Fałszerzom religijnym bywa gorąco, bo to korzystne i się opłaca, a i podobno miło kogoś pobudzić. Dalej świat nauki, sportu, medycyny… Wszyscy mają jakieś gorące albo chociaż ciepłe „coś”, co każe gnać dalej, co napędza.
Coraz łatwiej jest z jakiejś dziwnej żądzy samemu doszlusować do towarzystwa, żeby nie odstawać, żeby nie dostać mniej albo żeby było łatwiej, fajniej i, co tu ukrywać, przyjemniej. Pokusa wielka, ale jeszcze większa presja, bo wynik to przeżycie, a ciepłe „coś” to spokój, często też szacunek tych słabszych. I tak dalej, i tym podobne. Każdy się jakoś odnajdzie w koślawym i niedoskonałym, ale prawdziwym schemacie.
Złudzeniom mówimy NIE
W obecności tylu rozgrzanych mistrzów i ich uczniów, bardzo łatwo jest popaść w samozachwyt. Mniejsze pozerstwo? Mniejsza dawka obłudy? Mniej kompromisów z jakimś ciepłem? Poparzenia lżejszego stopnia? Jeśli tak, to nie jest jeszcze źle, można być z siebie zadowolonym. Widzę przecież granicę, daleko mi do innych.
I pułapka. I uśpienie. Równia pochyła prowadząca w sam środek stada, które daje niby-ciepło.
A prawda o balansowaniu jest taka: albo przekroczyłem granicę, albo po niej stąpam (raz za razem robiąc o krok za daleko, by później spokojnie wrócić na ciepłe łono obłudy), albo nie dotyka mnie ryzyko, bo po prostu nic nie robię, co wbrew pozorom nie jest dobrym wyjściem.
Punkt, set, mecz
Gdzie szukać autentyczności? Co daje moc i odwagę? Jak się wyluzować i schłodzić? Kiedy jest w cyrku za gorąco? Domyśl się sam i dobrze poszukaj. To coś więcej niż sztuczne ognie, o których powyżej.