Francuscy biskupi domagają się wdrożenia bardziej racjonalnych norm dotyczących udziału wiernych w Mszach św. Przez cały listopad miejsca kultu pozostają w tym kraju otwarte, ale nie można w nich sprawować nabożeństw z udziałem wiernych.
W sprawie wznowienia publicznych nabożeństw przez cały miesiąc trwały rozmowy francuskiego episkopatu z władzami tego kraju. Jednocześnie swój głos dali usłyszeć wierni, którzy modląc się w niedziele na placach przed kościołami, domagali się powrotu Mszy św. Episkopat zaproponował limit zajęcia 30 proc. miejsc w świątyniach przy restrykcyjnym zachowaniu norm sanitarnych. Prezydent Macron zapowiedział jednak, że w liturgiach będzie mogło uczestniczyć maksymalnie 30 osób i to niezależnie od wielkości kościoła.
Przewodniczący episkopatu wyraził zaskoczenie i rozczarowanie z powodu tej decyzji. Abp Éric de Moulins-Beaufort stwierdził, że stała się ona detonatorem gniewu katolików, którzy nie rozumieją, jak można zrównywać małe kaplice z ogromnymi katedrami. W rozmowie telefonicznej z prezydentem Macronem domagał się bardziej realistycznego miernika. Wskazał zarazem, że po ostatnich decyzjach nieufność wierzących wobec państwa zdecydowanie rośnie. Episkopat poparli francuscy biskupi oraz setki księży. Bp François Touvet, ordynariusz Châlons-en-Cham-pagne, wprost stwierdził, że decyzja władz jest kpiną z wierzących. Podkreślił, że 30 osób w jego katedrze, która ma 2,5 tysiąca metrów kwadratowych to totalny absurd.
Dziś na konferencji prasowej premier Jean Castex potwierdził 30-osobowy limit wiernych. Niezależnie od tej decyzji, diecezje już przygotowują się do zwiększenia liczby adwentowych liturgii.
Rosną m.in ograniczenia w zakresie deklaracji chrześcijańskiego światopoglądu w życiu publicznym.
"Zabili ich na różne sposoby. Są wszystkie dowody na to, jak ich torturowali."