Luter pokazuje Marię jako wzór i obraz wszystkich chrześcijan

Dr Dariusz Bruncz. Redaktor naczelny portalu ekumenizm.pl w rozmowie z KAI opowiada o roli Maryi w tradycji i teologii ewangelickiej.

 „Luter pokazuje Marię jako wzór i obraz wszystkich chrześcijan, jest ona wizerunkiem i prototypem Kościoła jako tego, który nic nie ma sam z siebie, ale wszystko co posiada, przyjmuje jako Boży dar, jest tylko i aż narzędziem w historii zbawienia” - mówi dr Dariusz Bruncz. Redaktor naczelny portalu ekumenizm.pl w rozmowie z KAI opowiada o roli Maryi w tradycji i teologii ewangelickiej.

Dawid Gospodarek (KAI): Jak wyglądała maryjna pobożność Marcina Lutra? Czy czcił Maryję? Modlił się różańcem?

Dariusz Bruncz: Luter był zakonnikiem wychowanym w duchu późnego średniowiecza. Jego pobożność maryjna tak naprawdę niczym nie odróżniała się od tej, która w tamtych czasach była szeroko rozpowszechniona. To zwykła pobożność katolicka późnego średniowiecza, która pozostała mu na długi czas. Co więcej, w Saksonii i Turyngii – regionie górniczym, w którym działał Luter, bardzo rozbudowany był również kult św. Anny, według tradycji matki Marii.

KAI: Z nią związana jest słynna scena podczas burzy…

– Tak, pod Stotternheim podczas burzy Luter miał ze strachu, jak później wspominał, złożyć ślubowanie św. Annie, że wstąpi do klasztoru, jeśli go tylko ona, zechce go wybawić z tego nieszczęścia. Wbrew woli ojca, która chciał, aby Marcin został prawnikiem, przyszły reformator wstąpił do augustianów. Cała ta historia jest dość zjawiskowa, niemniej warto mieć do niej dystans – widziałbym ją bardziej jako legendę dla spragnionych spektakularności słuchaczy, a Luter potrafił opowiadać jak mało kto.

KAI: Jak wyglądała maryjność augustianów?

– Augustianie to dość szeroka rodzina różnych zgromadzeń zakonnych w zachodnim Kościele, a jednym z nich są na przykład kanonicy regularni. Ich najwybitniejszym przedstawicielem jest bodajże Tomasz a Kempis, wielki mistyk i jedna z ważniejszych postaci devotio moderna, która miała ogromny wpływ na duchowy rozwój Lutra. Kempis był autorem słynnego Naśladowania Chrystusa, ale też autorem wielu rozważań maryjnych, jednakowoż nie one stały w centrum jego duchowości. Podobnie było z Lutrem, który był również członkiem augustiańskiego zgromadzenia, ale eremitów. Tam również refleksja była głównie skoncentrowana na Chrystusie, ale kluczowe aspekty ówczesnej pobożności maryjnej były tam obecne. Nie zachowały się w jego pismach wzmianki o różańcu, ale na pewno go odmawiał. Gdy pojechał do Rzymu, zasadniczo nie była to tylko pielgrzymka, ale głównie obowiązki zakonne, ponieważ był wysłany jako przedstawiciel swojego zgromadzenia, by rozstrzygnąć wewnętrzny spór. Późniejsza nadbudowa, widoczna np. w filmie o Lutrze, gdzie ukazano jakoby był oburzony tym, co w Rzymie zastał, to nieprawda, a raczej rekapitulacja starego Lutra z czasów już reformacyjnych. On tam pojechał jako pobożny katolik. Nawiedzał kościoły stacyjne, w których można było nabyć listy odpustowe, modlił się jak wszyscy inni. Tam nie było jakiegoś potencjału rewolucyjnego.

KAI: Kupował odpusty?

– Owszem. Szedł na kolanach po słynnych schodach świętych koło bazyliki św. Jana na Lateranie. Czasami jego gorliwość mnisza kazała mu krytykować to, że np. niechlujnie odprawiano Msze przy ołtarzach. Raz był oburzony, że nie pozwolono mu odprawić Mszy w bazylice św. Piotra. Co ciekawe, do dziś w augustiańskim kościele S. Maria del Popolo, w lewej nawie jest ołtarz, przy którym celebrował Msze młody kapłan o. Marcin Luter, o czym do dziś augustianie tam wspominają, a luteranie przychodzą by zobaczyć.

KAI: Co jeszcze z ówczesnej kultury cechowało Lutra?

– Oprócz pobożności np. uprzedzenia, które żywił do niektórych grup społecznych – brutalny antysemityzm, który dał się we znaki dopiero później i oczywiście cały konglomerat wierzeń ówczesnego świata o niezwykłej aktywności szatana, czarownicach i innych. Czasami chce się pokazywać Lutra jako takiego hipernowoczesnego człowieka, który odwala kamień średniowiecza i nagle nastaje wielka światłość, ale tak nie było. Obchodzony niedawno jubileusz 500-lecia reformacji obchodzony ekumenicznie był też doskonałą okazją dla ewangelików, aby odbrązowić i zdemitologizować Lutra, ukazać jako dziecko jego czasów, jego kontynuacje i zerwania. Myślę, że to przedsięwzięcie się udało, szczególnie w przepracowaniu trudnej kwestii antysemityzmu i antyjudaizmu Lutra, a także wielu innych zagadnień. To naprawdę istotne, biorąc pod uwagę fakt, że poprzednie jubileusze reformacyjne były apoteozami reformatora, a nawet zinstrumentalizowane dla celów czysto nacjonalistycznych.

KAI: A jego teologia?

– W jego twórczości teologicznej po pierwsze widać wpływ tradycji św. Augustyna i innych, mistyki nadreńskiej, był pod jej wielkim wpływem. Teologia Deutsch nieznanego autora później już w czasach reformacyjnych była przez Lutra wydawana, wiele zawdzięczał Mistrzowi Eckhartowi, św. Bonawenturze, Bernardowi Clairvaux i wielu innym, w tym wspomnianej devotio moderna. Stąd też, gdy opowiada się bajki o odrzuceniu przez Lutra en bloc całej tradycji, nawet tej pisanej przez wielkie T, dokonywania jakiejś rewolucji, która jakby od nowa wymyśliła chrześcijaństwo na zgliszczach subiektywnego, reformatorskiego amoku, nie pozostaje nic innego jak się uśmiechnąć i porozmawiać o pogodzie albo o kotach.

KAI: Skąd więc się wziął dystans do Maryi?

– Pobożność Lutra była zdecydowanie chrystocentryczna, natomiast im dalej historia Reformacji się rozwijała, w pewnym momencie to powszechne wyobrażenie Marii, czy mariologia jako samodzielna dyscyplina teologiczne, stały się kontrowersyjne i po prostu podejrzane. Ale tu nie chodziło o samą Marię, ale właściwie o obraz Boga - Boga karzącego swoje dzieci, surowego Sędziego, a nawet Chrystusa, którego główna rola ukazywana była jako karzącego sędziego. Przeciwstawianie Boga i Marii jako matki, która potrafi zrozumieć było dla Lutra nieakceptowalne, gdyż to godziło w samo sedno prawdy o Wcieleniu. Chrystus jest jednym z nas, tylko bez grzechu. Jest – jak nauczał 4. Sobór Ekumeniczny w Chalcedonie – prawdziwym człowiekiem i prawdziwym Bogiem. Jednakże w sytuacji, w której Bóg Ojciec, Chrystus jest tak groźny, srogi i bezwzględny, że potrzebna jest matka, który przekona Syna, by nie karał zanadto ludzkości, Luter, a za nim cała reformacja powiedziała – mówiąc obrazowo – stanowcze ‘nie’.

KAI: Maryja łamiąca strzały gniewu Bożego…

– Na wystawie reformacyjnej w Wittenberdze, zorganizowanej na 500. rocznicę wystąpienia Lutra, można było obejrzeć przedreformacyjny obraz jednego z największych malarzy Reformacji, Łukasza Cranacha, dziś byśmy powiedzieli największego PR-owca reformacji, oczywiście zaraz po Lutrze. Cranach, ale też wielu przed nim malowali obrazy jak to na chmurce siedzi brodaty, stary Bóg Ojciec ze strzałami i celuje w grzeszników. I tak jedna strzała to np. zaraza, inna to śmierć. I tenże Bóg strzela w ludzi, których chroni pod swoim bogato zdobionym płaszczem Maria. Oni uciekają przed karzącym Bogiem. Naprzeciwko Marii stoi Chrystus w koronie cierniowej i wierni proszą, żeby Maryja przebłagała swojego Syna, żeby ten z kolei przebłagał Boga, by odstąpił od kary. I to był właśnie obraz takiego Boga, któremu sprzeciwiła się reformacja. Chrystus ukrzyżowany to Chrystus miłosierny, który przyjmuje postać sługi, uniża się i wszystko po to, aby zbawić c człowieka. Tymczasem w ówczesnej pobożności Maria była takim religijnym firewallem przeciwko karzącemu Bogu, podczas gdy Chrystus, którego spotykamy w ewangelicznym przepowiadaniu, listach apostolskich, pismach ojców to Bóg miłujący człowieka, bezwzględny w swojej miłości, a nie chęci zemsty i rozpylania plag wszelakich. Luter – właśnie pod wpływem mistyki, której przecież sam nie wymyślił – mówił, że Chrystus był największym grzesznikiem, gdy umierał na krzyżu, gdyż przyjął na siebie grzech całego świata. On jest tym Barankiem, a my pogubionymi grzesznikami, którzy dzięki łasce i wierze mogą się uchwycić tego Chrystusa. To nie znaczy, że tutaj nie ma miejsca dla opowieści o Marii, wręcz przeciwnie!

KAI: Jaka jest więc w ruchu Reformacji rola Maryi?

– Przez długi czas w teologii reformacyjnej w ogóle tematu Marii nie poruszano i to w tym sensie, że niewiele się zmieniło. Stopniowo jednak ewangelicy jakby „odpuszczali” tudzież minimalizowali temat Marii, widząc, że staje się ona wielkością obok albo zamiast Chrystusa i nie tyle przyciąga do Jezusa, co odciąga od Niego, nie jest tą, która Chrystusa ma wskazywać, ale zastępuje. A przecież Luter w swoim „Magnificacie” mówi o Matce Bożej jako najświętszej kobiecie, która kiedykolwiek chodziła po tej ziemi, ale pokazuje ją jako służebnicę, której świętość należy naśladować, ją należy czcić poprzez naśladowanie. Naśladowanie pobożności i oddania Marii, poddania się woli Bożej. Ona, która przecież sobie niczym nie zasłużyła, została przez Boga nazwana „Łaskiś pełna”, przy czym, jak wiemy, oryginał grecki mówi: została przepełniona łaską. Teologia ewangelicka tego nigdy. W tym sensie Luter pokazuje Marię jako wzór i obraz wszystkich chrześcijan, jest ona wizerunkiem i prototypem Kościoła jako tego, który nic nie ma sam z siebie, ale wszystko co posiada, przyjmuje jako Boży dar, jest tylko i aż narzędziem w historii zbawienia.

KAI: Skąd zatem te skojarzenia reformacji wrogiej Matce Bożej?

- Reformacja to dość zróżnicowany fenomen. Nie było reformacji w liczbie pojedynczej tak jak nie ma jednego, mundurkowego katolicyzmu czy innych tradycji chrześcijańskich. Niemniej, ciekawe jest to, że wspomniany komentarz do Magnificat Luter zaczął pisać w okresie, kiedy jego reformacyjne poglądy były mocno ukształtowane. Jeszcze w 1522 roku w święto Narodzin Marii Panny, którego dziś już nie ma w ewangelickim kalendarzu liturgicznym, napominał, aby prawidłowo czcić Marię. W kazaniu wyjaśnił, że prawdziwa cześć dla Matki Pana to taka, która nie odbywa się na koszt Chrystusa „aby serca ludzi nie były skierowane bardziej na nią niż na Chrystusa (…) nazywamy się przecież chrześcijanami od Chrystusa; jako jego dziedzice i dzieci jesteśmy bardziej braćmi i siostrami Marii.” Luter odrzucał pogląd, że Maria może być orędowniczką (Fürsprecherin), wstawiającą się za nami u Chrystusa tak jakby droga do niego nie była poprzez krzyż bezpośrednia, ale podkreślał, że wraz ze wszystkimi świętymi może i jest tą, która modli się za nami (Fürbitterin). Spór konfesyjny, eksponowanie i w jakiejś formie zawłaszczenie Marii jako elementu kontrreformacyjnej ofensywy doprowadziło do tego, że ewangelicy dali się szybko wypchnąć z przestrzeni maryjnej. W ten sposób Maria stała się u katolików Bożą Hetmanką, pogromczynią herezji, biczem na protestantów. W ogóle wszelkie przejawy nabożności wobec Matki Bożej po stronie protestanckiej spotykały się już z podejrzliwością albo o posądzaniem o kryptokatolicyzm. Poza tym Maryja nigdy nie zniknęła z nauczania i życia liturgicznego Kościoła. Przecież Luter w zreformowanych porządkach liturgicznych zachował święta maryjne, jeszcze przez długi czas zachowany był dzień Wniebowzięcia NMP czy wspomniane Narodzenie. Są nawet kazania polskich duchownych protestanckich na dzień Wniebowzięcia NMP, kiedy to jeszcze w ogóle nie było zdogmatyzowane w Kościele rzymskokatolickim. Do dzisiaj w naszym Kościele ewangelicko-augsburskim w Polsce są wpisane święta maryjne. Niestety, rzadko kiedy obchodzone, choć są właściwie świętami chrystusowymi.

KAI: Jakie maryjne święta zostały w Waszym kalendarzu liturgicznym?

– Oczyszczenie Marii Panny/Dzień ofiarowania Pana Jezusa (2 lutego), Dzień Zwiastowania Marii Pannie (25 marca) oraz Dzień Nawiedzenia Marii Panny (2 lipca). Ponadto wspominana jest szczególnie w okresie adwentowym i podczas każdego nabożeństwa przy wyznaniu wiary – apostolskim albo nicejsko-konstantynopolitańskim.

KAI: Czy po 1517 r. w maryjnej pobożności Lutra coś się pozmieniało?

– Na to pytanie częściowo już odpowiedziałem. Rok 1517 niewiele zmienił. Luter dalej sobie chodził w mniszym habicie i to jeszcze przez kilka lat. Przy stopniowym wprowadzaniu zmian w porządkach kościelnych rezygnowano z poszczególnych świąt czy praktyk. Koncentrowano się na zwiastowaniu ewangelii o usprawiedliwieniu, czyli zbawieniu grzesznika z łaski przez wiarę. Razem z refleksją teologiczną pewne rzeczy się zmieniały. I tak np. Luter pracował nad tekstami oryginalnymi –mamy protoewangelię z Księgi Rodzaju, padają słowa: „ona zdepcze ci głowę”. Luter przez długi czas przyjmował tę tradycyjną wykładnię Hieronima, gdzie ten fragment był łączony z Marią. Ale kiedy przeanalizował teksty biblijne w oryginalnych językach, zobaczył, że tam nie ma „ona” tylko „ono”, dotyczące Potomstwa Niewiasty. Także podejście do roli Marii się powoli zmieniało, szczególnie po śmierci Lutra. Za życia Lutra uchwalono Wyznanie augsburskie (1530) napisane głównie przez Filipa Melanchtona, ale nie ma tam żadnego artykułu poświęconego Marii, tylko po prostu kultowi świętych. Później nastąpił okres, można powiedzieć, wygnania Marii z teologii ewangelickiej.

KAI: Kim jest dla was Maryja?

– Myślę, że każdy ewangelik powinien sam sobie na to pytanie odpowiedzieć. Na ikonach widać Marię przedstawianą z Jezusem i ona wskazuje na Niego: to mój Syn, a kim On jest dla ciebie? Dla mnie Maria jest siostrą w wierze, Matką naszego Pana, przykładem do naśladowania. Jednak z perspektywy ewangelickiej trudno już powiedzieć, że ona jest Matką Kościoła, gdyż nie stoi ponad Kościołem, nie jest z niego wyjęta, ale jest jego częścią.

KAI: Czy są jakieś współczesne przykłady luterańskiej sztuki sakralnej odnoszącej się do Maryi?

- W luterańskiej katedrze w Uppsali za głównym ołtarzem jest piękna maryjna kaplica. W okresie Reformacji została przebudowana, bo król chciał tam mieć swój grób. Jest tam pochowany Gustaw Waza z drugą żoną. Przed tą kaplicą kilkanaście lat temu postawiono figurę woskową. Jest to przepiękna figura Marii: przedstawiona jest nie w wiszących, okapujących złotem sukniach i koronach, tylko jako biedna uciekinierka, w szatach z Bliskiego Wschodu – po prostu uchodźczyni. Maria patrzy swoimi stęsknionymi oczami na kaplicę, z której została kiedyś wygnana. To była jej kaplica! Stąd też ta figura nazywa się „Powrót Marii”. Dla mnie jest to przepiękna ekspozycja ewangelickiej mariologii. Maria nie jest ukazana jako tryumfująca nad-kobieta, ale powraca jako skromna kobieta, matka, która nieśmiało jakby dopomina się o swoją rolę. W ewangelicko-luterańskim Kościele Szwecji ten powrót Marii jest widoczny – być może też dlatego, że obecnie ponad 50% duchownych Kościoła to kobiety. Właściwie w każdym luterańskim kościele w Szwecji znajduje się ikona Marii. Ale nie tylko Szwecja. Co ciekawe, w wielu kościołach ewangelickich w Niemczech mamy wciąż w ołtarzach Marię w koronie, tronującą. Reformacja luterańska była daleka od ikonoklazmu i w średniowiecznych kościołach, które stały się później ewangelickie – pozostawiono stare ołtarze. Wystarczy zajrzeć do kościoła św. Gertrudy we Frankfurcie nad Odrą tuż przy granicy z Polską, gdzie do dziś przy ołtarzu maryjnym odprawiane są ewangelickie nabożeństwa, głoszone jest Słowo Boże i sprawowane sakramenty Chrztu oraz Ciała i Krwi Pańskiej. Mamy też w Polsce kościoły ewangelicko-augsburskie nazwane imieniem Marii Panny jako choćby monumentalny kościół w Legnicy czy mniejszy w Lubaniu.

KAI: Wracając jeszcze do Lutra – można powiedzieć, że on aż do śmierci miał maryjną pobożność?

– Tak, oczywiście. Ponoć do końca życia odmawiał „Ave Maria”.

KAI: A nie przeszkadzały mu obrazy z Maryją?

– Nie. Kościołowi luterańskiemu w ogóle obrazy maryjne nie przeszkadzają, a sam Luter miał w swojej izbie obraz Marii karmiącej Jezusa z piersią, oczywiście namalowany przez Cranacha. Są bardzo ciekawe, luterańskie obrazy ukazujące Marią. Szczególnie zapamiętałem przedstawienie narodzin Chrystusa na jednym z nich, gdzie Józef troszczy się o ogień, a Maria jest po prostu zwykłą matką. Ten obraz był w ewangelickim kościele w Słupsku, aktualnie jest w lokalnym muzeum.

KAI: A czy w kwestiach doktrynalnych Luter odrzucał jakieś ówczesne dogmatyczne sformułowania?

– Nie. Wierzył, że jest Matką Bożą. Wierzył, że jest zawsze Dziewicą i właściwie te starochrześcijańskie treści wpisane są również w tradycyjną dogmatykę luterańską, choć nie są szczególnie akcentowane. Niektórzy reformatorzy z obszaru szwajcarskiego, na przykład Henryk Bullinger – uczyli, że Maria została z duszą i ciałem wzięta do nieba. Wtedy to jeszcze oczywiście nie był dogmat, a nabożny pogląd. Teologia ewangelicka nie ma problemu treścią doktryny o Wniebowzięciu NMP, ale problemem jest już sam dogmat. Zupełnie inaczej jest z rzymskokatolickim dogmatem o tzw. Niepokalanym Poczęciu Marii, w którym właściwie przestrzeń do dyskusji jest właściwie żadna. W tych aspektach stanowisko ewangelickie jest bardzo zbliżone do prawosławnego, starokatolickiego czy anglikańskiego.

KAI: Kard. Ratzinger pisał, że dogmatyczne orzeczenie o Wniebowzięciu można potraktować jako taką wyższą formę kanonizacji.

– Jeżeli mówimy, że w Marii urzeczywistniło się to, co czeka każdą i każdego z nas – to trudno z tym polemizować. Tylko nie może to być dogmat, ogłaszany bez podstawy w Piśmie Świętym jednostronnie przez Kościół rzymski z pominięciem innych Kościołów lokalnych. Kościoły ewangelickie, wszystkie bez wyjątku, odrzucają dogmat o Niepokalanym Poczęciu i o Wniebowzięciu NMP, co nie znaczy zupełnie, że odrzucają pewne treści, jakie są w tych definicjach dogmatycznych zawarte. O tym można dyskutować i się dyskutuje na różnych płaszczyznach dialogu ekumenicznego.

KAI: Czy Luter mógłby podpisać się pod tym, co i jak o Maryi napisano w konstytucji Soboru Watykańskiego II?

– Nie wiem, co by zrobił Luter. On nie żyje i nie jesteśmy od tego, aby uprawiać teologiczny okultyzm czy Luter by powiedział to czy tamto czy by się w grobie przekręcił raz czy 1517 czy 95 razy. Znamy jego pisma i chyba potrafimy je krytycznie czytać, podobnie i księgi symboliczne Kościoła, wśród których są też dzieła reformatora. Trzeba czytać, reflektować, dyskutować i spierać się – to dobre, ewangelickie cnoty. Tożsamość luterańska czy szerzej ewangelicka nie zaczyna i nie kończy się na Lutrze, a jest żywym fenomenem, współkształtowanym na różnych poziomach przez teologię Lutra i innych reformatorów, późniejszą teologię luterańską z jej wzlotami i upadkami, ruch ekumeniczny i lokalne doświadczenia. Szczególnie istotny jest tutaj rozwój teologii ewangelickiej we wspomnianym kontekście ekumenicznym. Poza tym, nieprzypadkowo Sobór Watykański II nie postanowił poświęcić Marii osobnej konstytucji, tylko wpisał ją w wydarzenie Kościoła, który realizuje się w charyzmacie ekumenicznym.

KAI: Czy po stronie ewangelickiej dostrzega się, że katolicka mariologia jest dużo bardziej biblijna?

– To widać, zwłaszcza w dokumentach dialogu ekumenicznego. Mam w pamięci „Communio sanctorum” – wspólny dokument niemieckiego episkopatu rzymskokatolickiego i Zjednoczonego Kościoła Ewangelicko-Luterańskiego, w którym temat mariologiczny, włącznie z dogmatem o Wniebowzięciu i Niepokalanym Poczęciu, jest poruszany. Ciekawe są też wspólnoty ekumeniczne – Taize, Dombes czy Chemin Neuf, gdzie szuka się wspólnych wyrazów maryjnej pobożności i wrażliwości. W refleksji ekumenicznej na pewno jest obecny temat Marii, mógłby pewnie być bardziej, ale musimy sobie też zdać z tego sprawę, że najbardziej zajmującymi i kontrowersyjnymi tematami ekumenicznymi w oficjalnym dialogu nigdy nie była Maria czy kult świętych, tylko kwestie związane z nauką o usprawiedliwieniu, czy teraz zwłaszcza kwestia rozumienia urzędu. Kto wie, czy właśnie w tej perspektywie mariologia nie posiada jakiegoś inspirującego potencjału.

KAI: Ze wspólnym śpiewaniem „Magnificat” by nie było problemu?

– To tekst biblijny, więc nie ma żadnych przeszkód. Magnificat jest obecny w introitach czy liturgii ewangelickich nieszporów.

KAI: Czy katolik i ewangelik dzisiaj mogliby razem zmówić „Ave Maria” przed maryjną ikoną?

– Tę biblijną część tej modlitwy z pewnością tak.

KAI: A co z dodatkiem „Święta Mario…”?

– Myślę, że nie ma co na siłę katolicyzować ewangelików i protestantyzować katolików. W Polsce tak chętnie mówi się o tzw. protestantyzacji liturgii katolickiej, wręcz używa się tego pojęcia jako terminu technicznego dla opisywania niechlujstwa liturgicznego. Mając na uwadze liturgię mojego Kościoła nie widzę tego fenomenu. Bardziej martwi mnie, ale to mój bardzo osobisty pogląd, katolicyzacja luterańskiej liturgii wg novus ordo. Wracając do meritum: mamy różne wrażliwości, swoją historię, tradycje, które w pewnych momentach mogą się przecinać, uzupełniać, korygować, otwierać na nowe horyzonty, ale nie powinno się na siłę przeszczepiać elementów, które nie są kluczowe i otwierają przestrzeń do nieporozumień. Jesteśmy inni, różnorodni, inaczej rozumiemy jedność i Kościół, inaczej patrzymy również na osobę Marii, co nie znaczy, że nie powinniśmy się uczyć od siebie. Co do modlitwy z pewnością możliwa jest modlitwa prosząca Boga, aby uczył nas poprzez posłuszeństwo Swojej służebnicy Marii, miłości do siebie i innych. W Polsce mamy dodatkowo obciążenie nacjonalistyczne Marii jako Królowej Polski, której zawierza się to czy tamto. Zaryzykowałbym stwierdzenie, że ewangelicy z tego maryjno-patriotycznego pociągu, jadącego niekiedy z imponującą szybkością, chcą wysiąść natychmiast. To nie ta trasa, nie ta Maria, którą znamy.

***

dr Dariusz Bruncz - redaktor naczelny ekumenizm.pl, publicysta Wirtualnej Polski, nauczyciel akademicki na Politechnice Warszawskiej. Autor rozprawy doktorskiej „Tożsamość duchowa Europy w pismach Josepha Ratzingera/Benedykta XVI”.

«« | « | 1 | » | »»

aktualna ocena |   |
głosujących |   |
Pobieranie.. Ocena | bardzo słabe | słabe | średnie | dobre | super |

Reklama