O dziewczynce z głową w chmurach

Paulina Dulla

publikacja 23.12.2011 07:33

Przeszłość czasem wraca do mnie, paraliżuje, podcina mi skrzydła. Wtedy w modlitwie odnajduję spokój…

O dziewczynce z głową w chmurach HENRYK PRZONDZIONO/GN Może Bóg docierał do mnie w ten właśnie sposób, odpowiednio do mojego wieku i świadomości...

Gdy była małą dziewczynką, bardzo lubiła marzyć. Robiła to, kiedy jadła, szła z mamą za rękę do przedszkola, kiedy bawiła się z rówieśnikami, spędzała czas w domu. Jednak najchętniej robiła to wieczorami, leżąc w łóżku przed zaśnięciem.

Historie, które wymyślała, były jak scenariusze z nią w roli głównej. Mała marzyła, że jest kimś wyjątkowym, że jest piękna, warta uwagi, że ma kochających przyjaciół, mnóstwo przygód do przeżycia i oczywiście, że tam gdzieś jest ktoś szczególny, z kim będzie mogła podzielić wszystkie swoje myśli. Świat, który tworzyła wypełniony był mądrymi i dobrymi ludźmi, którzy zawsze kierowali się szlachetnymi uczuciami, szanowali innych, a ona sama była w nim dobra, wesoła, potrafiła właściwie się zachować i umiała okazywać swoje uczucia innym ludziom. Potrafiła też stawiać czoła złu, które uparcie pojawiało się na jej drodze. Ach, co tam się nie działo… I to nie były historie tylko dla dzieci.

Inspiracją nie były jednak dla niej bajki, ale smutna, czasem przerażająca i nade wszystko niezrozumiała rzeczywistość, która ją otaczała. Ludzie jej bliscy krzywdzili się nawzajem, sprawiając jej tym ból. Ale potrafili też zranić ją samą: spojrzeniem, słowem, chłodem. A jej strachu, zagubienia i smutku nie sposób wyrazić. Relacje w domu i dalszej rodzinie nie były harmonijne i spokojne. Rozmowy i spotkania często wypełnione były napięciem, nieszczerością i wzajemną niechęcią. Gdzieś głęboko w duszy wiedziała, że to nie tak ma być. Że to nie jest normalność. I uparcie sprzeciwiała się tym, którzy myśleli, że wiedzą lepiej, co należy robić, a czego nie, jak trzeba żyć. I uciekała w świat swoich historii, w których rodzic był rodzicem, oparciem dla dziecka, w którym noce były wypełnione spokojem i bezpiecznym snem, gdzie nikt nie krzyczał i nie denerwował się na innych z byle powodu, gdzie ludzie rozmawiali ze sobą i nikt nikogo nie bił.

Dziewczynka jednak nie traciła wiary w swoje marzenia. Jej dorastanie było przykre. Rozczarowywała swych bliskich, buntowała się przeciw zasadom, których nie rozumiała, walczyła z dogmatami religijnymi, które wydawały jej się fałszywe, a w życiu codziennym nie mogła znaleźć do nich odniesienia, a tym bardziej pocieszenia. Otoczenie traktowało ją jako rozwydrzoną dziewczynę, która zawsze musi postawić na swoim. Nikt nigdy nie pomyślał, że może jej ciągły bunt wynika z potrzeby serca, by ktoś wreszcie ukoił jej ból, zapewnił spokój.

Niestety na swojej drodze do dorosłości musiała zrobić i powiedzieć dużo głupich i złych rzeczy. Rozczarowywała się, cierpiała, wiele razy płakała zanim jako młoda kobieta zrozumiała, że jest Ktoś, kto kocha ją bezwarunkowo, daje spokój i rozumie. To jednak nie zmieniło wszystkiego. Jej przeszłość pozostanie na zawsze taka sama, lecz pewne przykre zdarzenia nabrały innego znaczenia. W dorosłym życiu nie musi już żyć z tymi, którzy ją krzywdzą, sama decyduje o tym, jak wygląda jej dom i kogo do niego zaprasza. Zawodowo robi to, co lubi. Uczy się akceptować siebie. Kocha i jest kochana.

Piszę o sobie. Przeszłość czasem wraca do mnie, paraliżuje, podcina mi skrzydła. Wtedy w modlitwie odnajduję spokój i uświadamiam sobie, jak to się stało, że teraz właśnie znajduję się w takim miejscu i czasie. I uzmysławiam sobie, że Bóg był ze mną od początku. Może moje dzieciństwo trochę jakby z głową chmurach, ponad szarą i złą rzeczywistością, było sposobem ochrony. Może Bóg docierał do mnie w ten właśnie sposób, odpowiednio do mojego wieku i świadomości.

Artykuł pochodzi z kwartalnika "Warto" wydawanego przez Centrum Misji i Ewangelizacji Kościoła Ewangelicko Augsburskiego w RP