O podróży pełnej Bożych znaków i o tygodniu wyciszenia ze studentkami dziennikarstwa UPJPII Barbarą Rozmus i Eweliną Słomką rozmawia Paulina Smoroń.
Paulina Smoroń: Na przełomie września i października byłyście w Taizé, na południu Francji. Drogę postanowiłyście pokonać autostopem. Nie bałyście się?
Barbara Rozmus: Oczywiście, gdzieś w głębi duszy trochę się obawiałyśmy, jednak przygoda z autostopem w tle już od dawna się nam marzyła...
Ewelina Słomka: Basiu! Trzeba powiedzieć szczerze – nie miałyśmy pieniędzy, żeby tam inaczej dojechać. Wyruszyłyśmy, mając w portfelu po ok. 100 euro, ale tyle nam wystarczyło, a nawet jeszcze zostało.
A dlaczego akurat Taizé?
B.R.: To przeze mnie. (śmiech) Na spotkania europejskie (Pielgrzymkę Zaufania przez Ziemię) organizowane przez wspólnotę Taizé już dawno chciałam się wybrać. Niedawno mój znajomy zamieścił na Facebooku post o wiosce w Taizé. Wtedy marzenie odżyło. Zapytałam Ewelinę, czy chciałaby się tam wybrać razem ze mną. Miesiąc później byłyśmy na miejscu. W Taizé zafascynowało mnie, że ludzie, którzy się tam spotykają, są ponad wszelkimi podziałami i że łączy ich jedno – Jezus Chrystus.
E.S.: A ja czułam, że jest coś pociągającego w tym miejscu. Taizé znałam tylko z muzyki, która mnie zachwyciła.
W końcu wyszłyście z domu, z ogromnymi plecakami na sobie...
B.R.: I poszło nam zaskakująco dobrze. Nie musiałyśmy nawet zatrzymywać się w części miejsc, które wcześniej zaplanowałyśmy, a we Francji byłyśmy już dwa dni później!
Wierzycie, że Pan Bóg maczał w tym palce?
E.S.: Bez wątpienia! Kiedy teraz patrzę na tę podróż, widzę, że każdy kierowca po prostu był nam zesłany.
B.R.: Każdy z nich był też przez nas wymodlony. Przed kolejnymi odcinkami drogi prosiłyśmy Ducha Świętego o prowadzenie i opiekę, i tak faktycznie było! Co ciekawe, jeszcze w domu, przed wyjazdem, poprosiłyśmy Boga o słowo, które będzie nas prowadziło i dostałyśmy je! To był 27. rozdział Dziejów Apostolskich. Przeczytałam ten fragment na głos i wtedy już obie wiedziałyśmy, że się nam uda. Pan Bóg powiedział nam, że dotrzemy do „miejsca zwanego Dobre Porty”.
W podróży potrzeba Wam było także dużej wiary w ludzi.
E.S.: To prawda, chociaż dla mnie to była bardziej próba zaufania Bogu – czy rzeczywiście jestem otwarta na wszystko, co On ma dla mnie, czy jednak ucieknę przy najbliższej okazji. A nie wszystko szło zgodnie z planem. Gdy byłyśmy już bardzo blisko celu, zaledwie 30 km przed Taizé, Chorwat, z którym jechałyśmy, wysadził nas na stacji benzynowej. Było późno i bardzo zimno. Postanowiłyśmy tę noc spędzić na stacji, ale ruszyłyśmy dalej z samego rana. Wtedy już pieszo, nie autostopem.
B.R.: Gdy przeszłyśmy ok. 6 km, zatrzymało się jednak małżeństwo z Francji, które podwiozło nas pod samą furtkę naszych Dobrych Portów. Cały czas myślałyśmy, że gdy już będziemy na miejscu, to ktoś od razu się nami zajmie, oprowadzi, da coś do jedzenia...
Rzeczywistość była inna?
E.S.: Okazało się, że każdy był zajęty swoimi sprawami. Spędziłyśmy 3 godziny pod drzewem, czekając na powitanie o 15.30.
B.R.: Mimo to z każdą minutą podobało nam się tam coraz bardziej. Kiedy się tam przyjeżdża, człowiek nagle czuje, że jest wolny!
aktualna ocena | |
głosujących | |
Ocena |
bardzo słabe |
słabe |
średnie |
dobre |
super |
Rosną m.in ograniczenia w zakresie deklaracji chrześcijańskiego światopoglądu w życiu publicznym.
Boże Narodzenie jest również okazją do ponownego uświadomienia sobie „cudu ludzkiej wolności”.