publikacja 27.12.2010 09:17
"Radość serca, ona jest twoim życiem (...)" List brata Aloisa z Taize na rok 2011
Henryk Przondziono/Agencja GN
Modlitwa Taize
Radość serca, ona jest twoim życiem. Porzuć smutek![1] To wezwanie wierzącego człowieka, który żył długo przed narodzeniem Chrystusa, jest skierowane także do nas dzisiaj.
W życiu przechodzimy trudne próby i dotykają nas cierpienia, które czasem trwają bardzo długo. Chcielibyśmy jednak zawsze starać się odnaleźć radość życia[2].
Skąd ona do nas przychodzi?
Budzi ją niespodziewane spotkanie, długotrwała przyjaźń, dzieło sztuki a także piękno przyrody... Okazana nam miłość daje szczęście, które stopniowo napełnia duszę do głębi[3].
I doprowadza nas do tego, by świadomie wybrać radość.
Czasami ci, którzy zaznali biedy i ponieśli straty, są zdolni do całkowicie spontanicznej radości życia, do radości, która broni przed zniechęceniem[4].
Kiedy Biblia wielokrotnie zachęca do radości, wskazuje jej źródło. Ta radość nie zależy jedynie od przemijających okoliczności, płynie z zaufania do Boga: „Radujcie się zawsze w Panu; jeszcze raz powtarzam: radujcie się! (...) Pan jest blisko!”[5].
Chrystus nie przybył, by założyć religię, która miałaby konkurować z innymi religiami. W Nim Bóg wziął na siebie nasz ludzki los, żeby każdy człowiek wiedział, że jest kochany miłością odwieczną i tak odnajdywał radość w komunii z Bogiem. Kiedy uwierzymy w Niego, nasze oczy otwierają się jeszcze bardziej na wszystko to, co jest ludzkie: miłość matki do dziecka, oddanie osób pielęgnujących chorych... Chrystus, czasem nierozpoznany, jest obecny w takim wspaniałomyślnym działaniu[6].
Chrystus przynosi radykalną odnowę ludzkiej istoty. To nowe życie przeżył najpierw sam i walczył o dochowanie wierności. W przeddzień aresztowania połamał chleb wypowiadając te niepojęte słowa: „To jest Ciało moje, które za was będzie wydane”[7]. Tak, On jest „Słowem, które stało się ciałem”[8]. Swoją niesprawiedliwą śmierć
przemienił w dar ze swego życia. Kiedy powstał z martwych, tchnął na uczniów, aby przekazać im Ducha Świętego, życie Boga samego[9].
Radość Chrystusa zmartwychwstałego! Duch Święty składa ją w głębi naszego jestestwa. Jest ona tam nie tylko wtedy, gdy wszystko przychodzi łatwo. Kiedy stajemy przed zadaniem wymagającym wielkiego wysiłku, to właśnie podjęcie go może ożywić radość. I jeśli nawet trudne próby mogą ją przytłumić, jak popiół przykrywający
żarzące się węgle, to przecież jej nie gaszą[10]. Kiedy wielbimy Boga, pozwalamy, by radość w nas rosła, i nagle chwila obecna rozjaśnia się[11].
WSPÓŁCZUJĄCA MIŁOŚĆ
Świadomy wybór radości to nie ucieczka od życiowych problemów. Przeciwnie, pomaga on bez lęku zmierzyć się z rzeczywistością, nawet z cierpieniem.
Świadomy wybór radości idzie w parze z troską o człowieka. Ten wybór napełnia nas współczującą miłością bez granic.
Zakosztowanie choćby odrobiny Bożej radości sprawia, że stajemy się ludźmi komunii. Indywidualizm jako droga do szczęścia to iluzja[12].
Bycie świadkiem komunii wymaga odwagi pójścia pod prąd. Duch Święty da nam wystarczająco dużo wyobraźni, aby wiedzieć, jak zbliżyć się do tych, którzy cierpią, wysłuchać ich i wziąć sobie do serca ich niedostatki[13].
Droga szczęścia, prowadząca śladami Jezusa, polega na oddawaniu siebie samego, dzień po dniu. Swoim życiem z wielką prostotą możemy mówić o miłości Boga.
Gdyby nasze wspólnoty, parafie, grupy młodych ludzi stawały się coraz bardziej miejscami pełnymi dobroci serca i zaufania! Miejscami, w których wzajemnie się akceptujemy, gdzie staramy się rozumieć i wspierać drugiego człowieka, gdzie dostrzegamy słabszych, tych, którzy nie należą do naszego stałego otoczenia, biedniejszych od nas.
Jednym ze znaków naszych czasów jest wspaniała szczodrość, z jaką niezliczone osoby pomagały ofiarom dramatycznych kataklizmów przyrody. Co zrobić, aby nasze społeczeństwa mogły kierować się taką wspaniałomyślnością także na co dzień?[14]
Czasem w nagłych wypadkach pomoc materialna jest niezbędnie potrzeba, ale ona nie wystarcza. Chodzi przede wszystkim o to, by biednym oddać sprawiedliwość[15].
Chrześcijanie w Ameryce Łacińskiej przypominają: walka z biedą to walka o sprawiedliwość. Sprawiedliwość w stosunkach międzynarodowych, a nie przyznawanie zapomóg[16].
Nauczmy się pokonywać lęk. Wszyscy znamy te odruchy obronne, które polegają na tym, by zapewnić sobie bezpieczeństwo nawet kosztem drugiego człowieka. Wydaje się to jeszcze bardziej wyraźne w naszych czasach, kiedy wzrasta poczucie niepewności. Jak nie ulec lękowi? Czy nie tak, że wyjdziemy naprzeciw innym ludziom, nawet tym, którzy wydają się nam zagrożeniem?
Imigracja jest kolejnym znakiem naszych czasów. Czasem traktowana jako niebezpieczeństwo jest ona jednak nieunikniona i już kształtuje przyszłość[17].
Znakiem naszych czasów jest także bieda rosnąca wewnątrz krajów bogatych, gdzie bardzo często odrzucenie i wykluczenie są pierwszą przyczyną materialnej niepewności.
Przesadne gromadzenie dóbr materialnych zabija radość. Ono podtrzymuje niepohamowane pragnienie posiadania. Szczęście jest czymś innym: wybierając skromny styl życia, pracę, która ma nie tylko przynosić dochód, ale nadawać sens istnieniu, dzieląc się z innymi, każdy może włączyć się w budowanie przyszłości pełnej pokoju. Bóg nie daje ducha bojaźni, ale ducha miłości i wewnętrznej siły[18].
PRZEBACZENIE
Ewangelia zachęca nas, by iść jeszcze dalej: kontynuacją sprawiedliwości powinno być przebaczenie, ludzkie społeczeństwa nie mogą bez niego żyć. W wielu miejscach na świecie rany zadane w przeszłości wciąż są dotkliwe. Odważmy się i połóżmy kres temu, co dziś może zostać zakończone. W taki sposób przyszłość pełna pokoju, przygotowana w Bożym sercu, zdoła się w pełni rozwinąć.
Wiara w Boże przebaczenie nie oznacza zapomnienia o winie. Przebaczenia nie można wykorzystywać, żeby uzasadniać niesprawiedliwość. Przeciwnie, wiara w przebaczenie czyni nas bardziej wolnymi, żebyśmy mogli rozpoznać nasze własne winy, a także winy i niesprawiedliwość istniejące w otaczającym nas świecie. Do nas należy naprawienie tego, co się da naprawić. Na tej mozolnej drodze znajdujemy żywotną pomoc: w komunii Kościoła Boże przebaczenie można otrzymać stale na nowo.
Każdy człowiek potrzebuje przebaczenia jak chleba powszedniego[19]. Bóg udziela go zawsze, bezinteresownie, „On odpuszcza wszystkie twoje winy”[20]. Ręce otwarte podczas modlitwy – ten prosty gest może wyrazić nasze pragnienie przyjęcia przebaczenia.
Kiedy mówimy w modlitwie „Ojcze nasz”: „Przebacz nam nasze winy, jak i my przebaczamy...”, Jego przebaczenie już do nas dociera. To nie są słowa rzucane na wiatr: coś się dzieje, kiedy modlimy się tymi słowami, których nas nauczył sam Jezus. I teraz już my z kolei jesteśmy gotowi przebaczyć i nie potępiać bezwzględnie drugiego człowieka, kiedy zostaliśmy skrzywdzeni.
Chrystus odróżnia osobę od popełnionego przez nią przewinienia. Aż do ostatniego tchnienia na krzyżu nie chciał nikogo potępić. I nie umniejszał winy, wziął ją na siebie.
Są takie sytuacje, w których nie udaje się nam przebaczyć. Rana jest zbyt duża. Pamiętajmy więc, że Boże przebaczenie nigdy nie zawodzi. Jeśli chodzi o nas, czasem dopiero krok po kroku udaje nam się przebaczyć. Pragnienie przebaczenia jest
już pierwszym krokiem, nawet kiedy to pragnienie wciąż jest tłumione rozgoryczeniem.
Bóg, przebaczając, czyni coś więcej, nie tylko zmazuje winy. Daje nowe życie w przyjaźni z sobą, dzień i noc pobudzane przez Ducha Świętego.
Przyjąć i dalej przekazać Boże przebaczenie! Tę drogę utorował nam Chrystus. Idziemy nią naprzód mimo naszych słabości i ran. Chrystus nie czyni nas ludźmi, którzy dotarli już do celu.
Jako chrześcijanie, ewangeliczni ubodzy, nie uważamy się za lepszych od innych. Tym, co nas charakteryzuje, jest wybór, by należeć do Chrystusa. Dokonując tego wyboru, chcemy być w pełni konsekwentni[21].
I wszyscy możemy odkryć: przebaczenie otrzymane lub ofiarowane jest źródłem radości. Pewność, że mi przebaczono, to może najgłębsza z radości, ona daje wolność. Tu jest źródło wewnętrznego pokoju, którym Chrystus chciałby nas obdarować. Ten pokój zaprowadzi nas daleko i ogarnie innych ludzi i cały świat[22].