Choć chrześcijan w Iraku stale ubywa, to jednak są też i tacy, którzy decydują się pójść pod prąd i pomimo wciąż niełatwej sytuacji powracają do ojczyzny. Promowaniem takiej właśnie postawy zajmuje się organizacja pozarządowa o nazwie Powrót. W swej działalności inspiruje się doświadczeniem ormiańskich chrześcijan, którzy powrócili z diaspory do Armenii. Jej hasłem są słowa: „Naszedł czas, aby powrócić”.
Założycielem organizacji Powrót jest chaldejczyk Dilan, który wyemigrował wraz z rodziną, gdy był jeszcze niemowlęciem. Wychował się we Francji, a po zakończeniu studiów prawniczych postanowił powrócić do swej dawnej ojczyzny. Jego zdaniem bardzo ważne jest ukazanie powrotu do Iraku w pozytywnym świetle. Niektórzy bowiem wstydzą się wrócić, boją się, że zostanie to odebrane jako przyznanie się do porażki, którą ponieśli na emigracji.
Promowaniem powrotu chrześcijan do Iraku zajmuje się również czterdziestokilkuletni Nicholas, który sam urodził się w Australii. W domu wychowywał się w kulturze asyryjskiej. Po przyjeździe nie miał więc trudności z asymilacją w nowym środowisku. Jego najważniejszym problemem jest natomiast uzyskanie irackiego obywatelstwa.
Organizacja pomogła w powrocie 50 Irakijczykom. Łączy ich chęć życia na ziemi przodków. Nie wszystko jest różowe, ale to jest nasz dom – podkreśla Dilan w rozmowie z dziennikiem La Croix.
Większość repatriantów osiedla się w północnym Iraku. Miasta i wioski Równiny Niniwy były niegdyś zamieszkiwane przede wszystkim przez chrześcijan. Wraz z nastaniem Państwa Islamskiego musieli opuścić ten region. Tylko 45 proc. pierwotnej społeczności chrześcijańskiej powróciło na te terytoria. Do tego grona należy Vana, która w 2014 r. wyjechała do Kanady. „Spędziliśmy tam sześć wspaniałych lat, ale zdecydowaliśmy się wrócić do Iraku, aby odnaleźć naszych krewnych i wesprzeć lokalną społeczność” – opowiada iracka chrześcijanka. Dziś zapewnia, że nie żałuje decyzji o powrocie. Dzieci uczęszczają do katolickiej szkoły, a ona sama prowadzi organizację pomocową wspieraną przez chaldejski Kościół.
Powracający do Iraku chrześcijanie borykają się oczywiście z wieloma problemami. Najważniejszym jest znalezienie pracy i mieszkania. Niektórzy muszą się też douczyć lokalnych języków, poczynając od arabskiego. Sam aramejski już nie wystarczy – przyznaje Dilan.
Rosną m.in ograniczenia w zakresie deklaracji chrześcijańskiego światopoglądu w życiu publicznym.
"Zabili ich na różne sposoby. Są wszystkie dowody na to, jak ich torturowali."