Wykłady kontrolowane

W Wietnamie może powstać katolicka uczelnia wyższa. Pierwsza od czasu przejęcia kraju przez komunistów. To prawdziwy przełom dla tamtejszego Kościoła. Nie oznacza jednak końca problemów milionów wietnamskich katolików.

Pozory wolności religijnej można też zaobserwować w Sajgonie, czyli dzisiejszym Mieście Ho Chi Minha, gdzie siedzibę będzie miała nowa katolicka uczelnia. Gdy byłem tam 5 lat temu, zaskoczył mnie obrazek: przed katedrą Notre-Dame wieczorem trzy ekipy wiernych na zmianę prowadziły czuwanie pod figurą Maryi. Od czasu, gdy 10 lat temu na figurze pojawiły się, według relacji świadków, łzy, codziennie przychodzili tam wierni na kilkugodzinną adorację. A w kościele dominikanów w tygodniu na Mszy św. o 5 rano uczestniczyło blisko 80 osób, wieczorem już ponad 300! W całym Wietnamie do III zakonu dominikańskiego należy aż 100 tys. świeckich.

Realia „wolności”

Pozory wolności religijnej znikają, gdy wejdziemy jeszcze bardziej w głąb wietnamskiej rzeczywistości. Jednym z głównych punktów spornych na linii Kościół–państwo jest kwestia własności i nieruchomości. Czyli problem, który widoczny jest także przy powstawaniu nowej uczelni katolickiej. Nie starczyłoby książki na opisanie mienia kościelnego zagarnianego ciągle przez władze. Wymieńmy tylko wybrane, najbardziej głośne w ostatnich latach sprawy. Do takich należało m.in. wyburzanie dawnego Kolegium Papieskiego w Dalat w środowym Wietnamie. W jego miejscu powstaje nowoczesny kompleks rozrywkowy. Buldożery rozjechały również klasztory w Thien An, Vinh Long, Long Xuyen i Nha Trang. Z nakazem oddania praktycznie za bezcen domów i ziemi władze zwróciły się do parafian z Con Dau na przedmieściach Da Nang w środkowym Wietnamie. Opuszczenia domu zażądano również od sióstr Miłośniczek Krzyża Świętego w Sajgonie. Parafia Thai Ha w Hanoi, prowadzona przez redemptorystów, ograbiana stopniowo z ziemi w ciągu lat, stała się praktycznie bastionem walki o godność i wolność. W 2008 r. kilku parafian w pokazowym procesie zostało skazanych na więzienie za udział w „antyrządowych wystąpieniach”, które w rzeczywistości były protestami przeciwko zagrabianiu mienia. Tysiące ludzi ze świecami modliło się o ich uwolnienie. Redemptoryści zostali oskarżeni o „próbę obalenia rządu”.

Ojciec Phêrô Nguyen Văn Khai, „wietnamski Popiełuszko”, z którym przejechałem północ Wietnamu wzdłuż i wszerz, musiał z czasem uciekać z Wietnamu, przez góry Laosu, by dostać się do Rzymu. Mówił mi, że zawsze ma spakowaną walizkę na wypadek, gdyby po niego przyszli. Był sceptykiem wobec wszelkich „odwilży” w relacji z komunistami: – Nie wierzę w aksamitną rewolucję w Wietnamie. Kraje azjatyckie mają zbyt długą tradycję rządów autorytarnych. Ale z drugiej strony intelektualiści niekatolicy widzą, co dobrego dzieje się w Kościele. Mówią mi, że katolicy są przyszłością tego kraju – dodawał. Za to adwokat Quan, który długi czas spędził w więzieniu, był większym optymistą: – Katolicy to dzisiaj prawie 10 proc. społeczeństwa, są dość mocno zjednoczeni i bardzo aktywni. Dlatego też rząd tak bardzo boi się siły Kościoła. Buddyści, którzy stanowią większość, są bardziej rozbici i ulegli władzom. Niestety, większość społeczeństwa chwieje się w zależności od tego, co rząd powie. Ale wierzę, że za 10, 15 lat przyjdą zmiany – mówił mi z zapałem, na kilka miesięcy przez aresztowaniem.

Duch i upiór

O wolności religijnej trudno mówić na przykład w górskim regionie Son La. Tam wszelka działalność religijna jest zakazana. Żadnego kościoła, żadnej pagody buddyjskiej. Oficjalnie. Władze stwierdziły, że nie ma tutaj żadnych chrześcijan, zatem nie ma sensu, żeby tu mieszkał jakiś ksiądz lub stał kościół. Tymczasem nowych chrześcijan przybywa i tam każdego roku. Sam ks. Khai założył 5 wspólnot. Msze odbywają się co parę tygodni, a czasem miesięcy, gdy przyjedzie ksiądz, w tajnych kaplicach zaaranżowanych w warsztatach samochodowych lub na zapleczu sklepu AGD... W czasie Mszy zawsze ktoś stoi na zewnątrz i pilnuje, czy nie ma policji. Ludzie swoją wiarę przypłacają tu często szykanami ze strony lokalnych urzędników, którzy potrafią wejść do domu i wyrzucić z niego krzyż i obrazy. Ci, którzy pod przymusem podpisali deklarację wyrzeczenia się wiary często wracają do Kościoła zbudowani świadectwem tych, którzy nie ulegli presji.

W takim właśnie kraju próba odrodzenia kształcenia katolickiego poprzez uczelnię wyższą jest na pewno wydarzeniem. Nie zmienia jednak zasadniczo sytuacji katolików i innych wyznań. Nowa uczelnia z pewnością będzie poddana ogromnej presji, by kształcąc w duchu katolickim, nie zapominała o duchu, czy raczej upiorze, marksistowsko-leninowskiej ideologii.

«« | « | 1 | 2 | » | »»

aktualna ocena |   |
głosujących |   |
Pobieranie.. Ocena | bardzo słabe | słabe | średnie | dobre | super |