Agathe zdjęła burkę i podarła ją na strzępy. Kiedy skrzydła samolotu dotknęły chmur, odetchnęła. We Francji przyjęła chrzest. W Maroku grozi jej za to śmierć. Nawróconych na chrześcijaństwo muzułmanów spotkaliśmy w Paryżu dwa dni przed zamachem. W kontekście tych tragicznych wydarzeń ich historie pokazują, że choć nikt nie ma odwagi powiedzieć o tym głośno, wyznawcom Mahometa trzeba mówić o Jezusie.
Przejście na chrześcijaństwo to w islamie bluźnierstwo. Jeśli przyjmiesz chrzest, trzeba cię zabić. Trzy dni ma na to twoja rodzina – mówi Moh-Christophe Bilek. Przed 40 laty przyjął chrzest. W podziemiach kościoła, w tajemnicy. Dwa razy w tygodniu słyszy w telefonie: „Allah akbar, czeka cię nóż w plecy!” – To cud, że żyję! – mówi. Ale dźwięk jego smartfona to często też inna informacja: „Jestem z Maroka. Uciekłam przed islamem. Chcę się ochrzcić”. Moh-Christophe jest jedynym kontaktem nad Sekwaną dla tych ludzi. W Paryżu założył Bractwo Matki Bożej z Kabylii. To do niego trafiają muzułmanie, którzy usłyszeli o Chrystusie. Kiedy stoimy przed niedawno poświęconą w Créteil pod Paryżem katedrą, na jego telefonie wyświetla się nieznany numer.
Mariane, dwudziestolatka z Algierii. Za dwa dni przeprowadza się. To już trzecia w tym roku zmiana adresu. Dziewczyna boi się z nami spotkać, bo wspomnienie piekła, jakie przeszła, jest świeże. „Ty chrześcijańska suko!” – krzyczeli jej bracia, wymachując nożem koło szyi. Przywiązali ją do krzesła, kiedy przyznała się, że w sercu jest już chrześcijanką. „Albo wyznajesz Allaha, albo cię zarżniemy!”. Mariane krzyczała im w twarz: „Jezus Chrystus! Kocham Jezusa!”. Jeden z braci zranił ją nożem. Drugi go powstrzymał: „Jest ramadan, nie wolno, potem”. Że przestała praktykować islam, zorientowała się jej siostra. „Nie przestrzegasz ramadanu!?” – zaczepiła ją pewnego dnia. I Mariane się przyznała. Ale dopóki nie zobaczyła błysku noża przed oczami, nie wierzyła, że rodzina posunie się tak daleko.
– To nie są praktyki z Pakistanu – tłumaczy mi Moh-Christophe. – W moim domu było tak samo. Ojciec mnie bił, oblewał lodowatą wodą, kiedy przyznałem się do Chrystusa. Byłem siny. A mieszkaliśmy już wtedy we Francji – zamyśla się Algierczyk. – Mariane żyje, bo serce jej matki przemówiło. Kiedy bracia wyszli do pracy, uwolniła dziewczynę. „Uciekaj – powiedziała. – Wolę nigdy cię już nie zobaczyć, niż patrzeć, jak cię mordują”.
Moh-Christophe nie widział jeszcze Mariane. Rozmawiają tylko przez telefon.
Kilkadziesiąt tysięcy muzułmanów we Francji, podobnie jak ona i Moh-Christophe, w ciągu ostatnich 5 lat przyjęło Chrystusa. – Czemu nie ma wolności wyjścia z islamu? Nikt nie pyta o to. Czemu też nikt o nas nie mówi? – pyta rozgoryczony Algierczyk. – Głośno za to jest o tych, którzy przechodzą na islam. Francuska telewizja katolicka KTO nakręciła ze mną ponad 6 godzin filmu. Z tego zmontowali 3 minuty i nic nie weszło na antenę – opowiada mi Bilek. – Fakt, że milczą o nas media laickie, jakoś przełykamy. Ale nie pojmuję, dlaczego ani słowem nie wspomniał o nawróconych muzułmanach największy tutaj dziennik katolicki „La Croix”.
Jesteśmy prawdopodobnie pierwszym tygodnikiem, który decyduje się na taki materiał. Historie, które usłyszeliśmy w Paryżu, przyprawiają o dreszcz. Ich bohaterowie opowiedzieli, jak i czemu uciekli od islamu. Nawet we Francji, gdzie budują nowe życie, muszą się ukrywać. Wielu otrzymuje pogróżki. Obawialiśmy się więc, że nie zgodzą się na zdjęcia, że wystąpią pod pseudonimami. Tymczasem pokazali swoje twarze, dali nazwiska. Znaleźliśmy w nich wiarę, jakiej można pozazdrościć. Osoby, z którymi rozmawiałam, miały – jak Mariane – przystawiony nóż do gardła. Ale nie wyparły się Chrystusa.
Będę musiał cię zabić
Paryż, ścisłe centrum. Tylko dzwonnica Notre Dame przypomina, że jest niedzielny poranek. Miasto jest wyludnione, sklepy w większości zamknięte. Na tyłach kopuły Les Invalides, na lewym brzegu Sekwany – symbolu francuskiej siły i potęgi – rozciąga się łąka. Na 5 tys. mkw. soczystej jeszcze zieleni pasą się barany. Pojazd z napisami w języku arabskim przywiózł je tu z przedmieść. Będą zarżnięte w rytuale muzułmańskim w blokowiskach. Skręcamy w uliczkę między eleganckimi kamienicami. Z bramy jednej z nich dochodzi gwar. I zapach algierskiego kuskusu oraz duszonej w warzywach wieprzowiny. Przygotowane przez Louise, żonę Moh-Christophe’a, menu podkreślą francuskie wina i tarty. Na piętrze czeka już ubrany w liturgiczne szaty ks. Philippe Brizard, delegat Episkopatu Francji dla muzułmanów, którzy przyjmują chrzest. To on głosi im katechezy, a potem chrzci. W budynku za Les Invalides od 2014 r. mieści się, założone przez Moh-Christophe’a Bileka, Bractwo Matki Bożej z Kabylii. Na spotkanie raz w miesiącu przychodzi tu około 30 osób. Katechumeni z Bangladeszu, Indii, Algierii, Pakistanu i Maroka oraz kilku Francuzów, którzy wspierają wspólnotę.
W jasnej kaplicy jest już ciasno. Moh-Christophe siedzi w pierwszym rzędzie. Całuje wnuczkę. Obok Louise, babcia 10-miesięcznej Ani. Przyjęła chrzest dopiero po 25 latach małżeństwa z Moh-Christophem. – Moja rodzina w Algierze zaprzestała praktyk islamu, od kiedy zaczęto nas śledzić i kontrolować. Chcieli nas zarabizować, odebrać nam język berbere. W regionie Kabylia, skąd pochodzę, przywiązanie do tradycji jest silne. Odebranie nam jej było zamachem na wolność, gwałtem – mówi. – Moja mama się zbuntowała. Zdjęła muzułmańską chustę. Ojciec nie mógł jej wybaczyć. Bił ją. Louise też się buntowała. Jedyna stawiała się ojcu.
aktualna ocena | |
głosujących | |
Ocena |
bardzo słabe |
słabe |
średnie |
dobre |
super |
Rosną m.in ograniczenia w zakresie deklaracji chrześcijańskiego światopoglądu w życiu publicznym.
"Zabili ich na różne sposoby. Są wszystkie dowody na to, jak ich torturowali."