Ta zemsta się nie kończy

– Żyliśmy z tymi ludźmi, gdy był pokój, trzeba w czasie wojny. Bo jak inaczej? Mnie ONZ zabierze, a ich...? Co ze mnie byłby za proboszcz, który ratuje siebie, a parafian zostawia? – mówi o. Kordian Merta OFM, przypominając, jak w maju eksplodowały w kościele granaty.

Ci chłopcy...

– Nie ma żadnej sprawiedliwości, żadnej możliwości ochrony ludzi – mówi. W tym roku dżihadyści dwa razy napadli na misję. – Walczą miejscowi chłopcy. Mają po 15 lat. Uzbrojeni w samopały przypominające muszkiety. Mają trochę zdobytych karabinów maszynowych. Brakuje amunicji, więc obwieszają się fetyszami mającymi chronić przed śmiercią. Robią je z zabitych wrogów, susząc kawałki ich ciał.

W tym roku widział, jak dzielili ciało jednego z zabitych. – To nie był kanibalizm z głodu, ale rytualny, oparty na wierze, że przejmują siłę wroga. To ich środki zaradcze... Tak się dzieje.

Ci chłopcy palą haszysz i mają dostęp do narkotyków chemicznych, które jakimś trafem tam docierają. Oddali się w ręce sił magicznych, niemal demonicznych. I rządzą. Oni decydują, oni wykonują wyroki śmierci na starych ludziach, których oskarżają o czary – opowiada. Ci chłopcy wierzą w szczepionki chroniące przed śmiercią od kuli. – Jeden mówi, że ma pochodzącą z niej moc, kto spróbuje go zabić? Drugi strzela i tamtego rozrywa. Akurat tego dnia przyjechałem do wioski. Ten, który zginął, miał 22 lata. Żona, trójka dzieci. Mówię im: „Czy wy nie widzicie, że wierzycie w kłamstwa?”. A oni mi odpowiadają: „Ojcze, nic nie rozumiesz, to nie szczepionka jest zła, to ten, który ją przywiózł, nas oszukał. Musimy go znaleźć i zabić”. No i z kim rozmawiać? – opowiada.

Wierzy, że część z chłopców jest jeszcze do odzyskania. – Ale dla wielu nie widzę przyszłości. Ktoś, kto przelał tyle krwi, oddał się w ręce niewidzialnych sił... jak go przywrócić do normalnego życia? Poczuli moc. Stali się bandytami. W tym roku swa razy przystawili mi broń do głowy.

Karabiny za 50 euro

W Rafai jest od 1990 roku. Diecezja Bangasu, do której należy misja, sięga pod granicę z Sudanem. – Zaczynaliśmy w zupełnie innym kraju. Jakieś tam bandy na drogach się pojawiały, ale ogólnie było bezpiecznie. W drzwiach nawet zamka nie potrzebowaliśmy. Dziś to już inny świat.

Misja obejmuje teren 24 tys. km kw. Zamieszkuje ją ok. 16 tys. ludności, katolików jest 6 tys. Od stolicy Bangi dzieli ją jakieś 1000 km. – Jesteśmy praktycznie odcięci od maja ubiegłego roku. Żaden samochód nie dojedzie z powodu walk. Cukier, mąka, wszelkie potrzebne rzeczy tylko samolotem ONZ można dostarczyć – mówi.

W maju tego roku w stolicy eksplodowały w kościele granaty. – Tam na każdym kroku jest posterunek ONZ, miejscowa armia i żandarmeria. A mimo to z dzielnicy muzułmańskiej podbiegli do kościoła Matki Bożej Fatimskiej. Wrzucili granaty. Zginął kapłan i ok. 20 osób. Chrześcijanie, wzburzeni, zareagowali jednak: „Myśmy już przebaczyli”. Ale teraz znowu wzięli odwet.

Misjonarze jednego współpracownika, muzułmanina, ukrywali przez dwa miesiące. – Dziś nie ma już u nas muzułmanów. Zdążyli zawczasu uciec – dodaje.

Antibalaka sieje też terror wśród ludzi. – Ukamienowali staruszkę, którą posądzili o czary. Ludzie byli zbulwersowani. Martwią się, co z tymi chłopcami będzie. Kto nad nimi zapanuje? Oni stali się zabójcami, ludożercami, fetyszystami. Gdy nadejdzie rządowa armia, oni uciekną do lasów i zaczną napadać. To problem nie do rozwiązania. Tyle nagromadzonej broni. Jak ją im odebrać? – zastanawia się.

W Bangasu ONZ zorganizowało skup broni. – Ale to parodia. Za miejscową strzelbę oferowali w przybliżeniu 50 euro. W ciągu jednego tygodnia dostali 1600 sztuk. A potrzeba mniej niż 10 euro, aby na miejscowym targu wyprodukować karabin. Praktycznie rozdali pieniądze, a ludzie wyprodukowali kilkaset nowych sztuk broni – mówi misjonarz. Problemem były rurki metalowe potrzebne do wyrobu luf. – Napadli więc w nocy na katolicką misję, powyrywali rurki ze ścian, aby stworzyć nowe karabiny. Jeśli ONZ chce być skuteczna w Afryce, musi przejść wielką reformę – uważa o. Kordian.

W RŚA byli swego czasu polscy żołnierze. Dziś niebieskie hełmy w Rafai to oddziały z Maroka. – Ludzie uważają, że oni są po stronie muzułmanów. Rozmawiałem z dowódcą. Mówił, że jeśli taki będzie strzelać, to może zginąć kobieta lub dziecko, i to będzie koniec jego kariery – mówi o. Kordian.

Mieszkańcy Rafai są zrozpaczeni. Nie rozumieją. Boją się kolejnego ataku dżihadystów. – Jest coś dziwnego w tej religii, co popycha ludzi do wojny. Chrześcijaństwo popełniało w historii dramatyczne błędy, ale zawsze Kościół przez refleksję wracał do korzeni i była odnowa. W islamie nie ma czegoś takiego – podsumowuje misjonarz. – Dialog jest jednak absolutnie konieczny. Nie ma innej opcji. Mając miliard muzułmanów na świecie... jak nie prowadzić z nimi dialogu? – uważa. 

«« | « | 1 | 2 | » | »»

aktualna ocena |   |
głosujących |   |
Pobieranie.. Ocena | bardzo słabe | słabe | średnie | dobre | super |