Chrześcijanie powinni stać się duszą zjednoczonych narodów Europy - uważa prof. Andrea Riccardi, współzałożyciel i przewodniczący rzymskiej Wspólnoty św. Idziego. Taką opinię wyraził przemawiając podczas III Europejskiego Zgromadzenia Ekumenicznego.
Zastanawiając się nad użytecznością tego spotkania, włoski historyk Kościoła wskazał, że chrześcijanie, jeśli nie traktują tego zgromadzenia jako wydarzenia głównie rytualnego, mają wspaniałą okazję do wspólnego spojrzenia na nasz kontynent i świat. Stawiają im one dramatyczne pytania: Jak możemy odnowić życie Europy? Jak możemy stać się ewangeliczną obecnością w świecie? Jaki będzie świat jutra, poza tym, że na pewno będzie mniej europejski i mniej zdominowany przez Europę?
Prelegent zauważył, że chrześcijanie często ograniczają się do patrzenia na problemy własnej wspólnoty lub swojego kraju. To jednak nie wystarczy, gdyż zglobalizowany świat potrzebuje szerszej wizji, nie skupionej na wzorcach kultury globalnej. "Świat potrzebuje wizji chrześcijańskiej, śmiałej perspektywy, takiej, jaką wskazały pierwsze pokolenia chrześcijan, zdolne do uwolnienia się od partykularyzmu, który jest lękiem przed światem i brakiem zaufania w moc Ewangelii" - diagnozował Riccardi.
Jego zdaniem, największym bogactwem Europy jest panujący w niej od 60 lat pokój. Może on być uznany za coś normalnego przez ludzi młodych, ale w istocie jest czymś niezwykłym w dziejach kontynentu. Jest on błogosławieństwem Boga i Jego świętym darem, marnowanym przez nas, gdy popadamy w nacjonalizmy, które zamykają nas w pragnieniu samowystarczalności i czynią ślepymi na rzeczywistość. Tymczasem większość państw Europy, bez względu na swą wielkość, nie jest w stanie stawić czoła wyzwaniom ze strony gospodarki i cywilizacji największych krajów Azji, takich jak Chiny i Indie.
Według włoskiego historyka, Europa, która zawsze "rozlewała" się na cały świat, nie może dziś stać się "strzeżoną twierdzą", jakby była wyspą pośród świata. Tym bardziej, że następuje w niej spadek demograficzny. W 2025 r. na naszym kontynencie będzie mniej chrześcijan niż w Afryce. Europa nie jest już więc taka, jaką była. Choć bogata w pokój i dobrobyt, jest niepewna samej siebie i pełna lęku. A jaka będzie? I co w niej będzie z chrześcijaństwem, które w XX w. przeszło przez okres męczeństwa, zwłaszcza w Rosji, Albanii i Hiszpanii? - zastanawiał się Riccardi.
"Odpowiedzią na te pytania jest krzyż Chrystusa, choć mówienie o nim może drażnić kulturę lęku i dobrobytu. Jednakże przemiana świata - uwolnienie go od zła, od "nędzy, wciąż istniejącej w bogatej Europie, która zapomniała już słowa «sprawiedliwość»", od nędzy południowej części świata, rozszerzającej się przemocy i wojen - zawsze rozpoczyna się od przemiany ludzkiego serca. Dlatego "ludzie ducha" nie mogą przestać "dźwigać" świata. Wiara w "opatrznościowe zbawienie gospodarcze" nie wystarczy, by wskazać drogę na przyszłość. "Jesteśmy zmęczeni ideologiami i ideologiczna forma chrześcijaństwa to dla nas zbyt wiele. Potrzebujemy życia pełnego wiary i miłości w tej Europie, której brakuje wizji przyszłości" - wskazał założyciel Wspólnoty św. Idziego.
Aby tak się stało, chrześcijanie muszą się uwolnić od lęku - do czego wzywał Jan Paweł II - i niezaspokojonych pragnień. Sprawiają one, że żyjemy dla siebie, bezsilni, ciaśni i zamknięci w sobie, niezainteresowani ludźmi poza Europą, których życie nieraz nie jest warte tego miana. "Czy będziemy zdolni rzucić wyzwanie kulturze krajów i wspólnot, które żyją dla siebie?" - pytał Riccardi. Powinniśmy w tym celu "zerwać z polityczną poprawnością życia dla siebie w twierdzy Europa i z samolubną krótkowzrocznościa europejskich narodów, zamkniętych w sobie" - nawoływał mówca.
Pomagając Europie w zerwaniu z życiem dla siebie, zwyciężymy także nacjonalizmy - wyjaśnił mówca. Przestrzegł, że państwa nie mogą planować przyszłości tylko narodowej, bo w przeciwnym wypadku nie posunie się naprzód proces jednoczenia kontynentu. Kraje boją się utraty czegoś dzisiaj, ale w przyszłości stracą jeszcze więcej, jeśli zostaną same.
Zdaniem Riccardiego chrześcijanie jako bracia powinni stać sie duszą zjednoczonych narodów Europy. Właśnie temu ich braterstwu służy ekumenizm, będący wymianą darów. "Potrzebujemy siebie nawzajem" - zaznaczył założyciel Wspólnoty św. Idziego.
W tym kontekście przypomniał o inicjatywie Ekumenicznego Patriarchatu Konstantynopola, który od 1989 r. obchodzi święto stworzenia. Przypada ono 1 września - w dniu, w którym w 1939 r. "wojska nazistowskie najechały Polskę, a Europa pogrążyła się w otchłani".
To właśnie w Europie zaczęły się w XX w. dwie wojny światowe. Dlatego pokój na naszym kontynencie może być początkiem pokoju na świecie. Europa ma szansę, by stać się czynnikiem braterstwa między narodami, a europejscy chrześcijanie powinni podjąć się tego zadania. Z ich życia duchowego może - według Riccardiego - zrodzić się "mądra kontemplacja świata, zdolna do widzenia w nim wspólnego domu wszystkich ludzi".
W ramach kampanii w dniach 18-24 listopada br. zaplanowano ok. 300 wydarzeń.
Podczas liturgii odczytano Przesłanie Soboru Biskupów z okazji 100-lecia autokefalii.