"Prezent pod choinkę" w kilku odsłonach, czyli jak to się zaczęło

Miłą rzeczą jest robienie prezentów drugiej osobie. Tym bardziej, jeśli są to rzeczy zaspakajające najpilniejsze potrzeby.

Jest późne popołudnie. Zaczynamy odczuwać głód. Teraz uświadamiamy sobie, że od wczesnego rana jesteśmy na obrotach. Zatrzymujemy się w przydrożnym barze. Z zewnątrz wygląda jak stara drewniana chata, ale w środku czysto i bardzo przytulnie. W kominku pali się ogień. Wreszcie można się wyprostować, umyć ręce. Składamy zamówienie. Żartujemy. Humory dopisują. Oprócz nas jest jeszcze dwóch podróżnych. Rozmawiamy głośno. Śmiejemy się. Sprawiają wrażenie, że im to nie przeszkadza. Aby skrócić nasze cierpienie oczekiwania na jedzenie, kelnerka przynosi chleb razowy, masło z ziołami i herbatę. Teraz dopiero widzimy, jak bardzo byliśmy głodni. Szybkie mycie reflektorów i w drogę.

Około 22 docieramy do Barwinka. Wita nas kilometrowa kolejka TIR-ów. Pchamy się do samego przodu.
- My z pomocą humanitarną - zwracamy się do młodego żołnierza.
- Stańcie na lewym pasie.

Przed nami tylko kilka ciężarówek. Jedna z nich wiezie cielaki. Ciekawe towarzystwo. Po godzinie stania wjeżdżamy na terminal. I co teraz? No cóż. Kiedyś musi być ten pierwszy raz. Bierzemy z Januszem dokumenty i ruszamy za innymi kierowcami. Najpierw polska odprawa celna. Dwa okienka, ciasne pomieszczenie i kilku kierowców przed nami. Polscy celnicy pracują szybko i sprawnie. Po godzinie przychodzi nasza kolej. Mamy wszystkie potrzebne dokumenty, więc idzie szybko.

Jestem pod wrażeniem. Teraz kolej na część słowacką. Najpierw jednak trzeba, by słowacka spedycja wypisała nam “przekazówkę”. Podobno na tym przejściu są dwie spedycje. Idziemy na poszukiwania. Młoda niewiasta w okienku sugeruje, byśmy poszli jednak do tej drugiej na końcu korytarza. Tam pytają, czemu nie ta z przodu? O co tu chodzi? W końcu kobieta lituje się nad nami i postanawia wypisać potrzebny nam SAD. Bez niego nie opuścimy granicy. Zaczynają się jednak problemy.

Według zalecenia firmy tej pani powinniśmy złożyć kaucję jako zabezpieczenie na poczet ewentualnego cła na wypadek, gdybyśmy zostawili ładunek na Słowacji. To rozumiem, ale nie rozumiem czemu to zabezpieczenie ma być w wysokości 70% wartości ładunku! Nie mamy takich pieniędzy przy sobie. O wpół do trzeciej nad ranem osiągamy konsensus - jako zabezpieczenie zostawimy cztery tysiące złotych, ale to oznacza, że musimy wracać tą samą drogą. Jest dłuższa, ale co zrobić. SAD jest już gotowy. Teraz tylko fakturka za wypisanie i... w tym momencie drukarka odmawia posłuszeństwa. Po godzinie nierównej walki odpuszczamy. Trzeba czekać, aż rano przyjdzie szefowa. Podobno umie naprawić.

Jest prawie czwarta rano. Kilkanaście stopni mrozu na zewnątrz i tylko trochę cieplej w holu, gdzie czekamy, bo zamykanie drzwi nie jest w zwyczaju korzystających z tego budynku. Silniki naszych samochodów pracują na wolnych obrotach, bo inaczej chłopcy zamarzliby. Śpią jak susły. Spoglądamy z Januszem na siebie. Nam została twarda ławka w zimnej poczekalni. Błogosławię moją żonę za puchową kurtkę, a cioteczkę za wełniane skarpety. Do rana daleko.

Szefowa zjawia się po szóstej i wszystko ożywa. W pół godziny mamy wypisane SAD-y i zaczynamy odprawę. Jeszcze tylko pieczątki w paszportach i o ósmej wyjeżdżamy z granicy. Ogólna radość. Tylko sto dwadzieścia kilometrów i ukraińska granica. Szukamy miejsca, gdzie można się trochę umyć i zjeść śniadanie. Nie jest to proste, a stacje benzynowe z barami są tu zjawiskiem nieznanym.

Zaczynam rozumieć, że życie kierowcy TIR-a to ciężki kawałek chleba. W końcu trafiamy do restauracji “Pod białym łabędziem”. Kolejka do WC (czysto i ciepła woda w przeciwieństwie do tego, co było na granicy), dużo kawy i jajka na szynce. Nikt nie grymasi, choć kawa letnia, a kucharz ma chyba tylko jedną patelnię. Zamawiamy po drugiej kawie, ale prosimy, by tym razem była gorąca. Kelnerka jest zaskoczona. Jacyś dziwni goście…
 

«« | « | 1 | 2 | 3 | 4 | 5 | 6 | » | »»

aktualna ocena |   |
głosujących |   |
Pobieranie.. Ocena | bardzo słabe | słabe | średnie | dobre | super |

Reklama