Życie w podwójnym rycie

Gdzie wziąć ślub – w cerkwi czy w kościele? Gdzie ochrzcić dzieci? W niedzielę Msza św., Liturgia św. czy nabożeństwo? Jak budować małżeństwo mieszane wyznaniowo?

Te – z pozoru proste – pytania czasem stają się szalą, na której waży się być albo nie być dla związku, a odpowiedzi nie są już oczywiste, gdy decydują o całym przyszłym życiu.

Deklaracja jest ważna

– Pochodzę z rodziny mieszanej wyznaniowo – babcia była katoliczką, ja od dziecka jestem luteranką. Gdy spotkałam mojego przyszłego męża (mającego korzenie rzymskokatolickie), wydawało mi się, że różnica wyznania nie będzie żadnym problemem. Rzeczywistość okazała się inna – mówi Agnieszka Godfrejów-Tarnogórska, należąca do krakowskiej parafii ewangelicko-augsburskiej. Problemem nie do przejścia stała się deklaracja, w której strona katolicka przyrzeka, że „uczyni wszystko, co w jej mocy, aby dzieci zostały ochrzczone i wychowane w Kościele katolickim”. – Bunt był obustronny. Gdyby deklaracja zobowiązywała do wychowania dzieci w wierze chrześcijańskiej, sprawa byłaby oczywista. Duże znaczenie w podejmowaniu tej decyzji miało moje zaangażowanie w życie Kościoła luterańskiego (pracuję z rodzinami, zajmuję się katechezą dzieci, pracą diakonijną, czasem prowadzę nabożeństwa). Chcąc być w zgodzie ze swoimi sumieniami, nie mogliśmy podpisać deklaracji, więc nie dostaliśmy dyspensy. Ślub odbył się w kościele luterańskim – opowiada Agnieszka. Jej doświadczenie zawodowe pokazuje jednak, że określenie wyznania, w jakim ma być wychowane dziecko, jest potrzebne, by od początku miało ono wyraźny  punkt odniesienia w kształtowaniu swojej tożsamości. – Coś musi przeważyć, inaczej dziecko będzie zagubione – podkreśla luteranka. – Syna wychowujemy w denominacji luterańskiej, ale będziemy mu także przekazywać wiedzę na temat wyznania ojca. Pokazujemy
np. tradycję święcenia pokarmów, którą tłumaczymy jako błogosławieństwo jedzenia, które daje nam Bóg. W duchu ekumenizmu pierwszą modlitwą syna było „Aniele Boży”. Wszyscy razem codziennie ją odmawiamy – mówi Agnieszka Godfrejów-Tarnogórska i dodaje, że w każdej religii nie wolno zapominać o tym, jak ważny jest udział obojga rodziców w duchowym rozwoju dziecka.

Miłość od Boga

Znaczenie przedślubnej decyzji dotyczącej wyznania zrozumieli również Marzena i Paweł Żelezniakowiczowie. Ona pochodzi z województwa świętokrzyskiego, on – z Podlasia. Poznali się w Krakowie i od 5 lat są małżeństwem. – Na początku znajomości Paweł był przekonany, że jestem wyznania prawosławnego. Jak mogło być inaczej, skoro studiowałam serbistykę? Kiedy okazało się, że jestem katoliczką, byliśmy zgodni, że wyznanie nie może stanąć na drodze miłości – mówi Marzena. – Sprawa zmusiła nas jednak do podjęcia poważnej decyzji dotyczącej wyboru miejsca ślubu i tego, w jakiej wierze wychowamy dzieci, która okazała się jedną z najtrudniejszych w naszym wspólnym życiu. Chwilami myślałam nawet, że dla Kościoła rzymskokatolickiego byłoby łatwiej, gdyby Paweł był ateistą, a nie prawosławnym, ale tłumaczyliśmy sobie, że skoro miłość jest dana przez Boga, a my w Boga wierzymy, to On nam pomoże pokonać przeszkody – dodaje dziewczyna. – Zawsze byłem bardzo zaangażowany w życie Cerkwi, dlatego wiedziałem, kogo pytać o radę – uśmiecha się Paweł.

«« | « | 1 | 2 | » | »»

aktualna ocena |   |
głosujących |   |
Pobieranie.. Ocena | bardzo słabe | słabe | średnie | dobre | super |

Reklama