co w wierze najważniejsze.

Udowodnię im, że się mylą!

Karol Sobczyk (dziś zaangażowany i odpowiedzialny w Rzymie za wypracowywanie dialogu między Kościołem katolickim a nowymi Kościołami charyzmatycznymi) musiał przejść długą drogę od widzenia w innych jedynie heretyków do ujrzenia w nich braci. – W środowisku, w którym wzrastałem, uczono mnie wrogości do niekatolików – mówi wprost. – Nie znałem nikogo, kto nie byłby katolikiem, więc byłem przerażony na myśl o pierwszym spotkaniu z protestantem. Zapamiętam je do końca życia. Jako student psychologii wyjechałem w 2020 roku do Ustronia na zjazd w ramach kursu poradnictwa chrześcijańskiego. Wiedząc, że będą w nim uczestniczyli również protestanci, jechałem z tą myślą, że będę chciał im udowodnić, jak bardzo się mylą. Byłem nastawiony bardzo bojowo... Trafiłem do dwuosobowego pokoju, nie mając pojęcia, kogo do mnie dokwaterują. Gdy ktoś zapukał do drzwi, otworzyłem je i od razu zapytałem: „Jestem Karol. Jesteś katolikiem czy protestantem?”. To sformułowane w progu pytanie wiele mówi o tym, co wówczas przeżywałem. „Cześć – usłyszałem. „Jestem Darek i jestem protestantem. Widzę, że jesteś katolikiem”. Wtedy nie miałem pojęcia, po czym można to było rozpoznać. Gdy Darek wszedł do łazienki, przy jego łóżku zauważyłem Biblię Warszawską. „Nawet Biblie mamy inne!” – przestraszyłem się. Byłem do tego stopnia nieufny, że bałem się, że ten człowiek będzie chciał mnie okraść. Na wszelki wypadek schowałem swoje rzeczy z powrotem do torby. Problem był taki, że ja miałem Biblię Tysiąclecia, której nie znałem... Gdy Darek wyszedł z łazienki, oznajmiłem mu, że idę na Różaniec. Chciałem wyraźnie zaznaczyć granice. Kładąc się spać, eksponowałem szkaplerz, który miałem na szyi, i bardzo zależało mi, by go zauważył. Jasno manifestowałem: jestem katolikiem i nie dam się przeciągnąć na żadną protestancką stronę. Tyle że… nikt nie chciał mnie na nią przeciągać. Darek nie chciał, abym przestał być katolikiem. Podobnie prowadzący kurs Alina i Henryk Wiejowie. Oni również szanowali to, że jestem katolikiem, i nie próbowali mnie zmienić. Moje serce odmieniło to, że ci ludzie, którzy czwartego dnia głosili przesłanie na temat darmowej łaski (to było przełomowe nauczanie w moim życiu!), pragnęli jednego: abym poznał Chrystusa i to, co On uczynił dla mnie na krzyżu. To ja ich prowokowałem, atakowałem, nie oni mnie...

Coś ukrywasz?

Od lat obserwuję z bliska tych, którzy angażują się w ekumeniczny dialog, czyli używając stwierdzenia abp. Ernesta: „traktują ludzi innych wyznań jak siostry i braci”. Adam Dylus, człowiek, który o relacjach Kościół–Izrael może opowiadać godzinami, nie ukrywa przecież tego, że jest diakonem stałym, który posługuje na co dzień w parafii oblatów. Ci, którzy z nim współpracują, doskonale o tym wiedzą.

Bardzo zapadły mi w pamięć słowa bp. Jana Chrapka, który otwierając przed laty toruński festiwal Song of Songs, rzucił: „Gdzie ekumenizm sprawdza się w praniu? W graniu!”. Miał rację. Od trzech dekad to właśnie scena jest miejscem współpracy chrześcijan różnych denominacji. Stają obok siebie, by oddać chwałę Temu, który godzien jest uwielbienia. Czy to znaczy, że nie dochodzi między nimi do trudnych rozmów? Nie, ale wiedzą, że tym, co ich łączy, jest wyznanie, iż Jezus jest Panem.

Kard. Raniero Cantalamessa, który nazywa to „ekumenizmem ducha”, w Wigilię Zesłania Ducha Świętego w 2017 r. przypomniał: „Podczas Pięćdziesiątnicy wszyscy ludzie mówią różnymi językami, ale każdy rozumie apostołów. Dlaczego? Ponieważ Duch Święty dokonał w nich przewrotu kopernikańskiego. Zanim to nastąpiło, apostołowie byli zajęci czynieniem znaku dla samych siebie i często spierali się o to, »kto z nich jest największy«. Teraz Duch Święty przeniósł ich uwagę z samych siebie na Chrystusa. Wszyscy rozumieli mowę apostołów, gdyż nie mówili już oni o sobie samych, ale o Bogu! Bóg wzywa nas, byśmy podjęli podobne nawrócenie: od samych siebie do jedności całego ciała Chrystusa. Święty Paweł włączał do wspólnoty wszystkich, którzy na każdym miejscu wzywają imienia Pana naszego Jezusa Chrystusa (1 Kor 1,2).To formuła, którą musimy na nowo odkryć. Co uczynił Zmartwychwstały, by skłonić apostołów do przyjęcia pogan do Kościoła? Bóg posłał Ducha Świętego do Korneliusza i jego domowników w ten sam sposób i z tymi samymi znakami, jak to uczynił na początku apostołom. Cud ten powtórzył się na naszych oczach, ale tym razem na światową skalę. Bóg wylał Ducha Świętego na miliony wiernych niemalże wszystkich wyznań chrześcijańskich. My również jesteśmy wezwani, by wyciągnąć ten sam wniosek co Piotr: jeżeli On udzielił im tego samego daru co nam, to jakżeż możemy mówić, że nie należą oni do Ciała Chrystusa?”.

W izolacji

„Nie muszę akceptować twoich poglądów, by ci błogosławić” – napisał przed laty Karol Sobczyk. – Żyjąc przez wieki w odseparowaniu, nauczyliśmy się Kościoła, który jest monolitem, i nie dostrzegaliśmy jego różnorodności, tego, że Duch Święty działa również przez tych, którzy nie są katolikami – wyjaśnia lider wspólnoty Głos na Pustyni. – Żyliśmy w izolacji. Bardzo dotykają mnie słowa kard. Waltera Kaspera, który napisał, że „ekumenizm nie jest dziełem, w którym katolicyzm ponosi straty, ale katolickim procesem wzrostu”. Przez 500 lat rozwijaliśmy się we wrogości i zapomnieliśmy o jednym: że jesteśmy dla siebie braćmi. Dlaczego? Bo mamy jednego Boga. Niektóre Kościoły mówią o tym, że mają pełnię Ewangelii, my zaznaczamy naszą pełnię środków zbawczych, ale trudno jest z triumfem obwieszczać nasze pełnie w obliczu faktu, że rodzina nie jest ze sobą w pełni… Czy możemy mówić o pełni bez braci i sióstr? Czy jesteśmy wówczas „Chrystusowi”? Czy woła w nas Jego ostatnia modlitwa: „Aby byli jedno, aby świat uwierzył”? Święty Paweł prosił, byśmy „usiłowali zachować jedność dzięki więzi, którą jest pokój”. Czy to jest możliwe? Tak. Czy łatwe? Nie. Dr Mary Healy opowiadała o tym w ten sposób: „Kiedy na poważnie bierzesz słowa Jezusa o tym, »aby byli jedno«, i czynisz to w praktyce, to jedną ręką mocno trzymasz braci ze swego Kościoła, a drugą próbujesz uchwycić tych, którzy pochodzą z innych denominacji. I w pewnym momencie orientujesz się… że sam stajesz się ukrzyżowany. Jeśli decydujesz się na to, by być mostem, musisz zgodzić się na to, by inni po tobie deptali. Mostów nie buduje się od środka. Musisz znać fundament, swą tożsamość, by rozpocząć budowę. Jest cena, którą trzeba zapłacić. Ale skoro Jezus płacił cenę za to by, pojednać świat z Ojcem i »zburzyć mur wrogości«, to dlaczego nie mielibyśmy Go w tym naśladować? Ale – uwaga! – ceną nie jest rezygnacja z własnej tożsamości”.

Jan Paweł II w encyklice Ut unum sint jeden z podrozdziałów zatytułował: „Droga ekumenizmu drogą Kościoła”. To on pisał, że Kościół wszedł na drogę jedności, z której nie ma już odwrotu. Co to znaczy? Duch jedności jest częścią tożsamości Kościoła katolickiego. Bycie ekumenicznym – wyjaśniał papież – jest integralną częścią bycia katolikiem... A zatem można zapytać, czy ci, którzy krytykują tę drogę, nie rezygnują z drogi wyznaczonej przez ich Kościół?

Dostępna jest część treści. Chcesz więcej? Zaloguj się i rozpocznij subskrypcję.
Kup wydanie papierowe lub najnowsze e-wydanie.