Kościół wobec sytuacji w Iraku

Prezydium Konferencji Episkopatu Polski wezwało katolików, by 26 sierpnia włączyli się w inicjatywę Dnia Modlitwy za Prześladowany Kościół na Bliskim Wschodzie.

Z tą samą prośbą patriarchowie wschodnich Kościołów chrześcijańskich: katolickich, prawosławnych i niechalcedońskich wspólnie zwrócili się do Arabów i muzułmanów. Zażądali ponadto interwencji Narodów Zjednoczonych, choć nie wspomnieli wprost o wysłaniu sił międzynarodowych. Zasugerowali jednak działania w tym kierunku, domagając się, aby Rada Bezpieczeństwa ONZ uchwaliła wyraźną rezolucję, nakazującą zwrot zagrabionych domów i dóbr „za pomocą wszelkich możliwych środków” i jak najszybciej. Zwrócili się w tej sprawie także do Organizacji Konferencji Islamskiej, Ligi Państw Arabskich i Międzynarodowego Trybunału Sprawiedliwości, uznając, że ten ostatni jest uprawniony do sądzenia aktów barbarzyństwa.

Do podjęcia działań na rzecz powstrzymania tragedii mniejszości religijnych w północnym Iraku wezwała członków Rady Bezpieczeństwa ONZ także Rada Konferencji Biskupich Europy (CCEE). W swym oświadczeniu zaznaczyła, że wspólnota międzynarodowa ma obowiązek położenia kresu tragedii tysięcy osób umierających, mordowanych czy też zmuszonych do opuszczenia swych domów z powodu przynależności religijnej.

Powstrzymać agresora

Jednak apele to za mało, by uratować życie stek tysięcy ludzi. Zdaniem cytowanego już bp. Lebruna trzeba zintensyfikować działania dyplomatyczne, humanitarne, ale także i wojskowe. - Mówię to z przykrością jako biskup, ale trzeba zastosować siłę, tak jak zaczęli to Amerykanie, ale z jeszcze bardziej precyzyjną analizą sytuacji. Należy powstrzymać to samozwańcze państwo i samozwańczą armię - stwierdził ordynariusz Saint-Etienne.

Według watykańskiego obserwatora przy genewskich agendach ONZ trzeba zdemaskować państwa, które udzielają wsparcia militarnego i finansowego irackim dżihadystom. - Muszą tego zaprzestać, bo nie służy to ani chrześcijanom, ani muzułmanom - podkreślił abp Silvano Tomasi. Do wywarcia presji na państwa, które zaopatrują terrorystów w broń i wspierają ich finansowo wezwał też abp Schick. - Niektóre kraje całkiem otwarcie finansują te ugrupowania, a wspólnota międzynarodowa na to nie reaguje, bo kraje te posiadają złoża ropy naftowej - wyjaśnia chaldejski arcybiskup Mosulu Emil Nona, wzywając do gruntownej przemiany polityki międzynarodowej.

Jednak, jak podkreśla David Rigoulet-Roze z Francuskiego Instytutu Analiz Strategicznych, zablokowanie zagranicznych darczyńców kalifatu nie jest wcale łatwe. Islamiści są sponsorowani petrodolarami z krajów Zatoki Perskiej, takich jak Katar czy Arabia Saudyjska. Samo państwo nie jest w to jednak bezpośrednio zaangażowane. Arabia Saudyjska oficjalnie potępia ekstremistów i terrorystów, a na swoim terytorium karze nawet dżihadystów, w obawie przed wewnętrznymi rewoltami - mówi francuski ekspert.

- Jest możliwe, czy wręcz prawdopodobne, że państwo islamskie korzystało z pomocy finansowej ze strony tak zwanych hojnych sponsorów prywatnych z monarchii znad Zatoki Perskiej, ale nie bezpośrednio od jakiegoś państwa - podkreśla Rigoulet-Roze. - Problem w tym, że w monarchiach tych interesy prywatne, rodzinne i państwowe nawzajem się ze sobą przeplatają. Trudno rozróżnić, co należy do sfery prywatnej, a co do sfery publicznej. Dlatego też część z tych tak zwanych prywatnych sponsorów może zajmować ważną pozycję w rodzinach panujących, co jednak nie oznacza, że samo państwo jest zaangażowane w finansowanie kalifatu.

Chaldejski arcybiskup Irbilu, Bashar Matti Warda uważa wręcz, że przeciwko dżihadystom nie ma innej alternatywy jak użycie siły. Jego zdaniem „nadszedł czas, by ktoś się wreszcie ruszył i powstrzymał te zniszczenia, tę nienawiść, tę przemoc”. Nie ma jednak innej możliwości powstrzymania masakr i prześladowań jak „odpowiedzenie siłą na siłę”, czyli działania wojskowe.

«« | « | 1 | 2 | 3 | 4 | 5 | 6 | 7 | » | »»

Reklama