Jezus Chrystus jest Panem

Ferdinand Krenzer

publikacja 07.06.2005 17:42

Z analizy problemu Chrystusa wynika z całą pewnością przynajmniej to, że Jezus żył, że istnieje, że nie można po prostu zaprzeczyć Jego istnieniu i że nikt nie może obojętnie przejść obok Niego.

  • Czy życie ma sens? :.

  • W poszukiwaniu Boga :.

  • Religia i ateizm :.

  • Jezus Chrystus jest Panem :.

  • Wiara jako spotkanie z Bogiem :.

  • Wielkość i nędza człowieka :.


  • Pytanie zasadnicze


    Od dawien dawna Jezus Chrystus był postacią dyskusyjną i jest nią do dziś. Bywa kwestionowane jego istnienie. On jest jednak godny tego, by się Nim zająć. ,,Kimże jest ów Jezus Chrystus, który miesza się do wszystkiego [...] i który ustawicznie domaga się, by być pierwszym w naszym życiu?” (Rilke). - To właśnie stanowi zasadnicze pytanie dla każdego, kto chciałby dojść do wiary albo kto chciałby w tym zakresie podjąć osobistą decyzję i w ten sposób stać się dojrzałym. Człowiek niezdecydowany jest odrażający, ponieważ w żadnym przypadku nie ukrzyżowałby Jezusa, gdyby Ten dziś żył, ale zaprosiłby Go do stołu, wysłuchał wszystkiego, co On ma mu do powiedzenia, aby się potem pośmiać z Niego (Carlyle). Jezus jest albo niczym, nie ma nic do powiedzenia i nic nie znaczy, albo też jest odkrywcą tajemnic Bożych, „Słowem Bożym” danym jako odpowiedź na wszystkie pytania człowieka, samym ,,Bogiem z Boga”, Uświęcicielem i Odnowicielem, Miarodajnym Sędzią, który rozstrzygnie, kto ocaleje, a kto zginie, kamieniem węgielnym, na którym wszystko się opiera; jest owym zdradzonym, który znowu przyjdzie ku przerażeniu tych, co mniemali, iż Go zabili, i chcieli Go przeoczyć, zapomnieć. Jest Tym, któremu się wierzy, który jest „drogą, i prawdą, i życiem”.(J 14,6) dla wszystkich chcących Go szukać, zobaczyć. Słuchających Jego słów, idących za Nim, dokądkolwiek by On nie poszedł, zabierze z sobą i doprowadzi do swego Królestwa, do Boga, a tym samym do osiągnięcia celu ich życia. Problem Jezusa w żadnym wypadku nie jest bez znaczenia, przeciwnie - Jezus Chrystus jest wprawdzie w najwyższym stopniu problematyczny, równocześnie jednak wymaga i może także dać odpowiedź. Przedwczesne omijanie i bronienie się przed Jego osobą, jak i niechęć do uznania Jego roszczeń, wszystko to jest nieuczciwe i zamyka wszelki dostęp do wiary lub też utrudnia każdy postęp w dalszym jej poznaniu.

    Więcej na następnej stronie

    KIM BYŁ JEZUS CHRYSTUS?


    Czy Jezus w ogóle istniał?


    Jakiegoż to trudu nie zadawano już sobie, aby wygasić, zatrzeć owo roszczenie Jezusa i w ten sposób mieć z Nim spokój. Zaprzeczono Jego istnieniu, zdegradowano Go do zwyczajnego człowieka, Ewangelię uznano za bajkę i wyszydzono ją. Albo też uczyniono z Niego mit, wyrosły ze świadomości ludzi, fanatycznie w Niego wierzących zwolenników, którzy posłużyli się gotowymi już pojęciami religijnymi t terenu Azji Mniejszej. Całkowicie powątpiewano w możliwość dowiedzenia się o Nim czegokolwiek rzeczywistego i konkretnego, wreszcie - zadowalano się tym, że wiarę w Niego uznano za osobistą pobożność indywidualnego człowieka, który czyta Pismo święte i (wbrew wszelkiej naukowości) spotyka Go w nim. Albo też uznano za rzecz obojętną, czy na temat samego Chrystusa można powiedzieć coś historycznie pewnego. Wyrażano przekonanie: wystarczy jedynie tak zinterpretować Nowy Testament współczesnemu człowiekowi, aby doszedł do samozrozumienia własnej egzystencji.

    Tymczasem poza wszelką dyskusją pozostaje fakt, iż krytyczne, staranne i żmudne badania nad Jezusem przeprowadzone w ostatnim stuleciu pozwoliły sformułować wiele cennych stwierdzeń dotyczących Chrystusa i Jego czasów, jak również genezy i rozumienia wypowiedzi dotyczących Jego osoby, Jego nauki i Jego dzieła.

    Z analizy problemu Chrystusa wynika z całą pewnością przynajmniej to, że Jezus żył, że istnieje, że nie można po prostu zaprzeczyć Jego istnieniu i że nikt nie może obojętnie przejść obok Niego. Istnienie Jezusa z Nazaretu to dziś bezsprzeczny pewnik. Jeżeli w ogóle ktokolwiek żył w dawnych czasach, to właśnie Jezus. Niczyjej biografii nie przebadano tak gruntownie jak właśnie tę. W każdej niemal książce dotykającej w sposób obiektywny problemu Jezusa można wyczytać, że zarówno pisarze pogańscy (Pliniusz, Tacyt, Swetoniusz), jak i żydowscy (Józef Flawiusz, Talmud) wspominają przynajmniej o fakcie Jego istnienia, podając nieraz bliższe nawet szczegóły historyczne, jakkolwiek zdarzenia, które miały miejsce na dalekich peryferiach olbrzymiego imperium rzymskiego, nie były akurat aż tak bardzo godne wzmianki dla ówczesnego historyka. Że Jezus żył, nikt już dziś nie wątpi, chyba ktoś zainteresowany tym, aby go wymazać z dziejów.

    Więcej na następnej stronie

    Domysły na temat Jezusa


    O wiele bardziej jednak niepokoi pytanie, kim jest właściwie Jezus i co znaczy On dla ludzi, a zatem i dla mnie. Tu rozpoczynają się najdziwniejsze i najbardziej różnorodne domysły wokół Jego osoby. W wyniku szamotania się w tę i tamtą stronę powstało mnóstwo nieporozumień, dopiero więc po krytycznym rozprawieniu się z nimi zarysowuje się powoli nieco wyraźniejszy kształt tej tak charakterystycznej postaci; Jezus nabiera konturów, poszczególne ujęcia Jego osoby łączą się w całościowy obraz. Z dość mglistego, wątpliwego, problematycznego i niepewnego Jezusa z Nazaretu wyrasta dzięki wyjaśnieniom prowadzącym od niewiary do wiary cały Jezus Chrystus, któremu można uwierzyć, ponieważ On sam sprawia, że wierzymy. Wokół Jezusa powstają następujące kwestie: ,,Co to jest?” (Mk 1,27); „Kim właściwie On jest [...]?” (Mk 4,41); „Jeszcze nigdy nie widzieliśmy czegoś podobnego" (Mk 2,12); „Odszedł od zmysłów” (Mk 3,21).

    Podnosi się wątpliwości wokół osoby Jezusa. W ten sposób przykłada się do korzenia chrześcijaństwa siekierę i próbuje się razem ze zniszczeniem Chrystusa zburzyć także wiarę chrześcijańską, a przynajmniej pozbawić ją wszelkiego znaczenia. On jest wszakże wart tych wątpliwości, gdyż tu oczekuje człowiek ostatecznej informacji i odpowiedzi. Jezus sam prowokuje do powątpiewań, stawia pytania i czyni wiarę możliwą jedynie w wyniku stawiania pytań. - „Skąd Ty jesteś?” (J 19,9); „Czego chcesz od nas [...]?” (Mk 1,24; 5,7) pytają ludzie. Także Jezus pyta: „A wy za kogo mnie uważacie?” (Mk 8,29); „Kogo szukacie?” (J 18,4).

    Jezus jest „wieloznaczny” - na początku poprzestaje na aluzjach, pozostawia człowiekowi wolną wolę, aby ten opowiedział się za albo przeciwko Niemu (Mt 12,30). Jezus burzy wszystkie pojęcia i schematy. Również od dawna ustalone tytuły na określenie oczekiwanego wybawcy po prostu nie pasują, trzeba je poszerzyć i uzupełnić. On zawsze pozostawia możliwość bardziej wnikliwego i głębszego poznania Jego istoty (por. J 16,13) dołączając tu wyjaśnienie roli Ducha Świętego. W ten sposób z bezradności kiełkuje nadzieja, mała wiara, która jest marna, a mimo to może się rozwinąć.

    Jezusa niełatwo ująć, niełatwo zatrzymać (J 20,17), On pojawia się stopniowo, wciąż jednak wymyka się spojrzeniom, rękom i umysłom tych, którzy chcieliby Go pojąć. Scena wniebowstąpienia jest sceną ilustrującą stosunek człowieka do Jezusa. Dopiero był tu. Gdzież jest teraz? Jest albo Go nie ma? Dokąd idzie, skąd przychodzi? Jest tu czy jest tam? (Mk 13,21). A może jest „obietnicą, o której nikt nie wie, kto ją spełni?” (Koster).

    Więcej na następnej stronie

    Pomieszanie, bezduszność oto znamiona tych różnorodnych domysłów wokół Jezusa, które nie są trafne nigdy albo bardzo rzadko.

    Skoro już współcześni Jezusa rozumieli Go zupełnie źle, o ileż bardziej może się to przytrafić następnym pokoleniom. Niemniej jednak chodzi tu właściwie wciąż o te same domysły, które się wysuwa i które częściowo przedstawiają wprawdzie Jezusa we właściwym świetle, całościowo jednak rzecz ujmując pokazują Go zupełnie fałszywie. Jezus - człowiek odpowiadający gustom swoich współczesnych. Jezus -wykonawca wszystkich marzeń i życzeń. Jezus - ziemski mesjasz, rewolucjonista, największy czarownik, który jednym gestem doprowadza do porządku wszelki nieład. Jezus - zniekształcony obraz, karykatura ludzkiego niedostatku i niewystarczalności, projekcja naszej własnej, nieudanej egzystencji.

    Istnieje mnóstwo „fałszywych Chrystusów” (Mk 13,22). Kim jest Jezus ujmowany od strony cielesnej? Jak rzeczywiście żył? Co, najdokładniej biorąc, powiedział On sam? Jak dojść dziś do Niego? Gdzie występuje On sam? Co właściwie nam, ludziom dzisiejszym, ma jeszcze do powiedzenia? Te pytania pozostają nadal aktualne. Zasadnicze pytanie dotyczące Jezusa, Tego nieznanego, który przyszedł incognito, pozostaje po dziś dzień bez odpowiedzi - tak się przynajmniej zdaje.

    Ewangelie jako świadectwo wiary dotyczące Jezusa Chrystusa


    Chyba że w sposób gruntowny przebadamy wszystkie domysły i opinie, że cofniemy się aż do tych relacji, które pochodzą bezpośrednio od Niego, które ostatecznie odnoszą się do Niego, o Nim mówią i które dostarczają godnych uwagi wypowiedzi oraz wskazań. Kto chciałby dokładniej wiedzieć, kim jest Jezus i czego chce od ludzi, ten ma jedną jedyną możliwość - mianowicie sięgnąć do Ewangelii. Tylko tu znajdzie się o Nim bliższe dane. Ewangelie sięgają aż do pierwszych bezpośrednich świadków życia Jezusa Chrystusa i opierają się na Nim samym. Zgodnie z gruntowną krytyką biblijną pochodzą one z pierwszego stulecia, są zatem prawdziwe. Ich tekst jest zasadniczo nieuszkodzony i można go dziś znaleźć w formie pierwotnej wraz z wszystkimi możliwymi pomniejszymi i mało znaczącymi wariantami, spotykanymi w każdym wydaniu krytycznym.

    Więcej na następnej stronie

    Jeżeli nawet Ewangelie nie są reportażami ani szczegółowymi historycznymi biografiami Jezusa, to jednak jako świadectwo wiary odzwierciedlają owo wydarzenie, jakim On jest, wszystko, ,,co z Jezusem z Nazaretu” (Łk 24,19) ma jakiś związek, co wywołało wiarę u pierwszych, a teraz ze względu na ich wiarogodność domaga się wiary od wszystkich następnych. W ten więc sposób, dzięki świadectwu wiary, jakim są Ewangelie, może powstać przekonanie w dziedzinie wiary. Ewangelie są wiarogodne.

    W tej chwili powstaje więc nie tylko pytanie, co „napisano” w tekście, ale i co właściwie przezeń „zostało wyrażone”. Stanowi to trudny problem i uciążliwe zadanie przekładu, wykładu i zastosowania Ewangelii. To, co zostało wyrażone językiem, który dziś stał się całkowicie obcy, co oddano w obrazach trudnych z czasem do odczytania, trzeba zinterpretować, uczynić zrozumiałym i możliwym do zrealizowania. Pociecha płynąca z Ewangelii stała się raz na zawsze faktem dokonanym; przechodzi ona jednak poprzez ducha i usta ludzi trafiając każdorazowo do uszu oraz do serc innych ludzi. Tu napotykamy oddzielającą przestrzeń, którą trzeba pokonać.

    Tak więc nie tylko autorzy Ewangelii, ale również wszyscy następni jej głosiciele mają trudności, aby w ich słowie, w ich piśmie, w ich relacji rzeczywiście widoczny był Jezus i aby został poprawnie przyjęty.

    Już bardzo wcześnie zaczęto powątpiewać w rzeczywistą identyczność „Jezusa historycznego” i „Jezusa wiary”, uważano, że musiały tu mieć miejsce jakieś dodatki albo zmiany, że Ewangelie nie zawierają prawdziwej historii, lecz są opowiadaniem pięknych historyjek. Dzieje badań nad życiem Jezusa (Schweizer) dowodzą, że chybiona jest zarówno próba całkowitego i „historycznego” dotarcia do samego Jezusa, jak i chęć widzenia w Ewangeliach czegoś w rodzaju powieści o Nim albo też dopasowania postaci Jezusa do ówczesnych gustów. Ostatecznie krytyczny czytelnik i słuchacz napotka tu jak najbardziej wiarogodne przedstawienie Jezusa widzianego oczyma wierzących, które utrwalono po to, aby także inni mogli uwierzyć (J 20,31). Ewangelie wzywają do takiej samej wiary, na jaką zdobyli się ludzie, którzy spotkali historycznego Jezusa. Wszystkim następnym wiara jest proponowana w taki sam sposób. Zwraca się im uwagę na Jezusa. Przekazywanie wiary, którą mieli pierwsi świadkowie, dokonuje się w sposób staranny, nacechowany prawdomównością, w odniesieniu zaś do źródła odpowiedzialnością i nie zwodzi niczym, co byłoby wyrazem samowoli i uporu.

    Więcej na następnej stronie

    Tradycja nie jest „zdradą”, nie jest też ekstradycją, ale stanowi niesfałszowany przekaz. Niech by nawet ówczesna gmina wiernych wprowadziła swoje punkty widzenia i swoje problemy, niech by je wyjaśniła w szczerych dyskusjach, i załóżmy, że wszystko to znalazło odbicie w tekście - ostatecznie wszystko obraca się zawsze wokół Jezusa: tego samego „wczoraj, dziś i na wieki” (Hbr 13,8). On będzie przepowiadany „aż po krańce ziemi, przez wszystkie dni, aż do skończenia świata” (Dz l ,8; Mt 28,20), wszędzie i w każdym czasie. Ewangelia jest wiadomością dla każdego człowieka.

    Niezwykłość Jezusa


    Jezusa, jakiego znamy z Ewangelii, nie sposób wymyślić. Gdybyśmy nawet uznali Apostołów za powieściopisarzy, wówczas należałoby przypuszczać, iż z całą pewnością wymyśliliby sobie coś bardziej interesującego, bardziej sensacyjnego, aniżeli akurat owego niepozornego, nieznanego Żyda, syna cieśli, kogoś, kto wystąpił z nieprawdopodobnie wielkim żądaniem i nie obiecując żadnych korzyści materialnych postawił cały szereg wymagań odnośnie do ukształtowania ludzkiego życia, zarówno osobistego, jak i społecznego. Kogoś, kogo prawie wszyscy źle zrozumieli albo odrzucili i kto wreszcie jako bluźnierca oraz zdrajca stanu zawisł na krzyżu jak pospolity zbrodniarz. Również relacji o Jego zmartwychwstaniu nie można wyjaśnić świadomością Jego zwolenników, gdyż eksplozja wiary i zaufania do Niego po tak całkowitym zawodzie pozostaje bez uzasadnienia, o ile u jej podstaw nie leżałoby rzeczywiste zdarzenie, które następnie odtworzono i opisano ze zdumieniem i nie bez trudności (stąd warianty w tekście). Kto czyta Ewangelię bez uprzedzeń, ten wnet zauważy w każdym wierszu ową rzeczowość opisu, a porównując go z innymi, natychmiast będzie mógł stwierdzić przesadę i brak rzeczowości w opisach występujących w tzw. ewangeliach apokryficznych (nieprawdziwych, zmyślonych). Nawet miejsca złączeń, powstałe w wyniku kompozycji i redakcji całego przekazanego materiału w jedną Ewangelię, są wyraźnie dostrzegalne. One też dowodzą ciągłości i czystości przekazu tego wszystkiego, co rzeczywiście się zdarzyło.

    Jezusa, jakiego ukazuje Nowy Testament, przedstawia się z różnych pozycji i z różnych punktów widzenia. W najróżnorodniejszych zamiarach i dla różnych adresatów podkreśla się tę czy inną cechę Jego osoby. Aspekty są różne. Postać Chrystusa staje się obiektem spojrzeń ze wszystkich stron. Słowo to bywa każdorazowo słyszane inaczej, odnoszone do nowych sytuacji i dlatego też przyjmuje odmienne brzmienia, otrzymuje jakiś szczególny akcent. Jednakże w centrum stoi zawsze Ten sam, na którego nie można się napatrzeć do syta, o którym nigdy dosyć się nie usłyszy, którego nigdy nie pojmie się w pełni.

    Więcej na następnej stronie

    Jest Nim jeden i ten sam Jezus występujący w różnych Ewangeliach - tym wielorakim świadectwie wiary Nowego Testamentu. Ostatecznie wszystkie świadectwa mają na względzie Jego samego, sięgają do Niego, pochodzą od Niego. Poza literą spisanej Ewangelii kryje się żyjąca postać, której nie sposób wymyślić, właśnie ów Jezus z Nazaretu, problem, z którym trzeba się zmierzyć. Należy Go jednak nie tylko przeciwstawić wszelkim postaciom zmyślonym, fantastycznym, gdyż Jego nieporównywalność wyodrębnia Go i wynosi wysoko ponad wszystkich ludzi wszech czasów. On jest nie tylko jednym z „autorytatywnych ludzi” (Jaspers). On trwa choć oni mijają i przerasta ich wszystkich. Że dotyczy to możnych tego świata (w polityce, w wiedzy i w sztuce), staje się widoczne w momencie, kiedy odkryje się i zobaczy owe liczne cienie na ich blasku. Jakże nieporównywalnie wysoko ponad wszelkimi idolami znajduje się Jezus. Również zestawienie Go z wielkimi założycielami religii wypada wyraźnie na Jego korzyść. Faktem jest, że odróżnia się od nich nie tylko swą ludzką niewinnością. Ani Lao Tse i Konfucjusz, ani Zaratustra czy Budda, a już tym bardziej Mahomet nie osiągnęli - mimo całej swej genialności -owej niezwykłości i wyższości cechującej Jego życie. Nie dorównali Mu również w zakresie nieporównywalnych sformułowań Jego nauki, a już nigdy nie rościli sobie absolutnego prawa do przemawiania ostatecznie w imię Boga i do pozostawania w łączności z Bogiem na sposób przechodzący wszelkie ludzkie wyobrażenie. Przy tym wspomniane roszczenie Jezusa nie jest w żadnym wypadku aroganckie czy zarozumiałe. On jest po prostu inny niż wszyscy; nie umniejszając ich wielkości, On wyrasta z innego korzenia, żyje w innym wymiarze.

    Jego dystans w stosunku do narodu żydowskiego jest również wyraźny. Jakkolwiek Jezus bardzo akcentował swoje pochodzenie z narodu Abrahama, Mojżesza i Dawida, aczkolwiek wyznawcy judaizmu usiłują dziś ex post zaakceptować Go i adoptować jako „brata Jezusa” (Buber), pozostaje On jednak renegatem, bluźniercą, Tym, któremu nie wybacza się faktu przyłożenia ręki do Prawa, wypowiedzenia słów, jakie przystoją samemu jedynie Bogu, uzurpowania sobie miejsca, nie przeznaczonego nawet dla oczekiwanego Mesjasza. On jest Tym odrzuconym przez naród żydowski, który umiera „poza" (por. Hbr 13,13), który uchodzi, gdy się na Niego porywają, który przetrwa upadek miasta Jeruzalem, a swoje kroki skieruje gdzie indziej, aniżeli do początkowo wybranego narodu; patrzy szerzej i chce przemówić do wszystkich ludzi i wszystkich doprowadzić do zbawienia.

    Więcej na następnej stronie

    Jezus wychodzi korzystnie przy każdym porównaniu, On jest do ostatka oryginalny i wyjątkowy. W odniesieniu do Niego zawodzi każde pojęcie, nie sposób Go włożyć w ustalone ramy, Jego trzeba ostatecznie uznać takim, jaki jest.

    Kto zatem pragnie spotkać Jezusa, aby w ten sposób móc podjąć wspomnianą decyzję, ten nie ma innego wyboru, jak tylko sięgnąć po Nowy Testament. Niestety, często Nowy Testament staje się „Starym”, ponieważ odnosimy się do niego z niewłaściwą poufałością, jakoby wszystko było już dawno znane. Dla człowieka poszukującego jest niezmiernie ważne, aby Nowy Testament rzeczywiście odkryć znowu jako „nowy” i czytać jako „nowy” - bez uprzedzeń, wciąż i wciąż na nowo, wnikliwie i usilnie, z cierpliwością i z gotowością zastanowienia oraz przyjrzenia się Jezusowi, z gotowością wsłuchania się w Niego, uciszenia się wobec Niego, rozmawiania szeptem, przemedytowania Go, pozwolenia na stopniowe przenikanie do naszego wnętrza niezatartemu wrażeniu wywołanemu przez Tę postać, która staje się coraz bardziej wyraźna; z gotowością zadawania Mu pytań, dyskutowania i ścierania się z Nim, a więc po prostu z gotowością modlenia się, aby w ten sposób zasmakować może kiedyś w pełnej prawdzie i móc się wczuć w to Słowo, które pochodzi z ust Boga, i aby przeżyć moment decydującego spotkania z Jezusem w akcie wiary.

    Jezus Nowego Testamentu


    Spróbujemy teraz w oparciu o Nowy Testament naszkicować w ogólnych zarysach postać Tego niezwykłego człowieka, aczkolwiek niemożliwe jest wymienienie tu każdego szczegółu. Obraz Jezusa Chrystusa jest nieco odmienny w sercach poszczególnych ludzi, jest mniej lub więcej wyraźny, podobnie zresztą, jak i na przestrzeni stuleci mieliśmy najróżnorodniejsze ujęcia ikonograficzne postaci Jezusa. Każdy z tych obrazów uwydatnia jakiś szczególny aspekt, żaden z nich nie jest absolutnie wiernym Jego odbiciem. Wolno nam tu przywołać znany wiersz Novalisa i powiedzieć:

    Na tysiącu obrazach mogę Cię oglądać,
    mój Jezu, gdzie jesteś wspaniale przedstawiony.
    Lecz żaden z nich nie potrafi Cię tak oddać,
    jak w mej duszy jesteś wyrażony.

    Więcej na następnej stronie

    Cóż zatem dzieje się z owym Jezusem z Nazaretu? Stoimy wobec pytania: ,,A wy za kogo mnie uważacie?” (Mt 16,15). Przepychamy się, by być bliżej Niego, wspinamy się. „Chcemy ujrzeć Jezusa” (J 12,21). To bardzo interesujące zobaczyć Jezusa na tle Jego czasów i Jego narodu, odkryć duchową i ziemską ojczyznę, z której wywodzi się „według ciała”, a przez to i pokazać, jak spełniają się w Nim oczekiwania wieków. W taki sposób ujawnia się najpierw zwyczajne, niczym nie wyróżniające się i pozornie podobne do innych życie Jezusa z Nazaretu, którego uważa się za syna cieśli, którego krewni są powszechnie znani, który jednak w pewnym momencie zaczyna iść własnymi drogami i stawia niebywałe, przerażające wprost wymagania.

    a) Jezus z Nazaretu

    Niektóre cechy Jego ludzkiej postaci są dla czytelników Nowego Testamentu jasne, równocześnie jednak pozostają niejasne, niezrozumiałe, niewytłumaczalne. On jest ,,we wszystkim na nasze podobieństwo, z wyjątkiem grzechu” (Hbr 2,17; 4, 15).

    We wszystkim podobny: zgodnie z wymową wszystkich świadectw jest On prawdziwym człowiekiem, i to jakim. Bezcelowe byłoby zastanawianie się nad Jego rzeczywistym cielesnym wyglądem. Ewangelie podają w tym względzie zaledwie ogólne wskazania. Nie mamy Jego autentycznego obrazu, niemniej jednak jest pewne, że fizycznie musiał być zdrowy, a jako człowiek musiał wywierać duże wrażenie. Również Jego psychiczne zdrowie pozostaje poza wszelką wątpliwością. Jego bystry umysł ujawnił się zarówno w umiejętności rozprawienia się z przeciwnikami, jak i w fakcie powszechnego właściwego rozumienia Jego mów i przypowieści. Nieugięta wola, która nie ma jednak nic wspólnego z uporem i z brakiem wrażliwości, dowodzi stanowczości oraz stałości Jego charakteru oraz niezwykłej osobowości. Do tego dochodzi głębia i bogactwo uczuć, szeroko otwarte serce, skierowane na wszystko, co dotyczy człowieka i świata. Żywym tego dowodem są opisy Jego spotkań z ludźmi oraz Jego przypowieści. Nie ma w Nim nic z fantasty czy z obłąkańca, za jakiego chciałoby się Go najchętniej uznać. Odznacza się On wielką wrażliwością na ludzką radość i na ludzkie cierpienie - cieszy się z wesołymi i smuci się ze smutnymi. Zna wartość ludzkiej przyjaźni, jak i ból nienawistnego odrzucenia, którego nie zamierza odwzajemniać. Pozostajemy pod szczególnym wrażeniem, gdy od tej strony obserwujemy Jego wolne od wszelkich uprzedzeń spotkania z poszczególnymi ludźmi, zwłaszcza zaś z kobietami. Równocześnie jest także zwrócony ku naturze i kulturze, czyli ogólnie biorąc - w stronę świata.

    Więcej na następnej stronie

    Jeśli nawet jest błędem nazywać Go reformatorem społecznym czy apostołem humanitaryzmu, to jednak w żadnym wypadku nie można nie słyszeć płynącej z Jego ust afirmacji wszelkich wartości ziemskich. - A właśnie, niepowtarzalny jest przecież Jego stosunek do ludzkiej winy. I jakkolwiek niezwykle mocno odczuwa okropność grzechu, chociażby nawet ukrytego w najgłębszych tajnikach serca, to jednak Jego wyrozumienie i przebaczenie skierowane do grzeszników są niemniej wielkie. Nie ma nikogo innego na ziemi, kto jak On może człowieka uwolnić i dać mu znów szansę. Ostatni i zapomniani, indywidua z marginesu, są Mu najbliżsi. On „przyszedł szukać i zbawić to, co zginęło” (Łk 19,10).

    Z wyjątkiem grzechu: przy tym wszystkim w Nim samym nie ma nawet śladu grzechu. Obce jest Mu poczucie winy, obce nawracania się. Ani Jego przyjaciele, ani też wrogowie nie mogą Mu dowieść grzechu (J 8,46). To prawie nie do wiary. Po ludzku biorąc nie spotyka się tego nigdzie.

    A zatem jest jednak kimś wyjątkowym, niezwykłym. Staje się to tym bardziej widoczne, im dokładniej ktoś bierze pod lupę Jego naukę. W swej prostocie i pochodzeniu jest ona nieporównywalna - nawet według opinii przeciwników chrześcijaństwa stoi samotna pośrodku wszelkich innych doktryn religijnych całego świata. Gdy idzie o Jego wiedzę, On przewyższa wszystkich i stanowi fenomen niewytłumaczalny, gdyż ani Jego pochodzenie, ani też proces wychowania i wykształcenia nie uzasadniają jej. Mimo wielkiego pokrewieństwa ze starotestamentowym sposobem myślenia i umysłowymi prądami czasów Jezusa (choćby sekta z Qumran nad Morzem Martwym), Jego nauka jest niezwykła, przerasta wszystko, co było znane. Naucza „jak ten, który ma władzę” (Mt 7,29). I „nikt nie przemawiał tak, jak ten człowiek przemawia” (J 7,46) - że wszyscy Go rozumieją, że zarówno pobożny prosty człowiek, jak i poszukujący filozof każdej epoki znajdują tu aż nadto materiału, by móc z niego czerpać. Cud intelektualny. Przyjrzeć się jednak dokładniej Jego życiu, a od razu czuje się w Nim ową przezwyciężającą moc i nieporównywalność. Tu spotykamy kogoś, kto najdokładniej żyje tym, czego naucza. Cud moralny. Kładzie nacisk nie tylko na wewnętrzne zachowanie przykazań, ale sam jest także ucieleśnieniem udzielanych wskazówek, wszakże bez popadania w przesadną, formalną pobożność i ciasnotę serca, przeciwnie, On pozostawia miejsce na sumienie oraz na osobistą decyzję. U Niego nauka i życie stanowią tak daleko idącą jedność, iż nikogo nie mogło zdziwić, że ,,z przepowiadającego stał się przepowiadany”. On jest identyczny z Tym, kogo przepowiada.

    Więcej na następnej stronie

    Aczkolwiek mocno trzeba wiązać Jezusa z pełnym i nieuszczuplo-nym człowieczeństwem, to jednak na tym nie wyczerpuje się relacji na Jego temat. Kto chce bezstronnie ocenić całą ich głębię, natknie się na niejedno, co go wprawi w zdumienie, oszołomi, wzbudzi lęk i spowoduje jego wyjście poza krąg własnego „ja” (por. Mk 6,51). Taka była zapewne pierwsza reakcja ludzi stających naprzeciw Jezusa, co znajduje odbicie chociażby w Ewangelii Marka. Czegoś podobnego jeszcze nigdy nie widziano i nie słyszano (por. Mk 2,12). Jezus jest nie „tylko człowiekiem”, ale jeszcze kimś więcej. W rzeczywiście żyjącym człowieku Jezusie, który jest jednym z nas, widoczne się staje coś głębszego, innego, większego, co staje się dla nas uchwytne dzięki Jego ludzkiej postaci.

    b) Bóg w Jezusie Chrystusie

    Ów Jezus rozsądza ostatecznie wszelkie kategorie myślowe. Nie pasuje do gotowego konceptu, nie sposób wtłoczyć Go w ustalone pojęcia czy gotowe schematy. Tu musi być „coś więcej niż” tylko człowiek (Mt 12,41 n). W tym przypadku pojawia się niezwykłe roszczenie, które rejestrują natychmiast także Jemu współcześni, reagując nań akceptacją lub negacją. Tu twierdzi ktoś o sobie, że jest decydującym i ostatecznym wybawcą, to znaczy: głosicielem ostatecznej woli Boga, a równocześnie tym, kto zaspokoi najgłębsze marzenia ludzkie, twierdzi też, że pozostaje w niepowtarzalnej, tajemniczej, nadzwyczajnej i szczególnej relacji z Bogiem, co dzieje się w sposób przewyższający wszelkie wyobrażenie, że stanowi z Nim pewnego rodzaju identyczność. Jezus postępuje tak, jakby z Nim i w Nim sam Bóg zaczynał być obecny inaczej niż dotąd, zaczynał przemawiać i działać -teraz już po raz ostatni i w sposób niedościgły.

    Za roszczeniem tym stoi cała osoba Jezusa. Tego jeszcze dotychczas nie było, i od tamtego czasu pozostaje to czymś niesłychanym, niepowtarzalnym. Poza Chrystusem nikt na przestrzeni dziejów ludzkości tak nie wystąpił i nie przemawiał. Nigdy również żaden człowiek nie wystąpił z tak wielkim roszczeniem zachowując równocześnie tak daleko posunięte skromność i naturalność. To jest szokujące, to wstrząsa i domaga się stosownej odpowiedzi oraz należytej konsekwencji od każdego, kto staje naprzeciw takiego człowieka.

    Roszczenia Jezusa


    Jakkolwiek nie łatwo odnaleźć w Ewangeliach słowa Jezusa, które zachowałyby tę samą formę, w jakiej wyszły z Jego ust, nie bez racji wolno nam jednak przyjąć, że również poszerzone, pogłębione, przedłużone i odniesione do czegoś wypowiedzi Jezusa zostały Mu nie tylko włożone w usta, ale że odpowiadają one Jego intencji i są dobrze zrozumianymi, dokładnie wypowiedzianymi oraz poprawnie zinterpretowanymi słowami historycznego Jezusa. „Wszystko, co rzeczywiście Jezus powiedział” (Schwarz), powiedział tak, aby było zrozumiane, przekazane dalej, a później także lepiej przyjęte.

    Więcej na następnej stronie

    Jego słowo ,,nie przemija” (Mk 13,31), ma wartość zawsze. Pierwsi świadkowie patrzyli Jezusowi na usta i ręce, odczytywali z Jego oczu każdy gest skierowany w przyszłość, stąd wolno im było każde najskrytsze poruszenie Jego serca rozumieć jako impuls do własnego myślenia, do dalszych refleksji oraz rozważań, do odpowiedniego działania.

    To, co nie może stanowić pochodnej od współczesnego Mu świata idei, żydowskiego czy też innego, co nie wynika również z zapatrywań Kościoła pierwotnego, co nie jest identyczne ani z pierwszym, ani z drugim, a zatem pozostaje niewytłumaczalne, to właśnie - tak powiadają bibliści - jest autentycznym słowem Jezusa, w tym brzmi Jego własny głos. Ale również to, co pozostaje w jakimś związku z tą czy z inną wypowiedzią Jemu współczesną albo też późniejszą, może mimo tej całej zależności być najczystszą, wyjaśniającą, rozwijającą i spełniającą się mową Jezusa. Sposoby mówienia, jakimi się wówczas posługiwano, są przede wszystkim używane z pewną rezerwą, korygowane, oczyszczane z błędnych rozumień, wtedy, gdy On je stosuje. Istnieje pewien zasób słów Jezusa, bez wątpienia pochodzących od Niego i stanowiących właściwy pradokument, który wyszedł z Jego ust. Dochodzi tu jeszcze szereg nie stosowanych zwykle powiedzeń i takichż porównań. W każdym razie sam Jezus mówił najwidoczniej niewiele i w sposób bardzo sugerujący, aluzyjny, nie dopowiadając do końca, pozostawiając swobodę. Jego słowa musiały być brzemienne i takimi pozostać, to znaczy: pełne wyrazu, łatwe do zapamiętania, łatwe zapewne także do zapomnienia, równocześnie jednak owocujące dalszymi myślami wywołanymi ich wspomnieniem. „Niebezpieczne, ale równocześnie wyswobadzające orędzie” (Metz). Aluzja i wyznanie zarazem. To, co Jezus mówi, uważane jest za „ostatnie słowo Boga”. Właśnie to wywołuje szok, wytrąca ludzi z równowagi, wprowadza ich w stan zmieszania, stawia zasadnicze pytanie, na które można odpowiedzieć jedynie odrzuceniem albo wiarą.

    „Czas się wypełnił i bliskie jest królestwo Boże. Nawracajcie się i wierzcie w Ewangelię. Pójdźcie za Mną” (Mk 1,15.17).

    To stanowi centrum i jądro Ewangelii. Wytrącające z równowagi wezwanie, przerażająca prowokacja Jezusa.

    Kto tak przemawia, ten wie, co mówi, również wówczas, gdy zdaje się „odchodzić od zmysłów” (Mk 3,21). Przemawia z niesłychaną samoświadomością - jako Syn, który zna Ojca, jako rzecznik Boga, który wie, kim jest Bóg oraz czego pragnie On od ludzi i dla ludzi: że Bóg jest obecny, będzie obecny i przyjdzie, aby zbawić wszystkich ludzi. Pełnia, nazwana panowaniem Boga, pojęta jako miłość do człowieka, jest tam, gdzie Jezus, blisko, uchwytna, pośrodku świata i historii, rzeczywista już tu i teraz - ale jeszcze nie całkowicie. Już rozpoczęta, ale jeszcze niezupełnie zrealizowana. Kto przemawia tak jak Jezus, ten jest kimś niezwykłym, niepowtarzalnym. Od czasu do czasu posługuje się pewnymi zwrotami, które są zrozumiałe jedynie przy założeniu, że pozostaje On w najbardziej zażyłym kontakcie z Bogiem, w całkowitej i ustawicznej zgodzie z Tym, kogo nazywa „Abba” (kochany Ojcze).

    Więcej na następnej stronie

    Wówczas stają się zrozumiałe bezpośrednie wypowiedzi samego Jezusa, Jego stwierdzenia i zapewnienia, które spotykamy w sformułowaniach Ewangelii, jak na przykład: „[...] odpuszczają ci się twoje grzechy” (Mk 2,5 i in.). „Nikt też nie zna Syna, tylko Ojciec, ani Ojca nikt nie zna, tylko Syn, i ten, komu Syn zechce objawić” (Mt 11,27).

    „Tak, Ja Nim jestem. Ale powiadam wam: Odtąd ujrzycie Syna Człowieczego, siedzącego po prawicy Wszechmocnego i nadchodzącego na obłokach niebieskich” (Mt 26,64 nn).

    „I nikt nie wstąpił do nieba oprócz Tego, który z nieba zstąpił - Syna Człowieczego” (J 3,13).

    „Albowiem to samo, co On czyni, podobnie i Syn czyni” (J 5,19). „Ojciec bowiem nie sądzi nikogo, lecz cały sąd przekazał Synowi, aby wszyscy oddawali cześć Synowi, tak jak oddają cześć Ojcu” (J 5,22-23). „Podobnie jak Ojciec ma życie w sobie, tak również dał Synowi, aby miał życie w sobie samym” (J 5,26).

    „Zaprawdę, zaprawdę powiadam wam: Zanim Abraham stał się, JA JESTEM” (J 8,58).

    „Ja i Ojciec jedno jesteśmy. [...] Ojciec jest we Mnie, a Ja w Ojcu” (J 10,30-38).

    „Kto Mnie zobaczył, zobaczył także i Ojca” (J 14,9). „A teraz Ty, Ojcze, otocz Mnie u siebie tą chwałą, którą miałem u Ciebie pierwej, zanim świat powstał” (J 17,5).

    Pełne roszczeń są przede wszystkim jednak te wypowiedzi, które zaczynają się od ,,Ja jestem” albo też proste odezwania się: „Jam jest”. - One to pretendują do miana Jahwe, i tak przecież zawartego w imieniu Jezus. „Jezus” znaczy bowiem: Jahwe pomaga i uświęca. Mówiący: „Ja jestem tym, który będzie”, ten, co „był i jest, i będzie”, ów „Bóg z nami”, w roszczeniu Jezusa uobecnia się dla nas. A gdy Jezus mówi, nie oznajmia tylko „słów Jahwe”, jak to czynili prorocy, ale przemawia we własnym imieniu: „Amen. Powiadam wam”. - „Ja zaś powiadam wam”.

    Więcej na następnej stronie

    Przykłada rękę do uświęconego prawa Bożego, nie znosi go, nadaje mu jednak głębszy wymiar. Tego nie ważył się uczynić nawet Mojżesz. Tu jest ktoś „więcej” aniżeli którykolwiek z dotychczasowych rzeczników Boga. Tu przemawia ktoś z Jego upoważnienia.

    Jezus uchyla się też od odpowiedzi na bezpośrednie pytanie, aby nie być źle zrozumianym. Odpowiada wówczas pytaniem: A wy co sądzicie? Albo też daje wskazówkę: przyjdźcie i zobaczcie. Opowiedzcie, coście widzieli i słyszeli. Udziela też napomnienia: błogosławiony, który się Mną nie zgorszy. Czemu jesteście bojaźliwi? Wy małej wiary. Czyż nie wiedzieliście? Jak długo jeszcze mam znosić waszą niewiarę? On nie zmusza jednak nikogo. Wymaga dobrowolnej decyzji, gdy idzie o odkrycie i zobaczenie w Nim owego niezwykłego.

    Posługuje się porównaniami. Ów tajemniczy i doniosły sposób przemawiania, który mimo to jest tak bliski życiu, a stąd zrozumiały dla ludzi, sprawia, że Jego roszczenie oraz Jego wyznanie stają się stopniowo coraz wyraźniejsze i jasne. On wie, co chce powiedzieć, i ma na myśli więcej, aniżeli początkowo pojmują słuchacze.

    Niezwykłe przyjście Boga do człowieka oraz człowieka do Boga Jezus oznajmia posługując się zrozumiałymi, realistycznymi przykładami. On sam jest w końcu porównaniem, wzorem i przykładem udzielającej się nam miłości Boga, On jest „samym panowaniem Boga” (Orygenes), które się zaczyna. I prowokuje ludzi, aby czynili tak samo, jak On.

    W tym wszystkim pośrednio zawarte jest roszczenie Jezusa, iż w Nim jest obecny sam Bóg . Tak też zrozumiało Go zapewne Jego bezpośrednie otoczenie. To był właściwy powód zarzutu: „Kim Ty siebie czynisz?” (J 8,53). To też stanowiło najgłębszą przyczynę Jego odrzucenia, procesu i śmierci. Tak to brzmi w skardze i wyroku umieszczonym na krzyżu: „Jezus Nazarejczyk, król żydowski” (J 19,19). A więc tak zwany Mesjasz. Ktoś, kto tak twierdzi, a jest inny, niż oczekiwano, ten staje się nie do zniesienia. Chyba, że w końcu przecież zacznie jeszcze świtać, tak iż dany człowiek wyzna o zmierzchu: „Prawdziwie, ten człowiek był Synem Bożym” (Mk 15,39).

    Więcej na następnej stronie

    Dla wszystkich innych jednak to roszczenie Jezusa pozostaje po prostu obrazą Boga (Mk 14,64). Czytamy jednak o Nim, że na wszystkie zarzuty i pytanie: Kim ty naprawdę jesteś właściwie? „Skąd Ty jesteś?” (J 19,9), nie daje ostatecznie żadnej odpowiedzi, ale milczy. Tym dostojnym, wymownym milczeniem wygasza za jednym zamachem wszelkie czcze gadanie, wszystkie błędne przypuszczenia, każde naiwne nieporozumienie. Jego właśnie nie da się złapać, schwytać ani też ująć i zatrzymać. On wymyka się wszelkim ustaleniom. Jego istnienie jest niezaprzeczalne, a równocześnie nie dające się wyjaśnić. Dopiero na skutek wzrostu wiary ktoś może stopniowo dotrzeć i odczytać, co tkwi w Jezusie i kim On rzeczywiście jest, co powiedział i co zamierzał przez to wyrazić. Jezus to Ten, który równocześnie znika i pojawia się. W ten sposób staje się zresztą również zrozumiałe, dlaczego sam odrzuca albo przynajmniej odnosi się z rezerwą do przeróżnych zaszczytnych imion i tytułów, stojących do dyspozycji oczekiwanego wysłannika Bożego; prawdopodobnie żadnym z nich nie posługiwał się w odniesieniu do własnej osoby.

    Nie chciał być ani ziemskim, ani religijnym „Mesjaszem”, przeciwnie, zakazywał, by Go tak nazywano (por. Mk 1,24 n); nawet „Syn Dawida”, „Król”, „jeden z proroków” czy wreszcie tytuł „Syn Boży” wydawały Mu się zbyt blade i wieloznaczne, gdyż te mogły być odniesione również do innych wysłanników Boga. Prawdopodobnie za najbardziej stosowne uważał imię „Syna Człowieczego”, określające dzięki swej dwuznaczności zarówno konkretnie żyjącego i cierpiącego Człowieka (Sługa Boga), jak też ową odwieczną postać, która wyszła od Boga i wobec której człowiek musi zająć stanowisko. Ono też było najbliższe Jego „funkcji Pośrednika”. Ale i ten tytuł pojmowany jako autentyczne słowa Jezusa, tzn. pochodzące wprost od Niego, nie jest pewny. On jest po prostu sobą, Jego tajemnica pozostaje tajemnicą i dopiero stopniowo zostanie rozświetlona. Niepoznawalny daje się poznać jedynie stopniowo. „Kogo szukacie? - Jezusa z Nazaretu. [...] Ja jestem. [...] Jeżeli więc mnie szukacie, pozwólcie tym odejść” (J 18,4-8). Wyżej wspomniane tytuły występują w Ewangeliach jedynie w znaczeniu, które podległo oczyszczeniu, skorygowaniu, uzupełnieniu i wzbogaceniu. Wreszcie, z Jego imieniem mocno wiąże się greckie słowo służące na określenie Mesjasza i oba stapiają się w jedno -jedyne w swoim rodzaju - imię dwuczłonowe: „Jezus Chrystus”, oddające w sposób opisowy istotę Niezwykłego.

    Więcej na następnej stronie

    W każdym razie w Nowym Testamencie zostało przechowane, zinterpretowane i przekazane potomnym to, co Jezus naprawdę powiedział, a nie co innego. I to przemawia rzeczywiście dziś jeszcze do współczesnego człowieka; w żadnym zaś razie nie zostało ani sfałszowane, ani wypaczone.

    Wielkie znaczenie Jezusa


    Roszczenie Jezusa jest czymś niesłychanym i niemal nieprawdopodobnym. Pochodzi z ust głupca czy nawet kłamcy - albo też odpowiada rzeczywistości.

    Że Jezus nie jest sam ani okłamanym rzucającym w świat niedorzeczne twierdzenia, ani też kłamcą, kimś, kto prowadzi ludzi w ciemność, stało się chyba oczywiste w oparciu o opis Jego ludzkiej postaci. Nigdy też na serio nie pomawiano Go o to, czyniąc to co najwyżej złośliwie, ale wtedy bez dowodów.

    A zatem ujawnia się tu wyższa rzeczywistość. Gdy idzie o Jezusa, nie tylko powiedział cały szereg bardzo znaczących rzeczy, ale równocześnie i czynił. Jego „własne czyny” (R. Pesch) są wyjaśnieniem wszystkiego, co oznajmił, są gestami Niezwykłego, sygnałami rzeczywiście rozpoczynającego się świata Bożego, znakiem zbawienia, dowodami Jego wspaniałości. „Przecudowny” człowiek stanął tu do dzieła, „Bogiem pełny”, który z pełni tej udziela innym ludziom. Tu nie działa kuglarz czy szarlatan, ktoś, kto innym coś zademonstruje, nabierze ich mając na względzie jedynie własny interes, ale człowiek bezinteresowny, który wielkodusznie daje i rozdziela, jednak wzbrania się przed czynieniem jakby na zamówienie żądanych przez otoczenie znaków (por. Mk 8,11 n). Własnowolnie dokonuje rzeczy zdumiewających, domagających się uwierzenia, rzeczy niepojętych i wskazujących na jeszcze większe, przy czym te stanowią zaledwie skromny początek.

    Opisy cudów zawarte w Nowym Testamencie powstały z pewnością w oparciu o podobne opisy z ówczesnej literatury. Jednakże swoją zwięzłością, skromnością i prostotą odróżniają się dodatnio od legend (mitów albo bajecznych wymysłów związanych z życiem wielkich „cudotwórców”). Opisy te przedstawiają zdarzenia faktyczne, jakkolwiek ich właściwy sens nie sprowadza się do ujętego pierwszoplanowe uzdrowienia ani do samego uciszenia burzy czy do zaspokojenia głodu. Wskazują one na to, że Jezus występujący i przemawiający w ten sposób ma władzę i słusznie rości sobie prawo do tego, by sprowadzić na ziemię panowanie Boga, pokój i zbawienie ludzi.

    Więcej na następnej stronie

    Czyny Jezusa, w których przejawiała się Jego władza, są ilustracją Jego upełnomocnionego słowa, wykładają je, objaśniają oraz interpretują sprawiając, że staje się ono dostrzegalne, uchwytne i zrozumiałe. I na odwrót, czyny Jezusa bywają interpretowane za pomocą Jego słów, dzięki nim staje się jasne, co miały one wyrażać. Jedno wspiera drugie. Żyjący Jezus występuje w posłannictwie swoich świadków jako Jezus czynu i słowa, dając znać o sobie w akcie wiary. Czyn i słowo Jezusa rodzą wiarę. Sama wiara stanowi cud, jaki Jezus sprawia dla człowieka; cud nie jest jednak „ulubionym dzieckiem wiary". Jezus przemawia jako mający władzę i stosownie do tego też działa. U Niego powiedzieć znaczy uczynić. Co powiedział, było powiedziane, co uczynił, było uczynione. To ktoś, o kim można powiedzieć: fakt nie do obalenia, data niezapomniana. Jezus jest pełnią cudów i Jemu udaje się dokonać cudu zbawienia świata.

    Wszystko, co Jezus rzeczywiście uczynił, zachowuje ślad Jego działania, oznacza bardzo wiele, owszem wszystko, i znajduje wyraz w akcie wiary oraz w pójściu ludzi za Chrystusem, a tym samym ujawnia się w odmienianiu się świata. Dzięki ustawicznemu działaniu Jezusa wychodzi na jaw, kim On właściwie jest, i jakie faktycznie ma znaczenie dla wyzwolenia ludzi a także całego świata oraz dla doprowadzenia ich do stanu zwanego zbawieniem.

    Przykładem takiej sceny, gdzie słowo i czyn Jezusa zlewają się w jedno, może być opis zawarty u Jana 9,1-41.

    Jezus - światłość świata stoi naprzeciwko człowieka niewidomego od urodzenia, który nic nie widzi. Z ziemi (z tego, co było dostępne) i z własnej śliny (dodanej siły życiowej) czyni maść uzdrawiającą. Niewidomy odzyskuje wzrok.

    W następującym po tym sporze i procesie starano się ustalić, co właściwie zaszło i kim jest ten, komu udają się takie rzeczy. Uzdrowiony również zadaje pytania, a nadrabiając zaniedbanie wyznaje wiarę w Boga i mówi o konsekwencjach.

    Więcej na następnej stronie

    Inni natomiast pozostają zaślepieni, nie chcą widzieć i słyszeć, w wyniku swego uprzedzenia osądzają samych siebie, trwają w swoim grzechu, a tym samym w oddaleniu od Jezusa i od dokonywanego przez Niego zbawienia.

    Wszystkim zaproponowano, by przejrzeli i uwierzyli. Jedni decydują się przyjąć tę propozycję, inni ją odrzucają. W tym celu przyszedł Jezus. On sam zwraca na to uwagę. Po to napisane zostały Ewangelie: aby niewidzący mogli mimo to uwierzyć. Aby wszyscy mogli uwierzyć (por. J 20,29-31).

    W ten sposób rozumieli Jezusa pierwsi wierzący. Tak też o Nim świadczą i usiłują przekonać innych.

    Wreszcie trzeba też wspomnieć o najważniejszym znaku Jezusa, który dowodzi, iż On żyje i w każdej chwili może stanąć przed człowiekiem domagając się od niego wiary.

    Zmartwychwstanie Jezusa


    Zmartwychwstanie Jezusa jest albo rzeczywistym zdarzeniem, faktem, i jako takie stanowi podstawę wiary oraz przepowiadania na przestrzeni wszech czasów - albo też wiara nasza byłaby próżna (l Kor 15,14), tak samo próżna, jak i przepowiadanie tegoż Jezusa. Jezus sam byłby wówczas umarły i rozsypany w proch.

    Historyczne najstarsze świadectwo dotyczące zmartwychwstania Jezusa znajdujemy w l Liście świętego Pawła do Koryntian (l Kor 15,3 nn). Został on napisany około 56/57 r. po Chrystusie. W tym fragmencie swego listu Paweł przedstawia to, co sam przejął. Wiara w zmartwychwstanie Jezusa musiała być zapewne jeszcze przed rokiem 56/57 ujęta w formułę wiary, w jakieś zaczątkowe, prachrześcijańskie wyznanie wiary. Paweł pisze tu:

    ,,Przekazałem wam na początku to, co przejąłem; że Chrystus umarł - zgodnie z Pismem - za nasze grzechy, że został pogrzebany, że zmartwychwstał trzeciego dnia zgodnie z Pismem: i że ukazał się Kefasowi, a potem Dwunastu, później zjawił się więcej niż pięciuset braciom równocześnie; większość z nich żyje dotąd, niektórzy zaś pomarli. Potem ukazał się Jakubowi, później wszystkim apostołom. W końcu już po wszystkich, ukazał się także i mnie jako poronionemu płodowi.”

    Gdy idzie o czas, nie sposób bardziej przybliżyć się do samego wydarzenia. Opisy zawarte w Ewangeliach zostały sporządzone później.

    Więcej na następnej stronie

    Wszystkie wieści o zmartwychwstaniu głoszą jednak Pana, który jest obecny, który okazał się żyjącym i pozostaje takim, mimo że nowy sposób Jego życia wcale nie jest łatwy do zrozumienia. Pomimo załamania się z chwilą śmierci Jezusa wszystkich oczekiwań Jego najbliższych, jakby na przekór ich rozczarowaniu i zwątpieniu, przychodzi do nich przez drzwi zamknięte ze strachu, bardziej żywy niż kiedykolwiek, pije, je oraz rozmawia z nimi, a potem, gdy tylko Go poznali i napełnieni zostali radością, znika sprzed ich oczu. Spotyka ich ponownie, daje się poznać. Gdy chcą z wszystkiego zrezygnować i uciekać, On staje nagle za nimi, On ich dopędza, wyprzedza, pozostaje z nimi, a przecież już znowu znika; gdy chcą Go zatrzymać, wymyka się im. Wreszcie obłok przesłania Go przed ich spojrzeniami skierowanymi na Niego. Zdani zostali na wiarę i powinni wytrwać, pójść na cały świat przepowiadając tego żywego Jezusa, powinni oprzeć się na tym, że (chociaż ukryty) pozostanie z nimi przez wszystkie dni i że znowu przyjdzie. Tymczasem trzyma ich w napięciu. Tchnie w nich siłę życia, czyni ich tak samo żywymi, jak On jest żywy, i troszczy się o to, aby nie stracili ducha, gdy zostaną sami i będą zabiegać o przekazanie wszystkim ludziom na całym świecie wiadomości o zbliżającym się Królestwie Bożym.

    To stanowi istotę różnych opisów wydarzeń Wielkiej Nocy, które pozornie wydają się sprzeczne, ponieważ z pewnych względów to czy tamto bardziej akcentują, wyprowadzają takie czy inne wnioski z tego zdarzenia. Ostatecznie jednak wszystkie są zgodne z sobą. Nie chcą przedstawiać spraw poprzedzających zmartwychwstanie, ale jedynie przepowiadać Zmartwychwstałego, który żyje i ożywia.

    Aby stopniowo pojąć i zrozumieć, co zdarzyło się zaledwie po trzech dniach, a więc w tak krótkim odstępie czasu od śmierci Jezusa, potrzebowali przynajmniej 40 czy 50 dni. Taki też okres potrzebny jest światu, każdej epoce, aby możliwie wszystkim ludziom wytłumaczyć to zdarzenie oraz wezwać ich i zaprosić do uwierzenia w nie.

    Przedstawmy tu pokrótce najważniejsze momenty owej wiadomości o żyjącym Jezusie:

    Jezus umarł i został pogrzebany. Bóg Go jednak wskrzesił, On zaś pozwala się widzieć, zjawia się. Uczniowie wierzą w Niego. Mówią to innym. Tak więc wieść o „wywyższeniu i przemienieniu” Jezusa zostaje zasłyszana, dzięki zaś stopniowemu „objaśnieniu” wiary przyjmuje się ją, aby jako „wyjaśnienie”, kim jest Jezus i co On oznacza, wieść tę przekazano dalej i podano do wiadomości wszystkim pozostałym.

    Więcej na następnej stronie

    Prawdziwe zdarzenie, rzeczywiste wydarzenie, na które jak na przygodę natknęło się początkowo niewielu, staje się świadectwem wyrażonym za pomocą słów, które trudno im było znaleźć, zyskuje coraz większe znaczenie, zostaje zrozumiane jako znak i przedstawione innym, aby ich uwrażliwić na żyjącego Jezusa oraz na wiarę, której można doświadczyć.

    Punkt kulminacyjny w życiu Jezusa, odbierany niekiedy jako moment kryzysu, jest równocześnie punktem szczytowym ludzkiej egzystencji, punktem kryzysu wiary. Tu rozstrzyga się wszystko.

    Jezus pozwala się widzieć żywy. Widzi się Go, gdy On zbliża się do człowieka jako żyjący. To człowiek będzie musiał zdecydować, czy machnie ręką na to zdarzenie i nie będzie się nim interesował, czy też potraktuje je na serio i pojmie, pozwalając się nim zafascynować (jak niewierny Tomasz). Czy serce zacznie w nim pałać, czy otworzą mu się oczy (jak uczniom z Emaus). Czy dowie się: On Nim jest. Czy sam będzie mógł pokazać się ze swoją opartą na przeświadczeniu i budzącą przeświadczenie wiarą, albo też, czy nie zobaczy nic poza pustym grobem.

    W zdarzeniu, w fakcie, w rzeczywistości, którą nazywamy „zmartwychwstaniem”, wychodzi ostatecznie na jaw, kim jest Jezus, kim był i kim będzie: Pierwszym i Ostatnim, i żyjącym (Ap 1,18). Kto doświadczy Jezusa jako zmartwychwstałego, ten stanie się głęboko wierzącym. Dla niego tenże Jezus okaże się znakiem nadziei jego własnego powstania z martwych, znakiem nadziei w świecie, który zdaje się być pogrążony w śmierci i nieszczęściu.

    Wiara w Jezusa Chrystusa


    To stanowi punkt zwrotny i zasadniczy moment w wierze chrześcijańskiej. Przełom, jaki nastąpił w egzystencji Jezusa, staje się też zwrotem w egzystencji człowieka wierzącego. Pojawienie się Jezusa jest równoznaczne z pojawieniem się wiary. Od tego momentu zaczęło się jej przepowiadanie, stąd wyszły Ewangelie, stąd spisanie całego Nowego Testamentu. Od tego miejsca „cała sprawa Jezusa idzie dalej” (Marxsen). To stanowi newralgiczny punkt żywego chrześcijaństwa. (Na temat znaczenia zmartwychwstania Jezusa dla wiary mówią obszerniej rozdziały 6 i 7).

    Poprzez fakt zmartwychwstania skorygowaniu ulega wiele poszczególnych wrażeń doznanych w związku z Jezusem. Obraz staje się coraz pełniejszy. Jak z wprawnym rysownikiem, który na oczach zdumionej publiczności nagle jednym ostatnim ruchem ołówka czyni jasnym, co przedstawia całość, tak też dzieje się z człowiekiem wezwanym ku wierze, gdy doświadczy on tego najwyższego momentu, kiedy patrząc na całość widzi, że Bóg jaśnieje na obliczu Jezusa Chrystusa (2 Kor 4,6). Przy patrzeniu na fragment zatracamy przejrzystość, gmatwa się myślenie, uczucie podlega zakłóceniu, wola jest niezdecydowana.

    Więcej na następnej stronie

    Jeśli zaś uwzględni się całość, jedno doskonale współgra z drugim i pragnie mu wyrazić swoje „Tak”. To jest jednak darem, niczym zaś, co by można wymusić albo wymyślić, nie stanowi tworu człowieka, nie pochodzi .,z ciała i krwi” (Mt 16,17). Jezus sprawia, iż człowiek wierzy. To jest pierwsza dana i pierwszy fakt. Spotykający nas żywy Jezus to praprzyczyna budzącej się do życia wiary.

    KIM JEST JEZUS CHRYSTUS?


    Tajemnica wiary


    Wyłącznie poprzez wiarę można się dowiedzieć, kim właściwie, ostatecznie i rzeczywiście jest Jezus, dopiero wtedy też można Go poprawnie rozumieć. Człowiek, u którego Jezus wzbudził wiarę, zaczyna teraz wraz z Nim wierzyć, ale tylko dzięki temu, iż wierzy w Niego. Przepowiadający Jezus staje się w ten sposób Chrystusem, w którego się wierzy.

    Pierwsze, najprostsze, a przy tym najtreściwsze wyznanie wiary wtłoczone w następującą formułę: ,,Jezus Chrystus (Mesjasz) jest Kyrios (Pan)”. W ten sposób tajemnicę Jezusa z Nazaretu - roszczącego sobie prawo do tego, aby być ostatecznym i pełnomocnym sprawcą zbawienia, który po swojej śmierci ukazuje się jako żyjący i dalej działa pozostając obecny w swoich świadkach, Jezusa, którego przyjścia się oczekuje - jedynie zasygnalizowano i opisano, w żadnym zaś razie nie została ona wyczerpana czy wyjaśniona.

    O głębsze poznanie, lepsze zrozumienie i poprawniejsze opisy oraz wypowiedzi, o objaśnienie i zinterpretowanie Tego, który przerasta wszelkie nasze możliwości pojęciowe, troszczy się teologia. Ona wie, że Jezus jest nie tylko godny pytania, ale także godny zastanowienia, a rozważając w zadumie i medytując, usiłuje nam przybliżyć nieco Jego tajemnicę, wyrażając się przy tym bardzo ostrożnie, od czasu do czasu, potykając się i zacinając, stara się wyrazić ją słowami, pozwolić jej przemówić.

    Tego rodzaju doskonalone i zgłębiane poznanie znajduje w dogmatyce swoje tymczasowe ujęcie, które należy ustawicznie poprawiać, uzupełniać. Szczególnie przy zwalczaniu nieporozumień, błędnych nauk, staje się coraz jaśniejsze, kim był, jest i będzie Jezus. On przetrwa każde błędne dociekanie, każdą próbę, by się Go pozbyć i z Nim się rozprawić. Jezus nie pasuje do żadnego konceptu. On jest i pozostanie Jedynym, Niewymyślanym, Nieporównywalnym, Bez początku, Innym, Obcym, którego nie da się wtłoczyć w znane już ramy, Wielkim Nieznanym, a jednak Bliskim, Zaufanym, który pozwala się widzieć i którego można widzieć, gdy przychodzi.

    Więcej na następnej stronie

    Już w Nowym Testamencie zaczyna się tego rodzaju zastanawianie, opis i omówienie tajemnicy Jezusa. Bywały odnoszone do Niego gotowe pojęcia a także imiona, potem częściowo znów je zarzucano lub przynajmniej korygowano. To z jednej, to z drugiej strony próbowano zbliżyć się do Niego. Wychodząc od niebywałego zdarzenia, jakim jest zmartwychwstanie, zaczęto kierować pytania do przeszłości o to, skąd On był; zaczęto rekonstruować prehistorię Jezusa i zatrzymano się na fakcie, że Jego pochodzenie jest tajemnicą Boga. Wychodząc od tego samego zdarzenia skierowano pytanie do przyszłości i o to, dokąd On poszedł i skąd ostatecznie znowu przyjdzie po skończeniu się czasów. Postawiono też pytanie, gdzie znajduje się On teraz, co zamierza czynić, jak się rozwija Jego sprawa, jaki kierunek istnienie Jezusa nadało dalszemu biegowi historii. Różne stopnie coraz pełniejszego rozumienia Jezusa należy tak wyjaśnić, jak znajdujemy je w Nowym Testamencie. Tajemnica Jezusa zostaje rozjaśniona, a mimo to jest zakryta. Jego postać jest wieloznaczna, dopuszcza odmienne wyjaśnienia, stanowi jedynie szkic. Jezus jest przynajmniej dwuznaczny. Odtąd już nigdy nie zniknie historia dwóch różnych, wzajemnie się wykluczających znaczeń. „Jezus według ciała - Jezus według ducha” (2 Kor 5,16). Przeciwko temu trzeba tu wszakże powtórzyć pytanie: „Czyi Chrystus jest podzielony?” (1 Kor 1,13). Idzie o całego Jezusa Chrystusa, nie tylko o połowicznego, źle pojętego, błędnie interpretowanego, okrojonego. Nie ma innego fundamentu niż Jezus Chrystus (l Kor 3,11). „Innej jednak Ewangelii nie ma” (Gal 1,6-9), jak też żadnego innego Jezusa. „Nikt też nie może powiedzieć bez pomocy Ducha Świętego: »Panem jest Jezus«” (1 Kor 12,3).

    Najdalej wstecz sięga prolog Ewangelii Jana: „Na początku było Słowo, a Słowo było u Boga, i Bogiem było Słowo. [...] Słowo stało się ciałem i zamieszkało wśród nas. I oglądaliśmy Jego chwałę, [...]” (J 1,1.14). Zamknięciem jest tekst Apokalipsy św. Jana, gdzie Jezus został nazwany „Pierwszym i Ostatnim” (Ap 1,18). To całość wypowiedzi na temat Jezusa Chrystusa. Należałoby tu jeszcze tylko wspomnieć o uszczegółowieniach.

    I tak oto nauka o Jezusie Chrystusie (chrystologia) stara się wciąż na nowo uzupełniać te wiadomości rozświetlając problem swymi pytaniami i wyjaśnieniami za każdym razem coraz dokładniej i głębiej. Jednak pytanie skierowane do Jezusa: „Kim jesteś?”, pozostaje wciąż aktualne.

    Więcej na następnej stronie

    Może zbyt dużo uwagi poświęcono i jednostronnie potraktowano na początku problem boskiej egzystencji Jezusa sprzed Jego narodzin z ciała przy równoczesnym zaniedbaniu historycznej dynamiki człowieka żyjącego i działającego wśród nas, ludzi, może też ze zbyt małą odwagą spoglądano w przyszłość, na Tego. który ma przyjść. Pytanie dotyczące Jezusa drąży dalej, wnika coraz głębiej, dochodzi coraz uporczywiej do Niego samego, a z Nim posuwa się jeszcze dalej naprzód, nie poprzestając na małej wierze.

    Rozważając problem Jego samego i Jego istoty, błędna wiara szybko schodzi na manowce jednostronnego ujmowania, niedostrzegania zawsze tak bardzo koniecznego przeciwległego bieguna. Jezus tylko człowiekiem i nic ponadto. Jezus tylko Bogiem i nic ponadto. Historia wiary i błędnej wiary oscyluje pomiędzy tymi dwiema krańcowościami. I trzeba było sporo czasu poświęcić na dyskusje i dialog, zanim ustalono formułę przyjętą przez Sobór Chalcedoński:

    ,, Wyznajemy jednego i tego samego Chrystusa, Syna, Pana, Jedno-rodzonego, który ma dwie natury (Boską i ludzką) z sobą nie pomieszane, nie zamienione, nie podzielone, nie rozłączone”.

    Albo zdanie z listu papieża Leona I:

    ,,Przyjmując nienaruszoną i pełną naturę prawdziwego człowieka narodził się więc prawdziwy Bóg, posiadający w pełni wszystko, co Jego i co nasze”.

    W odniesieniu do Jezusa Chrystusa jedynie ta wiara jest poprawna, jedynie ona uwzględnia prawdziwego Jezusa. Tylko w ten sposób ujęty zostaje cały, prawdziwy Jezus Chrystus, tylko tak zachowuje On swoje pełne znaczenie. Ktoś, kto byłby tylko Bogiem, nie interesowałby nas, nie mógłby nam pomóc. Zaś ktoś, kto byłby tylko człowiekiem, nie miałby dla nas żadnego znaczenia, nie mógłby nic szczególnego zdziałać. Jedynie wtedy, gdy Jezus Chrystus jest Dwu-Jednym, „który obie części uczynił jednością” (Ef 2,14), jest też owym Jedynym równocześnie stojącym całkowicie po stronie Boga i po stronie człowieka. Staje się jedynym pośrednikiem (l Tm 2,5), który pozostaje w najlepszym stosunku z Bogiem oraz z ludźmi i który łączy w sobie to, co rozdzielone. On panuje równocześnie ,,w niebie jak i na ziemi” (Bergengruen), a w ten sposób udostępnia ludziom Boga, człowieka zaś na Niego otwiera. Tylko wówczas, gdy ten właśnie Dwu-Jeden ma swoje źródło życia w Trój-Jednym Bogu, a mimo to wyrasta też jako pełny, prawdziwy człowiek, Jego tajemnica staje się dostępna dla człowieka i rozjaśnia się.

    Więcej na następnej stronie

    Wspomnianą Dwu-Jedność pragnie podtrzymać także wyrażenie - jakże często prowadzące do nieporozumień: Jezus Chrystus Bogiem-Człowiekiem, które przy tym wcale nie przywołuje mitologicznej dwuistotowości, co przecież nie odpowiadałoby pełnej egzystencji Jezusa Chrystusa.

    Cóż za sylabizowanie i potykanie się, gdy pragnie się poprawnie mówić o Jezusie. Właściwie nie wychodzi się wówczas poza pierwotną formułę, wskazującą, że ów Jezus z Nazaretu to Pan, sam Bóg, który okazuje się Chrystusem, Mesjaszem, Zbawicielem. To w Nim spotykają się oraz łączą Bóg i człowiek, przenikają się nie niwecząc się nawzajem.

    Bóg jest w Jezusie Chrystusie, w owym człowieku „jakoby jednym z nas”, a równocześnie przecież całkiem innym, właśnie ,,jak Bóg". Może z tego powodu zamiast wielu mylnych, w błąd wprowadzających formuł, które burzą tajemnicę Jezusa, gdyż usiłują ją wyświetlić (por. historię spekulacji wokół Jezusa Chrystusa), przyjmujemy raczej powściągliwy opis tego, kim był i kim jest Jezus, nie naruszając Jego tajemnicy: „Bóg - pośrodku naszego życia, choć zarazem bardzo odległy” (Bonhoeffer).

    Decydująca odpowiedź


    Jezusowi postawiono pytanie: „Kim jesteś?”. Było ważne, by wydobyć, kim jest rzeczywiście Jezus. Bo jeśli wiara nie ma punktu oparcia w Nim samym, pozostaje wiarą bez podstawy, bez treści i bez celu. Teraz jednak każdy sam musi wybadać: Kim jest Jezus dla mnie? Do czego jest mi potrzebny? Co On dla mnie znaczy? Czego chce ode mnie? Jezus chce się ze mną spotkać, chce mnie wezwać do nawrócenia się i do wiary, chce mnie zbawić i uświęcić. Chce być urzeczywistnieniem mojej egzystencji, chce mnie uczynić chrześcijaninem. On także mnie stawia wobec pytania.

    Jest zatem niezmiernie ważne, aby ujrzeć Go w sposób prawidłowy. Powyższe wywody stanowią próbę pomocy w tym zakresie. Tego, co istotne oraz decydujące, może dokonać jedynie każdy sam. Jako ślepy może zastąpić drogę Jezusowi i wołać do Niego: „Panie, spraw, abym przejrzał”. Jako głuchy może prosić: „Spraw, abym słyszał”. Jako chromy: „Spraw, abym chodził”. Jako trędowaty: „Uczyń, abym był oczyszczony”. Jako umarły: „Uczyń, bym ożył”. Jako niewierzący: „Spraw, abym uwierzył. Pomnóż moją wiarę”. Zaś jako uzdrowiony, wierzący może zapytać Jezusa: ,,Co chcesz, Panie, abym uczynił?”

    W pewnym jednak momencie Jezus ukaże się szukającemu i proszącemu, powie mu, kim właściwie jest i czego chce od człowieka. Na Niego każdy może się zdać.

    (Fragment książki "Taka jest nasza wiara")