publikacja 29.01.2010 09:21
Supraśl śpi ukryty pod czapą śniegu. Ciszę przerywa rżenie koni brnących przez zaspy przed monasterem. "Odłóżmy na bok doczesne troski" - wołają cherubiny lecące ponad głowami zwiedzających niezwykłe Muzeum Ikon.
Podchodzę do świętego kąta, czyli domowego ołtarzyka z ikonami. Umieszczono go w witrynie oryginalnego okna, pochodzącego z jednego ze starych domów Podlasia. Widziałem takie w niedalekich Krynkach czy na Grzybowszczyźnie, gdzie przed wojną „cerkiew sama wyrosła z ziemi”, tłum padał na twarze przed Eliaszem Klimowiczem, a chłopi płacząc i modląc się, nieśli przez pola krzyż, by ukrzyżować samozwańczego proroka. Widziałem takie w staroobrzędowych chatach w Gabowych Grądach i Wodziłkach. Ikony w świętym kącie umieszczane są we wschodnim rogu chaty. Wierni zwracają się w stronę Jerozolimy. W stronę wschodzącego słońca – Jezusa Chrystusa. Zdarzały się święte kąty nawet z kilkudziesięcioma ikonami.
– Przestrzeń muzealną podzielono na dziewięć tematycznych części. Wyłaniające się z mroku święte oblicza, oświetlane delikatnym, ciepłym światłem, nawiązują do tradycyjnej teologii, mówiącej o Bożym świetle rozpraszającym ciemności oraz o sensie i celu istnienia człowieka, jakim jest upodobnienie się do jego Stwórcy – wyjaśnia Piotr Sawicki. W otaczających mnie lustrach widzę swą twarz wygiętą w dziwacznym grymasie. To sala… krzywych luster. Odbicia są wykrzywione. Ukazują nasze sylwetki zdeformowane, skażone przez grzech. Jedynie twarze na ikonach są naturalne. Prześwietlone niezwykłym niebiańskim światłem.
Przez okienko zaglądam do skąpo oświetlonej celi ikonopisarza