Jest w misji coś magnetycznego... Przyciąga rzesze tych, którzy widzą w niej nadzieję na nowe jutro i nie tylko w sensie doczesnym.
Z drugiej jednak strony istnieje całkiem spora liczba przeciwników wszelkich przejawów ewangelizacji, którzy doszukują się w niej manipulacji, indoktrynacji czy nawet przymusu.
Nie zamierzam rozstrzygać tego sporu teraz, nie ma to najmniejszego sensu, nie przekona się przekonanych. Natomiast mnie samej w misji absolutnie fascynującym wydaje się pewien nieuchwytny moment, wykraczający poza ludzką percepcję rzeczywistości, kiedy wypowiedziane Słowo wiąże niebo z ziemią, ukazując zupełnie inną perspektywę bycia w świecie. W tym miejscu nasuwa się pytanie, co takiego musi się stać, by poszukujący dotąd człowiek odnalazł swoje miejsce w życiu i w Bogu widział jego sens? Kto lub co decyduje o tym, że, jak to nazwał Rudolf Bultmann, ludzka egzystencja niewiary staje się egzystencją wiary?
Samo zwiastowanie Słowa, na którym opiera się misja, dotyczy relacji pomiędzy trzema osobami - Bogiem, zwiastującym i tym, który słucha. Od czasów pierwszych naśladowców Chrystusa ludzie spierają się o to, co w owym momencie przemiany jest decydujące - forma przekazu, akt wolnej woli, w którym człowiek zwiastowanego Boga nazywa swoim Bogiem, czy może zarówno zwiastujący, jak i przyjmujący Słowo są jedynie narzędziami w Boskim planie zbawienia, natomiast samo "nawrócenie" stanowi li tylko akt Bożej łaski? Nie będzie niczym odkrywczym, jeśli dodam, że poszukiwania odpowiedzi na te i podobne im pytania podzieliły chrześcijan na wiele wyznań i jako takie stały się treścią współczesnej dogmatyki.
Tymczasem cała sprawa ma jeszcze jeden zasadniczy aspekt, mianowicie ów niezwykle istotny moment przemiany myślenia wiąże się nierozłącznie z przemianą życia. Stąd już bardzo blisko do kwestii natury etycznej, a te są mi szczególnie drogie. Zatrzymam się zatem przy problematyce związanej z formą zwiastowania, bo punktem wyjścia wydaje mi się odpowiedź na pytanie, jakie warunki muszą zostać spełnione, żeby historia opowiedziana przez, jakby nie było, obcego człowieka, miała kogoś przekonać do tego stopnia, by chciał uznać ją za swoją i uczynił treścią własnego życia.
Ewangelizacja będąca podstawowym narzędziem misji ma często to do siebie, że zwiastujący ma zaledwie kilka chwil, by przekonać słuchacza o słuszności sprawy, którą głosi. Mając do dyspozycji tak niewiele czasu, trzeba myśleć jak go najlepiej wykorzystać. Wypowiedziane Słowo ma przecież zapaść głęboko w świadomość, by następnie krok po kroku zmieniać codzienność. To musi być mocne uderzenie, stąd istnieje przekonanie, że nie każdy potrafi wyczuć ów specyficzny rodzaj zwiastowania.
Potrzeba zatem odpowiedniej aparycji, dobrego głosu, umiejętności budowania napięcia i oprócz wielu innych zalet, nade wszystko przekonania o słuszności sprawy, za którą się stoi. Jak mówią, diabeł tkwi w szczegółach i właśnie w tym miejscu pojawia się pierwszy drobiazg, którym obciążona jest każda misja. Za głoszonym Słowem stoi niedoskonały człowiek i dar zwiastowania może stać się przekleństwem w tym sensie, że ów nieszczęśnik przestanie żywić przekonanie o wszechmocy Najwyższego, by wygodnie rozsiąść się na tronie chwały...
Do tego dla tych, którzy oczekują od głoszącego świadectwa wiary w codziennym życiu, ewangelizacja będzie jedynie epizodem pozbawionym etyki działania. Powyższa kwestia jest celem misji innej natury, gdzie misjonarze na dłuższy czas wtapiają się w tłum poszukujących, zamieniając powoli poczucie wyobcowania i samotności na pewność bycia bezwarunkowo kochanym.
Ewangelizacja obarczona jest jeszcze jedną trudnością, bodaj najczęściej zarzucaną tej formie działalności misyjnej. Otóż jeszcze przed chwilą słuchający zwiastowania, a już świeżo upieczony chrześcijanin, być może jak nikt inny, narażony jest na upadek. Nowe życie konstytuuje się bowiem w zwykłej codzienności i jest rzeczą pewnej wprawy doświadczać Boga w lekturze porannej gazety. Kiedy mija pierwsze uniesienie, a huk fajerwerków jest ledwo słyszalny, potrzeba mądrej opieki kogoś bardziej obytego w meandrach prawa obowiązującego w Królestwie Bożym.
Wobec wspomnianych zagrożeń, szczególnie udanym wydał mi się pomysł, wykorzystywany roztropnie przez niektórych misjonarzy, zwany powszechnie "zakładem Pascala". Jego twórca, Blaise Pascal, erudyta, człowiek nauki, ale i swego czasu wielki sceptyk, któregoś dnia zawiesił na kołku swój rozum i oddał pole Bogu.
Ów krok poprzedziło zwątpienie, kiedy okazało się, że matematyka, której był pewien jak niczego na świecie, nie dała odpowiedzi na wszystkie nurtujące go pytania. Wówczas to doszedł do kontrowersyjnego wniosku, że wiedza, która nie sprawdza się w każdym przypadku, nie jest prawdziwą wiedzą. I tak przestrzeń po dziurawej "niewiedzy" wypełnił Bogiem.
Pascal umarł jako asceta i człowiek wielkiej wiary, ale wcześniej chciał o słuszności swoich wywodów przekonać innych podobnych mu sceptyków. Stąd kontrowersyjny zakład pomyślany z iście matematyczną prostotą - załóż, że Bóg istnieje i żyj ze wszystkimi konsekwencjami tego założenia. Jeśli po śmierci okaże się, że miałeś rację, zyskasz jeszcze jedno życie, jeśli założenie okaże się nieprawdziwe, nic nie straciłeś, ponieważ przeżyłeś jedno dobre i uczciwe życie.
Propozycja Pascala nie ma wiele wspólnego z euforycznym nastrojem towarzyszącym czasem ewangelizacyjnemu zwiastowaniu, nie ukazuje przymiotów głoszącego Słowo, ani nie akcentuje przesadnie osoby słuchacza. Nie obiecuje rzeczy nie z tej ziemi, przeciwnie - wskazuje na codzienność jako klucz do zrozumienia sensu Słowa Bożego. Jest w niej za to miejsce na łaskę, bo mimo najwyższych wysiłków z naszej strony owa tajemna przemiana życia dokonuje się każdego dnia w Bogu, przez Niego i dzięki Niemu. Dlatego właśnie pozornie chłodno skalkulowany zakład Pascala wydaje się być rzadkim połączeniem pewności wiary, skromności i pokory, znajdującym odzwierciedlenie w etyce działania.
Artykuł pochodzi z kwartalnika "Warto" wydawanego przez Centrum Misji i Ewangelizacji Kościoła Ewangelicko Augsburskiego w RP
aktualna ocena | |
głosujących | |
Ocena |
bardzo słabe |
słabe |
średnie |
dobre |
super |
Rosną m.in ograniczenia w zakresie deklaracji chrześcijańskiego światopoglądu w życiu publicznym.
Boże Narodzenie jest również okazją do ponownego uświadomienia sobie „cudu ludzkiej wolności”.