Czy pokój to rzeczywiście tylko brak wojny i politycznego nieładu? Czy może zaistnieć prawdziwy pokój na ziemi w rezultacie działań politycznych?
Módlmy się o pokój! To motto słyszę cały czas przez ostatnie kilka miesięcy, jako że świat myśli o wojnie. Jedno z pierwszych słów Jezusa w Kazaniu na Górze to: Błogosławieni pokój czyniący, albowiem oni synami Bożymi będą nazwani (Mt 5,9). Czytając to możemy myśleć o ONZ i o ambasadorach naszych krajów, którzy ciężko pracują, aby doprowadzić do pokoju w krajach targanych wojną, a także na świecie znajdującym się na krawędzi wojny. Czy właśnie tych ludzi ma na myśli Jezus mówiąc o czyniących pokój?
Czy pokój to rzeczywiście tylko brak wojny i politycznego nieładu? Czy może zaistnieć prawdziwy pokój na ziemi w rezultacie działań politycznych? Wydaje mi się, że najlepszym sposobem na stanie się osobą czyniącą pokój w dzisiejszych czasach nie jest polityka, plany, piękne słowa i zawiłe porozumienia. Zamiast tego wszystkiego do każdego konfliktu powinniśmy podchodzić jak do walki duchowej. Nasza bitwa toczy się nie z krwią i ciałem (Ef 6,12). Nigdy nie zaistnieje pokój między ludźmi, dopóki najpierw nie dojdą oni do pokoju z Bogiem. Jeśli doprowadzę osobę niewierzącą do pojednania z Bogiem, będę nazwany synem Boga, bo przyczyniłem się do zmiany życia tej osoby. Przyniosłem tej osobie pokój, którego dotychczas nie znała.
Zaczynam zastanawiać się, czy rzeczywiście jestem tym, który czyni pokój. Teraz potrzebuję być przede wszystkim tym, który przynosi ewangelię pokoju (Ef 6,15).
Henryk Przondziono/Agencja GN
"Nigdy nie zaistnieje pokój między ludźmi, dopóki najpierw nie dojdą oni do pokoju z Bogiem"
Czy jestem pokój czyniącym wśród niewierzących? Dużo łatwiej przychodzi nam krytyka czy wyśmiewanie się z niechrześcijańskiego świata. Często mówię "oni zwariowali!". Dla mnie takie twierdzenie jest jak najbardziej prawdziwe, bo to, co ludzie niewierzący robią, nie ma dla mnie sensu. Czego właściwie oczekuję od niewierzącego człowieka? Powinienem się spodziewać, że będzie żyć dla siebie i swych ziemskich zachcianek. On przecież całe życie walczy, aby iść do przodu i piąć się w górę. Co osiągnę poprzez obrażanie go i krytykę? Czy przynosi to rozwiązanie jego największego problemu, którym jest brak pokoju z Bogiem?
Paradoksalne jest to, że poprzez moje starania stania się osobą czyniącą pokój, ruszam do boju. To oznacza, że będę walczyć z duchowymi mocami ciemności, które trzymają daną osobę w oddaleniu od Boga. To znaczy, że jestem gotów walczyć o życie tej osoby. Człowiek ten żyje jak "niewolnik grzechu" i chcę walczyć o jego uwolnienie. Dlatego będę się o niego modlił, pragnął dla niego tego, co najlepsze, cały czas szukając sposobu wprowadzenia ewangelii w jego życie.
Będzie to poważne starcie, a jednak nie jest ono tym, co często postrzegamy jako konflikt: walka słowna, szukanie sposobu wygrania ostatecznego porozumienia, wynoszenie swej prawości, podkreślając tym samym przegraną przeciwnika. Zamiast tego moja bitwa ma być bojem miłości, cierpliwości, dobroci, łagodności i pokory. Moja bitwa rozpoczyna się na kolanach, a odbywa się nie słowem krytyki, lecz słowem świadectwa. Z całą pewnością przegram bitwę w momencie, gdy dopuszczę do głosu pychę, zazdrość, gniew, niecierpliwość i oszczerstwo.
Czy jestem czyniącym pokój wśród wierzących? Znacznie częściej myślę o swej własnej opinii niż o opinii innych, co wcale nie wywołuje pokoju, ale podział. Oczywiście wszelki podział nie jest owocem Ducha Świętego, ale szatana. Być czyniącym pokój wśród mych braci i sióstr nie jest czymś łatwym. Często jest to nawet trudniejsze niż wśród niewierzących, dlatego, że znamy się lepiej, jesteśmy sobie bliscy. Pamiętam z dzieciństwa, że więcej bitew staczałem z rodzeństwem niż z innymi kolegami, bo żyliśmy na tym samym terytorium, współzawodnicząc o swe prawa. Wydaje się często, że podobnie wygląda sytuacja w kościele. Pycha podnosi głowę, a my walczymy ze sobą o swoje prawa.
Jak mogę stać się tym, który czyni pokój pomiędzy braćmi i siostrami? Od tego samego powinienem zacząć - muszę zobaczyć rzeczywistość w kategoriach duchowej walki, którą mam rozpocząć na kolanach z Bożym Słowem w swym sercu. Potrzebuję ukorzyć się przed innymi, dojrzeć, że ich opinia jest lepsza niż moja. Powinienem okazywać miłosierdzie, nawet jeśli nikt nie odwzajemni mi się tym samym. Mam używać słów, aby budować, a nie podcinać drugiemu skrzydła. Tego typu nastawienie jest wyzwaniem dość trudnym do zrealizowania, ale jest cechą tego, który czyni pokój. Tego typu osoba jest nazwana "synem Boga", czyli prawdziwym ambasadorem Króla.
Moją modlitwą jest, abym w całym tym obecnym zamieszaniu na świecie zwracał swe oczy na tę prawdziwą bitwę i na prawdziwy pokój zarówno pomiędzy zgubionymi, jak i braćmi i siostrami w Chrystusie. Oby mój i twój wzrok zawsze był skierowany na Jezusa.
Artykuł pochodzi z kwartalnika "Warto" wydawanego przez Centrum Misji i Ewangelizacji Kościoła Ewangelicko Augsburskiego w RP
aktualna ocena | |
głosujących | |
Ocena |
bardzo słabe |
słabe |
średnie |
dobre |
super |
Rosną m.in ograniczenia w zakresie deklaracji chrześcijańskiego światopoglądu w życiu publicznym.
"Zabili ich na różne sposoby. Są wszystkie dowody na to, jak ich torturowali."