Staliśmy się śmieciem tego świata – mówią o sobie Koptowie. Egipscy chrześcijanie są jak obcy w swojej ojczyźnie.
Polscy katolicy mieli (nie)swój Urząd do Spraw Wyznań. Koptowie w Egipcie mają (nie)swoją Komisję do Spraw Dziedzictwa Koptyjskiego. I jedna, i druga nazwa – dla nieznających kontekstu – wzbudza raczej zaufanie. W praktyce dobrze wiemy, co oznaczało zainteresowanie służbowe Kościołem polskiego urzędu. Podobnie jest w Egipcie – komisja, wysyłana przez Ministerstwo Starożytności na wizytacje do dzielnic chrześcijańskich, zazwyczaj oznacza dla nich kłopoty. Ten organ muzułmańskiej władzy skutecznie zatruwa życie Koptom, na przykład blokując różne prace remontowe. Wspólnota wyznawców Chrystusa, żyjąca tu od pierwszych wieków chrześcijaństwa, jest nieustannie prześladowana lub przynajmniej dyskryminowana. Potomkowie rdzennych Egipcjan, zamieszkujący ten kraj długo przed arabskim podbojem, zostali niemal wyrzuceni na margines życia społecznego. Przez dwa lata środowisko Koptów w Kairze (i nie tylko) poznawał dogłębnie o. Robert Wieczorek, kapucyn. Owocem jest poruszająca książka „Koptowie”. Nie jest to jednak pobożna książeczka, w której zawsze „źli muzułmanie” przeciwstawieni są „dobrym Koptom”. Wieczorek pokazuje świat tamtejszych chrześcijan w sposób prawdziwy: odsłaniając ich różnorodność, a czasem również wewnętrzne podziały.
Awangarda Kościoła
Są trzy Egipty. Pierwszy Egipt jest powszechnie znany – to nadmorskie plaże pełne turystów, ogromne pustynie i piramidy. Drugi Egipt – to świat islamu, przenikający wszystkie dziedziny życia, z tysiącami widocznych minaretów w Kairze. I Egipt trzeci – schowany w zaułkach i dzielnicach, do których turyści nie zaglądają. To zapuszczone domy, tony śmieci, miejsca pełne biedy i frustracji. „Ludzie gniją tam, zamiast żyć”, pisze o. Wieczorek. W takich miejscach można zobaczyć zarówno napisy na murach: „Islam lekarstwem na wszystko!”, jak i wystające spod śmieci krzyże. Właściwie Koptowie to po prostu Egipcjanie – sama nazwa „Kopt” wzięła się jednak od arabskiego quibti, co z kolei było przeróbką greckiego słowa aeguptos, które stanowiło zhellenizowaną wersją nazwy pierwszej stolicy Egiptu, Memfis. Dlatego też nawet niektórzy egipscy muzułmanie, Arabowie, również nazywają siebie Koptami. Wtedy jednak protestują „oryginalni” Koptowie, chrześcijanie, podkreślając, że tylko oni są bezpośrednimi potomkami faraonów i starożytnych Egipcjan. W Kościele pierwszych wieków chrześcijaństwo egipskie było awangardą. Na Soborze Efeskim zabłysnął patriarcha Aleksandrii, który podsunął teologiczne podstawy odrzucenia herezji nestorianizmu. Aleksandria poczuła się jednak urażona, gdy drugie miejsce po Rzymie zostało przyznane Konstantynopolowi, a nie jej. Tyle tylko, że krótko po tym to Aleksandria poparła kolejną herezję, monofizytyzm, potępioną przez Sobór Chalcedoński. Odwołanie patriarchy zostało odebrane przez egipskich chrześcijan jako wymierzony im policzek. To był początek realnego rozłamu.
Koptyjskie niebo
„Młody koptyjski przewodnik z rozbrajającą szczerością pytał mnie, dlaczego Kościół rzymski odłączył się od koptyjskiego. Próbowałem mu wyjaśnić, że było raczej na odwrót, ale on był przekonany do swego”, pisze w książce o. Wieczorek. Koptyjski przewodnik przyznał potem, że kapucyn był… pierwszym praktykującym katolikiem, jakiego w życiu spotkał. Dlatego też uznaje, że to Kościół koptyjski jest wierny chrześcijańskiej ortodoksji, bo nie pozwolił na wpuszczenie moralnej zgnilizny, która drąży społeczeństwa zachodnie. Autor „Koptów” pisze o koptyjskim małżeństwie, które wyemigrowało do Kanady. Tam urodziły się ich córki. Gdy tylko dorosły, rodzina wróciła do Egiptu. Boją się, by życie na Zachodzie nie pomieszało w głowach ich dzieciom. „Koptowie kochają swój Kościół miłością wilczycy do własnych szczeniąt. Nie ma tam miejsca na letnią nijakość”, pisze o. Robert. To dlatego m.in. znakiem rozpoznawczym Koptów są wytatuowane na nadgarstkach krzyże – pomimo dyskryminacji i prześladowań nie kryją się ze swoją wiarą. To poczucie pewnego rodzaju wyjątkowości dobrze oddaje dowcip o tym, jak to święty Piotr oprowadzał gości po ogrodzie niebieskim. Każdy miał w nim swoje niebo, zgodne z własnymi wyobrażeniami. W pewnym momencie, gdy zwiedzający doszli do położonego w ustronnym miejscu warownego zamku, św. Piotr poprosił gości o ciszę. – Dlaczego? – pytali szeptem zaintrygowani turyści. – Bo to jest niebo koptyjskie i oni myślą, że są tu sami…
Era Męczenników
Chrześcijanie egipscy praktycznie nigdy nie zaznali normalnego życia. Najpierw były prześladowania za czasów Dioklecjana. Trauma tego okresu jest tak silna, że nawet kalendarz kościelny za początek ery – Ery Męczenników – uznaje rok 284 po Chrystusie, czyli początek rządów Dioklecjana. Chwilowy spokój, jaki nastał po prześladowaniach wraz z Edyktem mediolańskim w 313 roku, skończył się dość szybko, bo z kolei zaczęto tępić egipski separatyzm. Ale prawdziwe zepchnięcie Koptów do kategorii obywateli drugiej klasy nastąpiło wraz z podbojem arabskim. Rządy kalifa Al-Yazida, niekryjącego nienawiści do chrześcijan, zainicjowały „nową nieświecką tradycję” brania w niewolę patriarchów. Praktyka utrzymywała się przez wiele kolejnych wieków. Dotkliwe stało się przede wszystkim podnoszenie podatków dla chrześcijan, co sprawiało, że wielu z nich poważnie rozważało opcję przejścia na islam. W 740 roku na przykład, na skutek krwawych represji po nieudanym powstaniu, z Kościoła koptyjskiego wystąpiło ok. 80 tys. osób. Do dziś Koptowie uznają tę datę za czarną kartę w swojej historii i powód do wstydu. To naturalne we wspólnocie, w której przełożony nie rzuca na powitanie: „Siemano”, tylko wali prosto z mostu: „Czy kochasz Jezusa?”.
aktualna ocena | |
głosujących | |
Ocena |
bardzo słabe |
słabe |
średnie |
dobre |
super |