publikacja 18.07.2024 11:45
Rozmowa z Księdzem dr hab. Sławomirem Pawłowskim SAC, kierownikiem Sekcji Ekumenizmu Katolickiego Uniwersytetu Lubelskiego Jana Pawła II.
Ks. Sławomir Pawłowski dyrektor Instytut Ekumenicznego KUL
Justyna Jarosińska /Foto Gość
Dariusz Dulaba: Jeszcze raz pragnę podziękować za przyjęcie zaproszenia do rozmowy na temat ekumenizmu. Na wstępie zapytam. - Czym jest i czemu ma służyć ekumenizm?
Ks. dr hab. Sławomir Pawłowski SAC: Ekumenizm polega na dążeniu do jedności między wyznawcami Chrystusa. Różni się zatem od dialogu międzyreligijnego, czyli relacji chrześcijan z buddystami, hinduistami, muzułmanami. Gdzieś pośrodku tych kategorii umieścilibyśmy dialog chrześcijańsko-żydowski, ponieważ judaizm nie jest czymś całkowicie zewnętrznym w stosunku do chrześcijaństwa.
Ekumenizmem określamy zatem całokształt wysiłków zmierzających do jedności chrześcijan. Mogą one wyglądać odmiennie w różnych epokach. Autorem pierwszego dzieła o jedności Kościoła jest św. Cyprian, biskup i męczennik (De unitate Ecclesiae, ok. 251). Symbolami jedności chrześcijańskiego Wschodu i Zachodu są święci Cyryl i Metody (IX w.), patroni Europy. Wzajemne ekskomuniki papieskiego wysłannika kard. Humberta i patriarchy Konstantynopola Cerulariusza z 1054 nie były odczuwane w praktyce życia kościelnego aż do złupieniu prawosławnego Konstantynopola przez łacińskich krzyżowców w 1204; dopiero to ostatnie wydarzenie w bolesny sposób przypieczętowało rozłam chrześcijańskiego Wschodu i Zachodu. Ale już po 70 latach odbyła się pierwsza próba przywracania jedności – II Sobór Lyoński (1274), pierwszy z szeregu tzw. soborów unijnych.
Koniec średniowiecza i pierwsze wieki nowożytne kojarzą się nam z podziałami (XIV wiek: wiklefizm, XV wiek: husytyzm, XVI wiek: luteranizm, kalwinizm, anglikanizm), ale nie można nie zauważać ruchów odnowicielskich Kościoła: nowe formy pobożności i dzieł miłosierdzia (np. devotio moderna), sobory w Konstancji i w Trydencie, szkoły teologiczne, działalność zakonów, zainteresowanie Biblią, propagowanie katechizmów, misje, nowe spojrzenie na duchowość osób świeckich (Luter i św. Franciszek Salezy). Te działania miały także charakter jednoczący, czego Kościół jest świadomy dzisiaj i wypowiedział to ustami II Soboru Watykańskiego (Dekret o ekumenizmie nr 6): „Powodem powstawania ruchów dążących do jedności jest niewątpliwie fakt, że wszelka odnowa Kościoła [renovatio Ecclesiae] w istocie polega na wzrastaniu w wierności jego powołaniu. Chrystus wzywa pielgrzymujący Kościół do tej nieustannej reformy [ad hanc perennem reformationem], której Kościół, rozumiany jako instytucja ludzka i ziemska, wciąż potrzebuje”. I Sobór dodaje: „Ta właśnie odnowa Kościoła ma wybitne ekumeniczne znaczenie” i wylicza obszary takiej odnowy: ruch biblijny i liturgiczny, głoszenie słowa Bożego, nauczanie katechizmu, apostolstwo świeckich, nowe formy życia zakonnego, duchowość małżeństwa, nauka i działalność społeczna Kościoła.
Ekumenizm w nowoczesnej postaci zrodził się na początku XX wieku. Ważnymi wydarzeniami były tutaj: I Światowa Konferencja Misyjna (Edynburg, 1910), powstanie ruchów Życie i Działanie (Sztokholm, 1925) oraz Wiara i Ustrój (Lozanna, 1927), założenie Światowej Rady Kościołów (1948, siedziba w Genewie), obrady II Soboru Watykańskiego (1962-1965) i utworzenie Globalnego Forum Chrześcijańskiego (1998, siedziba w Strasburgu).
W czasie różnych spotkań ekumenicznych mogłem przekonać, że coraz więcej denominacji i Kościołów deklaruje chęć przyłączenia się do tego dzieła, by zrealizować ten najważniejszy cel - przywrócić biblijną wspólnotę na wzór jedności pierwotnego Kościoła z czasów apostolskich. Nie mogę jednak oprzeć się wrażeniu, że każdy Kościół wypracował własną wizję osiągnięcia tego celu. Pytanie. Czy wielość tych wizji ułatwia czy utrudnia zbliżenie wszystkich chrześcijan?
- Rzeczywiście, Kościoły chrześcijańskie mają różne wizje jedności, i na pierwszy rzut oka utrudnia to jej osiągnięcie. Wizja Kościoła katolickiego, częściowo podzielana przez inne Kościoły, polega na łączności chrześcijan w trzech dziedzinach: w wierze (doktrynie), w sakramentach (liturgii) i we wspólnocie kanonicznej (łączności hierarchicznej). Spojrzenie protestanckie idzie w stronę „pojednanej różnorodności”; koncepcja prawosławna w kierunku „wspólnoty soborowej”. Ciekawe jest jednak, że ostatni ważny dokument Komisji Wiara i Ustrój Światowej Rady Kościołów (najbardziej reprezentatywnej dla chrześcijaństwa komisji teologicznej) pt. „Ku wspólnej wizji Kościoła” z 2012, gdy opisuje Kościół jako wspólnotę (koinonia) wymienia następujące jej wymiary: „Inicjatywa Boga, Ojca, Syna i Ducha Świętego”, „Prorocki, kapłański i królewski lud Boży”, „Ciało Chrystusa i Świątynia Ducha Świętego”, „Kościół jeden, święty, katolicki i apostolski”. A gdy omawia istotne elementy tej wspólnoty (komunii) wylicza wiarę, sakramenty i posługiwanie duchowne w Kościele; w tym ostatnim odwołuje się do „posługiwania związanego z ordynacją” (święceniami) i „posługiwania nadzoru” (episkopé, czyli biskupstwa). Czy katolikowi nie brzmi to znajomo? Proszę otworzyć Katechizm Kościoła Katolickiego i przeczytać nry 748-870!
Gdy mówimy o „przywróceniu biblijnej wspólnoty na wzór jedności pierwotnego Kościoła z czasów apostolskich” nie możemy ulegać pokusie anachronizmu. Czasu nie da się cofnąć. Nie można negować tego, co Duch Święty powiedział uczniom Chrystusa w czasie ostatnich dwóch tysięcy lat. Pewien pastor powiedział mi jak rozumie tradycję: „Jeśli w mojej rodzinie jest tradycja, że każdy z nas nosi okulary, to nie znaczy, że ja mam nosić okulary dziadka! To byłoby dla mnie szkodliwe!”. Inne „okulary” nosili w pierwszym wieku judeochrześcijanie, a inne chrześcijanie z pogan; inne „okulary” nosili potem chrześcijanie złotego wieku patrystyki, a inne świetlanej epoki średniowiecznych uniwersytetów. Inne mają dzisiaj chrześcijanie Europy, a inne Afryki. Ba, inne okulary miał każdy z czterech Ewangelistów! Dzięki temu przekazali nam nie płaski, ale wielowymiarowy obraz Chrystusa. I teraz możemy wrócić do punktu wyjścia i zapytać hipotetycznie: może to i dobrze, że chrześcijanie mają różne wizje jedności?
Nie wszyscy jednak podzielają ten entuzjazm. Wiele osób, w tym duchownych i osób świeckich co do zasady, zgadzają się, że ruch ekumeniczny jest potrzebny. Ale uważają, że powinien ograniczyć się tylko do współistnienia wyznań w przestrzeni publicznej. Ponieważ – jak mówią - różnice między wyznaniami są nie do przeskoczenia. I obawiają się uniformizacji. Mają rację?
- Zjednoczenie chrześcijan nie oznacza jednolitości. Przecież w ramach samego Kościoła katolickiego mamy wielość tradycji liturgicznych: łacińską, bizantyjską (greko-katolicy), ormiańską, chaldejską, antiocheńską, aleksandryjską. II Sobór Watykański dopuścił także różnorodność akcentów teologicznych, stwierdzając: „niektóre aspekty objawionych tajemnic czasem znajdują stosowniejsze ujęcie i lepsze naświetlenie u jednych niż u drugich, tak że trzeba powiedzieć, iż te odmienne sformułowania teologiczne nierzadko raczej się wzajem uzupełniają, niż przeciwstawiają” (II Sobór Watykański, Dekret o ekumenizmie nr 17).
Trzeba też zauważyć, że jedność chrześcijan jest w pewnym sensie stopniowalna. Już teraz istnieje, ale w sposób niedoskonały, niepełny. Warto także zwrócić uwagę na nazewnictwo. Kościół katolicki i prawosławny mówią nie o „podzielonym Kościele”, ale o „podzielonych chrześcijanach”. Odróżniają jedność Kościoła od jedność chrześcijan. Ta pierwsza jest jednością „daną” ludziom przez Boga, ta druga jest jednością ludziom „zadaną”. Pierwsza, nazywana także „ontyczną” jako dar Boży jest silniejsza niż wszystkie podziały. Nie trzeba jej przywracać, ponieważ nie może być i nigdy nie będzie naruszona. Druga, nazywana także „zewnętrzną”, jest narażona na braki. Jej przywrócenie wymaga ludzkiego zaangażowania.
Papież Franciszek powiedział: „Jedność́ nie pojawi się jako cud na samym końcu. Jedność powstaje raczej w drodze; Duch Święty czyni to w drodze. Jeśli nie idziemy razem, jeśli nie modlimy się za siebie nawzajem, jeśli nie współpracujemy na wiele sposobów, na jakie możemy w tym świecie dla Ludu Bożego, to jedność nie nastąpi! Ale stanie się to podczas tej podroży, na każdym kroku, który zrobimy. I to nie my to czynimy, ale raczej Duch Święty, który widzi naszą dobrą wolę” (homilia podczas nieszporów na zakończenie Tygodnia Modlitw o Jedność Chrześcijan 25 stycznia 2014). Zwróćmy uwagę na te „czynności” w drodze. Pokrywają się one z tym, co w teologii ekumenicznej zwykło się nazywać ekumenizmem duchowym i ekumenizmem praktycznym.
Ekumenizm duchowy polega na nawróceniu serca, świętości życia oraz modlitwie (Dekret o ekumenizmie nr 7,8). U jego podstaw leży przekonanie, że im ludzi są bliżej Chrystusa, tym są bliżej siebie. Ekumenizm praktyczny obejmuje codzienne kontakty, ale przybiera także bardziej wyspecjalizowane formy, jak np. współpraca kapelanów, użyczanie miejsc kultu, współudział w życiu sakramentalnym, duszpasterstwo małżeństw mieszanych, posługa charytatywna, obrona godności ludzkiej, zwalczanie skutków klęsk żywiołowych, walka z dyskryminacją, obrona świętości życia i tzw. ekumenizm kulturowy, czyli wspólne projekty o charakterze akademickim, naukowym lub artystycznym.
Do tego trzeba jeszcze dodać tzw. ekumenizm teologiczny. Polega on na współpracy teologów w kwestiach doktrynalnych. Tworzą oni zespoły lokalne bądź światowe (na najwyższym szczeblu), bilateralne lub multilateralne, oficjalne (wyznaczeni przez swoje Kościoły) lub nieoficjalne (z własnej inicjatywy). Ekumenizm teologiczny może poszczycić się wieloma osiągnięciami w ciągu ostatniego półwiecza; tytułem przykładu: rehabilitacja Starożytnych Kościołów Wschodnich (tzw. przechalcedońskich lub orientalnych), które przez półtora tysiąca lat (!) postrzegano jako nestoriańskie lub monofizyckie; wspólna katolicko-luterańska deklaracja w sprawie nauki o usprawiedliwieniu (1999), czy tzw. Dokument z Limy (1981 r.) Komisji Wiara i Ustrój Światowej Rady Kościołów na temat chrztu, Eucharystii i posługiwania duchowego.
Jeden z kaznodziejów zielonoświątkowych zauważył, że niemal całe nasze życie spędzamy słuchając wyłącznie naszego umysłu i kierując się wiedzą zdobytą w procesie nauki i przeżyć. A zapominamy, że Bóg mówi do nas przez naszego ducha. Naszą rzeczą nie jest mówić Bogu, co ma robić, ale wierzyć – mawiał. Czy Bóg chce jedności w Kościele?
- O jedność swoich uczniów modlił się sam Pan Jezus w Wieczerniku („Aby byli jedno” – J 17,21); jest zatem Pierwszym Ekumenistą. O jedność troszczył się św. Paweł Apostoł („Czyż Chrystus jest podzielony?” – 1Kor 1,13). To chyba już dużo mówi nam o woli Boga. Oczywiście, to Bóg jest sprawca jedności i to On pierwszy mówi. Wymowna jest modlitwa praktykowana we Wspólnocie Chemin Neuf, wzorowana na słowach francuskiego kapłana, ks. Paula Couturiera (1881-1953), katolickiego pioniera ekumenizmu: „Panie Jezu, który modliłeś się, aby wszyscy byli jedno, prosimy Cię o jedność chrześcijan taką, jakiej Ty chcesz, poprzez środki, jakie Ty wybierasz. Niech Twój Duch Święty da nam doświadczyć cierpienia podziałów, zobaczyć nasz grzech i mieć nadzieję ponad wszelką nadzieję.”
II Sobór Watykański wzywa katolików do zapoznania się z „duchem” innych chrześcijan, co zakłada „lepszą znajomość doktryny i historii, życia duchowego i kultowego, psychologii religijnej oraz kultury właściwej braciom” (Dekret o ekumenizmie, nr 9). Gdy mówimy o darach Ducha, to koniecznie trzeba przypomnieć słowa papieża Franciszka: „Jest tak wiele cennych rzeczy, które nas łączą! I jeśli rzeczywiście wierzymy w wolne i hojne działanie Ducha, ileż możemy się nauczyć od innych! Nie chodzi tylko o otrzymanie informacji o drugich, by ich lepiej poznać, ale o zebranie tego, co Duch w nich zasiał jako dar również dla nas” (Evangelii gaudium, nr 246).
I na koniec: wiedza, jakkolwiek ważna, a nawet dary duchowe, bez miłości czynią nas tylko „cymbałami” (por. 1 Kor 13,1).
Jan Paweł II w czasie spotkania ekumenicznego w Hali Ludowej we Wrocławiu 31 maja 1997 r. wywołał niemałe poruszenie, gdy oznajmił: - „Z drogi ekumenizmu nie ma odwrotu”. I zachęcił do trwania solidarnie wokół Krzyża i Ewangelii. Bo tylko wtedy możemy udzielić odpowiedzi na kluczowe pytania mieszkańców Europy zachodniej, która znalazła się na historycznym etapie budowania nowego systemu wielorakich odniesień oraz Wschodu, duchowo spustoszonego przez lata programowej ateizacji. I doprowadzić do pojednania między narodami. Nauczmy się odczytywać znaki czasu. Od tego zależy „los ewangelizacji” - zaznaczył. Czy to przesłanie jest nadal aktualne?
- Celowość ekumenizmu doskonale określa nauczanie II Soboru Watykańskiego: „Ten brak jedności [chrześcijan] jawnie sprzeciwia się woli Chrystusa, jest zgorszeniem dla świata, a przy tym szkodzi najświętszej sprawie przepowiadania Ewangelii wszelkiemu stworzeniu” (Dekret o ekumenizmie nr 1). A zatem los ewangelizacji w dużej mierze zależy od jedności chrześcijan. Jest tego świadomy papież Franciszek, który w swojej programowej adhortacji Evangelii gaudium (2013 rok) napisał: „Biorąc pod uwagę ciężar antyświadectwa, jaki niesie z sobą podział między chrześcijanami, zwłaszcza w Azji i Afryce, szukanie dróg jedności staje się pilne. Misjonarze na tych kontynentach stale wspominają o krytykach, narzekaniach i drwinach, z jakimi się spotykają z powodu zgorszenia, które budzą podzieleni chrześcijanie. (…) Nie możemy pozostawać obojętni wobec olbrzymiej rzeszy, która nie przyjęła orędzia Jezusa Chrystusa. Stąd zaangażowanie się na rzecz jedności, ułatwiającej przyjęcie Jezusa Chrystusa, przestaje być czystą dyplomacją lub działaniem pod przymusem, lecz przemienia się w nieodzowną drogę ewangelizacji” (nr 246). Co prawda, Franciszek odwołuje się do doświadczeń misjonarzy w Azji i w Afryce, ale czyż Europa nie staje się powoli kontynentem misyjnym?
Wcześniej powiedział Ksiądz, że jedność trzeba budować na wielu płaszczyznach: we wspólnej wierze, liturgii – w sakramentach i wspólnym kulcie, w łączności - to jest jedności kanonicznej, komunii hierarchicznej oraz modlitwie. Tak sobie myślę, że bez interwencji z Nieba będzie ciężko ….?
- „Zauważył” to już II Sobór Watykański. W zakończeniu Dekretu o ekumenizmie „stwierdza swą świadomość, że ten święty plan pojednania wszystkich chrześcijan w jedności jednego i jedynego Kościoła Chrystusowego przekracza ludzkie siły i zdolności. Toteż nadzieję swą pokłada całkowicie w modlitwie Chrystusa za Kościół, w miłości Ojca ku nam, w mocy Ducha Świętego” (nr 24). Ekumenizm nie pozwala nam zapomnieć, że w ogóle Kościół istnieje dzięki „interwencji z nieba”, zwanej Objawieniem, które swoją pełnię osiągnęło w Chrystusie.
Tutaj przypomina mi się fragment z encykliki papieża Franciszka o wierze Lumen fidei (2013), w której wyraźnie wyczuwa się rękę papieża Benedykta XVI: „Nasza kultura straciła zdolność dostrzegania konkretnej obecności Boga, Jego działania w świecie. Uważamy, że Bóg znajduje się w zaświatach, na innym poziomie rzeczywistości, oddzielony od naszych konkretnych relacji. Gdyby jednak tak było, gdyby Bóg nie był zdolnym do działania w świecie (…) Wówczas byłoby całkowicie obojętne, czy się w Niego wierzy, czy nie wierzy” (nr 17). Krótkie wyjaśnienie: rzecz polega na tym, że wiara jest odpowiedzią na Boże Objawienie, które dokonało się przez słowa i wydarzenia mające miejsce w ludzkiej historii. Gdyby taka Boża „interwencja” nie nastąpiła (słowa proroków, Chrystusa i apostołów, ich działalność obejmująca także znaki i cuda, a zwłaszcza misterium paschalne Chrystusa), wtedy miejsce wiary zajęłaby refleksja filozoficzna, która waży argumenty za i przeciw istnieniu Boga i zgaduje jego wolę. Ale dzięki tej Bożej interwencji, dzięki wejściu Boga w ludzkie dzieje i dzięki przekazowi tego faktu przez Biblię w Tradycji Kościoła (która obejmuje także liturgię) znamy wolę Boga i otrzymujemy łaskę wiary. Ona daje prawdziwą pewność przez co ufnie oddajemy się Temu, który ma moc dotrzymać dane obietnice.
Ksiądz prof. Tomasz Halik, znany czeski teolog i filozof, podczas ubiegłorocznego spotkania z luteranami w Krakowie przestrzegł chrześcijan usiłujących sabotować Jezusowe przesłanie zjednoczenia ludzkiej rodziny. By nie podchodzić do siebie jako aroganccy posiadacze prawdy. Bo tylko Jezus może powiedzieć: jestem prawdą. Przypomniał, że wszyscy jesteśmy niedoskonałymi uczniami Jezusa, w podróży uczniowskiej. I powinniśmy czuć się odpowiedzialni za całe stworzenie, za co zebrał owacje na stojąco. - Zwrócił też uwagę, że znajdujemy się w przededniu nowej reformacji. Czego możemy się spodziewać?
- Gdy spojrzymy na historię Kościoła to stwierdzimy, że co jakiś czas pojawiają się napięcia, kryzysy i zmiany, czyli reformy lub reformacje (język łaciński pod słowem reformatio rozumie także przekształcenie, odnowienie, odrodzenie). Na przykład, dla Kościoła III i IV wieku wielkim problemem był kryzys wywołany sporem o przyjmowanie lapsi („upadłych” w wierze z powodu prześladowań) i kryzys ariański (uznawanie Syna Bożego jako niższego od Boga Ojca). Bardzo lubię słowa z hymnu brewiarzowego o św. Benedykcie, opacie, patronie Europy: „Gdy nadszedł koniec dawnego porządku / I nowa ziemia rodziła się w bólu / Stanąłeś, ojcze, na czasów granicy, / By chronić dobro.” Działalność Benedykta z Nursji (480-547) przypadła na okres tuż po upadku rzymskiego Cesarstwa Zachodniego i na czas wędrówki ludów. W czasie tego zamieszania i przemieszczania się ludzi Benedykt proponuje mnichom… stabilitas loci (stałość miejsca). A co się stało po siedmiu wiekach? Na początku XII wieku Bóg powołuje w Kościele… zakony wędrowne i ubogie (franciszkanie, dominikanie). Może dlatego, że owa kościelna stałość stała się zagrożeniem? Czy potrafimy sobie wyobrazić, że było trzech kardynałów, którzy rościli sobie pretensje do bycia papieżem i za którymi opowiadały się poszczególne królestwa, tworząc w Kościele trzy „obediencje”? Była to tzw. „wielka schizma” w łonie katolicyzmu w latach 1378-1417.
Ale przejdźmy szybko do XX wieku. Koniec pontyfikatu Piusa XII (1958) i początek pontyfikatu Jana Pawła II (1978) dzieliło zaledwie dwadzieścia lat, a zmiany dokonane w tym czasie w Kościele wydają się przekraczać tę miarę: reformy soborowe, kontekst rewolucji kulturowej w Europie i w Ameryce Płn., teologia wyzwolenia Ameryki Łacińskiej, akceptacja duchowości charyzmatycznej w Kościele katolickim (chodzi o Odnowę w Duchu Świętym), ekumenizm. Zmiany chrześcijaństwa – i konkretnie katolicyzmu – były, są i będą.
I jeszcze jedno: zmiany są procesem. Gdy 31 października 1517 ks. Marcin Luter wezwał do dyskusji nad tezami dotyczącymi odpustów, nikt nie spodziewał się, że chrześcijaństwo zachodnie znajduje się u progu Reformacji. Był to proces trwający latami, poprzedzony nowymi prądami w kulturze i religii (humanizm, sięganie do tekstów biblijnych w językach oryginalnych). Skodyfikowane pierwsze protestanckie wyznanie wiary pojawia się w 1530 (Konfesja Augsburska), ale proces kształtowania się ksiąg wyznaniowych luteranizmu dopiero w 1580 (Księga Zgody). I już po niecałym wieku holenderski pastor kalwiński Jodocus van Lodenstein (1674) powie: Ecclesia semper reformanda (Kościół zawsze powinien się reformować), a luteranin ks. Filip Jakub Spener opublikuje w 1675 we Frankfurcie nad Menem książeczkę Pia desideria (Pobożne życzenia), w której napisze, że najważniejszą „przyczyną skarg w naszym [ewangelickim] Kościele jest to, że w nim samym (wyjąwszy to, że nam Bóg pozostawił według swojej niezmierzonej dobroci swoje Słowo i święte sakramenty) są wszędzie jakieś braki”. Dziełko dało początek ewangelickiemu nurtowi odnowicielskiemu pod nazwą pietyzmu, który miał wpływ na powstanie metodyzmu, a ten w dalszej kolejności na przebudzenie pentekostalne początku XX wieku.
Jaka będzie ta „nowa reformacja”? Może pojawią się, oprócz struktur terytorialnych, „sieciowe” formy zrzeszania się wiernych (częściowo już występują w ruchach kościelnych, a przykładem tego w protestantyzmie są już tzw. Nowe Kościoły Charyzmatyczne). Zapewne nastąpi dowartościowanie powołania świeckich tam, gdzie to jeszcze nie nastąpiło. Prawdopodobnie akcent położony będzie bardziej na relacje niż na urząd. Być może chrześcijanie poczują się trochę jak nieliczni, ale konsekwentni świadkowie Chrystusa w świecie pogańskim, jak to miało miejsce wobec w pierwszych wiekach naszej ery. Może czeka nas „ekumenizm męczenników”? Może wszystkie regiony Kościoła poczują – według wyrażenia papieża Franciszka – że jest on „szpitalem polowym”?
Na koniec chciałem Księdzu Profesorowi podziękować za zorganizowanie i zamieszczenie na YouTube cyklu rozważań Pisma Świętego wspólnie z teologami innych wyznań. I poprosić o komentarz do modlitwy Pana Jezusa, które wypowiedział w przeddzień swojej śmierci na krzyżu: Ojcze, «nie tylko za nimi proszę, ale i za tymi, którzy dzięki ich słowu będą wierzyć we Mnie; aby wszyscy stanowili jedno, jak Ty, Ojcze, we Mnie, a Ja w Tobie, aby i oni stanowili w Nas jedno, aby świat uwierzył, żeś Ty Mnie posłał» (J 17, 20-21). Czy są one potwierdzeniem tego wszystkiego o czym rozmawialiśmy?
- „Modlitwa arcykapłańska” Jezusa jest najdłuższą modlitwą naszego Zbawiciela z przekazanych nam przez Ewangelie. Jest wyjątkowa: obejmuje całą ekonomię stworzenia i zbawienia. (za Katechizmem Kościoła Katolickiego 2746-2751). Jej biblijnym tłem jest żydowskie Święto Przebłagania (za Joseph Ratzinger/Benedykt XVI, Jezus z Nazaretu. Część 2, s. 89-114; tam też obszerny komentarz). Ciekawe, że sama jej nazwa, która się przyjęła „modlitwa arcykapłańska” pochodzi od luterańskiego teologa Dawida Chytreusa (1530-1600).
Dojrzały i przytomny człowiek, świadomy swoich ostatnich chwil ziemskiego życia, mówi rzeczy najważniejsze. Są one jego testamentem. Tam właśnie padają słowa „aby byli jedno”, ut unum sint (łac.), hina hen osin (gr.). Ta jedność ma Boskie pochodzenie, wywodzi się z wnętrza Trójcy. Jest darem i tajemnicą. Jest znakiem rozpoznawczym uczniów Chrystusa, „aby świat uwierzył”. Jest narzędziem ich wiarygodności. A jeśli znakiem i narzędziem ustanowionym przez Chrystusa i danym Kościołowi – to znaczy, że ma rangę sakramentalną. Służy temu „aby świat uwierzył”. W greckim tekście Ewangelii Janowej na oznaczenie świata zastosowano tu słowo kosmos. Jedność chrześcijan jest po to, aby kosmos uwierzył…
Dziękuję za rozmowę.