Egzarcha Charkowa: ludzie szukają Boga, musimy być na miejscu

Przez ten czas wojny Kościół nauczył się, że musi być blisko ludzi. Jeśli na miejscu jest kapłan, to ludzie przyjdą i to również ci, którzy jeszcze do niedawna byli niewierzący i nie umieją nawet się przeżegnać – mówi Radiu Watykańskiemu greckokatolicki egzarcha Charkowa. Podkreśla, że sytuacja na wschodniej Ukrainie nadal jest bardzo trudna, choć lepsza niż na początku wojny.

Wiemy, że nie możemy być bierni i obojętni, musimy być blisko ludzi w tym trudnym czasie wojny - mówi bp Wasyl Tuczapeć.

„Kiedy zaczęła się wojna, prawie wszyscy nasi parafianie wyjechali na zachód Ukrainy. Zostało bardzo mało ludzi. Rodzice z dziećmi prawie wszyscy wyjechali. Przez ten rok, półtora roku przyszli do nas nowi ludzie. Przychodzą, interesują się… Bo na wschodzie Ukrainy ludzie nie są zbyt religijni, oni raczej szukają drogi do Boga i do wiary. Teraz większość ludzi, którzy są na nabożeństwach, to ludzie nowi, którzy przyszli do nas podczas wojny. Oczywiście, trzeba ich nauczyć elementarnych rzeczy, modlitwy Ojcze nasz, Zdrowaś Maryjo, jak się przeżegnać. Dajemy im modlitewniki, aby mogli uczestniczyć w nabożeństwach. Niektórzy proszą o przygotowanie do sakramentów, spowiedzi czy Eucharystii. Najważniejsza jest obecność osób duchownych na miejscu. Jeżeli kapłan został na parafii, został z ludźmi, to choć większość wiernych wyjechała, to jednak ludzie szukają Boga w ten trudny czas, przychodzą do kościoła, szukają wiary w Boga, dlatego obecność duchownego jest bardzo ważna. I nie tylko obecność, ale także jego gotowość do służenia tym ludziom, udzielenia im pomocy materialnej, ale też psychicznej i co bardzo ważnej - duchowej.“

Greckokatolicki egzarcha Charkowa przyznaje, że podczas wojny ludzie odkryli nowe oblicze Kościoła. Przekonali się, że ich potrzeby nie są mu obojętne. Bp Tuczapeć zauważa, że w takich trudnych sytuacjach, Kościół nie może się obawiać tego, że ma ograniczone możliwości pomocy. Okazuje się bowiem, że kiedy Kościół stara się pomagać, to znajdują się też środki, darczyńcy, którzy są gotowi go wesprzeć.

Ukraiński egzarcha przyznaje jednak, że coraz trudniej jest zdobyć niezbędną pomoc humanitarną, a potrzeby bynajmniej nie maleją, ludzie są wewnętrznie poranieni przez trwającą od półtora roku wojnę. W sposób szczególny dotyczy to najmłodszych – mówi bp Tuczapeć.

[ Najbardziej przeżywają to dzieci. Dla nich jest to najbardziej dramatyczne. Dlatego nawet rodzice zwrócili się do nas z prośbą, aby pomóc dzieciom, które siedzą w schronach, bo nauczanie nadal jest on line, szkoły i przedszkola nie pracują. Rodzice poprosili nas, abyśmy organizowali spotkania dla dzieci. Odbywają się one w dolnym pomieszczeniu naszej cerkwi. Dzieci malują, grają, tańczą, rozmawiają. Pomaga im to radzić sobie z wojenną traumą. Latem prowadziliśmy obozy, które nazywają się „Wesołe wakacje z Bogiem”. Na tydzień przejechali seminarzyści, siostry zakonne i animatorzy. Przygotowali całodzienny program dla tych dzieci: gry, zabawy, ale też modlitwa, katechezy. Widzimy, że dzięki temu mają jakąś rozrywkę podczas wojny. ]      

Rozmawiając z Radiem Watykańskim, bp Tuczapeć dodaje, że Ukraina nadal potrzebuje pomocy z zewnątrz, w tym militarnej. Modlimy się za naszych żołnierzy, ale oni potrzebują uzbrojenia, aby móc nas obronić i wyzwolić nasze ziemie od rosyjskiego agresora – dodaje.

Ze szczególnym słowem greckokatolicki egzarcha Charkowa zwraca się również do Polaków.

„Bardzo dużo pomocy otrzymaliśmy również z Polski, od Caritas, ale też od dobroczyńców, którzy sami przyjeżdżali do nas i przywozili pomoc busami. Dlatego najpierw chcę podziękować wszystkim ofiarodawcom, którzy przekazywali pomoc dla Ukrainy. I jeszcze raz chcę się do nich zwrócić, ponieważ wojna trwa, ludzie potrzebują pomocy i dlatego proszę, by jeśli ktoś może, to dalej pomagał naszemu narodowi przeżyć ten ciężki czas wojny.“

«« | « | 1 | » | »»

Reklama