Ten skarb przechowujemy w glinianych naczyniach (2 Kor 4,7)

Materiały przygotowane przez Radę Episkopatu do spraw Ekumenizmu i Polską Radę Ekumeniczną

HOMILIA

Aby życie Jezusa objawiło się w naszym ciele (2 Kor 4,10)

Apostoł Paweł żył i wypełniał swoją misję z myślą, że jemu, jego sercu jest powierzony niezwykły skarb: poznanie chwaty Bożej na obliczu Chrystusa (2 Kor 4,6). Apostoł poświęcił całe swoje życie misji nabierając przekonania, że ten właśnie skarb w jego sercu, tak jak światło Ewangelii Jezusa, jak Nowe Przymierze, do którego został powołany, sanie tylko nagrodą dla wytrwałego, sprawdzonego w wierze ucznia Chrystusa, ale także stają się tym szczególnym rozgrzaniem serca człowieka, które pozwala przetrwać nawet najbardziej bezlitosne próby, którym uczniowie Chrystusa mogą być poddani. Apostoł Paweł i jego współpracownicy nieraz musieli w swoim życiu dowodzić, że są uczciwi, wiarogodni, kompetentni w głoszeniu Ewangelii i wytrwali, mimo przeciwności, które napotykali. Światło Ewangelii prowadziło ich nie tylko do służby, w której wyrzekli się egoizmu, ale także do pełnego skromności i pokory wyznania, że to właśnie poznanie Chwały Bożej na obliczu Chrystusa umożliwia człowiekowi zdawanie codziennego egzaminu w życiu. Egzamin ten polegał nie tylko na tym, że doświadczali cierpień fizycznych, cierpień ciała ludzkiego, co łatwo mogło doprowadzić do unicestwienia poszczególnych ludzi, przez wielokrotne niebezpieczeństwo śmierci (2 Kor 11,23 oraz 2 Kor 11,18-27), ale może przede wszystkim na tym, że cały czas żyli ze świadomością, że od ich postawy zależą losy misji (Nie dajemy nikomu żadnego powodu do zgorszenia, aby służba nie została zhańbiona, ale we wszystkim okazujemy się sługami Boga, por. 2 Kor 6,3-4). Apostoł dostrzegał, że istnieje Boży zamysł w takim rozwiązaniu, że tacy skromni, pokorni, śmiertelni ludzie głoszą Ewangelię, a współdziała z nimi transcendentna moc, przewyższająca i pokonująca wszelkie trudności i przeciwności, należąca do Boga. Tak było także w przypadku Jezusa: Jego życie pełne skromności i pokory, bezwstyd procesu sądowego zorganizowanego przez ludzi oraz poniżenie aż do śmierci, pozwoliły tej mocy Boga odsłonić przed ludźmi przygotowane dla nich odkupienie. Ta sama moc Boga wspomaga teraz Apostoła i jego współpracowników.
Dla Pawła nie jest to tylko dostąpienie ostatecznej chwały, ale przede wszystkim - egzystencjalnie wręcz odczuwane - przeżycie, pośród trudności i cierpień, każdego dnia dzięki mocy Boga: Skoro rzeczywiście cierpimy z Nim, aby też uczestniczyć z Nim w chwale (Rz 8,17). Cierpienie, a nawet wręcz umieranie jawi się jako ciągły proces, jako seria następujących faz zagrożenia i ratunku od śmierci (por. Flp 3,10-11, Koi 1,24). Życie Apostoła Pawła zarówno w fazie kryzysu, jak i ratunku od zagrożenia, jest przeżywaniem, tu i teraz, jest doświadczaniem, jest udziałem w życiu ukrzyżowanego i zmartwychwstałego Pana Kościoła. Pochwycony przez żywego Pana (Flp 3,12), Apostoł poznaje, przeżywa w ciele, przeżywa z wiarą zarówno cierpienie, jak i ostateczny triumf swojego Zbawiciela: który mnie umiłował i wydał za mnie samego siebie (Gal 2,20).
Być może wówczas Apostoł rozumiał to tak, że o ile wytrwanie w tych wszystkich próbach, okazanie hartu ciała jest potwierdzeniem przynależności do Chrystusa, o tyle życie Jezusa, życie zmartwychwstałego Pana Kościoła jest nagrodą dla członków tego Kościoła, a więc Jego zmartwychwstanie jest zapowiedzią naszego zmartwychwstania do nowego życia z Panem. Apostoł oczekiwał, że to życie zmartwychwstałego Pana ma być objawione. Być może dzisiaj, po dwudziestu wiekach wolno nam też rozumieć to tak, że chociaż coraz rzadziej zagrożone jest fizyczne istnienie chrześcijanina, coraz rzadziej złożenie świadectwa wiary w Jezusa grozi cielesnym unicestwieniem, to jednak ciągle jeszcze to, co przeżywamy w sferze psychicznej: próby zastraszenia, negatywny osąd, ośmieszanie czy po prostu osamotnienie jest trudne do zniesienia, bo mimo upływu tych dwudziestu wieków, wcale nie lepiej niż ówcześni Koryn-tianie, potrafimy - w swoim życiu - zaprezentować te przymioty, które wzorcowo zostały uwidocznione w życiu Jezusa: miłość bliźniego, cierpliwość, wyrozumiałość, posłuszeństwo Bogu Ojcu, prawdomówność aż do bólu, znajomość Zakonu, tkliwość i empatię okazywane bliźniemu, stanowczość w przezwyciężaniu szatańskich pokus.
Siostry i Bracia w Chrystusie! Gdy 20 stycznia 2003 roku będziemy wspólnie uczestniczyli w kolejnym dniu Tygodnia Modlitwy o Jedność Chrześcijan, gdy będziemy zastanawiali się, co może dla nas, współcześnie żyjących oznaczać zachęta, aby życie Jezusa mogło być widzialne w naszych ciałach, zgódźmy się, że odczytanie tego modlitewnego westchnienia apostoła Pawła może być wielorakie. Przykłady reakcji ludzkich można czerpać z różnych kręgów chrześcijaństwa i różnych sytuacji, różnego stopnia zagrożenia życia i różnie pojmowanej odpowiedzialności za wypełnienie Bożego powołania. Ta zachęta podjęta dzisiaj przez chrześcijanina „tak na serio” może być świadectwem tego, że mimo pozornego spokoju na zewnątrz, we wnętrzu wielu z nas trwa zmaganie się z własnymi słabościami. To może oznaczać, że za mało odwołujemy się do transcendentnej mocy Boga, a zbyt często ulegamy miłości własnej i pysze. To może też oznaczać, że ciągle jeszcze pamiętamy także o przestrodze udzielonej nam przez Jezusa: Z powodu mojego imienia będziecie w nienawiści u wszystkich (Łk 21,17). To może oznaczać dla niektórych z nas, że chcieć Jezusa naśladować, chcieć, by życie Jezusa mogło być widzialne w naszych ciałach, chcieć, by imię Jezusa mogło być widzialne w naszym życiu, to chcieć celowo i z rozmysłem podjąć ryzyko bycia chrześcijaninem w tym świecie. To jest potrzebą serca człowieka, by mógł wykazać się przed Panem, zdać sprawę ze swego powołania, ale to też oznacza potrzebę nieustannego poszukiwania tej niezwykłej mocy Boga, bez której nie możemy się ostać jako uczniowie Chrystusa. Pięknie mówi o tym ks. Jan Twardowski: „Ktoś powiedział, że jak już jest spokojny, mówi «Panie Jezu», a jak bardzo się boi, mówi tylko «Jezu». Najkrótsza modlitwa, najbardziej intymna, najbardziej wzruszająca. Jezus pozwala mówić do siebie tak poufale, żebyśmy w trudnych chwilach mogli się zawsze trzymać Jego imienia. Niezależnie od tego, czy świat skończy się w czasie pięknej plażowej pogody, czy w czasie burzy. Trzymać się Jezusa z cierpliwością, która umie czekać, umie wszystko udźwignąć ufając Bogu. „Jezu, ufam Tobie” - słowa jasne na czarną godzinę.
Te rozważania możemy uzupełnić refleksją człowieka, który - już w kilka lat po napisaniu tych słów, tego wyznania wiary - spoglądał w hitlerowskim wiezieniu w otchłań śmierci. Dietrich Bonhoeffer, Niemiec, późniejszy więzień, pastor Kościoła ewangelickiego, luterańskiego wyznania pisze w swej pracy Naśladowanie: „Wprawdzie jedynie własne cierpienie Chrystusa ma moc pojednawczą, cierpiał On «za nas» i zwyciężył «dla nas», ale mocą swojego cierpienia udziela tym, którzy nie wstydzą się wspólnoty Jego Ciała, nieogarniętej łaski, by mogli teraz cierpieć «za Niego». Chrystus nie mógł darować swoim uczniom większej chwały, dla chrześcijanina nie może istnieć większa godność ponad tą, że wolno mu cierpieć «za Chrystusa». To, co najgłębiej sprzeciwia się Prawu, staje się tu prawdą. Według Prawa możemy jedynie odcierpieć karę za nasze własne grzechy. Nawet dla swojego dobra człowiek nie jest w stanie nic więcej uczynić bądź wycierpieć, o ileż mniej dla dobra kogoś innego, o ileż mniej dla dobra Chrystusa! Ciało Chrystusa, które jest nam dane, które za nasze grzechy odcierpiało karę, uwalnia nas, byśmy byli «dla Chrystusa», w śmierci i w cierpieniu. Można teraz pracować i cierpieć dla Chrystusa, dla dobra Tego, który dla naszego dobra uczynił wszystko! To jest cud i łaska we wspólnocie Ciała Chrystusa (Flp 1,25; 2,17; Rz 8,35n; l Kor 4,19; 2 Kor 4,10; 5,20; 13,9). Chociaż Jezus Chrystus dopełnił za nas wszystkich pojednawczych cierpień, to jednak Jego cierpienia na tej ziemi nie zakończyły się”. Te słowa są nie tylko ciekawe jako wypowiedź teologa. Te słowa znalazły swoje dopełnienie w życiu. W kwietniu 1945 roku, gdy tysiące ludzi na świecie żyło już nadzieją końca wojny, Dietrich Bonhoeffer doczekał tego cierpienia i tej śmierci w więzieniu. Czy pamiętał o słowach swojego Mistrza: Zapewniam, zapewniam was: Jeśli ziarno pszenicy, które wpadło w ziemię, nie obumrze, samo jedynie pozostaje. Jeśli zaś obumrze, przynosi obfity owoc? Czy taki przykład jest dla nas zachętą do wytrwałości w składaniu świadectwa wiary? Chrystus nie proponował teoretycznego rozwiązania problemu cierpienia, które by zniszczyło ciało. To dzięki Jego dziełu możemy zrozumieć, to On objawia jak doszło do tego, że śmierć została pochłonięta przez zwycięstwo (1 Kor 15,54).

Ks. Roman Lipiński Kościół Ewangelicko-Reformowany w RP

Modlitwa powszechna (przyczynna)

«« | « | 6 | 7 | 8 | 9 | 10 | 11 | 12 | 13 | 14 | 15 | » | »»

aktualna ocena |   |
głosujących |   |
Pobieranie.. Ocena | bardzo słabe | słabe | średnie | dobre | super |