Egzarchat Patriarchatu Ekumenicznego na Litwie, powstały w 2024 r., rozwija parafie i wspólnoty mimo braku własnych świątyń i trudnych warunków. Budujemy Kościół wolny od Moskwy i jej propagandy, zakorzeniony w modlitwie i świadomym życiu wiernych – powiedział ks. protojerej (prałat) Vitalijus Mockus, współtwórca nowej struktury prawosławnej, pozostającej w jurysdykcji patriarchy Konstantynopola. Rozmowę przeprowadzono podczas XII Zjazdu Gnieźnieńskiego, który odbywał się w dniach 11-14 września b.r.
Marcin Przeciszewski: Jaka jest sytuacja Egzarchatu Prawosławnego na Litwie – niezależnego od Moskwy, a będącego w jurysdykcji Patriarchatu Konstantynopolitańskiego – którego Ojciec jest współtwórcą?
Ks. Vitalijus Mockus: To przesada mówić, że jestem „twórcą”. Było nas pięciu – pięciu kapłanów Patriarchatu Moskiewskiego. W dniu napaści na Ukrainę, 24 lutego 2022 r., wspólnie uznaliśmy, że „russkij mir” nie jest nam potrzebny. Rosyjska Cerkiew Prawosławna, popierając wojnę, przestała być wierna Ewangelii. Gdy zaczęliśmy o tym otwarcie mówić, usłyszeliśmy, że w tym Kościele nie ma już dla nas miejsca. Wyrzucono nas nawet ze stanu kapłańskiego.
Chwała Bogu, że tak się stało, bo mogliśmy zwrócić się do patriarchy Bartłomieja – honorowego zwierzchnika prawosławia na świecie. Zgodnie z kanonami ma on prawo rozpatrywania odwołań duchownych niesprawiedliwie potraktowanych przez Kościół lokalny. Po siedmiu miesiącach patriarcha przywrócił nas do stanu duchownego. Wciąż jednak byliśmy w próżni, więc poprosiliśmy o przyjęcie do Patriarchatu Konstantynopolitańskiego. Patriarcha nas przyjął i w styczniu 2024 r. powstał oficjalnie Egzarchat na Litwie. Przyjechał do nas egzarcha z Estonii i zaczęliśmy formować parafie.
– Kim jest obecny egzarcha i jakie ma uprawnienia?
- To hieromnich Justyn Kiviloo, Estończyk, wcześniej duchowny Estońskiej Apostolskiej Cerkwi Prawosławnej (autonomicznej, w jurysdykcji Konstantynopola). Został egzarchą, bo jest mnichem – a egzarcha powinien nim być, gdyż wcześniej czy później zostanie biskupem. Ważne też, że w Estonii podobny proces dokonał się w latach 90., więc doskonale rozumiał naszą sytuację. Gdy przybył na Litwę i słuchał naszych historii, odpowiadał: „Wiem dokładnie, tylko niektóre szczegóły są inne”.
– Jak dziś wygląda struktura Egzarchatu Patriarchatu Ekumenicznego na Litwie?
- W Egzarchacie mamy 11 duchownych (dwóch przebywa tymczasowo za granicą – w Niemczech i Czechach). Powstało 10 parafii: trzy w Wilnie oraz w Kownie, Kłajpedzie, Szawlach, Tauragach, Alytusie, Poniewieżu i Anykščajach. Jeśli trzeba, sprawujemy Boską Liturgię także w innych miejscach. Merostwo Anykščaj przekazało nam zrujnowane zabytkowe budynki dawnego monasteru Ducha Świętego w Surdegach. Cudowna ikona Matki Bożej Surdegskiej znajduje się dziś w Kownie. Klasztor założyła w XV-XVI wieku miejscowa ziemianka Anna Szyszanka-Stawicka po objawieniu Matki Bożej w 1530roku; być może był to najbardziej na północ wysunięty klasztor metropolii kijowskiej. Chcemy uczynić z tego miejsca centrum duchowe, a jeśli znajdą się zakonnicy – odrodzić życie monastyczne.
– W jakich językach sprawujecie liturgię?
- W czterech: po litewsku (to język urzędowy Egzarchatu), cerkiewnosłowiańsku, ukraińsku i białorusku. W Kownie w jednej parafii posługuję dwóm wspólnotom – litewskiej i ukraińskiej. Wierni nie znają wzajemnie swoich języków, więc sprawuję kolejno liturgię po litewsku i po ukraińsku.
– Nie macie własnych świątyń. Gdzie więc się modlicie?
- Tam, gdzie jest to możliwe: w Wilnie – dla wspólnoty litewskiej korzystamy z kościoła katolickiego; dla rosyjskiej – z cerkwi dawnego więzienia na Łukiszkach (niedaleko Sejmu); Białorusini i Ukraińcy modlą się w małej kaplicy wynajętej od merostwa. Na wielkie święta, jak Boże Narodzenie czy Wielkanoc, prosimy katolików lub luteranów o użyczenie dodatkowych kościołów dla Białorusinów i Ukraińców.
W Aniksztai – Liturgia sprawowana jest w Muzeum biskupa Antoniego Baranowskiego i pisarza Antoniego Vienuolisa (Antanasa Baranauskasa).
W Kłajpedzie – korzystamy z kaplicy ekumenicznej uniwersytetu.
Niedawno rozpoczęła działalność fundacja mająca wybudować w Wilnie nasz sobór katedralny. Rząd litewski przekazał nam w bezpłatne użytkowanie na 10 lat budynek na Antokolu (w okolicy kościoła św. Piotra i Pawła i ambasad). Trwa remont – powstaną tam kancelaria Egzarchatu i rezydencja egzarchy. Chwała Bogu!
– Ilu macie wiernych?
- Trudno to dokładnie policzyć. Patriarchat Moskiewski ma na Litwie 55 parafii, a my – 10. Wśród ich 55 parafii tylko w sześciu na niedzielną Liturgię przychodzi nieco ponad 100 osób; w pozostałych – dużo mniej. Łącznie do świątyń Patriarchatu Moskiewskiego w niedzielę przychodzi około tysiąca osób. Nasze parafie są średniej wielkości, ale dynamiczne – zwykle 40–50 wiernych na niedzielę. W kilku byłoby ponad 100, gdybyśmy mieli większe pomieszczenia.
Liczba wiernych rośnie; wszędzie udzielamy wielu chrztów i ślubów. Są tacy, którzy przyjmują prawosławie. Przygotowują się przez co najmniej pół roku, uczestnicząc w liturgii i życiu wspólnoty – dopiero wtedy formalnie ich przyjmujemy. Dzięki temu mamy świadomych wiernych, nie tylko „świątecznych” chrześcijan.
Parafianie czują się odpowiedzialni – sami administrują finansami. Nie mamy cennika „za świeczkę, chrzest czy ślub”. Duchowni żyją skromnie i pracują także poza parafią.
– Ojciec pracował jako taksówkarz?
- Był taki okres ale już nie. Tak zarabiałem po odejściu z Cerkwii Patriarchatu Moskiewskiego, dopóki nie zostałem przywrócony do stanu duchownego.
Dzięki temu, że jako księża jesteśmy finansowo niezależni, wszystkie ofiary przeznaczamy na potrzeby parafii. Mimo że nasze wspólnoty są małe, dysponujemy już niezbędnymi utensyliami i szatami. Problemem pozostaje rozwój, bo nie mamy własnych świątyń. W niedzielę przyjeżdżam do Kowna i od 10 do 16 jestem w świątyni: dwie kolejne liturgie, potem chrzty i śluby. Od poniedziałku do soboty nikt nie może przyjść do świątyni, pomodlić się czy porozmawiać z kapłanem – mamy dostęp tylko w niedziele i święta. To hamuje rozwój. Ale, jak powiedział nasz egzarcha: „Nie mamy problemów – czekają na nas wyzwania, na które odpowiadamy”.
– Jaka jest wizja przyszłości Egzarchatu na Litwie?
- Niezależność od Patriarchatu Moskiewskiego to nasza przyszłość. Będziemy wzrastać, głosić Słowo Chrystusa i wyznawać wiarę prawosławną. Jako odrębny Kościół jesteśmy już zarejestrowani na Litwie, a prawosławie jest religią tradycyjną – jedną z dziewięciu mających prawo do państwowego wsparcia finansowego. Otrzymujemy tę niewielką pomoc i stopniowo rozpoczynamy posługę w szpitalach, więzieniach i szkołach. Ci, którzy do nas przychodzą, chcą się modlić zgodnie z sercem i sumieniem, a nie uprawiać czyjąś politykę. To bardzo ważne.
– Czy duchowni Patriarchatu Moskiewskiego przechodzą do was?
- Komunikujemy się z nielicznymi. 70–80% duchowieństwa i parafian Rosyjskiej Cerkwii Prawosławnej Patriarchatu Moskiewskiego nie ukrywa, że czeka na „wyzwolicieli” z Moskwy. Mówią: „Rosjanie nie są źli, nie prowadzą wojen – bronią pokoju”.
Choć patriarchy Cyryla nie wpisano na unijną listę sankcyjną (Węgry to zawetowały), Litwa uznała go za personę non grata. Nie może wjechać do kraju – i słusznie. Tymczasem w cerkwiach wciąż wspomina się jego imię podczas liturgii jako „wielikogo gospodina patriarcha”, odczytuje się listy pasterskie Cyryla i życzenia świąteczne. Wiszą jego portrety, krążą kalendarze z jego fotografiami. Mówi się o nim „wielki patriarcha”. Prości ludzie powtarzają: „Nie może być zły – takie mądre książki pisze”. Więc choć Cyryl nie wjedzie na Litwę, ma tu „megafony” w osobach większości duchownych Rosyjskiej Cerkwi Prawosławnej.
– A metropolita litewski i wileński Rosyjskiej Cerkwi Prawosławnej, Innocenty Wasiliew? Uprawia propagandę przeciwko wam?
- Jego „propaganda” to powtarzanie, że „zawsze był i jest za Litwą”. Kiedyś można było przynajmniej pomodlić się za tych, którzy zginęli 13 stycznia 1991 r. przy wieży telewizyjnej w Wilnie, w walce o niepodległą Litwę. Ale metropolita dziś twierdzi, że taka modlitwa to polityka i na nią nie wyraża zgody. A po ataku Rosji na Ukrainę już się modlą.
Tymczasem uchodźcy z Ukrainy, którzy chcą żyć religijnie, trafiają do pierwszej napotkanej cerkwi. Pytają: „Czy to świątynia prawosławna?”. Słyszą odpowiedź: „Oczywiście”. „A czy należycie do Patriarchatu Moskiewskiego?” – dopytują. „Nie, nie! To Litewska Cerkiew Prawosławna”. Ufają, przyjmują sakramenty, chrzczą dzieci. Dopiero później, podczas liturgii, słyszą imię patriarchy Cyryla. Zdziwieni pytają: „Dlaczego?”. Wtedy słyszą wyjaśnienie: „Musimy go wspominać, ale to nie znaczy, że jesteśmy podporządkowani Moskwie”. W ten sposób wierni są wprowadzani w błąd. Zdarza się, że potem przychodzą do nas i proszą o ponowny chrzest. Tłumaczymy, że nie możemy go udzielić, bo sakrament był ważny. Wyjaśniamy: my nie jesteśmy częścią Patriarchatu Moskiewskiego – jesteśmy w jurysdykcji Patriarchy Konstantynopola. Tymczasem propaganda głosi o nas: „Zdradzili prawosławie, zdradzili Chrystusa”. Tak mówi się parafianom zarówno o nas, jak i o wszystkich, którzy opuścili Patriarchat Moskiewski – także o Grekach z krajów byłego ZSRR.
Zrozumiałbym zarzut, że zdradziliśmy jurysdykcję. Ale gdy dawna parafianka pyta: „Ojcze Witalijuszu, dlaczego zdradził Ojciec prawosławie, wyrzekł się Chrystusa?” – widzę, jak głęboko ta propaganda wchodzi w serca. My tymczasem robimy swoje: jesteśmy religią tradycyjną, modlimy się, budujemy wspólnotę, będziemy mieć własny sobór w Wilnie. Jeśli padają nieprawdziwe słowa – odpowiadamy i wyjaśniamy jak jest naprawdę.
– Na Zjeździe Gnieźnieńskim, w którym Ojciec uczestniczy odbywa się poważna dyskusja o drogach do pokoju. Jak Ojciec to widzi?
- Na Litwie to temat codzienny. Modlę się z uchodźcami, głównie ukraińskimi. Gdy zaczynamy modlitwę, w oczach pojawiają się łzy. Pytam: jak mogę wam pomóc? Odpowiadają: „Wszystko mamy, ale nie mamy pokoju”. Ze łzami modlą się o pokój – widzę krwawiące serca.
Starsza kobieta opowiadała, jak uciekali całą rodziną samochodem z okupowanych terenów. Na punkcie kontrolnym rosyjscy żołnierze zapytali, dokąd jadą. „Wyjeżdżamy – tu bardzo trudno żyć” – usłyszeli. Podniesiono szlaban: „Skoro trudno, to jedźcie”. Ruszyli. Po kilkudziesięciu metrach w auto trafił pocisk z działa czołgu eskortującego punkt. Kobietę wybuch wyrzucił na zewnątrz. Gdy cudem wstała, zobaczyła płonący samochód: syn z żoną spłonęli żywcem, a 14-letni wnuk wołał przez okno: „Babciu, ratuj mnie!”. Spłonął na jej oczach. Od tamtej pory nie przespała ani jednej nocy. Pyta: „Co mam robić?”. Modlimy się razem. To są szczere, pełne bólu modlitwy o pokój. Ci ludzie wiedzą, czym jest wojna i czym jest prawdziwy pokój.
Pokój to temat nie tylko „na dziś”, ale i po wojnie. Najpierw muszą ustać naloty, a potem pokój ma zapanować w sercach – tych, którzy walczyli, i tych, którzy nie walczyli. Trzeba będzie leczyć rany duszy – traumy „inwalidów duchowych”. Musimy uczyć się, jak mówić do ludzi po takich tragediach. Jeszcze przez lata będziemy uczyć się normalnej pracy duszpasterskiej i modlitwy. To zadanie dla nas – kapłanów i biskupów.
Teorii mamy dużo, książek przeczytaliśmy mnóstwo. Ale kiedy ktoś pyta: „Jak mam przebaczyć żołnierzowi, który spalił żywcem mojego wnuka?” – to żadna teoria nie wystarcza. A jeśli człowiek umrze z taką nienawiścią w sercu – jak będzie chrześcijaninem? Jak pomóc mu przebaczyć? Tego musimy szukać – również we współpracy z psychologami i innymi specjalistami.
– Dziękuję za rozmowę.
Tłum. Paweł Przeciszewski
Spośród wszystkich ustalonych męczenników za wiarę, 643 zostało zabitych w Afryce Subsaharyjskiej.
Chcą przejęć kontrolę na regionami, które w większości są zamieszkiwane przez chrześcijan.
Abp Sawa: - Ważny dzień nie tylko dla prawosławia, ale dla całego chrześcijaństwa.