Do Taizé jak do źródła

"Wy, którzy tutaj jesteście, pojednajcie się i odkryjcie w Ewangelii ducha Błogosławieństw: radość, prostotę i miłosierdzie. Gdyby ufność serca była u początku wszystkiego... a każdy dzień - Bożym dzisiaj".

Przed Komunią jeden z braci odczytuje modlitwę: "Panie, Jezu Chryste, ten chleb i to wino konsekrowane we Mszy św., są teraz Twiom Ciałem i Twoją Krwią. Daj nam przyjąć Twoją obecność w duchu ubóstwa i z radością serca. «Oto Baranek Boży...»".

Nie wszyscy przyjmują Ciało Chrystusa codziennie. Ze względu na tę samą miłość do Chrystusa, jedni komunikują często, inni rzadko. Chcąc uszanować indywidualną wrażliwość każdego, bracia wprowadzili zwyczaj rozdawania chleba, pobłogosławionego w czasie Eucharystii. Wzięli przykład od samego Chrystusa, który pewnego dnia pobłogosławił pięć chlebów i polecił rozdać je wszystkim bez wyjątku. Każdy, kto - z różnych względów - nie spożywa Ciała Chrystusa, może otrzymać ten znak wspólnoty i dzielenia się.

Każdego dnia po wieczornej modlitwie brat Alois, a z nim kilku innych braci, pozostaje w kościele, aby słuchać wszystkich, którzy chcą zwierzyć się im z drążących ich pytań. Są również wtedy w kościele księża, gotowi do posługi sakramentu pojednania.

Wielu spośród tych, którzy w niedzielne popołudnie wyjeżdżają z Taizé, zabiera ze sobą przekonanie o prawdzie kilku prostych słów: "Jedną z tajemnic Chrystusa jest to, że On pierwszy ciebie umiłował. Być kochanym na zawsze, być odzianym w szatę Bożego przebaczenia i zaufania - oto sens twojego życia. Teraz ty możesz podjąć ryzyko dawania siebie". Sami pojednani z Bogiem, są gotowi do wprowadzania pojednania w życie innych ludzi.

Nie tylko bracia

Wspólnota z Taizé liczy stu braci, pochodzących z 25 krajów. Mniej więcej połowę braci stanowią katolicy, pozostali wywodzą się z Kościołów wyrosłych z Reformacji i z Kościołów anglikańskich. Wszyscy jednak są gotowi przyjmować powołanie Wspólnoty: stawać się coraz bardziej "katoliccy", w sensie otwarcia serca na pełnię misterium wiary. Nie tworzą jednak wspólnoty ponadkonfesyjnej, są wierni Kościołom, które "zrodziły" ich dla wiary w Chrystusa. "Wy - zwracał się do braci papież Jan Paweł II w czasie swojej wizyty w Taizé 5 października 1986 r. - chcąc być «przypowieścią o wspólnocie», pomożecie wszystkim tym, których spotkacie, pozostać wiernymi swojej przynależności kościelnej, będącej owocem wychowania i wyboru sumienia, ale pomożecie im także coraz głębiej wnikać w tajemnicę komunii, którą w planie Bożym jest Kościół".

Nie sposób porównywać Taizé do Światowej Rady Kościołów, czy ONZ. Nie chodzi tu o szukanie wspólnego mianownika dla wszystkich chrześcijan, czy też o stworzenie jakiejś federacji Kościołów. Nie zadowala również braci zwyczajne współistnienie wyznań chrześcijańskich. Wspólnota dąży do komunii w jednej wierze Kościoła Chrystusowego. "Kościół jest komunią miłości i tej komunii szukamy" - mówią bracia.

Pierwszym Polakiem, który wstąpił do Wspólnoty był Marek Durski. "Ja się do Taizé «nie pchałem» - mówi. - Szukałem swojego powołania. Spotkanie z Taizé pomogło mi zrozumieć jego istotę. Kiedy ktoś spotyka się ze szczególną obecnością Chrystusa, odczytuje Jego wezwanie jako coś bardzo radykalnego, co przerasta człowieka. Przez lekturę «Reguły» i osobiste spotkanie z bratem Rogerem zrozumiałem, na czym ten radykalizm polega. Nie jest on dziełem człowieka, jego osobistym bohaterstwem. To Bóg nas wybrał i umiłował, a nie my Jego. Radykalizm powołania oznacza, że to On radykalnie się angażuje w życie tego, kogo powołuje. Wtedy moje «tak» może być wypowiedziane mimo całej ludzkiej ułomności i ograniczeń".

Po raz pierwszy przybył do Taizé w 1972 r. Trudno było wówczas wyjechać z Polski. Oprócz sporej sumy pieniędzy, potrzebne było zaproszenie. Pomogli mu w tym bracia za sprawą spotkanego rok wcześniej w Polsce brata Clémenta. Po raz drugi Marek znalazł się na wzgórzu w 1975 r. Pojechał tam autostopem. Odbył kilkunastodniowe rekolekcje, w których towarzyszył mu jeden z braci. Otrzymał wówczas zgodę na przyjęcie do Wspólnoty. "Wspólnota nigdy mnie nie «wciągała» - wspomina. - Czułem natomiast dyskretną bliskość braci".

Chciał pozostać w Taizé legalnie, wrócił więc do Polski. Przez trzy lata czekał na paszport. Co pół roku składał nowy wniosek. Odpowiedź była zawsze taka sama: odmowa "z powodu ważnych spraw państwowych". Wreszcie w 1978 r. mógł wyjechać. Ówczesny wikariusz kapitulny archidiecezji poznańskiej, bp Marian Przykucki pobłogosławił go na drogę.

«« | « | 1 | 2 | 3 | 4 | 5 | 6 | 7 | 8 | » | »»

aktualna ocena |   |
głosujących |   |
Pobieranie.. Ocena | bardzo słabe | słabe | średnie | dobre | super |

Reklama