To prawdziwi męczennicy

O holocauście chrześcijan w Iraku z abp. Jeanem Benjaminem Sleimanem OCD, łacińskim metropolitą Bagdadu, rozmawia Weronika Pomierna.

Weronika Pomierna: Krążące w sieci makabryczne zdjęcia zamordowanych w Iraku chrześcijan są porażające. Na wielu z nich widać mężczyzn, trzymających głowy zabitych chrześcijan niczym trofea.

Abp Jean Benjamin Sleiman: Nie tylko mężczyźni pozują do takich zdjęć. Na jednym z nich widziałem małego chłopca, który trzymał w dłoni głowę zabitego człowieka. Pewnie zamordował go jego ojciec.

Radykałowie z Państwa Islamskiego wybierają najbardziej brutalne metody zabijania. 

To prawda. Podcinają ludziom gardła, odcinają głowy. Zależy im, żeby zastraszyć ludzi. Stąd takie barbarzyństwo. Wszystkie wspólnoty w Iraku cierpią z powodu terroru, który wprowadza Państwo Islamskie. Bojówkarze z wyjątkową brutalnością odnoszą się do jazydów. W przypadku chrześcijan ostrzegają wcześniej i dają ludziom czas na ucieczkę z domów. Nie sądzę, żeby postępowali tak samo z jazydami. Chcą zasiać w ludziach panikę. Wysyłają przekaz: to może przydarzyć się też tobie i twojej rodzinie.

Chyba że przejdziesz na islam?

W Mosulu dali chrześcijanom wybór: albo przejdziesz na islam, albo musisz zapłacić specjalny podatek, dżizji, ok. 450 dolarów za osobę. Ci, którzy nie byli w stanie zapłacić, musieli opuścić swój dom, a nawet region, w tym, co mieli na sobie. Nawet jeśli ktoś zdecydowałby się zapłacić, to musiałby podporządkować się obowiązującym zasadom. Mówią one, że nie wolno budować chrześcijanom nowych kościołów, a ich domy nie mogą być wyższe od domów muzułmanów. I tak dalej.

Czy ludzie mają siłę, żeby powiedzieć „nie”?

W internecie można znaleźć filmy zrobione przez bojówkarzy, na których widać grupy jazydów, deklarujących, że przechodzą na islam. Czy ci jazydzi zmienili wyznanie z własnej woli? Podejrzewam, że jeśli rzeczywiście to zrobili, to tylko po to, żeby uratować swoje życie. Słyszałem o nielicznych starszych, schorowanych kobietach w Mosulu, które podobno przeszły na islam. Większość się opiera. Ludzie wolą uciec, zostawić dobytek całego życia, niż zmienić wyznanie. Nie boją się umrzeć. To prawdziwi męczennicy. Gdy do wiosek przychodzą islamscy fundamentaliści, chrześcijanie muszą uciekać. W kilku miejscowościach nie udało im się opuścić na czas domów. Zostali otoczeni. Wiele kobiet zostało porwanych i sprzedanych jako niewolnice. Na targu w Mosulu można kupić chrześcijańską kobietę i chętnych nie brakuje. Sytuacja jest naprawdę dramatyczna. Wiele dzieci jest porywanych i sprzedawanych przez bojówkarzy. Inne są zabijane.

To prawda, że w Mosulu nie odprawia się już Mszy świętych?

Tam już praktycznie nie ma chrześcijan, zostali wypędzeni. Wspólnota, która w 2003 r. liczyła 100 tys. osób, została zmieciona z powierzchni ziemi. To właśnie w tym mieście islamiści oznaczali domy chrześcijan arabską literą „n” od słowa „nasara”, czyli „chrześcijanie”. Kościoły zostały sprofanowane. Przejęło je Państwo Islamskie, które wytrwale dąży do ekspansji.

Dokąd uciekają ci ludzie?

Część znalazła schronienie u swoich rodzin i znajomych. Mieszkają po trzy, cztery rodziny w jednym domu. Tylko nielicznych stać na wynajęcie domu czy nawet pokoju w hotelu. Wielu zatrzymało się w kościołach, szkołach i centrach katechetycznych. Istnieją obozy dla wysiedlonych, ale nie wszyscy mogą się tam pomieścić. Większość nadal szuka domu. Bardzo dużo ludzi mieszka na dworze. Pod drzewami, mostami, w ogrodach miejskich albo w lasach. Ostatnio z miejsca swojego zamieszkania musiało uciekać aż 100 tys. osób. Przed 2003 r. w Iraku mieszkało 1,4 mln chrześcijan. Obecnie jest ich zaledwie 150 tysięcy. To jest katastrofa humanitarna. Wielu z nich dostało kilkanaście minut na opuszczenie domu. Dla starszych ludzi musiało to być bardzo trudne. Jeśli ktoś przychodzi do ciebie w środku nocy i każe ci opuścić twój własny dom, zabiera ci wszystko, co posiadasz, to umierasz. Naprawdę. Powoli umierasz. Ci ludzie nie mają za co żyć, bo islamiści zajęli również banki i przejęli ich konta. Z dnia na dzień stracili oszczędności całego życia. Wiele szkół jest używanych jako tymczasowe noclegownie. Niedługo rozpocznie się rok szkolny i trzeba będzie je opuścić. Ci ludzie nie wiedzą, dokąd będą musieli się przeprowadzić.

 

Czyli chrześcijanie w Iraku mają dwie możliwości: uciec z kraju, na co decyduje się większość, albo żyć w permanentnym lęku o własne życie? 

Większość chce po prostu wyjechać, nieważne dokąd. Wyjeżdżają, bo wszędzie jest lepiej niż tutaj. Pytanie, czy państwa, do których trafiają, dbają o to, aby pomóc tym ludziom znaleźć nowy dom? Po dokonanej w 2010 r. masakrze w katolickiej katedrze w Bagdadzie, Francja i Niemcy przyjęły kilkaset Irakijczyków. Ci ludzie zostali umieszczeni we Francji w tej samej sali z imigrantami z Afryki, którzy byli muzułmanami. Zabrakło rozwagi.

A jak wygląda sytuacja w Bagdadzie, gdzie mieszka arcybiskup?

Mimo że w stolicy kraju jest spokojniej niż na północy, to i tak żyjemy w sytuacji ciągłego zagrożenia. Ludzie starają się jednak żyć normalnie w tej nienormalnej sytuacji. Chodzą do pracy, codziennie o 5.30 odprawiamy Msze. Wychodząc z domu, nie wiemy jednak, co wydarzy się w ciągu dnia. Obok naszego domu może wybuchnąć samochód pułapka i nie będzie dało się do niego wrócić. Takie rzeczy się zdarzają. Oczywiście wpływa to na kontakty międzyludzkie. Do 2003 r. istniały w Iraku miejsca, gdzie chrześcijanie żyli w dobrych stosunkach z muzułmanami. Nadal w różnych częściach kraju można znaleźć takie małe enklawy, gdzie ludzie żyją w zgodzie. Najlepiej widać to na pogrzebach i ślubach. Łatwo rozpoznać muzułmańskie kobiety i mężczyzn, którzy przychodzą do kościołów. Ciągle przyjaźnią się z chrześcijanami. Wzrost fundamentalizmu niszczy jednak te przyjazne kontakty.

Do Iraku pojechał wysłannik papieża Franciszka, kard. Fernando Filoni. W jaki sposób jego wizyta pomogła chrześcijanom?

Kardynał Filoni był nuncjuszem w Iraku i długie lata pracował w watykańskiej dyplomacji. W czasie wojny w 2003 r. był jedynym dyplomatą, który zdecydował się zostać w Iraku. Teraz przywiózł ze sobą konkretną pomoc – milion dolarów z funduszy Stolicy Apostolskiej, które zostaną przeznaczone na pomoc dla wysiedlonych chrześcijan. Tym ludziom trzeba kupić jedzenie, znaleźć nowy dom. Czasem po prostu kupić buty, bo uciekając, nie mieli czasu, żeby zabrać najbardziej podstawowe rzeczy. Potrzeby są ogromne. Minie dużo czasu, zanim rozwiążemy wszystkie problemy. Jeśli domy chrześcijan zostały skradzione lub zajęte, to oni nie mają do czego wracać.

A czy przeprowadzone przez amerykańskie lotnictwo bombardowania celów Państwa Islamskiego w północnym Iraku choć w niewielkim stopniu pomogły chrześcijanom?

Z tego, co wiem, są one ograniczone tylko do pewnych terenów, gdzie przebywają dżihadyści. Barack Obama powiedział wyraźnie, że zezwolił na bombardowanie, aby m.in. chronić obywateli USA i nie pozwolić na opanowanie Kurdystanu. Myślę, że amerykańskie naloty w niektórych rejonach mogły nieco pomóc Kurdom. Na pytanie: „Jak pomóc tę sytuację?” jest bardzo prosta odpowiedź. Trzeba powstrzymać agresora.

Tylko kto jest w stanie to zrobić?

Ci, którzy popierali Państwo Islamskie, powinni je powstrzymać. Każde państwo ma swoje interesy. Istnieje silna pokusa, aby dążyć do realizacji własnych interesów bez uwzględniania wartości i innych ludzi. To jest jednak zgubna droga. Najwyższy czas, aby powstrzymać eksterminację chrześcijan w Iraku. Historia Bliskiego Wschodu pokazuje, że w wielu miejscach chrześcijaństwo, choć obecne przez długi czas, prawie zanikło. Wystarczy spojrzeć, co wydarzyło się w Iranie, gdzie mieszkało wielu Ormian, albo w Turcji.

Północna część Iraku była do tej pory uznawana za bezpieczną dla chrześcijan.

To się bardzo zmieniło ze względu na inwazję Państwa Islamskiego. To, do czego doszło w Mosulu, może zdarzyć się w każdym innym mieście w Iraku. Sytuacja w Iraku jest dramatyczna nie tylko ze względu na tragedię humanitarną. Kolejnym palącym problemem jest kwestia polityczna. Wybrano nowego premiera, starającego się stworzyć rząd, w którym będą reprezentowane wszystkie mniejszości żyjące w Iraku. Ciągłe akty terroru uniemożliwiają jednak nad tym pracę. Sunnicki meczet został zaatakowany przez bojówkarzy, którzy zabili 70 osób. Niemal automatycznie oskarżono o to szyitów. Niezależnie, kto za tym stał, wpłynęło to na zwiększenie napięcia między tymi grupami. Cały wysiłek rządu musi być skoncentrowany na tym, aby doprowadzić do pojednania między tymi grupami. Wierzę, że jeśli uda się zachować pokój pomiędzy różnymi grupami w Iraku, to uda się go zachować na świecie. Żeby tak się stało, ONZ, Stany Zjednoczone i Unia Europejska powinny teraz zrobić znacznie więcej niż do tej pory. Ufamy, że wysiłki wspólnoty międzynarodowej powstrzymają tę inwazję. Dziękuję wszystkim ludziom, którzy modlą się za prześladowanych chrześcijan. Bardzo tego potrzebujemy.

«« | « | 1 | » | »»

aktualna ocena |   |
głosujących |   |
Pobieranie.. Ocena | bardzo słabe | słabe | średnie | dobre | super |

Reklama