Rozłam nie jest dobrym wyjściem. Zgoda na grzech podobnie. Co zrobić, gdy własny Kościół zdaje się ignorować podstawowe wskazania Ewangelii? To jak wybór między dżumą a cholerą. Współczuję tym, którzy muszą w takich sytuacjach wybierać.
W Kościele episkopalnym USA doszło do rozłamu. Część diecezji i parafii postanowiła odłączyć się od macierzystej wspólnoty i utworzyć Kościół Anglikański w Ameryce Północnej. Pozostając we wspólnocie anglikańskiej (należy do niej więcej Kościołów tej tradycji) oddziela się on od struktur macierzystego Kościoła episkopalnego.
Decyzja nie jest zaskoczeniem. Zanosiło się na nią od dawna. Część anglikanów nie chciała pogodzić się ze zmianami, do jakich doszło w ostatnim czasie w ich wspólnocie. Paradoksalnie, głównym powodem rozłamu nie były, jak to dotąd w historii Kościoła bywało, kwestie dogmatyczne. Poszło głównie o moralność. Konkretnie o to, że Kościół episkopalny w USA nie tylko homoseksualizm toleruje, ale jednopłciowe związki błogosławi. I co jeszcze gorsze, decyduje się nawet na udzielanie święceń biskupich tym, którzy otwarcie homoseksualizm praktykują.
Choć rozłam na pewno nie jest rzeczą dobrą, tym razem niespecjalnie się dziwię. Wcześniej w łonie Wspólnoty Anglikańskiej podejmowane już były różne próby naprawy sytuacji. Między innymi zwołana w czerwcu do Jerozolimy Światowa Konferencja ds. Przyszłości Kościoła Anglikańskiego apelowała do Wspólnoty Anglikańskiej o wierność Pismu Świętemu i Tradycji. Niestety, najważniejsze gremium tej wspólnoty, zwoływana co 10 lat Konferencja Lambeth, nie zakończyła się żadnymi konkretnymi rozwiązaniami. A głos przywiązanych do tradycyjnych wartości zdawał się liczyć coraz mniej. Niektóre amerykańskie parafie i diecezje Kościoła episkopalnego skłaniały się nawet ku rozwiązaniu, by odłączając się od macierzystej wspólnoty, stać się częścią bardziej konserwatywnych diecezji tego Kościoła w Afryce czy Ameryce Południowej. W tym kontekście decyzja o powołaniu w ramach Wspólnoty Anglikańskiej nowego Kościoła nikogo nie może dziwić.
Szacuje się, że nowy Kościół będzie liczył około 100 tys. członków. Zważywszy, że do Kościoła episkopalnego w USA i Kanadzie należy ok. 2,4 miliona osób, nie jest to liczba przytłaczająca. Owo zestawienie dobrze chyba ilustruje istotę problemu, z jakim przyszło się mierzyć chrześcijanom wiernym tradycyjnemu nauczaniu: w swoim Kościele czuli się coraz mniej u siebie. A biskupi trzymający się nauczania Pisma Świętego, za próby tworzenia alternatywnych struktur, byli usuwani ze swoich urzędów.
Nie zmienia to faktu, że utworzenie nowej struktury kościelnej to zła wiadomość. Wiem, że podjęto ją w słusznej sprawie. Jako chrześcijanin chciałbym mieć nadzieję, że obecna sytuacja stanie się początkiem naprawy sytuacji we Wspólnocie Anglikańskiej, co w konsekwencji uczyni łatwiejszym dialog tego Kościoła z katolikami (i prawosławnymi). Wszak wierzę, że Bóg potrafi działać cuda. Rozum podpowiada mi jednak, że to mało prawdopodobne. Cuda jednak rzadko zdarzają się na życzenie. Tu zresztą nie chodzi o sprawę tak proste, jak uzdrowienie. Tu trzeba przemiany zatwardziałych ludzkich serc...
W ramach kampanii w dniach 18-24 listopada br. zaplanowano ok. 300 wydarzeń.
Ciąg dalszy kampanii reżimu prezydenta Daniela Ortegi przeciwko Kościołowi katolickiemu.
Podczas liturgii odczytano Przesłanie Soboru Biskupów z okazji 100-lecia autokefalii.
W Białymstoku odbył się z tej okazji koncert dzieł muzyki cerkiewnej w wykonaniu stuosobowego chóru.