„W domu Ojca mego jest mieszkania wiele. Jeśliby inaczej, powiedziałbych wam był. Albowiem idę gotować wam miejsce. A jeśli odejdę i zgotuję wam miejsce, przyjdę zasię i wezmę was do mnie samego, iżbyście gdziem ja jest, i wy byli. A dokąd ja idę, wiecie, i drogę wiecie” (Ewangelia Jana 14,2–4).
Oglądałem niedawno film, którego treść zupełnie mi się gdzieś razem z tytułem zapodziała. Emocje jednak zostały. Były silniejsze od fabuły i obrazów, od dialogów i ścieżki dźwiękowej. Film zdał mi się wystarczająco mocnym w swym przekazie. I jakby wytknął mi profanację moich poglądów. Burzył moje nieustanne, mityczne wyobrażenia o porządku. I relacjach. O tym, że wszystko, co zamierzam, co robię, nie zawsze jest właściwe. Zarazem film uświadamiał mi, że jestem nikim, zerem, jeśli pozwalam, aby jednocześnie mieszkało we mnie dobro i zło. Miłość i nienawiść, pożądliwość i asceza. Pijana karczma i trzeźwość eremu. Wybór mądrości i pochwała głupoty. Abym w galerii pamięci przechowywał świetliste ikony obok fresków z ciemnego lupanaru. Film przypomniał mi, że jestem miejscem pragnień duszy i ciała. I jeśli nie uchwycę, kędy przebiega cienka granica przyzwoitości, zniknę, przestanę się liczyć, utracę resztki mojego autorytetu. Po prostu sam się unicestwię, sprowadzę sens swojego miejsca do zera. I nadal nie wiem, jaki był tytuł tego filmu, skąd go miałem, gdzie go położyłem, gdzie w pamięci umiejscowiłem. Ważniejsze staje się teraz dla mnie to miejsce na podłodze, na ziemi. Może i w kosmosie. Istotniejsze jest to miejsce z Ewangelii Jana, to miejsce opisywane słowami Jezusa.
Uczestniczyłem kiedyś w projekcie, który miał opisać filmowym obrazem moją rzeczywistość. Film ten opowiada głównie o historii miejsca, przestrzeni, w której przyszło mi żyć. Kamera sięgała daleko, aż po szczyty Beskidów po dwóch stronach Olzy. W filmie miałem opowiedzieć się za tym krajobrazem w tle. I zmieścić się w kadrze. Po raz pierwszy w życiu przyszło mi utożsamiać się z zacną historią mojego miasta rozlokowanego uroczo na wielu wzgórzach. W wapiennych ciosach piastowskiej kaplicy odczytałem, że byłem tu zawsze, gdzie duch prawieków żyje, a sklepienie jak koncha niebem jest absydy. Bo ja się tu urodziłem, w tym mieście. Ale dopiero w Rotundzie odnalazłem duchową szczelinę dla siebie. I coraz więcej odnajdywałem jakby wewnętrznych pejzaży, które łączyły się z tymi zewnętrznymi w jedno.
Niepozorna stara lipa w sadzie nad Potokiem u pradziadka stała się nagle dla mnie lokalną resztówką Czarnolasu. A w synu konwisarza z mojego miasta nadal dostrzegam humanistę na miarę Erazma z Rotterdamu, reformatora, poetę, inicjatora przemian. I wyobrażam sobie Jerzego Trzanowskiego jako lokalnego Kochanowskiego.
Ale tak naprawdę to wypatruję wśród ludzi, jak każdy, niebiańskiej dobroci aniołów, obecności Jezusa. Wypatruję Go, omijając kupy wulgaryzmów. I czuję się czasem obco i niemodnie w tym miejscu, które przecież jest moim, z ciepłą, moją niszą na zapiecku. W poezji odnalazłem wskazówkę mi właściwą, którą chciałbym się podzielić serdecznie. Sposób przyjścia, powrotu Jezusa jako wewnętrzny pejzaż, stan naszej duszy, poetycko ujmuje Zbigniew Jankowski.
Przyjdzie
Nie wypatruj tak.
Nie ma Go
na zewnątrz.
Przyjdzie
jak do apostołów
od środka.
Zamilknie.
Wypuści z ręki
twoje pióro.
Kiedy opisywać próbuję w swej szczelinie codzienności mój świat, lokuję w kadr pogodę, uśmiech, szczęście. Codziennie Bogu układam ostatnio taką właśnie nieustającą laurkę. Uciekam od turpistycznych klimatów niepokoju. Od fałszywych komplementów, ale również od natarczywych słów szczerości. Uciekam w czyn, aby moja łąka i moja ojcowizna nie pozostała jałowa. W filmie, który pełni rolę familijnej laurki, jest pokazane wymarzone miejsce mojej pracy. Miejsce pomiędzy biurem a Pracownią Ceramiki, gdzie czułem moje spełnianie się, gdzie czułem się potrzebny. Ta praca bardzo wzbogacała moje wnętrze, bo sąsiadowała z moją naturalną wrażliwością. Gdzie czułem się społecznikiem, powołanym, wybranym.
Obraz pracy uzupełniało moje rodzinne zaplecze. To małe, kiedyś służbowe, dziś lokatorskie mieszkanie, też było wymarzonym miejscem. I każdy z nas wnosił w rodzinę swoje niepowtarzalne piękno miłości. Swoją fizyczność i duszę – matki, ojca, dziecka. Miłość łączącą nas w jedną rodzinę wydobywaliśmy z nas samych, z głębi duszy. A może z miejsca wyznaczonego współrzędnymi: osią duszy i osią ciała? Tak przynajmniej wyobrażam sobie ten kompromis nieba z ziemią. Bliskość Boga i to nieustanne sprzątanie wałęsających się w nas nieuchronnych pokus. A nuż upomni się o swoje miejsce, o swoją świątynię mój Pan? Mój Bóg?
Na koniec amatorskiego filmu o znamiennym tytule Miejsce zatrzymuję się na ojcowiźnie, którą odziedziczyłem. Odwiedzam matkę, która śpiewa mi pieśń o kresach, o miejscach, których nie zdążyła zobaczyć. Ale które znała z opowiadań mego taty. W rodzinnym domu jest ściana z ważnymi fotografiami. I wygląda to miejsce jak cerkiewny ikonostas. Bo pełno na nim fotograficznych portretów, prawie świętych w swej ważności i bliskości. Ale moja łąka, najpiękniejsze miejsce, jakie pozostawił mi tato, jest pusta. Pozostawiona sama sobie. Ubrana jedynie w niezrealizowane plany i wiosenne kwiaty poprzetykane nierozpoznanymi chwastami. „Ojcowizny się nie sprzedaje” – powtarzałem pytającym mnie o cenę kupcom. Z łąki bardzo daleko widać, aż za granice Polski. Aż po horyzont nowych możliwości. Kiedyś ten horyzont utożsamiałem z końcem świata, gdzie za wzniesioną w niebo górą jest wielka przepaść niewiadomej. Jakby koniec świata.
Obecnie mam pomysł, aby nakręcić film, który byłby pochwałą tego świata, odnowionej ziemi i najpiękniej położonej łąki. Filmem będzie ożywiona łąka mej duszy, będę ja sam. Z białymi owieczkami i barankami na zielonej trawie z żółtymi mniszkami lekarskimi i bielą stokrotek. Z kwitnącą jabłonką w sadzie. I będzie zbliżenie, wyraźnie wykadrowana scena, kiedy wypuszczone jest moje pióro z ręki. To pióro z wiersza, ale ważny symbol. To będzie znak, że On, Jezus, wrócił. Znalazł mnie i moje właściwe miejsce.
***
Artykuł pochodzi z „Warto” - nowoczesnego czasopisma o relacjach i duchowości. Więcej tekstów na www.warto.cme.org.pl
W ramach kampanii w dniach 18-24 listopada br. zaplanowano ok. 300 wydarzeń.
Ciąg dalszy kampanii reżimu prezydenta Daniela Ortegi przeciwko Kościołowi katolickiemu.
Podczas liturgii odczytano Przesłanie Soboru Biskupów z okazji 100-lecia autokefalii.
W Białymstoku odbył się z tej okazji koncert dzieł muzyki cerkiewnej w wykonaniu stuosobowego chóru.