"Prosze Zmuwic Zdrowasz"

Przed dwoma miesiącami zniknął z powierzchni ziemi poniemiecki cmentarz ewangelicki w Sobocie. Władze gminy chcą, żeby teraz był tam kompleks rekreacyjny.

Duchowa spuścizna, jaka dostała się w posiadanie powojennych osadników dolnośląskich, miała dwojaki charakter: katolicki i ewangelicki, z przewagą tego ostatniego. To, w jaki sposób napływający tu po wojnie ludzie traktowali zabytki kultury niemieckiej, było wypadkową wielu rzeczy: ich pochodzenia, stopnia kultury osobistej, wieku, ale nade wszystko wojennych doświadczeń.

Jeśli na miejscu nie było innego kościoła niż ewangelicki, zbór adaptowano na potrzeby katolików (Wierzbowa). Jeśli były dwa kościoły, ten ewangelicki stał opuszczony i niszczał, rozkradany przez szabrowników z centralnej Polski (Tomaszów Bolesławiecki). Dziś wiele parafii katolickich, także w diecezji legnickiej, stara się pielęgnować to, co zostało. Przykład zboru w Żeliszowie udowadnia, że jeszcze dziś można uratować unikatową architekturę. Gorzej obchodzono się z ewangelickimi cmentarzami. Te były niszczone do gołej ziemi, a ozdobne epitafia po zmieleniu służyły (tak było np. w Polkowicach) do budowy nowych dróg.

Tylko nieliczne cmentarze doczekały się tzw. lapidariów, czyli miejsc symbolizujących je. Jednym z nich była poewangelicka nekropolia w Sobocie, niedaleko Lwówka Śl. Przed czterema laty staraniem władz samorządowych zbudowano tam lapidarium z symbolicznym krzyżem jako pamiątkę po miejscu pochówku przedwojennych mieszkańców wsi. Podczas uroczystości odsłonięcia tablicy obecne były rodziny pochowanych tu Niemców. Po niemal czterech latach, na początku lipca tego roku, w gminie zapadła decyzja o uporządkowaniu starego cmentarza. Nagrobne płyty usunięto i złożono w jednym miejscu. Na teren poewangelickiego cmentarza wjechał ciężki sprzęt, wyrównując teren. Prace, które wzbudziły sprzeciw i niesmak wielu mieszkańców Soboty, były jednak kontynuowane. Ludwik Kaziów, burmistrz Lwówka, zapewniał, że to nie likwidacja, ale uporządkowanie cmentarza. Teren, gdzie były pochówki ma być odgrodzony od reszty kamiennymi blokami. Na pozostałym terenie powstanie kompleks rekreacyjno-kulturalny. 

W tej samej miejscowości są ruiny katolickiego kościoła o średniowiecznym rodowodzie. Świątynia nie przetrwała wojny. W jej ostatnich dniach na kościelnej wieży Niemcy ulokowali punkt obserwacyjny, a Rosjanie zbombardowali kościół pociskami artyleryjskimi. Wokół ruin zostały nagrobki. Te najstarsze, datowane na koniec XVII w., sąsiadują z powojennymi grobami Polaków. Uwagę zwraca także solidny pomnik. „S.P. Wizenti Krulik, zmarł dnia 26.XI.1918 r. Na Pamiątke Drogiemu Towarzysowi Wcasie Swiatowej Zawieruchi w Niemieckiej Niewoli. Polak w Cionskich Cierpieniach. Spokui jego dusy. Prosze Zmuwic Zdrowasz”.

Ten napis jawi się dziś jako wzruszający przykład tego, że narodowość nie ma znaczenia, kiedy chodzi o przyjaźń, szacunek i pamięć. Dla Niemców z Soboty, którzy 100 lat temu w ten sposób uczcili swojego „towarzysza w czasie światowej zawieruchy”, na pewno nie miało znaczenia, że był Polakiem. Niestety, to jeden z niewielu takich przykładów na Dolnym Śląsku. Być może było ich więcej, ale po 1933 r. narodowi socjaliści masowo niszczyli takie pamiątki, choć pamięć o poległych podczas I wojny światowej pielęgnowali. Nie było dolnośląskiej wsi bez pomnika z nazwiskami poległych. Ale obeliski z pruskim żelaznym krzyżem, dębowymi liśćmi albo hitlerowską „gapą” w większości padały pod młotami powojennych polskich osadników. Zbyt świeże były wspomnienia wojennych tragedii, żeby móc tolerować niemiecki pomnik pośrodku wsi czy miasteczka.

Jednak ta złość skierowana była w złą stronę. Na zachowanych do dziś obeliskach obok nazwisk niemieckich znaleźć można polskie. Polacy walczyli ramię w ramię z Niemcami z dolnośląskich wsi przeciwko Rosjanom, w okopach których także byli Polacy, ostrzeliwani przez Austriaków i ich towarzyszy broni – Polaków. Niszczenie tych obelisków było więc także niszczeniem pamięci o naszych rodakach. Dziś w miejscach, gdzie się zachowały, są pielęgnowane przez właścicieli najbliższych posesji (tak jest np. w Guzicach).

Pomimo upływu lat, pomimo tego że na arenę dolnośląskich dziejów wkracza już czwarte powojenne pokolenie, pamięć o poprzednich właścicielach tej ziemi jest ciągle jakby wstydliwa. Większość samorządów ma kontakty z Heimatbundami, zrzeszającymi dawnych mieszkańców tych ziem, ale mało która gmina decyduje się na tablicę pamiątkową albo lapidarium. Organizacje pozarządowe i pojedynczy ludzie idą w stosunku do nich o krok naprzód, organizując spotkania i panele dyskusyjne. To chyba od nich będzie w końcu zależeć, czy uporamy się ze zmorą przedwojennej przeszłości.

«« | « | 1 | » | »»

aktualna ocena |   |
głosujących |   |
Pobieranie.. Ocena | bardzo słabe | słabe | średnie | dobre | super |

Reklama