Tutaj nie ma twardzieli

lek. med. Adrian Kotas

publikacja 29.08.2011 08:10

Ze śmiercią wygrać się nie da. Jednych spotyka wcześniej, innych później. Jedynie wówczas nabiera ona właściwego znaczenia i sensu, gdy jest przejściem z doczesności do wieczności.

Tutaj nie ma twardzieli HENRYK PRZONDZIONO/GN Ze śmiercią wygrać się nie da...

Każda choroba zawsze przychodzi nie w porę i sprawia, że nasze życie na jakiś czas traci swoją wartkość. Inaczej zachowujemy się, gdy przyczyną naszego niedomagania jest przeziębienie czy inne błahe schorzenie. Inaczej, gdy choroba powala nas na tydzień czy nawet miesiąc, lecz mamy przeświadczenie czy wręcz pewność, że wrócimy do zdrowia. Sytuacja rysuje się zupełnie inaczej i jest ona szczególnie trudna, kiedy zgodnie z lekarską diagnozą okazuje się, że choroba, która nas dotknęła, jest nieuleczalna i wkrótce przyniesie śmierć.

Zarówno dla pacjenta, jak i lekarza sytuacja ta nie jest łatwa. Pacjent – wiadomo – staje w sytuacji podbramkowej i musi podjąć walkę, która niekoniecznie skończy się sukcesem. A dla lekarza? Czy to też sytuacja trudna? Przecież doświadczony medyk codziennie ma do czynienia z zagrożeniem życia, chorobami nieuleczalnymi i śmiercią. Dla rutyniarza to chleb powszedni – kto w ten sposób myśli, jest w wielkim błędzie. Pracy nie można oddzielić od uczuć, choć niekiedy chciałbym roztoczyć wokół siebie nieprzepuszczalny dla ludzkich emocji pancerz. Póki co empatia z medycyną muszą iść w parze.

Informacja przekazana pacjentowi o nieuleczalnej chorobie jest zawsze szokiem, niezależnie od indywidualnej twardości charakteru, wieku, płci czy wykształcenia. W obliczu tragedii ludzkie emocje zawsze wyprzedzają rozum. I nie ma w tym nic nadzwyczajnego. Informacja taka zwala z nóg w sekundzie, a życie nabiera nowego znaczenia, które zmienia kierunek myślenia i działania, i to nie tylko w umyśle chorego, ale całej jego rodziny. Pociąg życia zjeżdża na inny tor, który wkrótce się skończy. Informacje odnośnie choroby nieuleczalnej każdy pacjent przyjmuje bardzo indywidualnie.

Do dziś pamiętam jedną z takich rozmów. Pacjent z guzem, przed operacją zupełnie świadomy swojej choroby, z wielkim żalem mówił mi o swoim ciężkim życiu skupionym na pracy, budowaniu domu, opiece nad liczną rodziną i wielu doświadczeniach, które ciężko przechodził. Teraz, kiedy od kilku miesięcy może cieszyć się upragnioną emeryturą i spokojem, bo dzieci dorosłe, wykształcone, mieszkają na swoim, wnuki zdrowe i wesołe, mogło rozpocząć się wreszcie spokojne i radosne życie. I ten misterny plan w jednej chwili runął, bez uprzedzenia czy jakiegokolwiek ostrzeżenia. Taka nagłość sytuacji sprawia, że pacjenci w jednej chwili tracą poczucie bezpieczeństwa, fundament, na którym opierali swoje życie, usuwa się im spod stóp. Tutaj nie ma twardzieli, wszystkim łzy napływają do oczu. Mnie samemu wielokrotnie też. Rozmowy te są niezwykle trudne i w każdym przypadku przebiegają w odmienny sposób. Niejednokrotnie ważne jest, aby taka osoba została wsparta pomocą wykwalifikowanych i obytych z tym problemem psychologów i terapeutów.

Elisabeth Kübler-Ross opracowała schemat postępujących po sobie etapów stanów emocjonalnych, które pomagają zrozumieć zachowanie osób dotkniętych chorobą nieuleczalną. Na początku człowiek doznaje szoku, niedowierza lub zaprzecza, że jest chory. „Czy aby na pewno tak jest?”, „czy diagnoza została postawiona prawidłowo?” – myśli te są formą obrony ludzkiej psychiki przed ogromnym wstrząsem, jakim jest świadomość zbliżającej się śmierci. Towarzyszą im często bezsenność, brak łaknienia, nierzadko myśli samobójcze. Druga faza to gniew i bunt. Wówczas chory nie ma już wątpliwości odnośnie trafności postawionego rozpoznania. Pojawiają się natomiast dręczące pytania: „Dlaczego właśnie ja?, dlaczego mnie to spotkało?” oraz pretensje do lekarzy i do Pana Boga czy losu za to, co się stało. Gniew może mobilizować i aktywizować organizm do podjęcia walki. Ale też przeciwnie – pozbawiony kontroli może stać się siłą zwróconą przeciwko choremu lub jego otoczeniu. 

Kolejny etap można określić mianem targowania się, pertraktacji czy układów. Chory negocjuje swój stan zdrowia z losem, ale przede wszystkim z Panem Bogiem. To czas składania obietnic, „że jeśli wyzdrowieję, to...”. Czwarta faza to stan depresji. Człowiek, przechodząc te etap, pogrążony jest w smutku na myśl o rozstaniu z bliskimi osobami. Odczuwa ogromny żal, że nie zdąży już zrealizować wymarzonych, zaplanowanych czy już powziętych planów. Ostatnim etapem w psychologicznej teorii umierania jest postawa pogodzenia się ze śmiercią. Jest to czas spokojnego wyczekiwania nieuchronnej i wiadomej przyszłości. Każdy pacjent w indywidualny sposób reaguje na widomość o nieuleczalnej chorobie. Opisany schemat dotyczy każdego, lecz poszczególne jego fazy mogą znacząco różnić się czasem trwania czy nasileniem. Niesamowicie ważne jest ustalenie odpowiedniego postępowania w zależności od aktualnej fazy.

Każdy pacjent dotknięty nieuleczalną chorobą próbuje zrozumieć czy dowiedzieć się, dlaczego tak się stało i dlaczego akurat teraz. Wielokrotnie spotykam się z tak zadanym pytaniem i wiem, że nie ma odpowiedzi, która może w tym czasie pacjenta usatysfakcjonować. Niby oczywistym i jasnym jest, że śmierć dotknie każdego. Czasami przychodzi nagle, bez ostrzeżenia, czasami skrada się i powoli atakuje, innym razem dręczy bólem i męczy bezlitośnie. Ze śmiercią wygrać się nie da. Jednych spotyka wcześniej, innych później. Jedynie wówczas nabiera ona właściwego znaczenia i sensu, gdy jest przejściem z doczesności do wieczności.

Artykuł pochodzi z kwartalnika "Warto" wydawanego przez Centrum Misji i Ewangelizacji Kościoła Ewangelicko Augsburskiego w RP

TAGI: