Takie rzeczy tylko w EU. U machometanów to już by były ścięte. Bez zbędnych procesów, dochodzenia się tal po prostu - ciach i już. Ale u nas nie... U nas będziemy się przyglądać, może damy grzywnę, potem może oskarżymy o niszczenie mienia publicznego (proces tak z 4 lata) Potem jakiś tajemniczy palisrot wynajmie prawników i sprawa będzie umorzona... no chyba że zostało im coś z dawnych lat - może będzie inaczej.
Żyjemy - jakby nie patrzeć - w czasach ostatecznych (tzn. między pierwszym a drugim przyjściem Chrystusa), dlatego nic dziwnego że szatan coraz bardziej spieszy się w swoich destrukcyjnych działaniach. A pole do popisu ma współcześnie jak widać spore... Jednak dla ludzi dobrej woli wszystko to powinno być raczej zachętą do wewnętrznej mobilizacji, modlitwy oraz pogłębiania swojej wiary i stosowania jej zasad w praktyce, zamiast wyłącznie utyskiwania, oceniania i krytykowania innych.
eJan, wyjaśnij mi ten fragment: "Żyjemy - jakby nie patrzeć - w czasach ostatecznych (tzn. między pierwszym a drugim przyjściem Chrystusa)". Rozumiem, że Chrystus przyszedł pierwszy raz poraz pierwszy ponad 2 tys. lat temu, skoro napisałeś o drugim przyjściu, to rozumiem, że jak w pierwszym przypadku pojawił się juz drugi raz, tak? Chyba, że piszesz o tych "czasach ostatecznych", że zanim Chrystus przyjdzie drugi raz (paruzja) to mamy te "czasy ostateczne", a szatan jest strasznie aktywny, co przyprawia o ból głowy wierzących. O ile pamiętam od Dziejów Apostostolskich oczekiwano bardzo jego przyjścia, a ponieważ nie pojawiał się, to ogłoszono, że paruzja jest przesunięta w czasie i nie wiadomo kiedy to nastąpi. Co prawda byli już tacy co wyznaczali dokładne daty przyjścia, że już przyszedł na świat w Izraelu, uczy się, zdobywa wykształcenie, jest niezwykle inteligentny, ale nie ujawnia się jeszcze, bo moment nie nadszedł. I w ten sposób można żyć tą nadzieją...
Uff, dobrze że tu zajrzałem znowu... (może to nie przypadek;-)
Oczywiście (zgodnie z Twoim przeczuciem) miałem na myśli to co mówi Biblia, czyli że drugie przyjście Chrystusa dopiero nastąpi - w nieokreślonej przyszłości ("Lecz o dniu owym lub godzinie nikt nie wie, ani aniołowie w niebie, ani Syn, tylko Ojciec") i niespodziewanie oraz "konkretnie" a nie ukradkiem czy "na raty", tzn. że nie będzie najmniejszej wątpliwości co do tego faktu. Dodatkowo poprzedzony ma być różnymi groźnymi zjawiskami i próbami zwiedzenia przez Nieprzyjaciela ludzkości (odsyłam do słów Jezusa w Ewangeliach, np. Mk 13,1-37).
Nie ma jednak sensu marnować czasu na analizowanie kiedy nadejdzie koniec świata, bo i tak dla każdego z nas ten świat skończy się najpóźniej za kilkadziesiąt lat - spotkaniem z Bogiem na sądzie szczegółowym.
Wszystko to jest oczywiście - jak stwierdzasz - przedmiotem mojej wiary. Sam jako "umysł ścisły" (mam techniczne wykształcenie) staram się raczej dokładnie i krytycznie analizować wszelkie informacje, również te dotyczące wiary. Zresztą słusznie ktoś powiedział, że nasza wiedza odnośnie dowolnej sprawy jest siłą rzeczy tylko częściowa (nieraz wyjątkowo skromna), a nawet co do tej części możemy się mylić - to skłania do pokory i ciągłego poszukiwania wiedzy. W każdym razie ja, na "płaszczyźnie naukowej", dochodzę do wniosku, że nauczanie Kościoła Katolickiego jest logiczne i spójne (nie zawiera sprzeczności).
Cieszę się, że Ty również poszukujesz odpowiedzi na swoje pytania. Przy okazji polecam więc książki Szymona Hołowni (przeczytał za nas i podsumował całe mnóstwo mądrych ksiąg, w dodatku przystępnie i z humorem, więc czyta się łatwo i przyjemnie), np.: "Tabletki z krzyżykiem", "Bóg. Życie i twórczość" oraz jego rozmowa z Marcinem Prokopem: "Bóg, kasa i rock'n'roll". Oczywiście Pismo Święte Nowego Testamentu jest lekturą obowiązkową - nie zaszkodzi nawet niewierzącym ;-)
A jeśli chodzi o nadzieję, to oczywiście też jest bardzo ważna, i oby nigdy nam jej nie zabrakło! Tak czy inaczej nadzieja skończy się gdzy nastapi spełnienie, a wiara - gdy zastapi ją pewność. Za to miłość będzie trwać wiecznie. Bo Bóg jest miłością! (1 J 4, 16) :-)
Kto ich finansuje?
Jednak dla ludzi dobrej woli wszystko to powinno być raczej zachętą do wewnętrznej mobilizacji, modlitwy oraz pogłębiania swojej wiary i stosowania jej zasad w praktyce, zamiast wyłącznie utyskiwania, oceniania i krytykowania innych.
Rozumiem, że Chrystus przyszedł pierwszy raz poraz pierwszy ponad 2 tys. lat temu, skoro napisałeś o drugim przyjściu, to rozumiem, że jak w pierwszym przypadku pojawił się juz drugi raz, tak? Chyba, że piszesz o tych "czasach ostatecznych", że zanim Chrystus przyjdzie drugi raz (paruzja) to mamy te "czasy ostateczne", a szatan jest strasznie aktywny, co przyprawia o ból głowy wierzących.
O ile pamiętam od Dziejów Apostostolskich oczekiwano bardzo jego przyjścia, a ponieważ nie pojawiał się, to ogłoszono, że paruzja jest przesunięta w czasie i nie wiadomo kiedy to nastąpi.
Co prawda byli już tacy co wyznaczali dokładne daty przyjścia, że już przyszedł na świat w Izraelu, uczy się, zdobywa wykształcenie, jest niezwykle inteligentny, ale nie ujawnia się jeszcze, bo moment nie nadszedł.
I w ten sposób można żyć tą nadzieją...
Uff, dobrze że tu zajrzałem znowu... (może to nie przypadek;-)
Oczywiście (zgodnie z Twoim przeczuciem) miałem na myśli to co mówi Biblia, czyli że drugie przyjście Chrystusa dopiero nastąpi - w nieokreślonej przyszłości ("Lecz o dniu owym lub godzinie nikt nie wie, ani aniołowie w niebie, ani Syn, tylko Ojciec") i niespodziewanie oraz "konkretnie" a nie ukradkiem czy "na raty", tzn. że nie będzie najmniejszej wątpliwości co do tego faktu. Dodatkowo poprzedzony ma być różnymi groźnymi zjawiskami i próbami zwiedzenia przez Nieprzyjaciela ludzkości (odsyłam do słów Jezusa w Ewangeliach, np. Mk 13,1-37).
Nie ma jednak sensu marnować czasu na analizowanie kiedy nadejdzie koniec świata, bo i tak dla każdego z nas ten świat skończy się najpóźniej za kilkadziesiąt lat - spotkaniem z Bogiem na sądzie szczegółowym.
Wszystko to jest oczywiście - jak stwierdzasz - przedmiotem mojej wiary. Sam jako "umysł ścisły" (mam techniczne wykształcenie) staram się raczej dokładnie i krytycznie analizować wszelkie informacje, również te dotyczące wiary. Zresztą słusznie ktoś powiedział, że nasza wiedza odnośnie dowolnej sprawy jest siłą rzeczy tylko częściowa (nieraz wyjątkowo skromna), a nawet co do tej części możemy się mylić - to skłania do pokory i ciągłego poszukiwania wiedzy. W każdym razie ja, na "płaszczyźnie naukowej", dochodzę do wniosku, że nauczanie Kościoła Katolickiego jest logiczne i spójne (nie zawiera sprzeczności).
Cieszę się, że Ty również poszukujesz odpowiedzi na swoje pytania. Przy okazji polecam więc książki Szymona Hołowni (przeczytał za nas i podsumował całe mnóstwo mądrych ksiąg, w dodatku przystępnie i z humorem, więc czyta się łatwo i przyjemnie), np.: "Tabletki z krzyżykiem", "Bóg. Życie i twórczość" oraz jego rozmowa z Marcinem Prokopem: "Bóg, kasa i rock'n'roll". Oczywiście Pismo Święte Nowego Testamentu jest lekturą obowiązkową - nie zaszkodzi nawet niewierzącym ;-)
A jeśli chodzi o nadzieję, to oczywiście też jest bardzo ważna, i oby nigdy nam jej nie zabrakło! Tak czy inaczej nadzieja skończy się gdzy nastapi spełnienie, a wiara - gdy zastapi ją pewność. Za to miłość będzie trwać wiecznie. Bo Bóg jest miłością! (1 J 4, 16) :-)