Miłą rzeczą jest robienie prezentów drugiej osobie. Tym bardziej, jeśli są to rzeczy zaspakajające najpilniejsze potrzeby.
Na początku października 2001 pojawił się pomysł zorganizowania akcji, w ramach której zrobione w Polsce paczki miałyby zostać posłane na Ukrainę. Zaraz też pojawiła się wątpliwość - przecież dzieci, które nie dostaną żadnego prezentu pod choinkę, u nas też nie brakuje.
W dotychczasowych akcjach udział brały parafie Kościoła ewangelicko-augsburskiego, parafie reformowane, wolne zbory, parafie rzymskokatolickie, szkoły, świetlice środowiskowe i socjoterapeutyczne, studenci.
Wątpliwości
Miłą rzeczą jest robienie prezentów drugiej osobie. Tym bardziej, jeśli są to rzeczy zaspakajające najpilniejsze potrzeby. Na początku października 2001 pojawił się pomysł zorganizowania akcji, w ramach której zrobione w Polsce paczki miałyby zostać posłane na Ukrainę. Zaraz też pojawiła się wątpliwość - przecież dzieci, które nie dostaną żadnego prezentu pod choinkę, u nas też nie brakuje. Ktoś jednak przypomniał słowa Pana Jezusa: "ubogich pośród siebie zawsze mieć będziecie”. Prawda. Mamy wiele okazji, by okazać pomoc i ciepło ludziom mieszkającym w klatce obok. Może warto zrobić raz coś dla kogoś, kto mieszka dalej?
Przed oczyma stanęły lata osiemdziesiąte i TIR-y załadowane darami, docierające z Zachodu do Polski. Ludzie, którzy je wtedy organizowali i wspierali, nie myśleli tylko o swoich współwyznawcach. Było ważne, że nam brakowało podstawowych środków do życia. Zawsze są tacy, którzy chcą dawać – dla nich liczy się drugi człowiek, który jest w potrzebie.
Gdy zostały rozwiane pierwsze wątpliwości, określony adresat akcji i termin jej realizacji, pojawiły się ulotki, które powędrowały w kraj. Jakie będą pierwsze głosy? Jak zareagują ludzie? Jaki będzie odzew?
Niepewność
Koniec października 2001. Żona wyłożyła ulotki “Prezent pod choinkę” na ladzie księgarni. Znajomi, którzy wstępują, aby zamienić kilka słów, czytają z zainteresowaniem
- Dobry pomysł! Ciekawe! - słyszymy.
Ulotki rozchodzą się jak ciepłe bułeczki, ale to jeszcze nic nie znaczy. Czy będą paczki? Czy nie oczekujemy zbyt wiele? W dwa dni później znajoma przyniosła pierwsze dwa prezenty. Sama ma dwoje dzieci i starają się z mężem adoptować trzecie. Nie należą do najbogatszych. Moja żona podgląda zawartość – wow!
Zagląda do nas młoda dziewczyna – sąsiadka-plastyczka, w dziewiątym miesiącu ciąży.
- Czy mogłaby Pani zrobić kilka plakatów o tej akcji? - pyta żona. Po dwóch dniach są gotowe. Była okazja, aby ją odwiedzić i trochę porozmawiać. Następnego dnia jesteśmy umówieni w pobliskich szkołach. Zawozimy ulotki, plakaty. Zachęcamy dyrektorów do rozpropagowania akcji wśród młodzieży.
- My też mamy dużo biednych dzieci – słyszymy – ale zobaczymy, co da się zrobić. Zachęcamy, żeby klasa zrobiła choć po jednej paczce. Mija kilka dni. Paczki przestają się mieścić w księgarni. Wynosimy je do parafialnego biura. Coraz ciaśniej. Koniec listopada. Zgłaszają się szkoły.
- Możecie odebrać?
- Przyjedźcie jeszcze raz, bo dzieci doniosły!
aktualna ocena | |
głosujących | |
Ocena |
bardzo słabe |
słabe |
średnie |
dobre |
super |
Rosną m.in ograniczenia w zakresie deklaracji chrześcijańskiego światopoglądu w życiu publicznym.
"Zabili ich na różne sposoby. Są wszystkie dowody na to, jak ich torturowali."