Schizofrenia– W końcu powiedziałem: „Panie Boże, jeśli Maryja stała się dla mnie osobą tak ważną, jeśli ja proszę Ją o modlitwę, jeśli modlę się na różańcu, to jaki ze mnie ewangelik?”. Nie mogłem tego w sobie pogodzić. To byłaby religijna schizofrenia – wspomina Jan, który już wtedy czuł się katolikiem.
Jednak o oficjalnym wstąpieniu do Kościoła katolickiego nie było mowy.
– Dla mnie, ewangelika żyjącego w diasporze, wyznanie było elementem łączącym mnie z moją ziemią – Śląskiem Cieszyńskim. Było ono ważne ze względów kulturowych, tożsamościowych. A przede wszystkim nie chciałem sprawiać bólu moim bliskim – podkreśla Jan Holeksa.
W tym czasie dokonała się w nim inna ważna przemiana. Stało się to za sprawą jego matki, która została sparaliżowana. Holeksowie zdecydowali, że Jan zamieszka z matką i będzie się nią opiekował.
– W ostatnich czterech latach życia mama dała mi najwięcej. Towarzyszenie jej w cierpieniu wiele mnie nauczyło. Jestem naukowcem, biologiem. Przez wiele lat liczyła się dla mnie tylko praca, wyjazdy na badania. Moi studenci byli zaskoczeni, kiedy dowiedzieli się, że jestem żonaty i mam córkę. Ale sytuacja z mamą zmusiła mnie do postawienia pracy na dalszym planie. Nauczyłem się, że najważniejszy w życiu jest drugi człowiek, którego Pan Bóg mi daje – mówi Jan, który, będąc doktorem habilitowanym, pracuje jako docent w renomowanym Instytucie Botaniki Polskiej Akademii Nauk w Krakowie.
Ostatecznie wstąpił do Kościoła katolickiego siedem lat temu.
– Zwykle idę rano do konfesjonału dziesięć po szóstej. Jan Holeksa już wtedy jest w kościele – mówi proboszcz katowickiej parafii Przemienienia Pańskiego, ks. Zenon Działach.
– Podczas ślubu naszej córki zrozumiałem, co to jest parafia – mówi Jan Holeksa. – Byliśmy już wtedy w zespole liturgicznym, tzn. w grupie świeckich przygotowujących niedzielne Msze. Na ślubie mieliśmy mieć około 30 gości. Ale do kościoła przyszło jeszcze kilkudziesięciu innych ludzi – znajomych z parafii. Poczułem, że jestem we wspólnocie.
Pan docent szoruje garnkiPrócz przygotowywania niedzielnych Mszy, Jan od czasu do czasu chodzi do domu Sióstr Misjonarek Miłości Matki Teresy z Kalkuty. Pucuje naczynia, pomaga siostrom wydawać jedzenie bezdomnym, robi drobne naprawy.
Od siedmiu lat należy do świeckiego zakonu karmelitów bosych. Od dwóch lat na spotkania chodzi też jego żona.
– Moje dojrzewanie do Karmelu musiało, jak widać, trwać dłużej, bo w pewnym okresie moja wiara uległa rozcieńczeniu – przyznaje Krystyna.
W zeszłym roku Jan Holeksa otrzymał prawo rozdzielania Komunii świętej.
Na pytanie, dlaczego mu na tym wszystkim zależy, podkreśla, że o tych sprawach nie można mówić w kategoriach „zależy – nie zależy”, i dodaje:
– Mój przyjaciel i dyrektor instytutu, w którym pracuję, człowiek głęboko wierzący, rozmawiał kiedyś ze swoim przyjacielem, nieżyjącym już wielkim uczonym, który uważał się za człowieka niewierzącego, agnostyka. Ten ostatni zapytał: „Jak to możliwe, że ty, człowiek posiadający tak wielką wiedzę, wierzysz w Boga?”. Swój dłuższy wywód mój przyjaciel podsumował stwierdzeniem: „Wiesz, to jest łaska”. „Łaska... Byłoby ciekawe doświadczyć takiej łaski...” – odrzekł rozmówca.
Tekst ukazał się w Katowickim Gościu Niedzielnym 8/2006Opinie czytelnikówSkandal!
Wlaściwie komu i czemu ma służyć taki artykuł. Moglbym znalezc wiele podobnych spraw z tym, że strona katolicka przeszła do Kościoła Ewangelicko - Augsburskiego. Ale po co? Komu to ma słyżyc. Moim zdaniem artykul dobrze znanego mi Pana Jaroslawa Dudaly nie sluży "ku jedności" jak powyżej niego pisze, ale rozbijaniu chrześcijaństwa. Sprawa Państwa Holeksów jest ich prywatna sparwą i nie może slużyć jako wzor ekumenizmu. Jestem tym zgorszony Panie Redaktorze!
Ks. Jan Gross
przewodniczący Śląsliego Odzdiału PRE
luty 2006