Chrystus jedynym fundamentem Kościoła (1 Kor 3,1-23)

© Materiały opracowane przez Radę Episkopatu ds. Ekumenizmu oraz Polską Radę Ekumeniczną pod redakcją: Bpa Tadeusza Fikusa Bpa Edwarda Pasłęckiego Bpa Zdzisława Trandy Ks. Henryka Paprockiego

HOMILIA

Od lat jest tak, że liturgię i teksty do czytań w czasie Tygodnia Powszechnej Modlitwy o Jedność Chrześcijan ustala Papieska Rada ds. Popierania Jedności Chrześcijan oraz Komisja Wiara i Ustrój Światowej Rady Kościołów. Tegoroczne modły odbywają się pod hasłem Budujcie na założonym fundamencie, w oparciu o słowa zaczerpnięte z Pierwszego Listu apostoła Pawła do Koryntian 3,12-13. Wiersz poprzedzający ten fragment w sposób jednoznaczny rozstrzyga, że tym fundamentem jest Jezus Chrystus. I tylko to, co zbudowane jest na Jezusie Chrystusie, daje gwarancję, że budowla jest dobra. Precyzuje to również myśl przewodnia dzisiejszego, czwartego dnia naszych modłów o jedność chrześcijan - Jeśli Pan domu nie zbuduje, próżno trudzą się ci, którzy go budują (Ps 127, 1 a).

W Kościele Ewangelicko-Metodystycznym w Polsce słowa te są szczególnie mocno związane z zapowiedziami przedmałżeńskimi. Duchowny ogłaszając podczas nabożeństwa zamiar wstąpienia w związek małżeński dwojga ludzi, bardzo często kończy ten anons właśnie tymi słowami. W tych słowach mieści się modlitwa o błogosławieństwo dla osób pragnących rozpocząć wspólne życie, ale też zachęta do tego, by wszelkie plany o budowaniu wspólnego życia oparte zostały na Jezusie Chrystusie.

To odniesienie do związku małżeńskiego w kontekście tegorocznej ekumenicznej oktawy o jedność chrześcijan jest usprawiedliwione z tego względu, że wspólnota małżeńska, wspólnota rodzinna tworzy najmniejszy Kościół lokalny. A więc chrześcijańska rodzina w mikroskali jest Kościołem i stanowi cząstkę Kościoła Powszechnego.

Rodzina jest tą sferą życia, w której każdy członek ma swoje miejsce, a z nim związane są określone prawa i obowiązki. W języku Starego Testamentu słowo bayth znaczy zarówno dom, jak i rodzinę. Zbudować dom znaczyło nie tylko położyć fundamenty i wznieść ściany określonej budowli; istniał też obowiązek (przywilej?) założenia rodziny, posiadanie potomstwa i przekazanie temu potomstwu pewnych dobrych przykładów i cnót. Dlatego dla Semitów dom przedstawiał ogromną wartość; do tego stopnia, że mężczyznę, który dopiero co zbudował dom, zarówno w sensie fizycznym, jak i w przenośni (wstąpił w związek małżeński), Prawo zwalniało (Pwt 20,5) z pewnych ciężarów na rzecz społeczeństwa, np. udziału w wojnie, nawet gdy była to tzw. wojna święta. My także używamy czasami zamiennie słowa „dom", wskazując na określoną rodzinę.

Człowiek jest tak ukształtowany, że drzemie w nim pragnienie posiadania jakiegoś miejsca, w którym czułby się jak u siebie, gdzie mógłby odpocząć od trudu związanego z pracą i zachować swoją prywatność. Żydzi, którzy po latach babilońskiej niewoli wracali do ziemi ojców pod wodzą Nehemiasza, bezpośrednio po powrocie w rodzinne strony zadbali o odbudowę swoich dawnych domostw. Zabrano się do naprawy murów i odbudowy Jerozolimy. Chcieli czuć się w granicach miasta bezpiecznie, jak we własnym domu. Każdy człowiek ma prawo do tego, aby posiadać dom czy mieszkanie, które należy do niego, jest jego własnym światem, do którego wstęp mają tylko ci, których on tam zaprosi.

Nawet Pan Jezus, kiedy żył na ziemi miał takie miejsce. Jego pierwszym domem, miejscem, w którym przyszedł na świat, była grota w Betlejem (Dom Chleba) służąca za schronienie dla trzody i pasterzy. Potem był to Nazaret, gdzie się wychował - dom Jego ziemskich rodziców, Marii i Józefa, którzy opiekowali się Nim, dopóki nie rozpoczął samodzielnego życia. Później za takie miejsce możemy uznać dom Marii i Marty oraz ich brata Łazarza. To u nich czuł się dobrze i bezpiecznie. Mimo że były na ziemi takie miejsca, w których znajdował schronienie i wytchnienie, to jednak ze smutkiem i zadumą mówił: Lisy mają jamy i ptaki niebieskie gniazda, ale Syn Człowieczy nie ma gdzie by głową skłonił (Mt 8,20).

Jego prawdziwym domem był Dom Ojca. Oświadczył przecież, mając zaledwie dwanaście lat, że musi być w sprawach swojego Ojca. Tu na ziemi tym domem była dla Niego świątynia. Identyfikował się z nią do tego stopnia, że kiedy występował w niej, to czynił to z powagą, jaka przysługuje Synowi, który czuje się tu jak u siebie w domu. Kiedy nadszedł czas, aby stanąć w obronie jej godności, nie zawahał się ani przez moment i „płonąc świętym oburzeniem” rozpędził handlarzy i kupujących, mówiąc: Napisano: Dom mój będzie nazwany domem modlitwy, a wy uczyniliście z niego jaskinię zbójców (Mt 21,13). Mimo iż był przepełniony troską o ten dom, wiedział, że jest on przeznaczony na zniszczenie. Dopiero na Nim, na Chrystusie miał być zbudowany nowy dom - Kościół, którego nawet bramy piekielne nie będą w stanie zniszczyć (patrz: Mt 16,18).

Słowa z czytanej dziś Ewangelii odsłaniają przed nami rąbek spraw związanych z życiem rodziny. W przypowieści o najmowaniu robotników do pracy w winnicy odnajdujemy coś z naszej rzeczywistości. Plac, na którym spotykają się ludzie poszukujący pracy, to nasz współczesny „pośredniczak", gdzie bezrobotni każdego dnia wystają przed okienkiem w poszukiwaniu zatrudnienia. Warto zwrócić uwagę, że robotnicy pokazani w tej przypowieści to ludzie solidni, to nie jakieś tam „niebieskie ptaki", którym nie chce się pracować, to ludzie, którzy odpowiedzialni są za egzystencję swoich rodzin. Wnioskuję to z tego, że wielu z nich, pomimo tego, że właściwie minęła już pora naboru do pracy, pozostali na placu, nie odeszli zrezygnowani do swoich domów. Łudzili się, że wbrew logice może jeszcze ktoś zjawi się, aby wynająć ich do pracy.

Zwróćmy uwagę, że z pierwszymi najemnikami właściciel winnicy zawarł kontrakt. Uzgodniono czas pracy, a także wysokość wynagrodzenia. Można powiedzieć, że ludzie ci otrzymali pewne gwarancje, które miały zapewnić im odpowiednie apanaże związane z pracą. Właściciel winnicy podobnie postąpił z kolejną grupą robotników. Dając im pracę zapewnił ich, że zostaną wynagrodzeni. Zupełnie inna jest sytuacja i status tych, którzy zostali zatrudnieni zaledwie na godzinę przed zakończeniem pracy. Ciekawe, że ani właściciel winnicy, ani też sami robotnicy nie rozmawiają o wynagrodzeniu. Może ich materialna sytuacja była tak beznadziejna, że liczył się dla nich każdy zarobiony grosz.

Główny akcent tej przypowieści spoczywa na ostatnich robotnikach wynajętych do pracy. Są oni pretekstem umożliwiającym pokazanie wielkoduszności i dobroci właściciela winnicy, który dba o to, aby żaden owoc winnicy nie został zmarnowany, ale i o to, aby nikt z ludzi zdolnych do pracy nie pozostał bezczynny.

Owej wielkoduszności właściciela winnicy przeciwstawieni są ci, którzy, jak wcześniej zauważyliśmy, mieli z nim zawarte porozumienie co do czasu pracy i wynagrodzenia. Zrównanie (w wynagrodzeniu za pracę) wszystkich robotników z tymi, którzy pracowali najdłużej, ci ostatni odebrali jako jawną niesprawiedliwość. Ewangelista Mateusz każe tu gospodarzowi posłużyć się greckim terminem etaire - przyjacielu. Warto odnotować, że tylko trzy razy ewangelista używa tego terminu w sensie negatywnym, w bardzo podobnym kontekście (Mt 20,13; 22,12 26,50) i to zawsze w odniesieniu do osoby, która nie jest szczera w stosunku do swego partnera.

Niedawno dziennikarka jednej z redakcji telewizyjnych zadała mi pytanie o sens naszych modlitw o jedność podzielonego chrześcijaństwa. Ciekawił ją mój stosunek do ruchu ekumenicznego, a także to, co pod pojęciem jedności chrześcijan ja jako duchowny metodystyczny rozumiem. Ta dziennikarska ciekawość może w jakimś stopniu zostać zaspokojona wnioskami, jakie wynikają z naszych dzisiejszych tekstów. Słowo ekumenizm pochodzi od greckiego słowa oikoumene i w znaczeniu religijnym oznacza cały świat stworzony i sądzony przez Boga. A ten świat to cała przyroda, rośliny i zwierzęta, a także ludzie i ich domostwa. U genezy narodzin tego ruchu znalazły się takie przesłanki, jak brak wzajemnej miłości i zgody pomiędzy chrześcijanami, szczególnie wyraźnie widoczne na polach misyjnych, co często było powodem zgorszenia dla niechrześcijan. Z takimi negatywnymi postawami i zachowaniami należało coś w sensie pozytywnym zrobić. Początkowo sądzono, że ruch ten powinien doprowadzić do zjednoczenia wszystkich Kościołów. Dzisiaj raczej mówimy o jedności w różnorodności i zastanawiamy się wspólnie, jak nasze chrześcijańskie świadectwo we współczesnym świecie uczynić wiarygodnym i możliwym do przyjęcia.

W Chrystusowym Kościele wszyscy, którzy są jego cząstką, otrzymali od Boga pewne dary, charyzmaty (patrz: 1 Kor 12,4-11), którymi powinni służyć ogółowi. Naszym wspólnym zadaniem jest budowanie wspólnego chrześcijańskiego domu. Dzisiaj już nie wypada pytać, czy ekumenizm ma jakikolwiek sens, czy ma przyszłość i czy jest Kościołom potrzebny. Dzisiaj należy raczej zastanawiać się, jak ten wspólny dom budować i chronić, by tego, co do tej pory zostało zbudowane, nie zniszczyć.

Z czytanej dziś Ewangelii warto uczyć się pokory, o którą czasem trudno w naszych wzajemnych kontaktach. Czasami jest tak, że próbujemy przelicytować naszą wzajemną ważność wielkością Kościoła, umiłowaniem i czystością Słowa Bożego, zasługami w takiej czy innej sprawie. Może przyszła już pora, by tego rodzaju matematykę działania i logikę myślenia odesłać do lamusa. Może pora siąść przy jednym stole i zastanowić się, jak wspólnie budować na fundamencie, który już jest, na Jezusie Chrystusie. Może warto nie oglądając się na historyczne zaszłości podjąć nowe, wspólne zadania dla dobra naszych bliźnich. Amen.

Ks. Zbigniew Kamiński
Kościół Ewangelicko-Metodystyczny w RP

Modlitwa powszechna (przyczynna).

Więcej na następnej stronie
«« | « | 11 | 12 | 13 | 14 | 15 | 16 | 17 | 18 | 19 | 20 | » | »»

aktualna ocena |   |
głosujących |   |
Pobieranie.. Ocena | bardzo słabe | słabe | średnie | dobre | super |