Jesteśmy gotowi umrzeć za Chrystusa

Agathe zdjęła burkę i podarła ją na strzępy. Kiedy skrzydła samolotu dotknęły chmur, odetchnęła. We Francji przyjęła chrzest. W Maroku grozi jej za to śmierć. Nawróconych na chrześcijaństwo muzułmanów spotkaliśmy w Paryżu dwa dni przed zamachem. W kontekście tych tragicznych wydarzeń ich historie pokazują, że choć nikt nie ma odwagi powiedzieć o tym głośno, wyznawcom Mahometa trzeba mówić o Jezusie. 


Jedziemy do miejsca, gdzie przed prawie 
40 laty przyjął chrzest. W XIII-wiecznych murach kościoła św. Krzysztofa (Christophe) panują półmrok i przeszywająca cisza. Po prawej stronie ołtarza kręte schody prowadzą do podziemi. Zanurzamy się w półmroku. Moh-Christophe zatrzymuje się przy kamiennym ołtarzu. Są tu czaszki męczenników chrześcijańskich. – Był 26 sierpnia 1970 roku. Przyjąłem tu chrzest. Nikt z rodziny o tym nie wiedział. Wszystko w tajemnicy – wraca do tamtej chwili z drżącym głosem. Musiał wtedy wyrzec się matki, ojca, kraju. – Do dziś żyję w podziemiu.
– Mamy już dosyć chowania się – mówi mi Louise Bilek. W jej oczach są łzy, ale i determinacja. Żona Moha-Christophe’a opowiada, jak niedawno weszła do jednego z paryskich butików. Sprzedawca był muzułmaninem. – Pytam, czy ma krzyże. Aż mu się oczy zapaliły. „Hakkram! Krzyż to świństwo, ścierwo! Łamię krzyże, kiedy są w dostawie towaru!” – krzyknął. Louise nie wytrzymała: „Hakkram to jest to, że ty bierzesz od Francuzów pieniądze!” – odpowiedziała. – Jestem spokojna, ale jak ktoś atakuje Jezusa, jestem gotowa na wszystko – zaciska pięść: – Jestem gotowa umrzeć za Chrystusa w każdej chwili! 


Niektórzy nawróceni na chrześcijaństwo byli muzułmanie z paryskiej grupy, mimo ryzyka, wychodzą z podziemi. Massinissa, Algierczyk, około 45 lat, w korytarzach paryskiego metra, z Biblią pod pachą, rozdaje muzułmanom medaliki z wizerunkiem Matki Bożej z kaplicy przy Rue du Bac, gdzie Maryja objawiła się św. Katarzynie Labouré. – Wybieram kobiety w burkach. Chowają medalik do kieszeni. Mężczyźni straszą, że pójdę do piekła – mówi. 
Pytam Massinissę, czy się nie boi. – A czego? Że mnie zabiją? To niech zabijają. Należę do Jezusa. On za mnie wylał krew, czy nie tak? W Biblii jest napisane, że światła nie można chować pod kloszem. W chrześcijaństwie odkryłem, że człowiek nosi w sobie miłość, a nie nienawiść. Do Francji Massinissa trafił z Algierii w 2002 roku. Uciekł, bo życie w strachu było nie do zniesienia. – Pamiętam do dziś głośne pukanie do naszych drzwi. Nasza rodzina była na czarnej liście. Uważano, że jesteśmy za mało radykalni. Oglądaliśmy na przykład amerykańskie filmy. A nie wolno. W jednym z nich zobaczyłem po raz pierwszy krzyż. Miałem 8 lat. Zapytałem rodziców, co to jest. „To znak gorszej rasy – tłumaczyli. – Jak zapytasz jeszcze raz, dostaniesz karę” – opowiada.


Kiedy Massinissa uciekł z Algieru, trafił do jednej z paryskich parafii. Ale ksiądz nie chciał go ochrzcić. Mówił o dokumentach, zgodzie Watykanu, o katechezie i o 500 euro za ceremonię, na co nie było mnie stać. – Wystraszył się. Przyjaciel z Niemiec, z którym pracowałem na czarno w restauracji, zaprowadził mnie do kościoła tradycjonalistów. Tam ochrzcili mnie tego samego dnia. Mówię to, nie żeby oskarżać, ale my tu czujemy we Francji, że Kościół jakby się boi, wycofuje.


Jak Popiełuszko


– Dlaczego w Kościele nie nawołuje się do nawracania wyznawców Allaha na chrześcijaństwo? – pyta Moh-Christophe. – Czemu wciąż mówi się, że islam jest nastawiony pokojowo? Irytuję się, jak ktoś tak twierdzi 
– Moh-Christophe wstaje. Proponuje debatę przy stole.
– Jest jeden islam. Nienawiść i strach. Moi kuzyni to salafici, ale ojciec nim nie był. A zbił mnie do krwi. A ksiądz mówi o dialogu!? – Moh-Christophe zwraca się do siedzącego obok ks. Philippe’a. 
– Nosisz rany, więc tak mówisz. Byłem w Algierii cztery lata, widziałem, że da się żyć razem, chrześcijanie i muzułmanie – odpowiada na zarzuty kapłan. 
– Ja się tam urodziłem i żyłem 17lat! Dlaczego nie głosicie Ewangelii muzułmanom? Boicie się? – nie poddaje się Moh-Christophe.

Wymiana zdań jest gorąca. Padają ostre jak brzytwa pytania. – Czemu Jan Paweł II nie mówił wprost o ewangelizacji muzułmanów, a raczej o dialogu?
– Jest „Nostra aetate”, są wskazówki Soboru Watykańskiego II, był Asyż. Nie można tego przekreślać – próbuje wyjaśniać ksiądz. 
– Nie przekreślam, ale niech mi ksiądz wytłumaczy, jak można prowadzić dialog z przemocą, strachem i nienawiścią? 
Do dyskusji włączają się inni. – Czemu my się chowamy? Są nas tysiące. Musimy powiedzieć muzułmanom: możecie z tego wyjść! – gorączkuje się Moh-Christophe. – Ale czy Kościół francuski nas wesprze? – spogląda pytająco na ks. Philippe’a. – Proszę od nas zadać na najbliższej konferencji episkopatu pytanie: Czy księża we Francji są jeszcze wyznawcami Chrystusa? Bo może bardziej wyznają politykę poprawności? Nie chcę osądzać, ale mam wątpliwości. I obawy, że brak wam odwagi – mówi stanowczo Moh-Christophe.
 Zalega cisza. Ksiądz Philippe dopija lampkę wina, gładzi ręką czerwony obrus. – Kardynał Lustiger, mój przyjaciel, zapytał mnie kiedyś, gdzie są nawróceni muzułmanie i żydzi – odpowiada spokojnie. Poprawia inkrustowany kolorowymi kamieniami krzyż na piersi. – Nie wiedzieliśmy, gdzie was szukać... To prawda, że jeśli Kościół nie mówi oficjalnie o ewangelizowaniu muzułmanów, to świadczy to o słabości myśli teologicznej. 


Dyskusji przysłuchuje się polska zakonnica. Moh-Christophe poznał s. Rosalię w szpitalu w Créteil. Tam, gdzie przed dwoma laty miało miejsce uzdrowienie chorego na rzadki nowotwór Françoise Audelina za wstawiennictwem bł. ks. Jerzego Popiełuszki. Michalitka była świadkiem zdarzenia. 
– Musiałam tę historię przelać na papier – mówi. – Zostawiłam kartki na biurku w pokoju, gdzie na co dzień pracuję z imamem. W szpitalu jest jak kapelan dla wyznawców islamu. On to przeczytał. Był tak wstrząśnięty, że następnego dnia rano czekał na mnie przy drzwiach. „Siostro, kiedy macie tę waszą mszę? Ja chcę do was przychodzić” – wyrzucił z siebie.

– Po tym i po dzisiejszym spotkaniu nabrałam odwagi. Teraz, kiedy będę wchodzić w szpitalu do pokoju, gdzie leżą muzułmanie, zamiast proponować im rozmowę z imamem, zapytam, czy chcą posłuchać o Chrystusie – deklaruje. Przy stole wybuchają oklaski.
Zakonnica sięga do torebki i wyjmuje plik zdjęć ks. Popiełuszki. Rozdaje. Arnaud zachęca córeczkę, żeby podeszła do zakonnicy. Dziewczynka przynosi tacie obrazek. Ten przystawia go do jej ust. Na zdjęciu kapelan „Solidarności” jest ubrany w czerwone szaty liturgiczne. Po francusku napisano: „Polski męczennik, który przelał krew za Chrystusa”.

Arnaud wpatruje się w podpis. 
– Wiem, że musimy być gotowi, jak on. Gotowi umrzeć za Chrystusa. Ja jestem gotów.

«« | « | 1 | 2 | 3 | » | »»

TAGI| KOŚCIÓŁ

aktualna ocena |   |
głosujących |   |
Pobieranie.. Ocena | bardzo słabe | słabe | średnie | dobre | super |