Jedna z najważniejszych granic cywilizacyjnych przebiega przez Polskę. To tu pielęgnujący kulturę słowa, racjonalny Zachód spotyka pachnący jerozolimskim kadzidłem, całujący ikonę i bijący niskie pokłony Wschód. A między Bugiem a prawdą, dlaczego, skoro tak wiele nas łączy, tak trudno nam się spotkać?
Rozlewiska parują. Komary urządziły wściekły atak. Stoję na granicy światów. Leniwe fale Bugu ze znudzeniem odbijają promienie słońca. Nieświadome tego, że są pilnie śledzone przez satelity, Wojska Ochrony Pogranicza oraz Instytut Meteorologii i Gospodarki Wodnej. Po drugiej stronie rzeki: prawdziwe morze. Tak, tak! Ponad dwieście milionów wyznawców prawosławia i unitów na terytorium ciągnącym się… aż do Kamczatki.
Według badań Pew Research Center 71 proc. obywateli Rosji stanowią prawosławni (aż 95 proc. z nich należy do Rosyjskiego Kościoła Prawosławnego). To teren 157 diecezji, niemal 30 tysięcy parafii i 830 tętniących modlitwą monasterów. A prawosławni i grekokatolicy z 40-milionowej Ukrainy i niemal 10-milionowej Białorusi?
Dwa światy spotykają się nad Bugiem, w granicach Rzeczypospolitej. To rzeczywistość naszego „bardzo bliskiego Wschodu”. Po prawej stronie rzeki żyją ci, którzy wyssali z mlekiem matki śpiew „Gospodi, pomiłuj”, po lewej śpiewający „Panie, zmiłuj się nad nami”. I jednych, i drugich łączy greckie „Kyrie eleison”.
Na styku
To oczywistość. A jednak dokładnie pamiętam chwilę, w której po raz pierwszy z wielką intensywnością dotarło do mnie, że stoję na nieoznaczonej, niewidzialnej granicy kultur. Wieczorem 17 sierpnia przed dziewięciu laty. W Siemiatyczach. Na przystanku PKS-u. Gdy tłum czekał na patriarchę Konstantynopola Bartłomieja.
Ten przybywający na Grabarkę siwiuteńki starzec (pierwszy od 1054 roku duchowy przywódca prawosławia, który wziął udział w inauguracji pontyfikatu biskupa Rzymu) powiedział wówczas pod Zajazdem u Kmicica: „Wasze korzenie są w Bizancjum”. I miał rację.
W tłumie stało wiele osób, których korzenie były w Rzymie. Czy te światy mają okazję się spotkać? A może od wieków pielęgnują swoje ogródki, udając, że za miedzą nie mieszka żaden sąsiad?
W którym miejscu przebiega granica? Gdzie chrześcijański Wschód spotyka Zachód? W cerkwi Zaśnięcia Najświętszej Maryi Panny przy ulicy Szpitalnej w Krakowie? We wrocławskiej czy gliwickiej społeczności Ormian pielęgnujących liturgię kraju, który Osip Mandelsztam nazwał „ziemią krzyczących kamieni”? W Warszawie-Wesołej, w której mistrz Jerzy Nowosielski malował zapierające dech w piersiach freski, nie mając pojęcia, że w kościele będzie modliła się ekumeniczna wspólnota? Nie. To jedynie przyczółki, ambasady, konsulaty. Myślę, że prawdziwą granicą światów są Jaworki nad krętym Grajcarkiem, potokiem łączącym Białą i Czarną Wodę na zachód od ślicznego wąwozu Homole. U progu dawnej cerkwi św. Jana Chryzostoma. Na zachodnim krańcu ziemi Łemków, którzy zapuścili korzenie w Beskidzie Niskim. To tu (cisza jak makiem zasiał, drewniane chyże, dwujęzyczne tablice plus bezkresne lasy, w które wrośnięte są kamienne krzyże i kikuty kaplic) język polski, a wcześniej łacina spotykały ukraiński i staro-cerkiewno-słowiański.
To tu pastelowa „Cicha noc” (czyli „Stille Nacht” z austriackiego Oberndorfu pod Salzburgiem) nucona jest obok ukraińskiej kolędy „Dobryj weczir tobi, pane hospodariu. Oj radujsja zemłe, Syn Bożyj narodywsja!”. Spotkanie światów widać najwyraźniej w styczniu, gdy przez Bieszczady, Polesie i Podlasie płynie biblijna rzeka Jordan, wody śmierci zmieniają się w strumienie życia, a stłoczony przy studniach zmarznięty tłumek śpiewa: „Na jordańskich falach czystych/ przywitał Chrystusa Jan./ Światłem promieni srebrzystych/ błysnął w górze tęczy łan”.
Dwa chrzty
Z jednej strony unickiej cerkwi w Łosiu krzyż z datą 988 – „chreszczenia Rusi”. Z drugiej brama z napisem „Totus Tuus” i datą upamiętniającą zanurzenie w wodach chrzcielnych Mieszka, które nastąpiło 22 lata wcześniej. Dwa chrzty. W dwu różnych tradycjach. Konsekwencja wielkiej schizmy podziału na prawosławie i katolicyzm, które w 1054 r. wzajemnie obłożyły się anatemami. Kniaź Włodzimierz przyjął chrzest w krymskim Chersonezie i poślubił siostrę cesarza Bizancjum Bazylego II. Po powrocie do Kijowa wrzucił symbolicznie do Dniepru posąg Peruna i nakazał przeprowadzenie masowego chrztu ludności. Ruś podporządkowano patriarchatowi Konstantynopola.
Rozdarcie chrześcijaństwa jest największym skandalem świata. „Ojcze, zachowaj ich w Twoim imieniu, które Mi dałeś, aby tak jak My stanowili jedno” – błagał tuż przed śmiercią Jezus. Dziś o wiele łatwiej można wskazać w Polsce miejsca, w których katolicy modlą się z protestantami, niż te, w których Rzym spotyka się z Bizancjum (nie wspominam Tygodnia Modlitw o Jedność Chrześcijan, na którym nie wypada nie bywać, choć i tu słyszałem o „usprawiedliwionych nieobecnościach”). Stojący na granicy światów Polacy jak nikt inny mają szansę budowania mostów. Błogosławienia sobie nawzajem. Przełamywania stereotypów. Mobilizuje nas do tego samo położenie geopolityczne. Troszkę jak w dowcipie Mleczki: złośliwie uśmiechający się Bóg zaciera ręce: „A Polakom zrobię kawał i umieszczę ich między Niemcami a Związkiem Radzieckim”.
aktualna ocena | |
głosujących | |
Ocena |
bardzo słabe |
słabe |
średnie |
dobre |
super |
Rosną m.in ograniczenia w zakresie deklaracji chrześcijańskiego światopoglądu w życiu publicznym.
"Zabili ich na różne sposoby. Są wszystkie dowody na to, jak ich torturowali."