"Miejsce jedności w modlitwie" - przemówienie podczas nabożeństwa ekumenicznego

KAI |

publikacja 23.09.2011 14:12

W modlitwie Jezusa znajduje się wewnętrzne, najgłębsze miejsce naszej jedności. Staniemy się jednością wówczas, kiedy pozwolimy się wciągnąć w tę modlitwę - mówił papież podczas nabożeństwa ekumenicznego w byłym klasztorze augustiańskim w Erfurcie, 23 września 2011 r.

"Miejsce jedności w modlitwie" - przemówienie podczas nabożeństwa ekumenicznego MICHAEL KAPPELER/ PAP/EPA Z przewodniczącym wspólnoty ewangelickiej Nikolausem Schneiderem

Publikujemy pełny tekst przemówienia:

Drodzy siostry i bracia!

„Nie tylko za nimi proszę, ale i za tymi, którzy dzięki ich słowu będą wierzyć we Mnie” (J 17,20) – tak według Ewangelii św. Jana modlił się Jezus w Wieczerniku do Ojca. Prosi za przyszłe pokolenia wiernych. Spogląda poza Wieczernik, ku przyszłości. Modlił się także za nas. I prosi o naszą jedność. Ta modlitwa Jezusa nie jest jedynie przeszłością. Staje On zawsze przed Ojcem, wstawiając się za nami i tak stoi On w tej chwili pośród nas i pragnie nas włączyć w Swoją modlitwę. W modlitwie Jezusa znajduje się wewnętrzne, najgłębsze miejsce naszej jedności. Staniemy się jednością wówczas, kiedy pozwolimy się wciągnąć w tę modlitwę. Za każdym razem, gdy jako chrześcijanie gromadzimy się na modlitwie, to zmaganie się Jezusa o nas i z Ojcem o nas powinno poruszać nasze serca. Im bardziej pozwolimy się wciągnąć w tę dynamikę, tym bardziej będzie urzeczywistniać się jedność.

Czy modlitwa Jezusa pozostała niewysłuchana? Historia chrześcijaństwa jest, by tak rzec, widzialną stroną tego dramatu, w którym Chrystus zmaga się i cierpi wraz z nami, ludźmi. Ciągle na nowo musi On znosić przeciwieństwo jedności, a mimo to ciągle na nowo dokonuje się nieustannie jedność z Nim, a tym samym z Trójjedynym Bogiem. Winniśmy widzieć dwie sprawy: grzech człowieka, który zapiera się Boga, oddziela się i wycofuje w samego siebie, ale także zwycięstwa Boga, który wspiera Kościół, mimo jego słabości i nieustannie przyciąga ku sobie ludzi, zbliżając ich w ten sposób nawzajem do siebie. Dlatego podczas spotkania ekumenicznego powinniśmy nie tylko ubolewać z powodu podziałów i rozłamów, ale też dziękować Bogu za wszystkie zachowane w nas elementy jedności i które nieustannie daje nam na nowo. Wdzięczność ta musi być jednocześnie gotowością, by nie utracić, wśród pokus i zagrożeń, danej nam w ten sposób jedności.

Podstawowa jedność polega na fakcie, że wierzymy w Boga Wszechmogącego, Ojca, Stworzyciela nieba i ziemi, że wyznajemy Go jako Boga Trójjedynego – Ojca, Syna i Ducha Świętego. Najwyższa jedność nie jest samotnością monady, ale jednością przez miłość. Wierzymy w Boga – konkretnego Boga. Wierzymy, że Bóg przemówił do nas i stał się jednym z nas. Naszym wspólnym zadaniem w obecnej chwili jest zaświadczenie o tym Bogu żyjącym.

Czy człowiek potrzebuje Boga, czy rzeczy mają się całkiem dobrze również bez Niego? Kiedy w pierwszej fazie nieobecności Boga Jego światło nadal jeszcze rzuca poświatę i utrzymuje w całości ład ludzkiego istnienia, wydaje się, że bez Boga jest to także możliwe. Ale im bardziej świat oddala się od Boga, tym wyraźniej widać, że człowiek coraz bardziej „traci” życie w nadużywaniu władzy, w pustce serca, w pożądaniu przyjemności i szczęścia. Nie da się w człowieku wykorzenić pragnienia nieskończoności. Człowiek został stworzony do więzi z Bogiem i potrzebuje Go. Naszą pierwszą posługą ekumeniczną w tym czasie winno być wspólne świadectwo o obecności żywego Boga, a tym samym udzielenie światu odpowiedzi, której potrzebuje. Oczywiście całkowicie centralne miejsce w tym podstawowym świadczeniu o Bogu zajmuje świadectwo o Jezusie Chrystusie – prawdziwym Bogu i prawdziwym człowieka, który mieszkał z nami, dla nas cierpiał i umarł, a w zmartwychwstaniu rozerwał bramę śmierci. Drodzy przyjaciele, umacniajmy się w tej wierze! Pomagajmy sobie nawzajem w jej przeżywaniu! Jest to wielkie zadanie ekumeniczne, które wprowadza nas w samo serce modlitwy Jezusa.

Szczerość wiary w Boga przejawia się w życiu Jego słowem. W naszych czasach daj o sobie znać bardzo praktycznie w obronie tego stworzenia, które uczynił On na swoje podobieństwo – człowieka. Żyjemy w czasach, gdy podważa się kryteria bycia ludźmi. Etykę zastępuje rachunek konsekwencji. W tej sytuacji jako chrześcijanie musimy bronić nienaruszalnej godności człowieka od poczęcia aż do śmierci – począwszy od badań prenatalnych aż po eutanazję. „Tylko ten, kto zna Boga, zna człowieka” – powiedział kiedyś Romano Guardini. Bez poznania Boga człowiekiem można łatwo manipulować. Wiara w Boga musi się ukonkretniać w naszym wspólnym konkretnym zaangażowaniu na rzecz człowieka. Częścią tego zaangażowania są nie tylko te podstawowe kryteria człowieczeństwa, ale przede wszystkim i bardzo praktycznie miłość, której naucza nas Jezus w przypowieści o Sądzie Ostatecznym (Mt 25): Bóg Sędzia będzie nas sądził według tego, jak zachowywaliśmy się wobec naszych bliźnich, wobec napotkanych maluczkich Jego braci. Zasadniczym zadaniem chrześcijan jest gotowość pomocy potrzebującym poza własnym środowiskiem życia.

Dotyczy to przede wszystkim dziedziny życia osobistego każdego człowieka. Następnie wspólnoty narodu i państwa, gdzie wszyscy muszą czuć się odpowiedzialni za siebie nawzajem. Odnosi się to do naszego kontynentu, w którym jesteśmy wezwani do solidarności europejskiej. I wreszcie to także poza wszelkie granice: miłość chrześcijańska wymaga od nas zaangażowania na rzecz sprawiedliwości na całym świecie. Wiem, że Niemcy jako naród i państwo robią wiele, aby umożliwić wszystkim ludziom istnienie godne człowieka, i chciałbym za to wyrazić serdeczne podziękowanie.

I wreszcie chciałbym podkreślić głębszy wymiar naszego obowiązku miłości. Szczerość wiary jest szczególnie widoczna także wtedy, gdy inspiruje niektórych ludzi, aby byli gotowi do całkowitego powierzenia siebie Bogu, a wychodząc od Boga – innym. Wielka pomoc będzie konkretna jedynie wówczas, gdy na miejscu istnieją ci, którzy są całkowicie do dyspozycji innych i w ten sposób uwiarygodniają miłość Boga. Tacy ludzie są ważnym znakiem prawdy naszej wiary.

Przed wizytą papieża kilkakrotnie mówiono o ekumenicznym darze gościa, jakiego spodziewano się po tej wizycie. Nie ma potrzeby, abym wyszczególniał dary, wymieniane w tym kontekście. W tej sprawie chciałbym powiedzieć, że jest to polityczne niezrozumienie wiary i ekumenizmu. Jeśli głowa państwa odwiedza zaprzyjaźniony kraj, poprzedzają ją zazwyczaj kontakty między instancjami, które przygotowują zawarcie jednej lub nawet więcej umów między obu państwami: rozważając zyski i straty, osiąga się kompromis, który ostatecznie wydaje się być korzystny dla obu stron tak, że traktat może być podpisany. Tymczasem wiara chrześcijan nie opiera się na analizie naszych zysków i strat. Wiara tworzona przez samą siebie jest bezwartościowa. Wiara nie jest czymś, co wymyślamy i co uzgadniamy. Jest ona fundamentem, na którym żyjemy. Jedność wzrasta nie przez rozważanie plusów i minusów, lecz przez coraz głębsze przemyślenia i przeżywanie wiary. W ten sposób w ciągu ostatnich 50 lat, zwłaszcza od czasu wizyty papieża Jana Pawła II przed 30 laty, wzrosło wiele elementów wspólnych, za które możemy być jedynie wdzięczni. Z przyjemnością wspominam spotkanie z komisją pod przewodnictwem biskupa [luterańskiego] Lohsego, w której doświadczaliśmy wspólnie owego głębokiego przenikania tych przemyśleń i przeżywania wiary. Pragnę wyrazić serdeczne podziękowanie wszystkim, którzy w niej współdziałali, a ze strony katolickiej szczególnie kardynałowi Lehmannowi. Nie wymieniam innych nazwisk – Pan zna je wszystkie. Wspólnie możemy jedynie dziękować Bogu za drogi jedności, którymi nas prowadził i z pokorną ufnością włączać się w modlitwę: „Pozwól abyśmy byli jedno, tak jak Ty jesteś jedno z Ojcem, aby świat uwierzył, że On Ciebie posłał (por. J 17,21).