Do Taizé jak do źródła

"Wy, którzy tutaj jesteście, pojednajcie się i odkryjcie w Ewangelii ducha Błogosławieństw: radość, prostotę i miłosierdzie. Gdyby ufność serca była u początku wszystkiego... a każdy dzień - Bożym dzisiaj".

Dlaczego postanowił zostać w Taizé? "Uderzyła mnie u braci radość wiary, radość bycia chrześcijaninem i zakonnikiem, radość modlitwy i bycia we wspólnocie Kościoła. Dostrzegłem w tym świadectwo autentyczności Ewangelii. Przeczuwałem, że Ewangelia nie może być smutna, nie może być ciężarem. Jest drogą do zbawienia, musi więc być drogą radości, której nikt nam nie może odebrać. W Taizé odkryłem, że nie jest to radość euforyczna, lecz radość mimo zmagań, walki wewnętrznej. Radość niełatwa, która nie ucieka przed cierpieniem i podjęciem trudnych wezwań. Zatrzymało mnie tu też doświadczenie powszechności przesłania Chrystusa. Pełniej i głębiej zrozumiałem tu, co znaczy katolickość Kościoła: posłanie do każdego człowieka - idźcie na cały świat, nikogo nie pomińcie - i powołanie, aby służyć, podobnie jak Chrystus". W 1999 r. brat Marek przyjął święcenia kapłańskie.

Taizé jednak to nie tylko bracia. W 1966 r., na zaproszenie Wspólnoty, w sąsiedniej wiosce Ameugny osiedliły się siostry św. Andrzeja. To międzynarodowe, katolickie zgromadzenie zakonne powstało w 1232 r. W średniowieczu siostry opiekowały się domami dla pielgrzymów. Przez krótki czas wiodły życie kontemplacyjne. W następnych wiekach m.in. prowadziły szkoły. Służą Kościołowi tam, gdzie tego w danym momencie najbardziej potrzebuje. Jest ich dziś ok. 200. Dom generalny sióstr św. Andrzeja mieści się w Tournai, w Belgii, nowicjat zaś - w Ameugny. Posiadają też placówki w Anglii, Brazylii i Zairze.

Po przybyciu do Ameugny siostry przejęły na siebie dużą część odpowiedzialności za przyjmowanie pielgrzymów. "Bez nich bylibyśmy straszliwie skrępowani" - twierdził brat Roger. Matka Tarcissiusa, długoletnia przełożona domu w Ameugny, prowadziła kiedyś 30-dniowe rekolekcje ignacjańskie, wprowadzała w towarzyszenie duchowe. Wśród jej "uczniów" byli także niektórzy bracia.

W przyjmowaniu przybywających do Taizé pomagają braciom również ci spośród młodych, którzy decydują się na pozostanie na wzgórzu przez kilka tygodni, miesięcy, a nawet cały rok. Wielu z nich zdobywa tu duchową formację. Niektórzy "zasilają" potem seminaria duchowne i zakonne nowicjaty. Każdy z chłopców ma we Wspólnocie brata, który towarzyszy mu w jego poszukiwaniach. Każda z dziewcząt rozmawia z jedną z sióstr. Nie chodzi tu o dawanie rad, czy pouczanie, jak żyć. Rzecz w tym, aby pomóc każdej i każdemu przyjąć obecność Chrystusa: miłującą i wspomagającą, jak też odkryć złożone w człowieku przez Boga dary, które należy rozwinąć.

Od początku lat dziwięćdziesiątych wśród dziewcząt przyjeżdżających do Taizé na dłużej dużą grupę stanowiły Polki. Bracia pragnęli przyjąć je jak najlepiej, lecz gościna ta nie byłaby pełna bez stworzenia możliwości wysłuchania ich. Niestety, wśród sióstr św. Andrzeja nie było Polek, żadna też nie mówiła po polsku. Bracia zwrócili się więc do Zgromadzenia Sióstr Urszulanek Serca Jezusa Konającego - które, podobnie jak siostry z Ameugny, żyją duchowością św. Ignacego Loyoli - z prośbą o wydelegowanie jednej lub kilku sióstr do pomocy w Taizé. Matka generalna zaproponowała żyjącą w zgromadzeniu od 17 lat katechetkę, siostrę Bożenę, absolwentkę Akademii Teologii Katolickiej w Warszawie.

W lipcu 1994 r. siostra Bożena zamieszkała na wzgórzu. "Taizé to ciągła lekcja pokory. Wszystko mnie tu przerasta" - mówiła po pewnym czasie. Dostrzegała w tym jednak działanie Ducha Świętego i symboliczną kontynuację dzieła bł. Urszuli Ledóchowskiej. Przed wielu laty założycielka zgromadzenia posyłała siostry do Francji, aby opiekowały się polskimi dziewczętami, emigrującymi tam do pracy w fabrykach włókienniczych.

Siostra Bożena wspaniale wpisała się w duchowy krajobraz Taizé. Tryskała radością. "Stała pogoda ducha jest zadaniem urszulanki - tłumaczyła. - Ludzie potrzebują radości. Ona nie wyolbrzymia problemów. Poza tym, z natury jestem osobą pogodną". "Taka mała, a tyle energii!" - podziwiał polską zakonnicę brat Paolo.

Siostra Bożena zajęła się nie tylko Polkami. Przychodziły do niej także Rosjanki, Litwinki, Słowaczki... "Muszę podszkolić mój rosyjski" - przyznawała. Jej zadaniem było również prowadzenie korespondencji Taizé z Polską. Nie podołałaby wszystkiemu sama. Już we wrześniu 1994 r. dołączyła do niej współsiostra z warszawskiego centrum szarych urszulanek, Małgorzata. Dziś ich pracę kontynuują inne siostry.

Taizé - Kościół już pojednany

Podczas swojej krótkiej wizyty na wzgórzu Taizé w 1986 r. Jan Paweł II w prostych słowach ujął charyzmat wspólnoty: "Do Taizé przybywa się jak do źródła. Wędrowiec zatrzymuje się, zaspokaja pragnienie i rusza w dalszą drogę. Wiecie, że bracia nie chcą was zatrzymać. Chcą w modlitwie i ciszy pozwolić wam pić wodę żywą obiecaną przez Chrystusa, poznać Jego radość, odkryć Jego obecność, odpowiedzieć na Jego wezwanie, abyście mogli potem wyruszyć i świadczyć o Jego miłości, służąc braciom w waszych parafiach, w waszych szkołach, na uniwersytetach i we wszystkich miejscach pracy".

Papież zwrócił się też do braci ze słowami umocnienia: "Wasza wspólnota w swoim szczególnym, oryginalnym, a nawet w pewnym sensie prowizorycznym powołaniu może wzbudzać zdziwienie, spotykać się z niezrozumieniem i podejrzliwością. Ale dzięki waszej pasji, z jaką szukacie pojednania wszystkich chrześcijan w pełnej komunii, dzięki waszej miłości do Kościoła będziecie nadal, jestem tego pewien, gotowi przyjmować wolę Pana".

"Czuje się tu Europę i Kościół - napisał prawosławny teolog Michał Klinger - jakby już zjednoczone na nowo, po wiekach ciemnego zamętu: inspirator krucjat - św. Bernard - pojednany z prawosławnym Starcem-Pustelnikiem, we wspólnocie założonej przez ewangelików". W sercu tych, którzy przybywają do Taizé jak do źródła, Kościół Jezusa Chrystusa jest już jeden.

«« | « | 1 | 2 | 3 | 4 | 5 | 6 | 7 | 8 | » | »»

aktualna ocena |   |
głosujących |   |
Pobieranie.. Ocena | bardzo słabe | słabe | średnie | dobre | super |