"Prezent pod choinkę" w kilku odsłonach, czyli jak to się zaczęło

Miłą rzeczą jest robienie prezentów drugiej osobie. Tym bardziej, jeśli są to rzeczy zaspakajające najpilniejsze potrzeby.

Wściekłość

Rano oczekuję, że uda nam się szybko załatwić formalności. Moje zdziwienie jest ogromne, gdy po trzech godzinach jesteśmy w punkcie wyjścia. Bez śniadania, nawet bez porannej kawy, odwiedzamy różne biura, ale nie posuwamy się do przodu. Zaczynam tracić cierpliwość, bo nasi gospodarze nie odrobili pracy domowej i nie przygotowali się na nasze przyjęcie.

A może po prostu tak to tutaj funkcjonuje? W końcu wyposażeni w różne pisma ruszamy do Urzędu Celnego. Trafiamy na bardzo uprzejmego celnika. Wyjaśnia nam, że musimy jechać do Czopu, miasta oddalonego o czterdzieści kilometrów, bo tam urzęduje naczelnik, który może wyrazić zgodę, by rozładować nasze samochody. Wreszcie coś więcej wiadomo. Jedziemy.

Wstępujemy po drodze do domu parafialnego. Tłum dzieci czeka przed drzwiami. Ta parafia prowadzi też dożywianie dzieci z okolicy i teraz jest właśnie pora posiłku. Jedna grupa już zajada, kilka następnych czeka na swoją kolej. Dla wielu z tych dzieci to jedyny posiłek w ciągu dnia. My też jeszcze nic nie jedliśmy. Porywamy kilka kawałków suchego chleba grubego na dwa palce, kilka plastrów mielonki grubej na pół palca, wkładamy to wszystko w gazetę i w drogę. Przed nami godzina jazdy, choć to tylko czterdzieści kilometrów. Tu nikt nie odśnieża dróg, a tym bardziej nie posypuje. Jest śnieg i kilkanaście stopni mrozu.

Dojeżdżamy do Czopu. Pastor Misza bez trudu znajduje siedzibę urzędu celnego. Piękny odrestaurowany budynek obok równie okazałego dworca i Urzędu Ochrony Państwa. Pozostałe budynki już mniej okazałe. Pytamy na portierni o naczelnika. Nie ma. Jest na naradzie, będzie może za godzinę.
- Poczekajcie, napijcie się kawy – sugeruje strażnik.

Jest druga po południu. Tu nikt się nie spieszy. Wszyscy mają czas. Tylko my jacyś tacy dziwni... Głód daje o sobie znać. W pobliżu jest restauracja. Zamawiamy obiad. Oczywiście barszcz ukraiński. Poza nami jest tylko jeszcze dwóch mężczyzn w drugim końcu sali. Obsługa jest miła i działa sprawnie. Po godzinie meldujemy się ponownie w urzędzie. Naczelnika jeszcze nie ma. Na korytarzach spory ruch. Wszyscy ubrani w mundury służb celnych. Oni też się nie spieszą. Rozmawiają ze sobą, spacerują po korytarzu. Jesteśmy chyba jedynymi petentami.

Naczelnik pojawia się gdzieś po czterdziestu minutach. Wyjaśnia nam, że Kościół, do którego przywieźliśmy dary, musi wystąpić z wnioskiem do specjalnej komisji, która zbiera się dwa razy w miesiącu przy ministrze w Kijowie i ta komisja decyduje, czy można te dary rozdzielić. Ma dziewięćdziesiąt dni na podjęcie decyzji. Nic nie pomaga tłumaczenie, że czapki, szaliki, że dzieci marzną, bo mróz. Dostajemy jednak zgodę na rozładowanie samochodów i złożenie całego ładunku w pomieszczeniu, które ma zostać zaplombowane.

Opuszczamy Czop zagryzając wargi, wściekli i bezradni. Jest jeszcze widno, gdy zabieramy się za rozładunek. Pamiątkowe zdjęcie z celnikiem, który nadzoruje całą pracę i ustawia się kolejka do podawania paczek. Idzie sprawnie, ale pomimo tego trwa to ponad dwie godziny. Gdy wszystko jest już w jednym z pomieszczeń, celnik na oczach kilkunastu ludzi, którzy pomagali przy rozładunku, plombuje drzwi. Nie zazdroszczę mu. Musi czuć się koszmarnie, zamykając na oczach głodnych ludzi drzwi do pokoju z jedzeniem. Przez cały ten czas płot okalający dom i plac oblepiony był dziećmi. To dla nich przywieźliśmy te paczki, ale nie możemy ich rozdać. Wściekłość i bezsilność to ciekawa mieszanka...

Ostatnie pieczątki i mamy dokumenty na wyjazd. Celnik dobrze rozumiał po polsku, więc nie było problemów. Podpowiada Miszy, jak ma działać dalej, by jak najszybciej można było rozdawać paczki. W czasie, gdy ja zwiedzałem urzędy celne, Piotr, Wojtek i Paweł zwiedzali miasto, robili zdjęcia i film. Mają sporo materiału. Siedzimy teraz wszyscy razem u Rusłana. Oglądamy jego ślubne zdjęcia, opowiadamy wrażenia z minionego dnia. Czas wracać. Jestem szczęśliwy, że nasza część dzieła jest zrobiona. Trudno pogodzić się jednak z myślą, że jeszcze daleka droga do całkowitego zakończenia akcji.
 

«« | « | 1 | 2 | 3 | 4 | 5 | 6 | » | »»

aktualna ocena |   |
głosujących |   |
Pobieranie.. Ocena | bardzo słabe | słabe | średnie | dobre | super |

Reklama