• Tomek
    19.11.2013 15:36
    Że co? Banki żywności i spółdzielcze kasy oszczędnościowo-kredytowe? Do tego Anglicy potrzebują Kościoła?
  • Anna
    19.11.2013 15:55
    Anglicy przechodząc na islam uczęszczaja na modły, poszczą, niszą burki itp. nie narzekaja na brak czasu i na pracę. Dlaczego? No właśnie dlaczego? Chyba dlatego że tam gdzie nie ma postu, umartwianie, wymagań, modlitw, nabożeństw kościoły sa zamieniane na meczety, hotele i sklepy. Modernizm i nowoaczesność mamy na codzien. Tęsknimy za czymś wznosłym a nawet za pokuta i wyrzeczeniami.
  • aawk
    19.11.2013 17:13
    To skutek braku jedności z "Piotrem" i Kościołem Powszechnym
  • ElaM
    19.11.2013 17:21
    To smutne, że osoba duchowna chce zapełnić swój kościół na wzór banków i spółdzielni. Jeżeli celem jest statystyka, to zawsze kończy się pustkami. Ludzie muszą usłyszeć kerygmat, uwierzyć w Boga, wtedy nie trzeba żadnych marketingowych sztuczek żeby przychodzili do koscioła na modlitwę i adorację.
  • M.R.
    19.11.2013 18:42
    Nie lekceważyłbym Kościoła w Anglii. Na poziomie parafialnym nie jest z nim tak tragicznie jak w reszcie Europy, jest to zresztą nie tyle Kościół co Kościoły, bo raz że jest podzielony, a dwa, że współpraca rożnych wyznań przebiega w Anglii wręcz wzorowo i często świątynie anglikańskie są wykorzystywane bez przeszkód przez inne wyznania, także przez Kościół katolicki. Anglicy są społeczeństwem konserwatywnym i nie pozbędą się tak łatwo chrześcijaństwa jak reszta Europy. Oni potraktowaliby to jako zamach na swobody obywatelskie. Ale - i to jest faktem - chrześcijaństwo w Anglii jest w odwrocie. Anglikom i starym i młodym od dawna oficjalnie Pana Boga zastąpił Darwin, a obowiązującą religią, tak ludzi prostych jak i wykształconych, tak młodych jak i starych jest sceptycyzm. Naturalna Anglikom powściągliwość, dystans i dyskrecja nie sprzyjają prowadzeniu akcji ewangelizacyjnej w polskim rozumieniu. Jednocześnie są dużo bardziej otwarci niż Polacy, choć w sposób znacznie mniej widowiskowy. Nie ma żadnych problemów, by porozmawiać z przeciętnym Anglikiem o Bogu i wierze, o ile stosujemy się do zasad przyjętych w tym społeczeństwie i o ile nie boimy się trudnych pytań. Ja przynajmniej nie miałem z tym nigdy problemu. Problemem jest to, że metody do jakich przyzwyczaili się polscy chrześcijanie w Anglii są nieskuteczne, bo obce angielskiej mentalności, tak jak np. sensacyjny dla nich zwyczaj święcenia pokarmów w Kościele na Wielkanoc. (Polak, który w Kościele nie pojawia się przez cały rok, MUSI zostać pokropiony przez księdza, żegnając się przy tym wielokrotnie. Sam bylem świadkiem, jak mamy kazały ganiać dzieciom z koszyczkiem za księdzem, ponieważ dziecko wzięte na spytki, przyznało się, że jego zawartość kropielnicy nie dosięgła.) Te i inne barbarzyńskie obyczaje (przepychanie się w kilometrowej kolejce do święcenia przy użyciu wyrazów uznawanych za nieobyczajne) są niezwykle trudne do wytłumaczenia niezwykle logicznym tubylcom. Być może wynika to z ich ograniczeń umysłowych, bo co prawda, to prawda, choć niezwykle logiczni i dociekliwi, są nieco ograniczeni i odporni na tłumaczenie pewnych egzotycznych dla nich obyczajów, których logicznego uzasadnienia nie widzą.
    Kościół w Anglii jest nieliczny, ale czynny i działający. Co ważniejsze, nie jest Kościołem wymarłym (jak w Szwajcarii, gdzie przeciętna wieku wynosi +70), czy wymierającym i dziwaczącym jak w Austrii, Holandii i Belgii (gdzie duchowni przeprowadzają absurdalne eksperymenty duszpastersko-liturgiczne), nie jest też oddziałem państwowego muzeum religijnego, w którym ksiądz pełni rolę kustosza, jak we Francji.
Dyskusja zakończona.