Idea zamkniętej (i oblężonej) "prawowierności" istnieje w obrębie każdego wyznania i każdej religii. Osobiście traktuję taką orientację jako papierek lakmusowy, czy ktoś kieruje się żywą wiarą, czy religijną polityką. Ktoś, kto innych chrześcijan traktuje jak wrogów czy konkurentów, zachowuje się dokładnie tak, jak polityk, a nie człowiek wiary.
Nie znaczy to, że dyskredytuję tu polityków - trzeba jednak rozgraniczyć aktywność polityczną (nastawioną na cel doraźny) od drogi eschatologicznej, w której człowiek żyje nadzieją na zbawienie - nie tylko swoje, ale również tych, którzy w innych religiach pragną dobra, a nawet tych, którzy błądzą w grzechach.
Mają zatem Wielkie Święto Wyklinania! To wiele wyjaśnia... Mamy zatem dwie możliwości rozwiązania problemu: albo jak np. katolicy i żydzi, którzy pousuwali drażniące wzajemnie teksty z liturgii i modlitewników, albo z odpowiednim dystansem, jako do pozostałości dawnych tradycji. Można przecież posmakować dla atrakcji dreszczyku anatem w oprawie jednego świątecznego dnia, a następnego wrócić z ulgą do (ekumenicznej i dialogowej) rzeczywistości... Zasadnicze pytanie brzmi: czy wszyscy do tego dystansu dojrzeli?
Nie znaczy to, że dyskredytuję tu polityków - trzeba jednak rozgraniczyć aktywność polityczną (nastawioną na cel doraźny) od drogi eschatologicznej, w której człowiek żyje nadzieją na zbawienie - nie tylko swoje, ale również tych, którzy w innych religiach pragną dobra, a nawet tych, którzy błądzą w grzechach.
http://www.youtube.com/watch?v=_MFg8FBOHDg&feature=related
Mamy zatem dwie możliwości rozwiązania problemu: albo jak np. katolicy i żydzi, którzy pousuwali drażniące wzajemnie teksty z liturgii i modlitewników, albo z odpowiednim dystansem, jako do pozostałości dawnych tradycji. Można przecież posmakować dla atrakcji dreszczyku anatem w oprawie jednego świątecznego dnia, a następnego wrócić z ulgą do (ekumenicznej i dialogowej) rzeczywistości...
Zasadnicze pytanie brzmi: czy wszyscy do tego dystansu dojrzeli?